Zapewne oglądanie reprezentacyjnej strony k-popu jest
dużo bardziej przyjemne. Na scenie i zdjęciach wszyscy są uśmiechnięci,
zadowoleni z życia i piękni jak polarne zorze. Aż miło popatrzeć. Gdy jednak
zajrzy się za kulisy, cały ten czar pryska jak bańka mydlana. Pozostaje jednak
podziw i ogromny szacunek, bo skoro są jednostki zdolne przetrwać w tak
ekstremalnych warunkach, nie ma niczego, czemu gatunek ludzki nie mógłby
podołać.
[eh, nie łatwe jest życie bożyszcza tlumów...
Rain]
Jak już zdążyliśmy sobie wcześniej stwierdzić (tutaj), koreański show-biznes to nie
jest miejsce dla mięczaków. Poza nadludzką odpornością fizyczną, niezbędna jest
równie silna (jeśli jeszcze nie większa) odporność psychiczna. Bo jakkolwiek
nie byłoby się uzdolnionym i pracowitym, wg managerów, szefów wytwórni,
choreografów, trenerów i nauczycieli śpiewu, zawsze jest to za mało. Próżno
wyczekiwać choć jednego dobrego słowa, a co lepsze, to wszystko ponoć dla
naszego dobra.
Rain wie
najlepiej, co to znaczy wymagający nauczyciel. Gdy w roku 2000 udało mu się wygrać
casting zorganizowany przez JYP
Entertainment, myślał, że właśnie złapał pana Boga za nogi. Pełen werwy i
zapału rzucił się w objęcia swojego mentora: Parka Ji Young. Zamiast ciepła
ojcowskich objęć spotkało go jednak spotkanie z glebą, gdyż pan Park ani myślał
tulić młodocianego artysty do piersi. Cokolwiek Rain by nie robił, niezależnie
jak bardzo by się starał i wypruwał sobie żyły, by zadowolić „trudną miłość”
(jak to w branży zowie się JY Parka), jedyne co słyszał, to wieczne utyskiwanie
i gromy.
[wirtuoz k-popu, trudna miłość, JYP]
Przez dwa lata Jung Ji Hoon (prawdziwe nazwisko Raina)
występował jedynie w charakterze tancerza tła u boku swojego mentora Ji Young
Parka. „Pamiętam, jak Ji Young Park
zmuszał mnie do powtarzania w kółko fragmentów choreografii.” Wspomina
Rain. „Jeśli nie wykonywałbym jego
poleceń, jego rozkazów co do joty, nie mógłbym zadebiutować jako piosenkarz.”
Nie tylko Rain wiedział, że szefowie agencji gwiazd są dla
młodych artystów jak panowie i władcy feudalni. Wszystkim trenującym pod
szyldem wytwórni doskonale wiadomo, że muszą być posłuszni, jeśli chcą dostać
szansę zaistnienia na upragnionej k-popowej scenie. Bo wbrew pozorom JY Park
nie wytrząsał się nad Rainem wyłącznie dla sadystycznej przyjemności. Jeśli
przyszły idol nie wykształci w latach swojego treningu skóry twardszej niż ta u
nosorożca, marne ma szanse na przetrwanie w show-biznesowym buszu po debiucie.
O tym, jak ciężko być idolem, przekonał się nie jeden nasz
skośny ulubieniec. Od ciągłej krytyki mediów, poprzez nigdy nie kończące się
żądania i oczekiwania fanów, utyskiwania „znawców gatunku”, na atakach anty-fanów i sasaeng-fanów skończywszy. A niech tylko ktoś przyłapie cię na
czymś nieprzystojnym! Cała, budowana przez wiele lat kariera może w ciągu
jednego dnia legnąć w gruzach. I nawet nie ma co się łudzić, że fani wesprą.
Jak jasno pokazuje przykład T-ARY (więcej
tutaj), droga od fanatycznego fana do
anty-fana jest bardzo krótka. Jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo jak w
przypadku Block B i ludzie wypisują
petycje, byś popełnił samobójstwo (więcej tutaj),
jedna niesprawdzona plotka i kontrahenci zrywają z tobą umowy o promowaniu
jakiegoś produktu (więcej tutaj). No
i jeszcze te ciągłe komentarze, porównania i plebiscyty na tego naj… Gdy
pojawisz się w miejscu publicznym bez uśmiech na twarzy i z lekko podkrążonymi
oczyma, następnego dnia będzie aż huczało, jak to masz depresję i umierasz z
przepracowania (to akurat może być prawda :P). Nieustannie porównują cię do tej
czy innej gwiazdy i zazwyczaj to nie ty jesteś na szczycie listy. Wścibscy fani
i dziennikarze wyśledzą choćby jeden milimetr więcej na twojej talii i nie
omieszkają ci tego wypomnieć.
[SNSD czyli Girls' Generation
zagrajmy w grę pt: "Znajdź grubasa"
zwycięzcy przywiozę z Korei jego ulubionego celebrytę pod pachą.
Powodzenia!]
Doskonale wie o tym Tiffany
z SNSD, która w czasie promocji
singla „Gee” została dosłownie
zmiażdżona falą krytyki za to, że ma nadwagę. Bo podczas jednego z koncertów
kostium nieco mocniej wpił jej się w ciałko. Wiele razy, po zakończonych
występach, zdarzało jej się płakać z tego powodu, bo każda kobieta wie, jaka to
przyjemność wysłuchiwać uwag pod adresem własnej wagi. A dla Tiffany życie i
próba dostosowania się do koreańskich realiów była wyjątkowo trudna. By
realizować swoje marzenie o zostaniu piosenkarką, wyjechała ze Stanów w wieku
lat 15-tu, zostawiając za sobą całą rodzinę. Podczas jednego z wywiadów, gdy
zapytano ją, jak sobie radziła sama w obcym kraju, powiedziała ostrożnie: „Jest w porządku, przyzwyczaiłam się już do
presji, ale myślę, że powinnam była zostać odrobinę dłużej w domu z moją
rodziną.”
[Jay Park]
Jay Park również
nie wspomina najlepiej swoich k-popowych początków. Jego kariera zaczęła się w
2004 roku, kiedy JYP Entertainment whaczyło utalentowanego b-boya w amerykańskiej
grupie tanecznej Art of Movement. Jak się okazało, Park Jeabeom (znany obecnie
jako Jay Park) potrafił nie tylko tańczyć, ale również nieźle śpiewać. Szybko
podpisano kontrakt i młody artysta wsiadł do samolotu z biletem w jedną stronę
w ręku. Tak jak Tiffany, zostawił za sobą rodzinę i wieku 17-tu lat, postanowił
podążać śladem swoich marzeń. Niestety, wychowany w Stanach młodzieniec nie
mógł się odnaleźć w koreańskiej rzeczywistości. Bez rodziny i przyjaciół,
zmuszany do pracy po 16-cie i więcej godzin na dobę, w okresie burzy i naporu,
nie ma co się dziwić, że trudno było mu dławić w sobie narastającą frustrację.
Któregoś dnia wylał wszystkie swoje żale na koncie na Myspace, wyznając, że
nienawidzi Korei, że kraj jest „gejowski” (mówiąc o czymś „gay” po angielsku,
oprócz oczywistego ma to inklinacje bardziej w stylu „durny i beznadziejny”) i „popieprzony”…
Wtedy owe komentarze przeszły bez echa. Do czasu.
Do czasu aż 2PM,
którego liderem stał się Jay Park pod jakże czułymi skrzydełkami JY Parka,
zaczął odnosić sukcesy. W 2009 roku fani (tudzież anty-fani) dokopali się do
starych wpisów na Myspace i rozpętało się piekło. Koreańczycy dość czuli są na
punkcie swojego niewielkiego, a pięknego kraju i wszelkiego typu krytyka nie
jest mile widziana. A już na pewno ze strony młodocianego „wlozka*” z Ameryki, któremu się wydaje! Reakcje
łatwo sobie wyobrazić. Wszystko, co żyw, naskoczyło na Jay Parka, gromiąc,
kopiąc i opluwając. Media, fani, niektórzy producenci muzyczni i „netizeni” nawoływali
do wydalenia go z 2PM, niektórzy posunęli się nawet do pomysłu wygnania
chłopaka z granic Korei. Były też petycje, by popełnił samobójstwo (widać taki
trend w Azji…). Umęczony Jay Park przeprosił:
„Gdy przyjechałem do
Korei byłem (jeszcze) w liceum. Nie wiedziałem wiele o Korei ani o języku,
nawet jedzenie było inne. […] Komentarze, które napisałem, były emocjonalnym
wyrazem niezadowolenia z mojej ówczesnej sytuacji… Szczerze za nie przepraszam.”
… i wrócił do rodzinnego Edmonds w Stanach.
[Jay Park jeszcze jako lider 2PM]
Przed wyjazdem Jay Park zapowiedział jednak swoim kolegom z
2PM, że „wróci jako lepsza osoba”. I
najwyraźniej słowa dotrzymał.
Nie zdążył nawet dobrze ochłonąć po całej aferze, gdy w Korei
nastroje jak szybko rozgorzały, tak i szybko opadły. Ci, którzy jeszcze kilka
dni temu nawoływali do chwycenia za widły i pogonienia Jay Parka za morze,
nagle zatęsknili za utalentowanym liderem 2PM. Sieć zalała fala komentarzy w
stylu „Tęsknimy” i „Jay, wróć!”, znów pojawiły się petycje i nawoływania, tym
razem jednak w zupełnie innym tonie. Ten i ów walnął się w piersi, przyznając
do winy, że chyba go nieco poniosło. A Jay Park siedział sobie w swoim domku i
unosił brew w niedowierzaniu coraz wyżej…
Najwyraźniej szczerość przeprosin i nawoływań ruszyła Jayowe
serce, bo zdecydował się na powrót do branży. Nie podjął się już jednak
występów w zespole. Rozpoczął solową karierę i jak zapewne większość
czytelników wie, radzi sobie całkiem nieźle.
[fani Jay Parka zrobili nawet ściepę, żeby wynając samolocik z taką oto wiadomością
przytroczoną do maszyny. Samolot przeleciał nad Seattle o 1:59 pm]
W świetle przedstawionych faktów, metody wychowawcze
„trudnej miłośc” JY Parka przestają być aż tak nieludzkie. Wrażliwe psychicznie
jednostki nie mają szans odnaleźć się w brutalnym świecie show-biznesu. Dla ich
własnego dobra lepiej, żeby odpadli w przedbiegach, niż później mieli skończyć
smutną śmiercią, jak stało się np. w przypadku Park Yong Ha, gwiazdy serialu „Winter
Sonata”. Aktor popełnił w 2010 roku samobójstwo, gdyż nie potrafił poradzić
sobie z wybuchłą nagle sławą.
Rain również nie narzeka, wspominając swoje debiutanckie
lata w JYP Entertainment. Agencja gwiazd, którą założył pod patronatem swojego
mentora, J. Tune Entertainment, ma
pod skrzydłami boys band MBLAQ.
Poczynając od stylu w tańcu, poprzez muzykę i sposób promocji, chłopcy są
wiernymi kopiami swojego mistrza. Trenując ich, Rain odwołał się do doskonale
mu znanej metody „trudnej miłości”. Tu nie ma miejsca na komplementy i klepanie
po pleckach. Jest pot i łzy. Rain potrafił nie odzywać się do swoich
podopiecznych przez tydzień, by zmotywować ich do jeszcze większego wysiłku. No
i najwyraźniej się opłaciło, bo MBLAQ z roku na rok zyskuje na popularności.
[Rain w wydaniu "trudna miłość"]
Bo jak już mówiłam, koreański show-biznes to nie jest
miejsce dla mięczaków…
Poprzednie części
cyklu o kulisach k-popu:
Więcej na temat:
Muzyka/Idole (w dziale „Z życia azjatyckiego celebryty”)
Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
* wlozek –
imigrant, dla niezaznajomionych z dialektami ;)