niedziela, 29 września 2013

Debiuty 2013 – część II (boys bandy)

Witam ponownie w moim zupełnie subiektywnym przeglądzie świeżynek na koreańskim rynku muzyki pop w roku 2013. Jeśli ktoś jeszcze nie miał szansy zapoznać się z dziewczętami, które debiutowały w tym roku, zapraszam do przeczytania części pierwszej zestawienia tutaj. I od razu przypominam (zaznaczam?), że przegląd, a już na pewno przegląd subiektywny, ma to do siebie, że prezentuje tylko to, co autor zestawienia uznał za godne uwagi. Chyba nikt nie oczekiwał, że będę tu czynić kwieciste opisy wszystkich 36 debiutantów ;)


OK, odpuśćmy sobie wstępy i weźmy się do pracy! Zobaczmy, cóż takiego przygotowali dla nas panowie.


Po przydługim opisie dokonań dziewcząt, przyszedł czas na trochę testosteronu. Bo mimo, że pląsające chłopaki są niemalże gołowosne, to aż kipią męskim hormonem. Mało kto udał się utartym szlakiem cukierkowej słodyczy i postawiono w większości przypadków na kuszące niebezpieczeństwo. Mamy gangsterów pełną gębą, mamy uciekinierów zza krat, mamy krwiopijne wampiry i trochę klasycznej seksowności z pocieraniem usteczek i całym arsenałem podstępnych tricków, mających na celu łamanie niewieścich serc.

[Jeeeej, chłopaki! Na podbój dziewczęcych serc! Fighting!
LC9]

Koncept gangsterski wydaje się być jednak motywem przewodnim roku 2013 zarówno wśród boys jak i girls bandów. I naprawdę nikt, ale to nikt nie zrobił tego tak dobrze, jak BTS! Albo Bongtan Boys, albo Bangtan Sonyeondan, jak kto woli. Jak zwał, tak zwał, ale chłopaki wymiatają! Ich debiutanckie „No more dream” zauroczyło mnie od pierwszego przesłuchania, chociaż wtedy nie zwróciłam jeszcze uwagi na ich ponad przeciętne umiejętności taneczne. Bo oryginalne MV jakoś mnie nie rzuciło na kolana. Ot, takie tam, groźne miny strzelane do obiektywu przez nastoletnich chłoptasiów, trochę dymu, ognia i malowania graffiti… Ale zupełnym przypadkiem natknęłam się na nagranie z ich tanecznego studio, gdzie ćwiczyli choreografię i… przepadłam! Nie wiem kto wymyśla im układy, ale kocham tego człowieka i chcę JESZCZE! Chłopcy wykonują taniec z nieludzką precyzją i pomimo, że widziałam to video z 30 razy, wciąż nie mam dość. Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał o BTS może z czystym sercem olać oryginalny klip i od razu klikać w wersję taneczną! Tutaj dance practice do „No more dram” a tutaj do „We are bulletproof pt2”. Do teraz nie mogę się zdecydować, która choreografia podoba mi się bardziej. Chłopaki, ćwiczcie, ćwiczcie, bo ja chcę WIĘCEJ! :D

[BTS]

Innym godnym przedstawicielem nurtu: „nie zadzieraj ze mną, bo ci oklepię paszczę”, jest LC9 (skrót od League of Competition #9. Poważnie, agencje gwiazd i ich pomysłowość…). Kiedyś już wspomniałam co nie co na ich temat na fan pejdżu, więc może ktoś kojarzy klip, w którym chłopcy nie oszczędzają się zupełnie i leją po mordach, aż krew tryska… Nie żebym była fanką agresji i brutalności, ale jakoś tak klip dobrze wpasowuje się w rytm muzyki i przyjemnie się patrzy, jak chłopaczki się regularnie okładają. Takie pranie portków z uśmiechem na ustach każdej ze stron konfliktu… Jakby tego jeszcze było mało, Ga-In (z Brown Eyed Girls) dosładza całą tą kompozycję swoim czarownym głosikiem. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, warto zobaczyć!. LC9 i ich „Mama beat” (przewrotny tytuł, przewrotny…) do obejrzenia tutaj.


Chłopaki wypuścili też dance version do tej piosenki, która na początku wprowadziła mnie w stan mocnego zakłopotania, bo nagle na ekranie zaczęło mi pląsać aż 12-tu chłopa! @___@ Jednak okazuje się, że zespół liczy „jedynie” 6 członków, a reszta to widocznie tancerze tła. W każdym razie dance version mocno gryzie się z MV, bo po takim laniu mord i rozbryzgach krwi, gdy przychodzi nam zobaczyć chłopców odzianych w biel tudzież różowe garniaczki z kwiatkami z migoczących kamyczków… odczuwa się pewien dysonans… Można zobaczyć, ale nie ma konieczności. Jakby co, link tutaj.

Jeśli jeszcze nie dość Wam niegrzecznych chłopców, polecam zapoznać się z „Throw itEgo Bomb (piękne połączenie nazwy zespołu z ich debiutanckim singlem… Podoba mi się. Ciekawe tylko, czy to dzieło przypadku ;p) tutaj. Klip jest bardziej niż pocieszny i mniemam, że tak nieudolnej ucieczki z kicia świat jeszcze nie widział. Piosenka jest przyzwoita, klip wywołuje uśmiech na ustach, czegóż można chcieć jeszcze? No, może tylko tego, żeby ktoś rozplątał tego biedaka, bo te gangsterskie warkoczyki mu bardziej niż nie służą…

[Ego Bomb i nieszczęsne warkoczyki]

M.Pire posunął się jeszcze dalej w swojej kreacji i odpuścił sobie oklepane spluwy tudzież prostackie używanie pięści. Oni przeszli na drugą stronę mocy… Mroczną stronę mocy… Uchhh… Aż ciarki przechodzą po plecach, co? Właściwie to czułam się nieco zdziwiona, że agencje nie za bardzo podchwyciły wampirycznego trendu wcześniej, bo po takich hitach jak „Zmierzch” czy „Vampire’s diary” itp. można by spodziewać się zalewu krwiopijców w k-popie. Widocznie Korea nie oszalała do tego stopnia na punkcie umarlaków. Jak wyszedł chłopakom romans z ciemnymi mocami? Jak dla mnie, to dość cienko popiskują te wampirzątka, ale doceniam szczery gest, odradzający kumplowania się z nimi. Debiutancka piosenka M.Pire „We can’t be friends” do przesłuchania tutaj.


Tak na marginesie tylko dodam, że chłopcy nie są jedynymi, którzy w tym roku związali się z mroczną naturą rzeczy. Panienki z Queen B’z też postanowiły oddać się nieczystym mocom i w klipie do piosenki „Bad” przemieniają się w demony. I tak jak M.Pire nie wydaje się być aż tak niebezpieczne, bo nałożone na nich ograniczenie wiekowe to tylko 12+, tak panie poszły po całości i ich MV nie nadaje się w ocenie władz dla dziecięcych oczu i dostało oznaczenie 19+! A czemu to tak? U Queen B’z sporo jest niedwuznacznego wicia się i wynurzania z odmętów ciemnych wód, co, jak mniemam, nie uszło uwadze strażników moralności. Pomijając już, że wyuzdane tańce na krześle tortur są po prostu dość niesmaczne. Dla ciekawych, klip do obejrzenia tutaj. Bo słuchać za bardzo to nie ma czego…


Zostawmy te grząskie grunta i posłuchajmy czegoś przyjemniejszego dla ucha. Może i M4M nie prezentuje niczego innowacyjnego, ale piosenka naprawdę wpadła mi w ucho, szczególnie to miłe pianinko na początku. Pomimo nazwy piosenka nie jest taka smutna. Warto poświęcić jej 4 minuty, klikając tutaj.

Inną przyjemną dla oka i ucha produkcją jest „Dreamer” od HISTORY (do posłuchania tutaj). Nie wiem czy zespół faktycznie przejdzie do historii, jakby tego chcieli jego twórcy, czy zaginie w odmętach niepamięci, ale początek swojej kariery mają przyzwoity. Zazwyczaj nie przepadam za stylizacjami a’la stary musical, ale tym razem, jakoś tak wyszło zgrabnie.


I na koniec jeszcze mała wzmianka o zespole Airplane. Twórcy przeszli sami siebie nazywając boys band samolotem, a ich fanklub lotniskiem… (Airport). Nie wyzłośliwiajmy się jednak aż tak dużo. Chłopcy zebrali sporo dobrych recenzji, chwalących ich umiejętności wokalne (to ci dopiero, w branży muzycznej ktoś umie śpiewać, wooow). Mnie jakoś nie powalili ani urokiem osobistym, ani doniosłością muzycznych dokonań. Za to zastanowili, czemu prześladują i śledzą biedną dziewczynę, która najwyraźniej nie ma chęci z nimi gadać. No i mniemam, że fakt, iż adresatką ich tęsknych wołań jest dziewczyna z zachodu, ma być ukłonem w stronę zagranicznych fanów. Biedne Koreanki, musiały się poczuć odepchnięte. Nie wiem jak Wy, ale ja póki co nie wsiadam do tego samolotu. Popatrzę, czy ten wehikuł w ogóle gdziekolwiek wzleci, potem się ewentualnie zastanowię. A Ci którzy chcą zobaczyć i posłuchać jak warczą silniki tej maszyny, zapraszam tutaj (a cieniutko warczą, cieniuuuuuutko).


To tyle by było moich osobistych preferencji. Dla tych, którym mało jeszcze koreańskich świeżynek, odsyłam do tej listy i własnych poszukiwań. K-pop szykuje nam jeszcze kolejne nowości w dalszej części roku. Zadebiutuje jeszcze nie znany, ale już słynny WINNER od YG (więcej na temat tutaj), szykuje się też girls band z dziewczyną z Francji, która bynajmniej nie ma koreańskich korzeni, tak więc nie będziemy się nudzić.

A jakie są Wasze ulubione debiuty póki co? Dajcie znać w komentarzach!

czwartek, 26 września 2013

Debiuty 2013 – część I (girls bandy)



Dzisiaj będzie coś podyktowanego waleriankowym szaleństwem. Z bliżej niezbadanych powodów naszła mnie myśl, by zaznajomić się z wszystkimi tegorocznymi debiutantami na koreańskiej scenie muzycznej. Jeśli źródła się nie mylą, było ich póki co (a przypominam, iż nawet wrzesień się jeszcze nie skończył) trzydziestu sześciu. Trzydzieści sześć duetów, triów i zespołów z bardziej lub mniej nieprzebraną ilością członków… Czego nie robi się w imię nauki! ^^


Trzeba uczciwie przyznać, że poziom tegorocznych debiutów jest naprawdę wysoki! Większość piosenek była przyzwoita, choreografie przyjemne dla oka i idealnie wykonane, klipy profesjonalnie zmontowane. Przyjemnie było popatrzeć. Nie ma jednak możliwości, by w takim tłumie wszyscy mogli przebić się do świadomości ogólnej. Ale jak już mówiłam, czego nie robi się dla swoich ukochanych czytelników! ^^ By ułatwić życie tym, których k-popowe szaleństwo nie sięgnęło jeszcze mojego stopnia, poniżej przedstawiam zupełnie subiektywny przegląd koreańskich świeżynek 2013-roku!

I jako, że znowu się rozpisałam, post musi zostać ciachnięty na pół. Dziś zapraszam na przegląd girls bandów, a męskich świeżynek oczekujcie już bardzo niebawem! Weźmiemy ich sobie pod lupę i przyjrzymy się im bardzo, bardzo uważnie! ^^

                             
Szaleństwo! Zaczynam od pań! Stali czytelnicy pewnie złapali się w tym momencie za głowy z niedowierzania, bo dotychczas mogli zaobserwować, że moje zainteresowanie śpiewającymi paniami było co najmniej… średnie. Przyznaję jednak, że całe moje podejście do k-popu ewoluowało i na chwilę obecną aspekt wizualny aż tak bardzo nie przesłania mi całokształtu. Biorąc pod uwagę mój już nie-nastoleni wiek oraz serce ustrzelone mocno zaostrzoną strzałą Amora, pląsający i strzelający sexy sexy miny do kamery chłopcy najzwyczajniej mnie nie ruszają. Rzekłabym nawet, że drażnią mnie te drapieżne spojrzenia, rozchylone wargi i nadpobudliwe ręce nieustannie ocierające się o twarz i muskające usta, chociaż żeby tylko trzymały się twarzy… Pomijając, że gdyby mnie ruszali, musiałabym dołączyć do szanownego grona pedo noon, za co podziękuję.


W każdym razie, do czego zmierzam: boys bandy zrobiły się mocno przewidywalne. Właściwie są trzy wersje: albo chłopcy pozują na koreańskich blokersów w stylu gangsta, albo chwytają się klasycznego konceptu: jestem tak hot hot, że aż para uszami mi leci, albo wciąż eksploatują sędziwe aegyo. Serio, temu ostatniemu to już powinni dać odejść na emeryturę, bo niedługo zacznie potykać się o własny, siwy wąs…

Nie żeby panie czyniły jakąś rewolucje w k-popie. Większość wciąż opycha znane schematy, chociaż… Zdarzają się chlubne wyjątki. Zespół Odd Eye totalnie zelektryzował moją uwagę, a ich debiutancka piosenka dosłownie wcisnęła mnie w fotel. Zupełnie nie przypomina niczego, czego można by się po k-popie spodziewać. Jak doskonale wiecie, epickie opisy muzyki nie są moją mocną stroną, więc zapraszam do własnousznego wysłuchania „Catch me if you cantutaj.

[Odd Eyes]

Każda z dziewczyn tworzących zespół studiowała muzykę klasyczną, jednak postanowiły spróbować swoich sił w muzyce popularnej. Do mnie osobiście zestawienie instrumentów smyczkowych z popowym beatem przemawia, więc z ciekawością czekam na kolejne nagrania grupy.

Inny girls band, który wybił się w moich oczach ponad przeciętność, to Globa Icon (ambitna nazwa tak btw…). Ich „Beatle” (do zobaczenia i posłuchania tutaj) jest bardziej niż uzależniające i totalnie podpada pod mój gust, więc piosenkę uwielbiam. Pomimo tego uroczego promowania klocków Lego na wstępie poprzedzonego jeszcze bardziej uroczym „antesien, atensie”. A może właśnie dla tego? ^^


Podoba mi się też koncept grupy. Pomimo, że w tym roku całkiem sporo jest dziewczęcych grup pozujących na twarde dziewoje co to bez kija nie podchodź (np. Delight Mega Yak”,2 EyesDon’t mess with me”), to w przypadku GI stylizacja wypada najbardziej przekonująco. One nawet nie silą się na bycie seksownymi. Żadnych wyuzdanych póz i przeciągłego pocierania się tu i ówdzie. One po prostu robią swoje, są pewne siebie i przez to kipią seksapilem. Choreografia też zupełnie nie przypomina niczego, co znamy już na pamięć z występów innych girls bandów. Wygląda jak kawał dobrze przemyślanego tańca, przygotowanego dla chłopaków. Bo niestety w k-popie bardzo często taniec w wykonaniu dziewcząt równa się kręceniem pupą i rzucaniem kłakiem, podczas gdy to chłopaki wyciskają z siebie siódme poty, przygotowując akrobatyczne wręcz choreografie. Co nie co więcej na ten temat wspomniałam tutaj.

[Ladies’ Code]

Sporo szumu, jak zauważyłam, narobiło się wokół Ladies’ Code. Nie no, nie twierdzę, że ich „Bad girl” jest złe… Jest całkiem przyzwoite, jednakowoż… Jakoś nie przebiło się w moich uszach ponad przeciętność. A już ta końcówka klipu, podczas to której panienki wystrzeliwują cały arsenał broni w bogu ducha winne ściany… Pozwolę sobie to przemilczeć… Aczkolwiek ich umiejętności składania origami budzą respekt.

[ja rozumiem, że z przepracowania i wiecznego niedosypiania można się pomylić i nawet zamotać się w kolejności zakładania na siebie odzieży, ale że nikt z ekipy dziewczyny nie uświadomił, pozostaje zagadką uniwersum…]

Jest jednak zespół, którego obecności nie da się pominąć milczeniem. Heart Rabbit Girls (kto wymyśla te nazwy, bez kitu…) uczyniły coś, co myślałam jest niemożliwe, ale po obejrzeniu ich debiutanckiego klipu (do zobaczenia tutaj, aczkolwiek NIE POLECAM!), poczułam się jak pedo eonni! No olagoba! Ja już chyba naprawdę robię się stara i zgrzybiała i nie rozumiem współczesności, ale to… To było za dużo jak na moje wrażliwe oczy. Managerowie zespołu, którzy wcisnęli pełnokształtne (o ile można o jakichś kształtach mówić wśród dziewcząt z k-popowych grup) kobiety w stroje wyciągnięte z szafy ich pięcioletnich siostrzyczek, powinni się smażyć w piekle za propagowanie pedofilii! Bez żartów, poczułam się zniesmaczona stylizacją tych dziewcząt i słowo aegyo wcale nikogo tu nie tłumaczy! Kłóćcie się ze mną ile chcecie, piszcie, że przesadzam i że grzyb mnie porasta! Nie dbam o to! Pedofilii mówimy zdecydowane NIE!

[no nie mogę na to patrzeć, nie mogę!]

A teraz na złagodzenie klimatów polecam jeszcze przesłuchać sobie dwie, zdecydowanie mniej kontrowersyjne świeżynki, wspomniane wcześniej 2eyesDon’t mess with me” i PurplayLove and remember”. Obie piosenki miłe dla ucha i godne poświęcenia 4 minut. A dla miłośników smętków pozostaje zaznajomić się z PASCOL i ich „Let’s eat together sometimes”. Jak nie przepadam za smętkami, to ten jest naprawdę ładny.

[2eyes]

No, to by z grubsza było. Niebawem część druga świeżynek 2013 roku! Do zobaczenia na dniach! ^^

sobota, 21 września 2013

Kulisy k-popu: Ile człowieka w celebrycie?

Czy jest coś, do czego nie posunęłaby się agencja, by wypromować swoich podopiecznych na gwiazdy i zagarnąć tym samym grubą forsę? Patrząc na ostatnie działania YG Entertainment, można mieć pewne wątpliwości.


Większość pewnie słyszała już o popularnym programie Who is next: WIN. Jest to reality show produkowane przez YG Entertainment, dokumentujące losy dwóch grup trenujących pod skrzydłami tej agencji chłopców. W cotygodniowych odcinkach możemy oglądać przygotowania uczestników do comiesięcznej ewaluacji, podczas której będą musieli zaprezentować nową piosenkę i układ taneczny. Celem programu jest wyłonienie zwycięskiego teamu (poprzez głosowanie widzów), który zgodnie ze słowami agencji „zadebiutuje w dzień po emisji ostatniego odcinka show”. Co z przegranymi? No cóż… „grupa może zostać rozwiązana, albo wymienimy kilku jej członków. Nie da się niczego przewidzieć”.

Brzmi dość brutalnie? Ależ nikt się tego nie wypiera! Wytwórnia na oficjalnej stronie z opisem programu stwierdza: „Program może wydawać się bezwzględny, jednak jest to rywalizacja, której żaden profesjonalny artysta nie może uniknąć w tej branży. Będzie to program portretujący rzeczywistość w najbardziej transparentny sposób.” Acha… Więc aby ułatwić swoim podopiecznym życie, YG postanowiło rzucić swój narybek na pożarcie publiczności. Skoro tak czy owak będą zmuszeni zmierzyć się z „bezwzględną rywalizacją”, czemu nie zafundować im tego na starcie, pod obstrzałem kamer 24h na dobę 7 dni w tygodniu. Co tam, że część chłopców nie ma skończonych nawet 18-tu lat. Niech od małego uczą się, że w życiu nie ma lekko.

[w grupie B znajduje się dwóch chłopców, którzy mają 16 lat i jeden 17-nastolatek. Pozostali to dwie osiemnastki i jeden 19-nastolatek]

Im dłużej interesuję się koreańskim show biznesem, tym częściej zadaję sobie pytanie, ile jeszcze z ludzi pozostało w większych i mniejszych gwiazdkach szklanego ekranu. Czy managerowie agencji gwiazd patrzą na swoich podopiecznych jeszcze jak na drugiego człowieka, czy jak na produkt. A właściwie to półprodukt, który trzeba odpowiednio urobić, doprawić, wstawić na określony czas do pieca i voila! Gorące ciacho ląduje na stole, wzbudzając aplauz zebranych!

Niemal w każdym człowieku siedzi głęboko zakorzeniona potrzeba uznania i znajdowania się w centrum uwagi. Bardziej lub mniej rozwinięta, bardziej lub mniej uświadomiona, ale gdzieś tam jest. Nie potępiam nikogo, kto chce zrobić użytek ze swojej ładnej buzi albo rzucającego na kolana głosu i zdobyć krajową albo i światową sławę. Marzenie by zostać piosenkarzem, aktorem czy modelką nie jest niczym złym a mieniący się złotym blaskiem świat celebrytów musi kusić młodych i uzdolnionych. Niby mówi się o tym, jak ciężki jest to los, jak wiele będzie wymagał wyrzeczeń i pracy ponad siły, ale czy dzieci (bo właśnie dzieci rekrutuje się jako materiał na potencjalne gwiazdy) zdają sobie w pełni sprawę na co się piszą, przestępując próg danej agencji? Mocno nie sądzę. Skoro nawet rodzice nie są w stanie w pełni ocenić sytuacji i na co zgadzają się, oddając swoją pociechę na trening, jak można oczekiwać od kilkunastoletnich rekrutów, że wiedzą, co robią? Jeśli któryś z koreańskich gigantów wybierze ich jako swoich trainees, jedyne co odczuwają w tym momencie to euforię, jakby chwycili pana Boga za nogi. Zgadzają się więc na wszystko, byle tylko ich marzenia mogły się spełnić.


Agencje wiedzą o tym doskonale i wykorzystują to do granic przyzwoitości. Niewolnicze kontrakty, nadużycia władzy, poniżanie, czasem i molestowania na tle seksualnym (o tym niebawem)… K-pop nie zawsze jest cukierkowo słodki. Władza absolutna deprawuje, a szefowie i managerowie agencji taką władzę posiadają nad swoimi podopiecznymi. Przywołując astronomiczne liczby chętnych na miejsce każdego trenującego, firmy zmuszają swoich trainees do ślepego posłuszeństwa. W tej branży naprawdę przetrwać mogą tylko ci najbardziej zdeterminowani, a więc i tacy, którzy zgodzą się na każdy szalony pomysł, byle tylko utrzymać swoją pozycję i mieć szansę na debiut.  

Będąc trainee jest się właściwie ubezwłasnowolnionym. Szefowie agencji oraz managerowie posiadają status bliski bogom i nic nie podlega dyskusji. Pomijając utrwaloną w koreańskim społeczeństwie hierarchię bazującą na wieku, gdzie starszy ma zawsze rację i należy mu się odpowiedni szacunek, to jeszcze nakłada się na to drabina profesjonalnych zależności, która jest równie, jeśli nawet nie silniejsza. Po prostu starszemu/wyżej w hierarchii się nie podskakuje i koniec. A managerowie i bez tego mają wystarczająco narzędzi, by podporządkować sobie trenujących pod ich skrzydłami młokosów. W końcu to oni mają więcej doświadczenia i wiedzy, wypromowali już w swoim życiu nie jedną gwiazdę, więc po co mieliby w ogóle tracić cenne sekundy, wysłuchując jaki pomysł ma na siebie i swoją karierę dany dzieciak. Młodzi dostają na tacy gotowe piosenki i układy choreograficzne, na próby przyjeżdżają wybrane przez szefów kostiumy, a pan czy też pani fryzjerka i tak wiedzą lepiej, w jakiej fryzurze będzie im do twarzy. Uczą się jak odpowiadać na pytania podczas wywiadów, by nie wypaść głupio, a jakakolwiek próba okazania ludzkich uczuć, czy dezaprobaty kończy się połajanką, że jeśli się nie podoba, zawsze można wyjść z sali ćwiczeń i już nie wrócić. To tyle. Przyjęli? WYKONAĆ!

Obawiam się, że już po kilku miesiącach takiego treningu w młodocianych umysłach muszą następować poważne spustoszenia i zachwiania poczucia własnej wartości, by nie powiedzieć własnej osoby… A przeciętny trening na gwiazdę trwa 3-5 lat. 2-3 lata to absolutne minimum, choć i zdarzają się rekordziści, którzy spędzili w szeregach rekrutów ponad 10 lat! Choćby taki BIGBANG szykował się do swojego debiutu 7 długich lat. Co dzieje się z ludzką psychiką przez tak długi czas prania mózgu? Lepiej się nie zastanawiać…


Wracając do YG. Tak więc panowie z agencji wykoncypowali sobie, że po co ryzykować wypuszczenia na rynek dwóch boys bandów, kiedy można zaprezentować publiczności 11 chłopców na raz i pozwolić, by to widzowie wybrali tych, których polubili najbardziej. Dla firmy czysty zysk: wyprodukowany minimalnym kosztem reality show będzie promował od razu wszystkich uczestników, zwycięski zespół ze startu będzie miał pokaźną fan bazę i odpowiedni medialny szum wokół siebie, co dobrze wróży jego przyszłości. Przegrani… No cóż… Mogli postarać się bardziej. YG podniesie ręce do góry i powie, że przecież to nie oni zadecydowali o ich losie, a publiczność. Minimum ryzyka, maksimum profitów. Bardzo sprytnie!

Tyle tylko, że zamysł wydaje mi się być dość wątpliwy moralnie. Czy uczestnicy mieli w ogóle jakiś wybór, czy chcą wziąć udział w programie i znajdować się pod nieustannym obstrzałem kamer przez 10 tygodni? Pewnie dostali propozycję nie do odrzucenia: albo bierzesz udział w programie i masz szansę zadebiutować po jego zakończeniu, albo będziesz cieszył się statusem trainee jeszcze przez dłuuuuuuuugie lata. Nie mówiąc już o tym, że kto jak kto, ale firma z pozycją i wpływami jakie posiada YG nie powinna w ogóle uciekać się do podobnych środków, by wypromować swoich podopiecznych. Jeśli tak szanowani giganci, którzy jeszcze do tego szczycą się uczciwym traktowanie swoich pracowników, nazywając ich rodziną (YG Family), to lepiej nie myśleć o tym, co może wpaść do głów innym, nieco bardziej zdesperowanym szefom mniejszych wytwórni.


Generalnie można zaobserwować trend, jakoby agencje gwiazd szczyciły się tym, jak podle traktują swoich trainees. YG otwarcie przyznało, że program jest „bezwzględny”, ale już w kolejnym zdaniu stwierdza, że taki jest show biznes, więc postawmy przed tym kamerę i przekujmy ludzkie dramaty na rozrywkę dla mas. Tak samo głośny dokument o Nine Muses, przygotowany dla BBC i wyświetlony podczas międzynarodowego festiwalu filmowego w Amsterdamie w zeszłym roku, został akredytowany przez agencję dziewcząt, Star Empire. Stacja Al Jazeera przygotowała raport o pracy ponad siły dziewcząt z grupy Rania i podobnie jak w przypadku „Nine Muses of Star Empire” i ten film został pobłogosławiony przez agencję zespołu (więcej tutaj).


Przesłanie wydaje się być jasne. Biznes jaki jest, taki jest. Po co się z tym ukrywać? Lepiej przyznać się otwarcie i uczynić z tego ogólnie znaną i akceptowaną prawdę, niż usiłować cokolwiek zmienić. Bo czemu by zmieniać coś, co świetnie działa i przynosi profity? A że złamie się charakter i być może całe życie kilku młokosom… No cóż… Taka jest cena sławy. Agencjom na pewno dużo łatwiej pracować z gwiazdami, które są jej poddańczo posłuszne. Kontrolując wszystko, co tylko można, od planu dnia, poprzez dietę, do tego z kim i kiedy można się spotkać i czy można mieć chłopaka/dziewczynę, czy nie, minimalizuje się ewentualne niebezpieczeństwa związane ze skandalami i osłabnięciem motywacji danego delikwenta do ciężkiej pracy. A jak ciężko pracuje się w koreańskim show biznesie można przeczytać chociażby tutaj.

W wspomnianym wyżej dokumencie o Nine Muses, Sera (jedna z dziewcząt z zespołu) stwierdza pod koniec filmu: „Nie wiem czy to co powiem, będzie przydatne, ale to co się zmieniło, to przed debiutem było między nami człowieczeństwo. Wtedy to miałyśmy. Ale już tego nie ma.

[Sera z Nine Muses]

I niech ten cytat posłuży za puentę dzisiejszego postu.

Więcej na temat:
Seria o kulisach k-popu:
Część II: Presja
Część III: Najmłodszy w rodzinie

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 20 września 2013

Walerianka is not dead! ^^




Woooooooooooow… Długo mnie tu nie było, prawda? Skandalicznie długo. Spora część czytelników pewnie już pogrzebała mnie w odmętach niepamięci, aczkolwiek nawet po tak długim czasie niebytności w cyber sferze dostaję przemiłe listy z zapytaniem, kiedy pojawi się kolejny post. Kilka dni temu dostałam mail od stowarzyszenia Uroboros, które organizuje w Warszawie konwent pt. Away from Keybord. Ktoś ze stowarzyszenia uznał najwyraźniej, że moje dokonania są na tyle inspirujące, by zaproponować mi poprowadzenie prelekcji na temat podróży, kultur Azji i generalnie co tam uznam za stosowne.

Szczęka mi co nie co opadła, bo jak długo żyję, nie wpadło mi do głowy, że ktoś mógłby chcieć mnie mieć na swoim konwencie w charakterze VIPa i wykładowcy! @___@ Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, uświadomiłam sobie, że ten blog musi jednak coś znaczyć i żal rzucać go na pożarcie wirusom i oczyszczarkom blogspota…


Co do konwentu to niestety nie mam jak wziąć w nim udziału (choć przyznaję szczerze, pokusa jest silna! Ach te moje gwiazdorskie ciągotki ;), bo znów jestem w Chinach. Generalnie ostatnie pół roku było dość intensywne, stąd zaniedbania na blogu. Teraz Chińczyki się wycwaniły i blokują wszystkie możliwe darmowe serwisy proxy więc nie mam nawet jak zlogować się na blogspocie, o zobaczeniu facebooka nawet nie wspominając. Całe szczęście, że posiadam moją niezastąpioną prawą rękę – siostrę, która zamieszcza moje wypocinki.

Wszystkim, którzy pomimo długiego czasu oczekiwania o mnie nie zapomnieli, bardzo, bardzo dziękuję! Wszystkie maile i komenatrze, jakie od Was dostaję naprawdę wiele dla mnie znaczą i motywują mnie do wysiłku i wykrojenia chwili dla moich zakurzonych już nieco k-popowych zboczeń! ;) W przygotowaniu znajduje się nowy post, który ukarze się jutro, tak więc zapraszam do lektury już niebawem! ^^

Przypominam również, że można mnie czytywać na łamach magazynu Asia On Wave! W każdym numerze czekają na was co najmniej 3 moje artykuły ;)

Jako, że mam pewne zaległości w k-popowym świecie, macie jakieś propozycje tematów, które powinny się tu pojawić i o których chcielibyście poczytać? Dajcie znać w komentarzach albo piszcie prosto na e-mail!

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i do zobaczenia niebawem! ^^

[Walerianka czuwa!]
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...