niedziela, 28 września 2014

Ploteczki z Japonii

Po tych wszystkich przyciężkich tematach, nic tak nie poprawia poczytności i humoru, jak garść pikantnych ploteczek. Generalnie mi to wisi i powiewa, co tam prywatnie wyrabiają gwiazdy show-biznesu, jak długo ich działania nie szkodzą innym (do tego piję). Czasem jednak trudno oprzeć mi się pokusie powyzłośliwiania się nad tym i owym w obliczu powagi problemów, jakie nękają idoli.

[Mecha High]

Kilka dni temu miałam wesołą sesję z Asianjunkie.com i Aramajapan.com, gdzie odkryłam całe morze skandali, w jakim taplają się j-popowe gwiazdy i gwiazdeczki. Albo miałam szczęście i  ostatnie kilka tygodni było pod tym względem łaskawe. Jak by nie było, bawiłam się nieźle.

Mecha High i sercowe kłopoty

Najlepszym newsem dnia była bez wątpienia informacja o żądaniach odszkodowania od fanów, którzy umawiali się na randki z kilkoma dziewczynami z grupy Mecha High. Dziewczęta miały w kontrakcie zakaz randkowania, a mimo to dwie z nich (Yuki Miho i Miura Sena) pozwoliły sobie na romantyczne uniesienia, o zgrozo, w ramionach fanów! Gdy agencja dowiedziała się o bezeceństwach, jakie wyprawiają ich podopieczne, niezwłocznie wykopała je na zbite spódniczki. Ale na tym nie skończyły się straszne konsekwencje! Agencja wysłała listy do wszystkich stron uczestniczących w procederze i zażądała odszkodowania za poniesione straty (moralne chyba :P) i pogwałcenie kontraktu. Ile mają zapłacić dziewczyny, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że od fanów zażądano odszkodowania w wysokości 8 232 400 jenów (to jest prawie 250 tys. zł)! Nie jasne jest również, czym wspomaga się zarząd firmy, wysyłając podobne żądania do ludzi, z którymi nie wiążą ich żadne zobowiązania. Ciekawe na jaką literę prawa się powołali, wysyłając owe listy. Ktoś był bardzo kreatywny.

[Mecha High]

Dobra rada cioci Walerianki: nim zaczniesz się umawiać z podejrzanie przystojnym skośnookim, albo wyjątkowo słodką Azjatką, przed pierwszą wspólną nocną nie tylko zwyczajowo sprawdź dowód osobisty, ale zrób też poważny research, bo nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie jest to jakiś idol! Jakby takie YG czy inne SM poszło w ślady tej japońskiej agencji, możecie się nie wypłacić.

Zwierzęcy magnetyzm Yusuke Yamamoto

Można polemizować, czy Yusuke Yamamoto to wcielony bóg seksu, ale na pewno nie można odmówić mu popularności. Ktokolwiek lubi obejrzeć sobie czasem j-dramę, na pewno go zna. Chłopak występuje w co drugiej produkcji. No, może w co trzeciej. Ale na pewno w co półtorej popularnej! Albo ja mam na niego takie szczęście, że co widziałam, to on tam zawsze był ;)

[Yosuke Yamamoto]

Tak czy inaczej, niedawno ten pocieszny chłopaczyna zaszokował swoich ziomków niezwykle nieprzystojnym aktem. Zaliczył numerek z panienką, z którą wcale nie zamierzał się ożenić! Ba, nawet umawiać się więcej nie chciał! Rzecz jasna nie przyklaskuję podobnym wyskokom, bo to bardzo nieładnie wykorzystywać dziewczęta (chociaż czort wie, kto (i jeśli) kogo wykorzystał, może zainteresowanej taki układ też odpowiadał?), ale mogę sobie wyobrazić tę pokusę, kiedy jest się facetem, nie jest w stałym związku (chyba :P) a dziewczęta same się na ciebie rzucają… Święci raczej w show-biznesie nie robią, więc wydawać by się mogło, że odrobina zrozumienia im się należy.

Nie w Japonii! Fani tupnęli nogą i powiedzieli NIE zepsuciu! Yusuke, biedaczyna, przytłoczony gradem krytyki, posypał głowę popiołem i przeprosił wszystkich za zajście. Na blogu aktora czytamy:

Moimi nieprzemyślanymi czynami obraziłem wielu ludzi wokół mnie, którzy zawsze mnie wspierali i bardzo tego żałuję.

Nie spowoduje to ograniczenia mojej aktorskiej pracy. Mogę z całą mocą zapewnić o tym wszystkich, z głębi mojego serca. Jednak, pomimo iż jest to moje prywatne życie, wykorzystałem sytuację i teraz uświadomiłem sobie, jak niemądre to było. Żałuję, [że ludzie] mają mnie teraz za taką osobę. […] Jako aktor, wszystko co mogę teraz zrobić, to patrzeć w przyszłość i wierzyć, że moja praca poruszy ludzi i wywoła na ich twarzach uśmiech. Od tej chwili będę koncentrował się tylko na pracy (oj, nie będzie bara-bara przez jakiś czas! Przypis od tłumacza ^^). Jest mi naprawdę przykro, że przeze mnie się martwiliście.

Jedyne co mnie martwi, to to, iż chłop wyraźnie ma problemy z przelewaniem myśli na papier (albo angielskie tłumaczenie było do niczego). I to, że moc fana w Azji nie zna granic.

[tym razem chłopina nie spytał i ma przechlapane!]

Dobra rada cioci Walerianki: lepiej trzymać rozporek szczelnie zapiętym, bo nigdy nie wiadomo co może z tego wyskoczyć!

Oguri Shun to niezłe ziółko!

Buźka iście anielska, ale co siedzi pod tą koafiurą?! Biedna ta jego małżonka. Pewnie jak wiele innych kobiet uwierzyła, że będzie w stanie zmienić złe nawyki swojego wybranka i niestety, nie wyszło. Jasne, że to wszystko ploty, więc fanki Ogórka, proszę poczekajcie z zaostrzeniem wideł i szarżą na Bogu ducha winną ciocię Waleriankę! Nikt nie udowodnił prawdziwości przedstawionych tu wydarzeń, więc każdy może wierzyć w co chce!

[Ogórek w czasie niepogody]

Skowronki doniosły mi jednak, że jeszcze za kawalerskich czasów, Ogórek lubił sobie poskakać z kwiatka na kwiatek, jak to rasowa pszczoła robotnica. Imprezy, panienki, alkohol, śpiew i te rzeczy. Jakież było więc ogólne zdziwienie, gdy któregoś pięknego dnia notoryczny podrywacz stanął na ślubnym kobiercu! Fanki roniły łzy, panna młoda promieniała szczęściem i wszystko wydawało się mówić „i żyli długo i szczęśliwie”. Ostatnie posty na Instagramie i blogu Yamady Yu, oczekującej pierwszego potomka małżonki Ogórka, zaskoczyły i zaszokowały fanów, poddając w wątpliwość, czy aby w małżeństwie Ogórków dobrze się dzieje.

[zdjęcia ze ślubu Oguriego Shun i Yamady Yu]

[taka ładna z nich para]

Szczególnie, że ostatnimi czasy japońskie tabloidy mają o czym pisać. Na początku września widziano Oguri Shuna i Kouhai Checka (młodszy kolega po fachu z tej samej agencji) meldujących się razem w drogim hotelu. Po pół godziny pod hotel podjechał biały samochód, z którego wysiadły dwie piękne dziewczęta i udały się do tego samego pokoju, w którym dopiero co zameldowali się Ogórek z kolegą. Po godzinie wszyscy opuścili hotel, a chłopaki wymeldowały się z pokoju. Ptaszki ćwierkają, że panowie skorzystali w ten sposób z usług agencji (bynajmniej nie gwiazd), bo co by nie mówić, meldowanie się w hotelu na 90 min jest dość podejrzane…

[jedno ze zdjęć zrobionych feralnego wieczora]

I to nie koniec plotek! Makijażystka pracująca z Ogórkiem wyznała niedawno, że Oguri bynajmniej nie rozstał się po ślubie ze swoim hulaszczym stylem życia i wciąż lubi sobie poflirtować i poodwiedzać różne miejsca, gdzie nie trudno o kobiece wdzięki. Dziewczyna twierdzi, że Oguri często wyjeżdża do Hiroshimy, gdzie baluje ze swoim kolegami po fachu. Wśród panienek, które tam poznał, jedna szczególnie zawróciła mu w głowie i ponoć wynajmuje dla niej nawet drogi apartament.

Te ploteczki to jeszcze nic! Pewna kobieta parę tygodni temu zapukała do drzwi kilku japońskich magazynów, usiłując opylić za sumę 300 tys. jenów (ponad 9 tys. zł) nagranie, na którym można podziwiać ją i Oguriego w pozycjach nieprzystojnych! Kobieta twierdzi, że nagranie jest w 100% autentyczne i nie chce nawet słyszeć o obniżeniu ceny za sprzedanie praw do rozpowszechnienia nagrania. Jeden z redaktorów naczelnych, który widział sex taśmę, twierdzi, że definitywnie ktoś spędził namiętne chwile z potrzebującą kasy dziewczyną, ale nie można z całą pewnością stwierdzić, że był to Ogórek. Kobieta pracuje jako prostytutka i zdobyła nagranie w hotelu, w którym para miała romantyczną schadzkę. Dziewczyna twierdzi, że może podać wszystkie detale dotyczące miejsca i czasu całego zdarzenia, by udowodnić, iż mówi prawdę. Jedyny problem jest taki, że nikt nie chce zainwestować takiej kwoty w niesprawdzone nagranie, a dziewczyna ani myśli oddać je za pół darmo.

Prawdziwość nagrania jest więc wciąż nie wyjaśniona, choć pewnie to tylko kwestia czasu, kiedy wszystko się wyjaśni lub rozejdzie po kościach.

Jak to mawia mój tato, mnie to jest bez różnicy kto z kim śpi, byle wszyscy byli wyspani, ale żal w całej tej historii małżonki Ogórka, która, niezależnie czy wszystko, co tu napisałam, jest prawdą, czy nie, musi cierpieć z powodu tych plotek. Szczególnie, że już niedługo na świat przyjdzie Ogórek Junior.

Dobra rada cioci Walerianki: dziewczynki, trzymajcie się od „niegrzecznych chłopców” z daleka!

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

czwartek, 25 września 2014

Problem wykorzystywania seksualnego w k-popie

Narkotyki? Wygłupy po pijaku? Kłótnie? Nieporozumienia wewnątrz grup? Kłamstwa i kłamstewka? Randki i seks? Koreański show-biznes robi wszystko, by nas przekonać, że te tematy są zupełnie obce ich podopiecznym. Koreański idol jest postacią kryształową, bez ani jednej skazy. Chodzący ideał, dobro wcielone, niewinny i czysty płatek lilii, dryfujący na spokojnych wodach przyświątynnego bajorka.

[tragicznie zmarła Jang Ja Yeon]

Tak samo agencje, ich jedynym celem istnienia jest pomoc młodym, zdolnym i ambitnym w urzeczywistnieniu ich snów o światowej popularności. Jasne, że tak ambitny cel wymagać będzie mnóstwa pracy. Nie ma tu miejsca dla mięczaków, bo tylko najtrwalsi i najbardziej pracowici zasługują na zdobycie szczytu. Etos pracy i poświęcenia, tak bliski koreańskim sercom, rozgrzesza bez żalu nieludzkie godziny pracy i skrajne przemęczenie. Taki jest po prostu koszt sięgnięcia wyżej, spełnienia marzeń.

Do tego pięknego obrazka nie pasują jakoś liczne nadużycia, których dopuszczają się managerowie i zarządcy wielu agencji gwiazd. Gdy na światło dzienne wyłania się temat molestowania i wykorzystywania seksualnego, niezmiennie towarzyszy mu niedowierzanie i wstrząs opinii publicznej.

Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Sposób, w jaki skonstruowane są koreańskie agencje i generalnie cała ichniejsza hierarchia w pracy, sprzyja wszelkiej maści nadużyciom. Ogólna zasada jest taka: twoi przełożeni to niemal bogowie, z którymi się nie dyskutuje, broń Boże nie komentuje ich decyzji, tylko robi, co ci karzą. Na taki stan rzeczy wpływa wciąż żywa w Korei konfucjańska tradycja hierarchii i powinności wobec starszych, wyżej postawionych i bardziej wpływowych (co nie co więcej tutaj). W agencjach gwiazd sytuacja jest jeszcze bardziej ekstremalna, bo podopieczni nieustannie czują na karkach oddech setek innych chętnych, który gotowi są sprzedać nerkę, byle tylko dostać szansę na 5 minut sławy. Jakikolwiek akt nieposłuszeństwa może więc równać się wyrzuceniu z agencji i tym samym zakończeniu snów o popularności.

Władza absolutna jest agencjom potrzebna, by w jak najszybszy i najefektywniejszy sposób wytrenować adeptów na idoli. Tam nie marnuje się cennego czasu na spanie, wypoczynek, a tym bardziej na czcze dyskusje (więcej tutaj). Jest praca, praca i jeszcze raz praca. Trenujący w agencjach młodzi ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że bynajmniej nie są niezastąpieni i dlatego godzą się na wszystko, byle tylko utrzymać swoją pozycję, licząc zapewne, że po dniu debiutu, będzie lepiej.


W takim środowisku nie trudno o różne okropieństwa. Cały show-biznes prowadzony jest w większości przez podstarzałych, znudzonych panów w wieku 40-50 lat, którym nie obce są biznesowe popijawy w barach karaoke i tradycyjnych restauracjach. Nie jest sekretem, że w tych miejscach personel często oferuje nieco szerszy zakres usług, niż tylko podawanie drinków i serwowanie zakąsek. Prowadząc agencję gwiazd ma się całą rzeszę młodych i urodziwych podopiecznych, którzy nigdy nie odmówią jednej czy dwóch „uprzejmości” szefowi… Nie twierdzę, że wykorzystywanie ma miejsce w każdej agencji. Tak daleko idące uogólnienie byłoby niesprawiedliwe. Chcę jedynie uzmysłowić, jak ogromną władzę mają managerowie i szefowie nad pracującymi u nich adeptami na gwiazdy. I co może się stać, gdy właścicielem takiej firmy jest ktoś, kto nigdy nie powinien się nawet do ludzi zbliżać.

Jang Seok Woo, były szef gangu i właściciel klubu nocnego, postanowił któregoś pięknego dnia poszerzyć swoją biznesową działalność i otworzyć agencję gwiazd: Open World Entertainment. Spod skrzydeł agencji wyszły takie gwiazdy koreańskiego show-biznesu jak: boysband The Boss, piosenkarz solowy Jun Jin (były członek legendarnego Shinhwa) i aktor Go Joo Won. O agencji zrobiło się głośno w 2012 roku, niestety nie z powodu sukcesów pracujących w niej artystów, a samego właściciela i dyrektora generalnego: Janga. Policja aresztowała go pod zarzutem licznych aktów wykorzystywania seksualnego pracujących u niego trainee oraz podżegania do podobnych aktów męskiej części swoich podopiecznych.

[Jang Seok Woo]

Policja przesłuchała ponad 20 świadków i ustalono, że liczba ofiar może sięgać nawet 30. Zajścia miały miejsce na piątym piętrze budynku należącego do agencji oraz w piwnicy, gdzie mieściło się studio taneczne. Jang zmuszał trenujące u niego dziewczęta do wypicia piwa zmieszanego z afrodyzjakami, po czym wykorzystywał je seksualnie. W akcie oskarżenia pojawiają się zarzuty molestowania, gwałtów a nawet gwałtów zbiorowych. Stwierdzono również, że Jang zmuszał swoich piosenkarzy i trenujących chłopców do podobnych czynów, po czym oglądał przebieg wydarzeń, nagrany przez kamery przemysłowe umieszczone w budynku.

Proces przeciwko Jangowi ciągle trwa. Właściciel agencji przyznał się do części zarzutów (nie podano dokładnie, jakich) i miejmy nadzieję, że tym razem trafi do odpowiedniego dla siebie miejsca: za kraty.

[Jang Ja Yeon znana była m.in. z roli w dramie Boys Over Flowers]

Niestety, nie jest to odosobniony przykład wykorzystywania seksualnego w branży. Jednym z najbardziej szokujących wydarzeń minionych lat była samobójcza śmierć popularnej aktorki Jang Ja Yeon. 7 marca 2009 roku, ta zaledwie 26-letnia dziewczyna, powiesiła się w swoim domu. Zostawiła po sobie list, który obnażył obrzydliwą naturę środowiska, w którym tkwiła. Ja Yeon wyznała, że jej manager, Kim Sung Hoon, nie tylko regularnie ją bił, ale również zmuszał do seksu z różnymi ważnymi osobistościami. W ten sposób Kim chciał zyskać protekcję i wpływy nie tylko dla swojej podopiecznej, ale głównie dla siebie. Na liście mężczyzn, z którymi Ja Yeon była zmuszona spędzić noc, znaleźli się tak znani ludzie jak:
  • były redaktor naczelny gazety Chosun Journal
  • vice-prezydent Sports ChosunBang Myung Hoon
  • dyrektor do spraw reklamy Chosun Central JournalLee Jae Young
  • prezes firmy Kolon – Lee Woong Ryeol
  • prezes Lotte – Shin Kyuk Ho
  • były producent stacji KBS i dyrektor Olive 9 – Go Dae Hwa
  • producent programu All My Love stacji KBS – Jun Chang Geun
  • producent stacji KBS, MBC i SBS – Jung Seho
  • producent dramy KBSu Boys Over FlowersJun Gi Sang
  • producent muzyczny dram Playful Kiss, Boys Over Flowers, Perfect Couple, GoongSong Byung Joon (który ożenił się z aktorką Lee Seung Min w styczniu 2010 roku)
Kim Sung Hoon nie uciekł sprawiedliwości (mimo iż próbował, przebywając w Japonii pomimo nieważnej wizy) i sąd skazał go na rok więzienia, dwa lata w zawieszeniu i 160 godzin prac publicznych.

[były trainee]

To niestety nie koniec doniesień. Zaledwie kilka dni temu koreańska telewizja kablowa E-News nadała program o tym, co dzieje się w jednej z agencji. Nie podano nazwy firmy z obawy o bezpieczeństwo osób, udzielających wywiadu. Jeden z tranee opowiedział:

Kiedy byłem na przyjęciu urodzinowym jednej osoby z firmy, wynajęto pokój w pubie, gdzie zmuszono trenujących chłopaków do zrobienia streep show a trenujące (w agencji) dziewczyny podawały drinki i znosiły napastowanie seksualne.

Gdy prowadzący program spytał, dlaczego nikt nie ośmielił się zaprotestować, padała, dająca się przewidzieć, odpowiedz:

Musimy to robić bez względu na wszystko, bo agencja zwolni nas, jeśli się sprzeciwimy.

Rozmówca zrezygnował z pracy w agencji po dwóch latach, ale wciąż nie zdecydował się donieść sprawy do odpowiednich organów. Spytany dlaczego, odpowiedział:

Zgłoszenie sprawy oznacza, że nasze nazwiska pojawią się w masmediach, a my tego nie chcemy.

Inna dziewczyna, biorąca udział w programie, również odeszła z agencji, gdyż nie mogła znieść ciągłych oczekiwań, że będzie świadczyła usługi seksualne.

Przerażający jest fakt, jak bezkarnie czują się ci wszyscy oprawcy. Sądzą, że dzięki sile zastraszenia i pieniądzom, znajdują się właściwie ponad prawem. Nie można zapominać, że trainee to w 90% przypadków bardzo młodzi ludzie, który nie osiągnęli jeszcze pełnoletności! Myślę, że dalszy komentarz jest zbędny. Nie da się opisać ogromu tych potworności, przez jakie przechodzą utalentowani, pełni marzeń i nadziei ludzie, by spełnić swe sny. 

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 22 września 2014

Kim Hyun Joong: a jednak procesu nie będzie!

Miłość jest jednak ślepa. Była dziewczyna Kim Hyun Joonga wycofała pozew, oskarżający aktora o wielokrotne pobicia (więcej tutaj)!


Hyun Joong przyznał się do winy, przeprosił dziewczynę osobiście i oficjalnie, zamieszczając treść przeprosin na swojej stronie internetowej. Dziewczyna (zwana „A”) uznała, że osiągnęła to, czego chciała: cały świat (a przynajmniej jego zafascynowana k-popem część) dowiedziała się, kiedy naprawdę jest Hyun Joong, zmusiła go do posypania głowy popiołem i, miejmy nadzieję, gościu zastanowi się 10 razy, nim następnym razem podniesie na kogoś rękę. A uznała, że dalsza walka i włóczenie się po sądach nie ma sensu i 17-tego września wycofała pozew.

Prawnik A powiedział:

Od samego początku, jeśli [Kim Hyun Joong] przeprosiłby [swoją byłą dziewczynę], A planowała wycofać sprawę bez żadnych żądań i odszkodowań.”

Czy rzeczywiście w grę nie weszły jakieś pieniądze, które zaoferowano A w zamian za „łaskawość”? Oficjalnie A twierdzi, że nie wzięła od Hyun Joonga ani wona, ale kto wie? Szczerze mówiąc, nawet jeśli jej postępowanie nie byłoby tak szlachetne, bynajmniej bym jej nie potępiała. Za to, czego doznała od swojego „ukochanego”, należy jej się zadośćuczynienie. Uważam, że Kim powinien ponieść konsekwencje tego, co zrobił. Może i jego ex-dziewczyna posiada ogromne serce i umie wybaczać, ale czy jego fani też okażą mu tyle miłosierdzia? Przekonamy się, czy po tym wszystkim, Hyun Joong ma jeszcze jakąś szansę na kontynuację kariery.
                                                       
Prawnik zapewnił, że jest to ostatni raz, kiedy media słyszą o A, gdyż dziewczyna nie zamierza już więcej wspominać o sprawie. Prokuratorzy z kolei mniej są łaskawi, twierdząc, że postępowanie przeciw aktorowi może być wciąż prowadzone, jako że sam oskarżony przyznał się do części zarzucanych mu czynów. Czy tak będzie? Zobaczymy.

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

niedziela, 21 września 2014

Ucz się, ucz…

…bo nauka to potęgi klucz.


Hm… Zapewne tak jest, jednak sama wiedza bez umiejętności krytycznego i samodzielnego myślenia na niewiele się zda. W Korei niewiele kładzie się nacisku na uczenie umiejętności, to co ważne, to ilość punktów na egzaminie. W praktyce przekłada się to na wielogodzinne sesje wkuwania faktów i regułek oraz niekończące się rozwiązywanie testów. Taki system edukacji nie brzmi zupełnie obco, prawda? Niewiele się to różni od naszej matury. Miałam (nie)przyjemność robić za doświadczalną świnkę i jako pierwszy rocznik podejść do nowej matury. Pewnie nie zdziwi Was to mocno, że nie najlepiej poszedł mi polski, bo moja interpretacja tekstu nie pokryła się z tym, co sobie umyślił egzaminator. Lajf.

Tak jak w Polsce średnio zdana matura to jeszcze nie koniec świata, rodzina nas nie wyklnie i nie wydziedziczy, a sprytny umysł zawsze coś tam wymyśli, tak w Korei… Przypadki bywają ekstremalne, z odebraniem sobie życia przez nieszczęśliwych uczniów włącznie. Dlaczego nieodpowiedni wynik na egzaminie popycha tak młodych ludzi do skrajnych rozwiązań? Szkoła to jeszcze nie wszystko, można by rzec. No cóż… Nie wszyscy tak uważają. Sytuacja jak zawsze jest złożona.

Przede wszystkim, Korea to niewielkie państwo z ogromnym zagęszczeniem ludzi na swoim obszarze. Za najlepsze fuchy uważa się posady w korporacjach, gdzie konkurencja jest tak duża, że same statystki ilości chętnych na jedno miejsce onieśmielają. By w ogóle myśleć o takiej pracy nie wystarczy tylko skończyć jakieś tam studia. To musi być jeden z czołowych uniwersytetów w kraju, najlepiej jeden z top 3. Rodzicom z oczywistych względów dobro dziecka leży na sercu i chcą dla swojej pociechy jak najlepiej, jednak wielu z nich ma też jeszcze inne pobudki. Tradycyjnie, to najstarsza latorośl powinna zaopiekować się starzejącymi się rodzicami i zagwarantować im spokojne, dostatnie życie na emeryturze. Tak więc dopilnowanie, by dzieci miały dobrze płatne posady, jak najbardziej leży w interesie rodziców.


Przy takiej ilości chętnych, kryteria przyjęć na najbardziej renomowane uniwersytety są wyśrubowane do granic absurdu i tylko najlepsi z najlepszych i najbardziej zdeterminowani mogą marzyć, by zobaczyć swoje nazwisko na liście studentów. W koreańskich umysłach bardzo silnie jest zakodowany etos pracy i poświęcenia sprawie, więc rodzice nie mają litości w gnaniu swoich pociech do nauki. 8 godzin w szkole, potem 2-3 godziny w specjalnych, prywatnych szkołach przygotowujących do egzaminów, potem 1-2 godziny na rozwiązanie zadań domowych ze szkoły, kolejna godzina na rozwiązanie zadań z dodatkowych zajęć, równa się 12-14h nauki dziennie! W weekendy bardzo często młodzież z ostatnich lat w liceum biega na kolejne dodatkowe lekcje, ma korepetycje z angielskiego z nativami i kto wie, jakie jeszcze inne lekcje gry na pianinie czy innym flecie bocznym. Jak nie trudno się domyślić, młodzi ludzie nie mają czasu na nic poza spaniem i nauką, przez co szkoła i dostanie się na wymarzony uniwersytet stają się całym ich światem. Gdy dodać do tego jeszcze wiecznie zrzędzącą i nie zadowoloną z wyników matkę, nie trudno o depresję. Wiele mam, niestety, w imię „optymalnej stymulacji” swojej pociechy, nieustannie narzeka, że czynione postępy nie są wystarczające, a każda minuta poświęcona czemuś innemu, niż wkuwanie, jest minutą straconą.

Przypadkiem natknęłam się na tekst jednej z korepetytorek, która zebrała kilka uwag i próśb matek dzieci, które przychodzą do niej na dodatkowe zajęcia z angielskiego. Kobieta twierdzi, że w żadnym wypadku nie są to odosobnione, ani tym bardziej skrajne przypadki. Jest to coś, co stanowi jej chleb powszedni. Oto kilka przykładów opatrzonych błyskotliwymi komentarzami pani korepetytor:

  1. Moje dziecko jest zupełnie pasywne, nie potrafi się wysłowić (po koreańsku), nie potrafi logicznie myśleć i zupełnie niczym się nie interesuje. Czy mogłaby pani, proszę, jakoś temu zaradzić?

    Jasne, toż to jest zupełnie możliwe, widząc się dwie godziny tygodniowo. Może twoje dziecko nie potrzebuję lekcji z angielskiego, a psychoterapii!

  2. Wiem, że zrzędzenie w niczym nie pomaga i nie jest dobre dla mojego dziecka, ale po prostu nie mogę się opanować.

    Jeśli nie jesteś w stanie osiągnąć choćby tego minimum samokontroli, czemu w ogóle postanowiłaś mieć dzieci?

  3. Moje starsze dziecko zdaje się nie mieć dużego potencjału akademickiego. Czy powinnam po prostu darować sobie dalsze wysiłki i w zamian zainwestować w moje młodsze dziecko?

    Czy rzeczywiście trzeba „darować sobie dalsze wysiłki”, jeśli ktoś nie jest dobry w nauce?

  4. Cokolwiek by się nie działo, proszę ZAWSZE dawać mojemu dziecku DUŻO zadań domowych!

    Jeśli dzieciaki mają mnóstwo zadań domowych ze szkoły I DO TEGO zadania z korepetycji, kiedy mają niby spać? I jak niby mają w ogóle przetworzyć w umysłach to, czego się uczą?

  5. Proszę się nie powstrzymywać i okazywać złość i niezadowolenie wobec mojego dziecka, może pani być tak surowa, jak sobie pani życzy. Nie mam nic przeciwko temu!

    Czy to na pewno twoje dziecko? Wyobraź sobie, że to on powie kiedyś dokładnie to samo do pracowników domu starców, w którym cię któregoś dnia umieści.

  6. Wcale nie zmuszam  mojego dziecka do ciężkiej pracy, tak jak robią to inne matki! To przecież tylko dwie godziny dziennie w prywatnej szkole po zajęciach!

    Więc przeliczmy szybko: 8h szkoły + 2h prywatnych zajęć + 1h na zadania domowe ze szkoły + 1h na zadania z prywatnych zajęć = 12h nauki dziennie. Czy ty byłabyś w stanie to wytrzymać codziennie, tylko przez jeden tydzień?

  7. Proszę nie uczyć mojego dziecka w „zabawowy” sposób, ma się uczyć pilnie i starannie.

    Co do diaska ma niby znaczyć „pilnie i starannie”? Twierdzisz, że nauka nie powinna być przyjemna?

  8. Moje dziecko jest za grube!

    Spróbuj siedzieć przy biurku 12h dziennie, nie jedząc przy tym zdrowych posiłków i zobaczymy jak ty dasz sobie radę. Poza tym, jak w ogóle można rozpowiadać wokoło takie rzeczy o własnym dziecku?

  9. Czy możemy umówić się na kilka dodatkowych lekcji? Nie mogę znieść widoku mojego dziecka, po prostu wypoczywającego w domu.

  10. Oj, wakacje są okropne. Nie mogę się doczekać pierwszego dnia szkoły.

Urocze. Aż się chce posiedzieć na łonie rodziny. Chyba jednak nauka w Polsce nie jest taka zła.

wtorek, 16 września 2014

Garść niewiarygodnych faktów z Korei Północnej




Nie ma chyba miejsca na ziemi równie przerażającego jak Korea Północna. Totalitaryzm, terror i kult jednostki nabierają tam nowego znaczenia, a pokolenie, które mogłoby pamiętać cokolwiek sprzed ery masowego prania mózgu, dawno już wymarło. Rozpaczając nad nienajlepszą fryzurą naszego skośnookiego ulubieńca, albo piszcząc z ekscytacji podczas oglądania najnowszego MV, zdarza nam się zapominać, że niecałe 60 km na północ od Seulu znajduje się najlepiej strzeżona granica na świecie, za którą nikt tak dokładnie nie wie, co się dzieje. A jest to przecież ta sama nacja, z której wywodzą się nasze pląsające cudeńka. Jeden naród, który obudził się któregoś ranka, by odkryć, że dzieli ich mur, za który już nigdy nie będzie im dane się przedostać.
 
Pamiętam, że krótko po śmierci Kim Jong Ila w 2011 roku TVP nadała dokument Andrzeja Fidyka Defilada (do obejrzenia tutaj). Jest to nie najświeższy obraz, nagrano go w 1989 roku i nie opatrzono go ani jednym słowem komentarza. Jedyne co widzimy, to kadry z Pyongyang oraz wywiady z mieszkańcami kraju. Słuchając tego, co pada z ust zwykłych ludzi i widząc rozmach całego szaleństwa, naprawdę nie trzeba dodatkowych komentarzy. Skóra aż cierpnie na samą myśl, jak bardzo zindoktrynalizowani są Północni Koreańczycy.

Jak wygląda zatem życie w Korei Północnej? Na pewno wiedzą to tylko sami mieszkańcy. Poniżej znajdziecie jednak kilka faktów, które dają nikłe wyobrażenie o tym, co stanowi tamtejszą codzienność.

  1. W Korei Północnej obowiązuje kalendarz Dżucze, który za początek czasu uważa narodziny ojca narodu Kim Ir Sena, czyli 15 kwietnia 1912 roku. Obecnie mamy 103 rok Dżucze (nie ma roku zerowego).


  2. Przekazy historyczne (!) podają, iż Kim Jong Il urodził się w chatce wewnątrz tajnej bazy na świętej górze Paekdu. W chwili jego narodzin jasna gwiazda zaczęła świecić na niebie, pora roku zmieniła się z zimy na wiosnę i wszystko to jeszcze udekorowała przepiękna tęcza. Na tym nie koniec cudowności wokół wodza. Jong Il nauczył się chodzić, gdy miał 3 miesiące, a mówić już w 6 miesiącu życia. Do tego w przeciągu 3 lat napisał 1500 tys. książek, stworzył 6 najpiękniejszych na świecie oper, zaliczył perfekcyjne 300 punktów podczas pierwszej gry w kręgle, nie mówiąc już o tym, że żaden dołek nie umknął jego piłce podczas pierwszej w życiu grze w golfa.



    [Kim Jong Il]

  3. Jong Il był też szalonym miłośnikiem kina. Posiadał podobno w swojej kolekcji aż 20 tys. filmów z całego świata! Jako znawca tematu, ubolewał mocno nad tym, że w jego kraju brakuje ludzi, którzy obdarzeni by byli fantazją i znali techniki filmowe, by wynieść (propagandowe) kino północno-koreańskie na wyżyny. W związku z tym porwał południowo-koreańskiego reżysera Shin Sang Oka i jego żonę, aktorkę, Choi Eun-Hee, by zapoczątkowali na północy przemiany w sztuce filmowej (to naprawdę ciekawy temat, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się do niego powrócić).

    [Choi Eun-Hee i Shin Sang Ok]

  4. Będąc przykładnym obywatelem Korei Północnej nie można sobie pozwolić na jakieś zepsute ekstrawagancje. By naród nie musiał zbytnio przemęczać się w dokonywaniu codziennych wyborów, wydano oficjalny zbiór 28 fryzur dla kobiet i mężczyzn. Kobiety niezamężne muszą mieć krótkie włosy, po zawarciu związku małżeńskiego mogą sobie co nie co puścić fryzurę, w ramach przewidzianych kanonów, oczywiście. Poprawna długość męskich włosów nie może przekraczać 5 cm, mężczyźni posunięci w latach mogą zapuścić ciut dłuższe włosy, co by przykryć ewentualną łysinę. Obecnym hitem jest fryzura alá „ukochany przywódca”, Kim Jong Un.


  5. Zakazane są spódnice krótsze, niż zakrywające kolana, w dużych miejscowościach kobiety mają też zakaz jeżdżenia na rowerze.

  6. Tylko żołnierze i urzędnicy państwowi mogą posiadać pojazdy silnikowe.

  7. Wszystkie telewizory nadają jeden, kontrolowany przez reżim program. W każdym domu znajduje się też radio, którego nie można wyłączyć, a jedynie ściszyć. Dostęp do internetu i telefonów komórkowych jest dla normalnego zjadacza ryżu właściwie niedostępny. Brak dostępu do globalnej sieci władze Korei tłumaczą troską o ludzi zachodu, gdyż gdyby dano północno-koreańskiej młodzieży dostęp do forów i czatów, zmiażdżyliby nas po prostu swoją konstruktywną krytyką.

  8. Korea posiada jedną z największych, najlepiej wyszkolonych i uzbrojonych armii na świecie, na którą przeznacza ok. 1/3 swojego budżetu. Międzynarodowa organizacja zajmująca się problemami głodu na świecie stwierdziła, że ok 6 milionów mieszkańców Korei (z 25 milionów ogółem) potrzebują natychmiastowej pomocy, a co trzecie dziecko jest niedożywione. Organizacja Narodów Zjednoczonych potwierdziła również, że ok. 2 miliony ludzi umarło z głodu w 1990 roku w wyniku źle prowadzonej polityki rolnej i powodzi, która nawiedziła region.


  9. 150 albo nawet 200 tys. obywateli Korei Północnej przebywa w obozach koncentracyjnych ulokowanych na północy kraju. Są to przeważnie więźniowie polityczni oraz ich rodziny i sąsiedzi, gdyż obowiązuje tam zasada odpowiedzialności zbiorowej. Za przestępstwa jednej osoby odpowiada on sam i jego dwa następne pokolenia oraz pięć rodzin, mieszkających w sąsiedztwie. Poddawani są tam wymyślnym torturom i eksperymentom. Umierają z przepracowania, głodu lub są rozstrzeliwani bez podania powodu. Jeśli ktoś interesuję się tym tematem, polecam dokument Kraj Cichej Śmierci (do obejrzenia tutaj), gdzie można posłuchać szokujących doniesień byłych więźniów i pracowników obozów.

  10. Jednorożce naprawdę istnieją! Tak przynajmniej twierdzą naukowcy z Korei Północnej i co więcej, podają dowody na to, iż legowisko legendarnego rumaka znajduje się 200 metrów za świątynią w Pyongyang. Jednorożec też nie jest byle jaki, bo miał należeć do legendarnego założyciela koreańskiego królestwa, króla Tongmyonga. Doniesienie wydał Instytut Historyczny Akademii Nauk Społecznych:
    ”Prostokątna skała z wykutymi słowami ‘Łoże jednorożca’ stoi przed legowiskiem. Inskrypcja zdaje się być datowana na okres królestwa Koryo (918-1392) […] Świątynia służyła jako miejsce spoczynku dla króla Tongmyonga, w której odkryto legowisko jego jednorożca.”

Jak bardzo trzeba być oderwanym od rzeczywistości, by wydać oficjalne stwierdzenie tego typu i liczyć, że reszta świata uwierzy w to bez mrugnięcia okiem? Jak dalece państwo ingeruje w działania swoich obywateli, skoro nawet ustalone jest z góry, w którą stronę należy zaczesywać grzywkę? Jak bardzo nieadekwatne są liczby ofiar głodu i reżimu, które przetrzymywane są w obozach, skoro nikt takich statystyk nigdy oficjalnie nie wydał?
[wioska-widmo]

Można pojechać do Korei Północnej i spróbować zobaczyć prawdę na własne oczy. Nawet polskie biura podróży oferują takie wycieczki (za, bagatela, 13 tys. zł). Jednak to, co zobaczymy i czemu zrobimy zdjęcia, jest ściśle kontrolowane przez lokalnych „opiekunów”, z którymi lepiej nie żartować. Oprowadzą nas po stolicy, zawiozą na granicę z Koreą Południową, pokażą wysprzątane ulice, hotele widma (nigdy nie ukończony hotel w centrum Pyongyang, który miał być najwyższą taką budowlą na świecie, liczącą 105 pięter) i uśmiechniętych, eleganckich obywateli. Wioski, do których nas zabiorą, będą modelowo szczęśliwe i syte, a przewodnicy piać będą peany ku czci wielkich wodzów. Jednak fakt pozostaje faktem, że z zapadnięciem zmroku kończy się życie miast i wsi, bo nie ma prądu, by oświetlać ulice i domy. Wybudowane na pokaz miasta, świecą pustkami (mowa o mieście-widmo, na granicy z Koreą Południową, by przekonać południowych braci, jak to cudownie jest na północy). Za jedno krzywe spojrzenie można trafić do obozu, gdzie testować będą na tobie broń biologiczną i chemiczną.

[niedokończony hotel]

Korea Południowa nie jest zainteresowana zburzeniem reżimu, gdyż, co całkiem zrozumiałe, boi się tysięcy uchodźców do i tak już przepełnionej południowej części półwyspu. Ameryce nie śpieszy się z obroną praw człowieka i demokracji, bo Korea nie ma złóż ropy. Obecnie głównym problemem jest zmuszenie Kim Jong Una do utylizacji posiadanej broni jądrowej. Prawa człowieka odłożone są na jakąś dalszą przyszłość…

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

sobota, 6 września 2014

Pulchność po azjatycku, czyli debiut Chubbiness

Wyznam Wam coś. Mało rzeczy tak mnie irytuje we współczesnej pop-kulturze, jak to szaleństwo wokół szczupłości, piękna ciała i wbijania się w obowiązujące normy. Wiem, wiem. Całe te kanony istniały od zawsze i nawet starożytni usiłowali się w nie wpasować. Nie zmienia to jednak faktu, że obecny dyktat przekracza granice zdrowego rozsądku i mnie zwyczajnie mierzi.


Dlatego zawsze z zaciekawieniem czytam wszelkie wzmianki o choćby próbach zrobienia czegoś, co odstaje od obowiązującego kanonu. I takim „czymś” był debiut nowego j-popowego zespołu Chubbiness. Dla nie znających angielskiego, nazwa zespołu znaczy dosłownie „pulchność”, co sugerować by mogło, że w jego skład powinny wchodzić dziewczęta rozmiaru przekraczającego przeciętność. Pulchność nie jedno ma jednak imię…

[dziesięć dziewcząt tworzących zespół Chubbiness]

Nieobeznanemu z azjatyckimi (w tym przypadku japońskimi) standardami, mogło by się wydać, że zespół to jakieś nieporozumienie, bo wszystkie dziewczyny są w świetnej formie! Gdzie tu obiecane pulchności? No cóż… Jakiś uczynny internauta stworzył na gajdzińskie* potrzeby wykresik, gdzie można sobie zwizualizować, jak w japońskim rozumieniu wyglądać figura idealna (0% pulchności), a jak wygląda osoba w 100% pulchna. Jeśli tak wyglądają oczekiwania wobec zwykłych zjadaczek ryżu, strach się bać, jakie wyśrubowane standardy muszą spełniać pląsające w show-biznesie dziewczęta!


Od jakiegoś czasu nieśmiało lansuje się w Japonii trend „dziewczyn pianek” (od słodkich pianek, co to skauci w amerykańskich filmach zawsze nad ogniskiem pieką). Ma to być słodkie określenie bardziej krągłych dziewcząt, by raz na zawsze wyplenić z języka popularny epitet debu, który znaczy mniej więcej tyle co „tłuścioch” czy inny „pasztet”. I choć pojawia się coraz więcej sklepów internetowych, oferujących ubrania w większych rozmiarach oraz stron, gdzie amatorki i profesjonalni styliści doradzają „piankom”, jak się fajnie i modnie ubrać, nie jest łatwo przełamać stereotypy Dla wielu Japończyków, „pulchność” to po prostu oznaka lenistwa, niedbałości o zachowanie zbilansowanej diety i braku samodyscypliny. W internecie nie trudno się natknąć na bojkot „piankowej” nomenklatury w postaci podobnych komentarzy:

„Nazywaj je jak chcesz, ale grubas to grubas”
„To wprowadza tylko zamieszanie, nazwy debu czy pizza [inne, popularne i poniżające określenie pulchnych dziewcząt] są w porządku.”
„Piankowe dziewczyny”, topią się, gdy się je podgrzewa”
„Zmieńcie nazwę na szynkę bez kości”
„One są raczej jak mochi [okrągłe, ryżowe ciastka, wizualizacja tutaj], a nie pianki.”
„Przestańcie racjonalizować tłuściochów!”


Urocze, prawda?

Ciekawe, jak długo panie z Chubbiness utrzymają się w branży? Debiut nie rzucił mnie na kolana, jak generalnie nie rzuca mnie na nic japoński pop, ale to pewnie kwestia gustu. Ich debiutancka piosenka utrzymana jest w standardowym, j-popowym stylu: szybki bicik, chóralne śpiewy, słodka melodia. Oczywiście musiało być o jedzeniu, żeby wpisać się w przyjętą konwencję. Generalnie tragedii nie ma, ale zdecydowanie nie mój kawałek muzyki.

[Chubbiness i ich debiutancka "Manmadeiya"]

Pytanie o przetrwanie nie pojawiło się przypadkiem, bo historia zna już podobne przypadki. W 2011 roku koreańska agencja gwiazd, Winning InSight, wydała na świat Piggy Dolls; trio obdarzone nieziemskimi głosami i kilkudziesięcioma kilo więcej, niż można by się po k-popie spodziewać. Panie były energiczne, pełne charyzmy, cudowne wokalnie i pełne dystansu do siebie. Wydawać by się mogło, że miały wszystko, czego potrzeba w muzyce rozrywkowej, ale niestety… Sztywne i nieco już zaśniedziałe (pewnie dla tego nie mogą się już ugiąć) prawidła koreańskiego show-biznesu nie pozwoliły im pozostać sobą. Gdy w pół roku po wydaniu swojego debiutanckiego mini-albumu „Piggy Style”, dziewczyny powróciły z nowymi piosenkami, pojawiły się odchudzone o łącznie 52 kg! Widać, nie był to zbyt imponujący wyczyn dla ich agencji, gdyż w kolejnym come backu już się nie ukazały. W 2013 roku wymieniono wszystkie dziewczęta na „chudsze modele”. Nazwa pozostała, ale zespół odszedł w niepamięć. Nowe członkinie Piggy Dolls, może i są ładniejsze i zdecydowanie chudsze, ale zabrakło siły głosu i niewymuszonego uroku, jaki bez wątpienia posiadał oryginalny skład. Fani poczuli się, oględnie mówiąc, zdradzeni przez agencję i jakoś nie wróżę powrotu Piggy Dolls na scenę…

 [Piggy Dolls kiedyś...]
[... i dziś]

By uprzedzić ewentualne komentarze typu: „ale promowanie otyłości jest równie niezdrowe”, nigdzie nie stwierdzam, że otyłość służy komukolwiek. Trzeba zachować rozsądek, tak w jedzeniu, jak i we wszystkim innym. W show-biznesie trudno jednak doszukać się owego „rozsądku”, gdy idole otwartym tekstem przyznają, że przed nagraniami w telewizji, czy do nowego klipu nie jedzą nic przez cały dzień i nawet nie piją zbyt wiele, by nie być „spuchniętym”. Girls’ Generation opowiadają o swojej cud diecie 800 kalorii, gdzie wiadomo, że średnie zapotrzebowanie kobiety w ich wieku o średnim(!) stopniu intensywności życia wynosi 2 200 – 2 400kalorii! Nie trzeba chyba nikomu uzmysławiać, jak wiele czasu idole spędzają na sali ćwiczeń, siłowni i na występach! Inną popularną praktyką jest np. rezygnowanie z kolacji. Sprowadza się więc to właściwie do dwóch posiłków dziennie: śniadania i lunchu. Ilość omdleń i hospitalizacji z przemęczenia w k-popie nie powinna zatem dziwić, prawda?

[Yoona waży 48,5 kg przy wzroście 168 cm]

Jeśli promowanie nierealnego wizerunku ciała i dopingowanie rozwoju chorób zaburzenia odżywiania jest lepsze, od przyznania, że piękno występuje we wszystkich rozmiarach i w każdym kolorze, to chyba wolę pozostać poza nurtem. I Wam również tego życzę!

:)

P.S. Jakby ktoś chciał jeszcze poczytać o nagonce mediów na kobiece ciała, to odsyłam do artykułów:

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com


* gajdzin (jap.): pejoratywna nazwa obcokrajowca
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...