niedziela, 13 stycznia 2013

Na walizkach II


I znów piszę taki post! Zapewne będzie to niepopularne stwierdzenie, ale Boziu, życie jest takie wspaniałe!

[Ano, tym razem żadnego ważącego tonę plecaka.
Będę podróżować ze stylem! A co!]

Wspominałam Wam już, zdaje się, że moja bytność w nadwiślańskim kraju jest tymczasowa i po spędzeniu Świąt z moją rodziną, ruszam dalej. I to nie byle gdzie! We wtorek moja noga pierwszy raz postanie na koreańskiej ziemi! Kto jak kto, ale Wy zapewne rozumiecie stan mojej obecnej ekscytacji! Łiiiiiiiiii! ^^

Tym razem nie wykażę się już tak daleko idącym debilizmem i biorę mojego lapciaczka ze sobą pod pachą. Choćby mi grozili przypiekaniem żywym ogniem, nie wypuszczę go z rąk i nie oddam nikomu! Twardsza będę niż Gaksital! Już nigdy, przenigdy się nie rozstaniemy! No, może kiedyś nastąpi ten dzień, ale wiecie o co mi chodzi. Nie czepiajmy się epickich metafor.

[mam nadzieję że tak będzie przygotowana dla mnie droga z lotniska.
I że pan Kang (Ji Hwan) też będzie na mnie czekał ^^]

Co do moich planów na najbliższą przyszłość. Poza bronieniem mojego komputera jak niepodległości, na półwyspie spędzę niecałe trzy tygodnie, a później wsiadam w samolot i udaję się do Chin. Udało mi się dostać staż i będę uczyć skośnookie dzieciaczki angielskiego na pięknym wybrzeżu Morza Południowochińskiego. Tak więc w Polsce będziecie mogli mnie spotkać najprędzej za pół roku.

Ale nie martwcie się, skoro tym razem będę mieć kontakt ze światem, nic nie będzie mi stać na przeszkodzie w komunikowaniu się ze światem. Możecie być bardziej niż pewni zalewu moich radosnych pisków. Podróżniczy blog też pewnie nabierze więcej rumieńców. Kto wie, może w pewnym momencie będzie mnie mieć nawet dość ;)

Łatwo się ekscytuję… -__-`

W każdym razie dwa i pół tygodnia w Korei to nie jest za dużo czasu, a spraw do załatwienia jest cała masa! W planach mam przede wszystkim:

  1. udać się do dzielnicy Dongdaemun, żeby wkręcić się do grupy statystów nowej dramy Joowonka „My Girlfriend is an Agent” i móc bezkarnie powygapiać się na żywo (kontrolować ślinianki, bo wywalą z planu!)

    [zobaczymy, Joowonku, kto kogo upoluje...]

  2. zabrać z domu babcine pierożki i nakarmić Jang Geun Suka
  3. pokręcić się wieczorową porą wokoło pałacu królewskiego, a nóż jakiś król albo wojownik z przeszłości wyskoczy z zawirowań czasoprzestrzennych?
  4. zedrzeć sobie struny głosowe i wypluć płuca na koncercie BIGBANG
  5. wypić kawkę w kawiarni u boku „Coffee Princa
  6. obejść SM, JYP i YG Entertainment z zapytaniem, czy nie potrzebują może sprzątaczek
  7. postarać się nie paść z ekstazy po wejściu do koreańskiego sklepu muzycznego
  8. nie wynieść całej zawartości koreańskiego sklepu muzycznego


    [tylko spokojnie... *____*]

  9. upić się w jednym z tych uroczych namioto-barów i pozwolić się ponieść do domu na barana przez uprzejmego skośnookiego pana ze stolika na bok. Jak nic okaże się, że był to dziedzic wielkiej fortuny, a potem będziemy żyć długo i szczęśliwie… A on do końca dni swoich będzie borykał się z bólem pleców.
  10. przekonać jak największą ilość piosenkarzy i aktorów, że Polska to najodpowiedniejsze miejsce na wybudowanie spokojnej daczy, w której mogliby odpocząć od koreańskiego zgiełku (ślijcie szybko namiary na odpowiednie działki pod laskiem!).
Jak sami widzicie, nie będę się nudzić. Jeśli macie jakieś sprawunki, w których mogłabym Wam dopomóc (typu dokarmić tego czy owego), dajcie znać w komentarzach. Postaram się wypełnić misję.

[wyzwanie przyjęte!]
A tymczasem… na mnie już pora. Muszę poćwiczyć jeszcze kilka survivalowych, koreańskich zwrotów. Ta fraza: 도망하지 않습니다! 나는 사생팬 아니야*! (nie uciekaj! Nie jestem sasaeng-fanką!) jest dość skomplikowana…

Do zobaczenia z drugiej części świata! ^^

Pozdrawiam serdecznie wszystkich moich uroczych i wspaniałych Czytelników! 



* tłumaczenie by google translator :P

piątek, 11 stycznia 2013

Kulisy k-popu: presja


Zapewne oglądanie reprezentacyjnej strony k-popu jest dużo bardziej przyjemne. Na scenie i zdjęciach wszyscy są uśmiechnięci, zadowoleni z życia i piękni jak polarne zorze. Aż miło popatrzeć. Gdy jednak zajrzy się za kulisy, cały ten czar pryska jak bańka mydlana. Pozostaje jednak podziw i ogromny szacunek, bo skoro są jednostki zdolne przetrwać w tak ekstremalnych warunkach, nie ma niczego, czemu gatunek ludzki nie mógłby podołać.

 [eh, nie łatwe jest życie bożyszcza tlumów... 
Rain]

Jak już zdążyliśmy sobie wcześniej stwierdzić (tutaj), koreański show-biznes to nie jest miejsce dla mięczaków. Poza nadludzką odpornością fizyczną, niezbędna jest równie silna (jeśli jeszcze nie większa) odporność psychiczna. Bo jakkolwiek nie byłoby się uzdolnionym i pracowitym, wg managerów, szefów wytwórni, choreografów, trenerów i nauczycieli śpiewu, zawsze jest to za mało. Próżno wyczekiwać choć jednego dobrego słowa, a co lepsze, to wszystko ponoć dla naszego dobra.

Rain wie najlepiej, co to znaczy wymagający nauczyciel. Gdy w roku 2000 udało mu się wygrać casting zorganizowany przez JYP Entertainment, myślał, że właśnie złapał pana Boga za nogi. Pełen werwy i zapału rzucił się w objęcia swojego mentora: Parka Ji Young. Zamiast ciepła ojcowskich objęć spotkało go jednak spotkanie z glebą, gdyż pan Park ani myślał tulić młodocianego artysty do piersi. Cokolwiek Rain by nie robił, niezależnie jak bardzo by się starał i wypruwał sobie żyły, by zadowolić „trudną miłość” (jak to w branży zowie się JY Parka), jedyne co słyszał, to wieczne utyskiwanie i gromy.

[wirtuoz k-popu, trudna miłość, JYP]

Przez dwa lata Jung Ji Hoon (prawdziwe nazwisko Raina) występował jedynie w charakterze tancerza tła u boku swojego mentora Ji Young Parka. „Pamiętam, jak Ji Young Park zmuszał mnie do powtarzania w kółko fragmentów choreografii.” Wspomina Rain. „Jeśli nie wykonywałbym jego poleceń, jego rozkazów co do joty, nie mógłbym zadebiutować jako piosenkarz.”

Nie tylko Rain wiedział, że szefowie agencji gwiazd są dla młodych artystów jak panowie i władcy feudalni. Wszystkim trenującym pod szyldem wytwórni doskonale wiadomo, że muszą być posłuszni, jeśli chcą dostać szansę zaistnienia na upragnionej k-popowej scenie. Bo wbrew pozorom JY Park nie wytrząsał się nad Rainem wyłącznie dla sadystycznej przyjemności. Jeśli przyszły idol nie wykształci w latach swojego treningu skóry twardszej niż ta u nosorożca, marne ma szanse na przetrwanie w show-biznesowym buszu po debiucie.


O tym, jak ciężko być idolem, przekonał się nie jeden nasz skośny ulubieniec. Od ciągłej krytyki mediów, poprzez nigdy nie kończące się żądania i oczekiwania fanów, utyskiwania „znawców gatunku”, na atakach anty-fanów i sasaeng-fanów skończywszy. A niech tylko ktoś przyłapie cię na czymś nieprzystojnym! Cała, budowana przez wiele lat kariera może w ciągu jednego dnia legnąć w gruzach. I nawet nie ma co się łudzić, że fani wesprą. Jak jasno pokazuje przykład T-ARY (więcej tutaj), droga od fanatycznego fana do anty-fana jest bardzo krótka. Jedno nieopatrznie wypowiedziane słowo jak w przypadku Block B i ludzie wypisują petycje, byś popełnił samobójstwo (więcej tutaj), jedna niesprawdzona plotka i kontrahenci zrywają z tobą umowy o promowaniu jakiegoś produktu (więcej tutaj). No i jeszcze te ciągłe komentarze, porównania i plebiscyty na tego naj… Gdy pojawisz się w miejscu publicznym bez uśmiech na twarzy i z lekko podkrążonymi oczyma, następnego dnia będzie aż huczało, jak to masz depresję i umierasz z przepracowania (to akurat może być prawda :P). Nieustannie porównują cię do tej czy innej gwiazdy i zazwyczaj to nie ty jesteś na szczycie listy. Wścibscy fani i dziennikarze wyśledzą choćby jeden milimetr więcej na twojej talii i nie omieszkają ci tego wypomnieć.

 [SNSD czyli Girls' Generation
zagrajmy w grę pt: "Znajdź grubasa"
zwycięzcy przywiozę z Korei jego ulubionego celebrytę pod pachą.
Powodzenia!]
 
Doskonale wie o tym Tiffany z SNSD, która w czasie promocji singla „Gee” została dosłownie zmiażdżona falą krytyki za to, że ma nadwagę. Bo podczas jednego z koncertów kostium nieco mocniej wpił jej się w ciałko. Wiele razy, po zakończonych występach, zdarzało jej się płakać z tego powodu, bo każda kobieta wie, jaka to przyjemność wysłuchiwać uwag pod adresem własnej wagi. A dla Tiffany życie i próba dostosowania się do koreańskich realiów była wyjątkowo trudna. By realizować swoje marzenie o zostaniu piosenkarką, wyjechała ze Stanów w wieku lat 15-tu, zostawiając za sobą całą rodzinę. Podczas jednego z wywiadów, gdy zapytano ją, jak sobie radziła sama w obcym kraju, powiedziała ostrożnie: „Jest w porządku, przyzwyczaiłam się już do presji, ale myślę, że powinnam była zostać odrobinę dłużej w domu z moją rodziną.

 [Jay Park]

Jay Park również nie wspomina najlepiej swoich k-popowych początków. Jego kariera zaczęła się w 2004 roku, kiedy JYP Entertainment whaczyło utalentowanego b-boya w amerykańskiej grupie tanecznej Art of Movement. Jak się okazało, Park Jeabeom (znany obecnie jako Jay Park) potrafił nie tylko tańczyć, ale również nieźle śpiewać. Szybko podpisano kontrakt i młody artysta wsiadł do samolotu z biletem w jedną stronę w ręku. Tak jak Tiffany, zostawił za sobą rodzinę i wieku 17-tu lat, postanowił podążać śladem swoich marzeń. Niestety, wychowany w Stanach młodzieniec nie mógł się odnaleźć w koreańskiej rzeczywistości. Bez rodziny i przyjaciół, zmuszany do pracy po 16-cie i więcej godzin na dobę, w okresie burzy i naporu, nie ma co się dziwić, że trudno było mu dławić w sobie narastającą frustrację. Któregoś dnia wylał wszystkie swoje żale na koncie na Myspace, wyznając, że nienawidzi Korei, że kraj jest „gejowski” (mówiąc o czymś „gay” po angielsku, oprócz oczywistego ma to inklinacje bardziej w stylu „durny i beznadziejny”) i „popieprzony”… Wtedy owe komentarze przeszły bez echa. Do czasu.

Do czasu aż 2PM, którego liderem stał się Jay Park pod jakże czułymi skrzydełkami JY Parka, zaczął odnosić sukcesy. W 2009 roku fani (tudzież anty-fani) dokopali się do starych wpisów na Myspace i rozpętało się piekło. Koreańczycy dość czuli są na punkcie swojego niewielkiego, a pięknego kraju i wszelkiego typu krytyka nie jest mile widziana. A już na pewno ze strony młodocianego „wlozka*” z Ameryki, któremu się wydaje! Reakcje łatwo sobie wyobrazić. Wszystko, co żyw, naskoczyło na Jay Parka, gromiąc, kopiąc i opluwając. Media, fani, niektórzy producenci muzyczni i „netizeni” nawoływali do wydalenia go z 2PM, niektórzy posunęli się nawet do pomysłu wygnania chłopaka z granic Korei. Były też petycje, by popełnił samobójstwo (widać taki trend w Azji…). Umęczony Jay Park przeprosił:

Gdy przyjechałem do Korei byłem (jeszcze) w liceum. Nie wiedziałem wiele o Korei ani o języku, nawet jedzenie było inne. […] Komentarze, które napisałem, były emocjonalnym wyrazem niezadowolenia z mojej ówczesnej sytuacji… Szczerze za nie przepraszam.
 
… i wrócił do rodzinnego Edmonds w Stanach.

 [Jay Park jeszcze jako lider 2PM]

Przed wyjazdem Jay Park zapowiedział jednak swoim kolegom z 2PM, że „wróci jako lepsza osoba”. I najwyraźniej słowa dotrzymał.

Nie zdążył nawet dobrze ochłonąć po całej aferze, gdy w Korei nastroje jak szybko rozgorzały, tak i szybko opadły. Ci, którzy jeszcze kilka dni temu nawoływali do chwycenia za widły i pogonienia Jay Parka za morze, nagle zatęsknili za utalentowanym liderem 2PM. Sieć zalała fala komentarzy w stylu „Tęsknimy” i „Jay, wróć!”, znów pojawiły się petycje i nawoływania, tym razem jednak w zupełnie innym tonie. Ten i ów walnął się w piersi, przyznając do winy, że chyba go nieco poniosło. A Jay Park siedział sobie w swoim domku i unosił brew w niedowierzaniu coraz wyżej…

Najwyraźniej szczerość przeprosin i nawoływań ruszyła Jayowe serce, bo zdecydował się na powrót do branży. Nie podjął się już jednak występów w zespole. Rozpoczął solową karierę i jak zapewne większość czytelników wie, radzi sobie całkiem nieźle.

 [fani Jay Parka zrobili nawet ściepę, żeby wynając samolocik z taką oto wiadomością
przytroczoną do maszyny. Samolot przeleciał nad Seattle o 1:59 pm]

W świetle przedstawionych faktów, metody wychowawcze „trudnej miłośc” JY Parka przestają być aż tak nieludzkie. Wrażliwe psychicznie jednostki nie mają szans odnaleźć się w brutalnym świecie show-biznesu. Dla ich własnego dobra lepiej, żeby odpadli w przedbiegach, niż później mieli skończyć smutną śmiercią, jak stało się np. w przypadku Park Yong Ha, gwiazdy serialu „Winter Sonata”. Aktor popełnił w 2010 roku samobójstwo, gdyż nie potrafił poradzić sobie z wybuchłą nagle sławą.

Rain również nie narzeka, wspominając swoje debiutanckie lata w JYP Entertainment. Agencja gwiazd, którą założył pod patronatem swojego mentora, J. Tune Entertainment, ma pod skrzydłami boys band MBLAQ. Poczynając od stylu w tańcu, poprzez muzykę i sposób promocji, chłopcy są wiernymi kopiami swojego mistrza. Trenując ich, Rain odwołał się do doskonale mu znanej metody „trudnej miłości”. Tu nie ma miejsca na komplementy i klepanie po pleckach. Jest pot i łzy. Rain potrafił nie odzywać się do swoich podopiecznych przez tydzień, by zmotywować ich do jeszcze większego wysiłku. No i najwyraźniej się opłaciło, bo MBLAQ z roku na rok zyskuje na popularności.

 [Rain w wydaniu "trudna miłość"]

Bo jak już mówiłam, koreański show-biznes to nie jest miejsce dla mięczaków…

Poprzednie części cyklu o kulisach k-popu:

Więcej na temat:
Muzyka/Idole (w dziale „Z życia azjatyckiego celebryty”)

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

* wlozek – imigrant, dla niezaznajomionych z dialektami ;)

środa, 9 stycznia 2013

Kulisy k-popu: dzień jak co dzień


Wiwaty tłumów, naręcza kwiatów sypiące się z wszystkich stron, uwielbienie, bijące z twarzy przechodniów, wielkie pieniądze i wielka sława. Do tego najlepsi styliści, choreografowie, makijażyści, możni tego świata zapraszający na podwieczorki. Błyski fleszy, wywiady przed kamerą, śmiechy i chichy za kulisami z innymi bożyszczami tłumów. Ot kolejny dzień z życia gwiazdy k-popu.


Przynajmniej tak to wygląda z naszej strony ekranu. Patrząc na wiecznie idealnych, zadowolonych z życia i wyfiołkowanych idoli łatwo zapomnieć, że praca w show-biznesie to tak naprawdę ciężki kawałek chleba (no, może nie stałym czytelnikom tego bloga, bo robię co mogę, żeby skutecznie odwieść Was od pomysłów startowania w castingach SM czy YG Entertainment ;).

Jak zatem naprawdę wygląda przeciętny dzień naszych pląsających ulubieńców? Dla lepszej wizualizacji, wcielmy się w rolę wschodzącego idola z jakiegoś zespoliku, który nie odniósł jeszcze miażdżącego sukcesu i wciąż musi walczyć o utrzymanie swojego miejsca w show-biznesie. Typy wybrane? No to najwyższy czas zacząć emocjonujący dzień!

Masz wrażenie, że dopiero co położyłeś głowę, a już wokoło rozbrzmiewa wycie budzika. Chęć wyrzucenia tego cholerstwa przez okno i przewrócenia się na drugi bok jest obezwładniająca, ale zdajesz sobie doskonale sprawę, że to niemożliwe. Dokonujesz heroicznego aktu, jakim jest wypełźnięcie spod ciepłej kołderki i na autopilocie idziesz pod prysznic. Na wpół przytomnie jesz śniadanie i razem z resztą zespołu pakujesz się do samochodu, by na czas dotrzeć do studio.

 [śmiem twierdzić, że prawdziwy JaeJoong nie wygląda rano tak świeżo jak ta poranna rosa...]

Wszyscy twoi byli koledzy z klasy zazdroszczą ci szczerze, że udało ci się wyrwać ze szkoły i możesz realizować swoje marzenie o zostaniu gwiazdą. Niestety, obowiązek szkolny i ciebie dotyczy, więc ślęczysz nad książkami, studiując podstawowe przedmioty, takie jak: matma, historia itp.) A co gorsza, marne szanse na ukrycie się w tłumie i przycięcie komarka w ostatniej ławce.

A teraz przyszedł czas na języki obce. Jako przyszły przedstawiciel Hayllu musisz przecież poradzić sobie na arenie międzynarodowej. W programie: angielski, japoński, chiński, czasem i jakiś inny język, w zależności od potrzeb i ambicji agencji. Czas wypić drugą kawę.

[Junhyung z B2ST ucina sobie drzemkę w przerwie pomiędzy zajęciami]

Może i nie tworzysz swojego albumu, ale wypadałoby, byś wiedział co się wokół ciebie dzieje. Podczas godzinnej pogadanki z managerem masz szansę dowiedzieć się o długofalowych planach twojej wytwórni, poznać koncepcje na twoją karierę, przedyskutować harmonogram nadchodzących nagrań i planów promocyjnych. Jeśli masz jakieś pytania, to najlepszy czas, by je zadać, bo później nie ma czasu na wątpliwości. Chociaż momencik… Jakie wątpliwości?

Jeeeeeeej! Reszcie można wrzucić coś na ruszt! Wygłodniały, rzucasz się na stół z jedzeniem. Już masz pochłonąć pierwszy kawałeczek średnio wypieczonej piersi z kurczaka, gdy uświadamiasz sobie, że to jedyny kawałeczek, jaki dostaniesz… Wzdychasz więc smętnie i przeżuwasz ile razy tylko się da, by jak najdłużej nacieszyć się smakiem mięsiwa. No cóż. Pocieszasz się, że chociaż kimchi i warzywek gotowanych na parze jest pod dostatkiem…

[jakkolwiek ciężko jest w to uwierzyć, nawet Yoona z Girls' Generation jada...]

Pojedli? To fajnie, czas zająć się tym, co dla piosenkarza jest kluczowe, a więc lekcją śpiewu. Cała grupa śpiewa razem, ucząc się wyciągać czyste nuty i harmonijnie łączyć swe głosy.

[Taeyang z BIGBANG podczas ćwiczeń w studio]

Dość już statycznych zajęć, od których robią się tylko nagniotki na cennych pupach. Wypadałoby rozruszać kości i dać z siebie wszystko na zajęciach tanecznych. Przez dwie godziny czekają cię mordercze treningi w akompaniamencie wrzasków wiecznie niezadowolonego instruktora i managera. Czasem nawet sam dyrektor agencji się kopsnie, żeby ponarzekać zdrowo, jak to do niczego się nie nadajesz. Z nerwów gubisz krok, co nie jest trudne nawet w sielskiej atmosferze, bo od samego patrzenia na choreografię, nogi plączą ci się w supełki. Zastanawiasz się za co takiego zrobiłeś, że choreograf mści się na tobie i całym zespole…

[Dlaczego ilekroć myślę o morderczej choreografii, przed oczyma staje mi "Lucifer" i SHINee?]

Pot z czoła otarty? Fajno, bo nie ma czasu na pierdoły. Kuc galopkiem mkniesz na indywidualne zajęcia ze śpiewu, gdzie szlifujesz swoje partie w piosenkach. Czy to rap, czy rzewne zawodzenie w balladach, na pewno znajdzie się coś, w czym nadal niedomagasz.

Pośpiewałeś sobie i dobrze. Teraz należy przystąpić do strategicznych zajęć pod tytułem: „jak budować swój medialny wizerunek”. Podczas tej godziny dowiesz się wszystkiego, co pozwoli ci odnaleźć się przed kamerami, w świetle fleszy i podczas nagrań odcinków variety shows. Poznasz techniki, jak usiąść, by prezentować się jak marzenie, jak się uśmiechnąć, by wydobyć twój pełen potencjał, co powiedzieć, gdy wścibski dziennikarz zadaje ci niedyskretne pytania, jak taktownie spławić namolnych fanów, by zaraz nie urosło to do rangi skandalu. Jedne z ważniejszych zajęć podczas dnia, bo w istocie, bez tej wiedzy polegniesz już w przedbiegach.

 [Sung Kyu i Dong Woo z Infinite już nie tylko tańczą, ale i śpią synchronicznie
Każda wolna sekunda zostaje wykorzystana na szybką regenerację: tutaj w oczekiwaniu na występ.]

Kolejna nasiadówka z twórcami muzyki, którą śpiewasz. Podczas tego spotkania dyskutujesz o tekstach, by lepiej zrozumieć ich istotę i zaśpiewać je z odpowiednim zaangażowaniem. Jeśli w ciągu dnia twoje szefostwo dokonało jakichś zmian koncepcyjno-organizacyjnych, zostaniesz o tym poinformowany. I nie zapominaj! To nie jest czas na drzemkę! Skoncentruj się! Tu masz kawę i nie marudź.

Wreszcie jakieś żarcie! I znów nie są to frykasy, jakich oczekiwałoby się po dniu ciężkiej pracy. Jednak lepsze to, niż nic. Nikt nie obiecywał, że będzie lekko. Dobrze, że w ogóle dają coś jeść…

Czas spalić zbędne kalorie (dobry żart, co nie?) i znów dać z siebie wszystko, pląsając na zajęciach tanecznych. Tym razem do skomplikowanej choreografii dochodzi śpiew, a więc zabójcze combo, wykonywane podczas występów na żywo w programach muzycznych i być może kiedyś na pierwszym, samodzielnym koncercie. Jeśli choreograf i manager będą łaskawi i w dobrym humorze, może próby skończą się na czas, a więc o północy.

[wygląda na to, że była to udana próba w SM Enterteinment
Chłopaki z DBSK oraz ich tancerze dogorywają]

A później już tylko droga do mieszkania, zapewnionego przez agencje, gdzie cały zespół mieszka razem, szybki prysznic i spać. A z wybiciem zegarów o piątej rano znów pobudka i znów zaczyna się nowy, wspaniały dzień… I tak codziennie. Siedem dni w tygodniu. Raz na jakiś czas managerowie rzucą łaskawie jeden dzień wolnego, zwłaszcza, gdy są święta, ale te w Korei są naprawdę od święta. To nie Indie, gdzie co drugi tydzień w kalendarzu na czerwono zaznaczony jest jakiś festiwal. Młodzi idole widują swoje rodziny raz na pół roku, od czasu do czasu urwą kilka minut, by pogadać z mamą przez telefon. Ale nikt nie narzeka. Wszyscy wiedzą, że złapali Pana Boga za nogi i jest tysiące innych młodych i zdolnych, którzy chętnie wygryźliby ich z zajmowanego miejsca. Trzeba zagryźć zęby i przeć przed siebie. Kiedyś się opłaci. Musi.

[kiedyś musi się jeszcze znaleźć czas na solidny wycisk na siłowni
talie osy i kaloryferki nie tworzą się od samych chęci ich posiadania
tutaj Yuri z Girls' Generation ćwiczy pod okiem swojego trenera]

A co mówią ci, którzy wspięli się na mistyczny szczyt?

Wiedziałem, że bycie gwiazdą k-popu będzie wymagało pewnych poświęceń – wszyscy, którzy wchodzą do koreańskiego przemysłu muzycznego o tym wiedzą – ale nic nie jest w stanie cię na to przygotować. Ciągła presja i wymagania są ciężkie.


Zdawkowo wypowiedział się Daesung z BIGBANG. I nie żartował. Podczas krytycznego dla zespołu roku 2007, kilkoro z chłopaków trafiło do szpitala z przemęczenia. Po kilku dniach odpoczynku stawiali się do pracy, jakby nigdy nic się nie stało.

Bo koreański show-biznes to nie jest miejsce dla mięczaków.

[w przerwie nagrań klipu "Power" B.A.P.]

Już niebawem kolejne części nowego cyklu KULISY K-POPu! :)

A tymczasem więcej na temat w dziale:
(jest tam taki podrozdział poświęcony temu, jak to jest być idolem k-popu, zachęcam do lektury :)

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Obraz po burzy


Czyli jak wygląda sytuacja T-ARY w pół roku po wybuchu skandalu i moich przemyśleń kilka.
 

Jeśli ktoś interesuje się k-popem nieco dłużej, niż od rozpoczęcia się szaleństwa na „GangnamStyle”, nie mógł przeoczyć głośnej afery z wyrzuceniem Hwayoung z zespołu T-ARA z końca lipca. Pisałam o tym wtedy (tutaj), ale jeśli ktoś nie ma chęci przebijać się przez lawinę niesprawdzonych newsów i sensacyjnych doniesień, poniżej telegraficzny skrót wydarzeń:

Hwayoung została wywalona, ponieważ:
  • zachowywała się nieprofesjonalnie,
  • tuż przed występem T-ARA w programie muzycznym stacji KBS „Music Bank” (27.07.2012) odmówiła wzięcia weń udziału, zmuszając dwie inne członkinie zespołu do wykonania jej rapowej części,
  • słynęła z bycia kapryśną i marudną,
  • jej stosunki z resztą dziewcząt z zespołu były w najlepszym razie chłodne.

Oburzeni fani wzięli Hwayoung w obronę, za wszelką cenę pragnąc udowodnić, że to nie Hwayoung jest winowajczynią, a ofiarą knowań zespołu i pracowników agencji Core Contents Media. Na poparcie swej teorii namnożyli przykładów złego traktowania Hwayoung przez inne dziewczęta:
  • wpychanie słynnego ryżowego ciastka do ust Hwayoung przez inną dziewczynę z zespołu podczas japońskiego variety show,
  • podczas Idol Olipics Hwayoung była zmuszona rozmawiać z piosenkarzami z SISTAR i Infinite, ponieważ własny zespół ją ignorował,
  • Boram (koleżanka z zespołu) złamała parasol Hwayoung,
  • członkinie zespołu nie szczędziły kąśliwych uwag pod adresem Hwayoung na Tweeterze
  • dziewczyny z T-ARA były wkurzone, że Hwayoung nie występowała, gdy skręciła sobie kostkę i mogła poruszać się tylko na wózku albo o kulach.
 [Hwayoung i jej skręcona kostka]

Która z tych stron ma rację? Pół roku czekania nie przyniosło odpowiedzi na to pytanie, więc mniemam, że nigdy nie będzie nam dane poznać prawdy. Agencje oraz same gwiazdy dbają o to, by cokolwiek, co mogłoby zaszkodzić ich wizerunkowi, nie ujrzało światła dziennego. I nie ma co się im dziwić, nie przez takie rzeczy kariera wielu idoli i piosenkarzy wisiała już na włosku (więcej tutaj i tutaj). Bez wątpienia można jednak stwierdzić, że wiele z powyższych „rewelacji” wyssanych jest z palca albo zostało sfabrykowanych przez „netizenów” by podgrzać atmosferę. Przyznaję się bez bicia, że mnie generalnie mało kręcą ploteczki ze świata gwiazd a nigdy wielką fanką T-ARY nie byłam, więc poprzednio ograniczyłam się do przytoczenia doniesień z allkopopu i tyle. Dziś bez wątpienia mogę już stwierdzić, że ¾ owych „faktów” mocno mija się z prawdą. Szczególnie owe rewelacje a propos znęcania się dziewczyn z zespołu nad Hwayoung. Wiele wydarzeń wyrwanych jest z kontekstu i przedstawionych w potrzebnym fabrykantom świetle. Bardzo dziękuję jednemu z moich czytelników za zostawienie obszernego komentarza pod poprzednim postem o T-ARA (komentarz do przeczytania tutaj), w którym szczegółowo wyłuszcza, dlaczego nie należy brać zbyt poważnie wszystkich tych plotek. By nie powielać, przytoczę tylko przykład z ryżowym ciasteczkiem: „Jest to urywek z programu, w którym właśnie chodziło o to, że przegrywająca drużyna za karę miała zjeść ciasta – chwilę wcześniej karmiona jest podobnie koleżanka z zespołu, która zresztą broni się znacznie intensywniej.

 [feralne ciacho]

Nie czarujmy się jednak. Praca w k-popowym zespole to nie sam cud, miód i orzeszki. Wyczerpująca praca po 16 godzin na dobę bez ani jednego dnia wolnego od miesięcy, ciągłe przebywanie z tymi samymi ludźmi, skrajne wyczerpanie i wieczny stres, czy aby się uda… W takich warunkach nie trudno o konflikty. Jasne, że idole starają się ze sobą dogadać. W końcu spędzają ze sobą 24h na dobę, więc jeśli nie chcą zamienić swojego, i tak już dość ciężkiego życia, w piekło, muszą się wzajemnie wspierać i starać się ze sobą zaprzyjaźnić. Nie zawsze jednak tak się da. Zespoły k-popowe to nie jest paczka przyjaciół z czasów szkoły, która wytworzyła się ze spontanicznej miłości do muzyki. Są to skompilowane przez agencje mini-fabryczki do produkcji pieniędzy. Może się więc zdarzyć, że trafiające do zespoły osoby mają osobowości tak różne, że na dłuższą metę nie mogą się znieść… Do show-biznesu też nie trafia byle kto. By wytrwać w branży trzeba być nie tylko szalenie utalentowanym, ale również posiadać determinacje terminatora i odporność psychiczną czołgu. Każdy z tych młodych ludzi nakręcony jest na sukces i rozpala go marzenie o staniu się super star, trudno się więc dziwić, że w takim mikrośrodowisku pojawiają się tarcia.

W przypadku T-ARY duża odpowiedzialność za skandal i niezdrowe podgrzewanie atmosfery leży na barkach samej agencji Core Contents Media (CCM), która w sposób wysoce nieprofesjonalny podeszła do zaganiania. Po całej tej batalii, obawiam się, że dyrektor CCM, Kim Kwang Soo, jest obecnie wrogiem publicznym numer 1 wśród miłośników k-popu (a już na pewno T-ARY).

[wróg publiczny nr 1: Kim Kwang Soo]

Cała afera zaczęła się od niezbyt dosadnych w swojej wymowie tweetów, które wymieniły pomiędzy sobą członkinie zespołu. Hyo Min zaczęła, wrzucając na swoim koncie zdawkowe: „Różnica w poziomie czyjejś determinacji. ^^ Wykrześmy z siebie więcej determinacji, hwaiting!”. Na zasadzie uderz w stół, Hwayoung odpisała na swoim koncie: „Czasami nawet determinacja nie wystarcza. W chwilach takich jak ta, czuję się przygnębiona, ale wierzę, że wszystko co się dzieje, to błogosławieństwo niebios. Boże, Ty wiesz wszystko, prawda?”. Potem do całej tej tweetowej wymiany zdań włączyła się siostra Hwayoung, Hyo Young, która również próbuje swojego szczęścia w innym k-popowym girls bandzie 5 Dolls. Może i owa dyskusja dawała mętny obraz, że w zespole nie dzieje się najlepiej, ale łatwo było zbanalizować te kilka zdań, a fani szybko zapomnieliby o chwilowym kryzysie nastrojów. Kim Kwan Soo postanowił jednak zabrać głos i mniemam, że do dziś nie dowierza, co mu z ust wypłynęło. Stwierdził, że konta dziewczyn biorących udział w dyskusji zostały zhakowane a cała wymiana zdań to rozkoszna twórczość owych cybernetycznych rozbójników. Później, gdy już zadecydowano o rozwiązaniu kontraktu z Hwayoung, podsycał atmosferę skandalu, wypuszczając co chwilę nowe komentarze i oświadczenia. Niby wspaniałomyślnie nie chciał robić swojej byłej podopiecznej czarnego PRu, ale bez mrugnięcia okiem wyliczył „niedociągnięcia”, którymi miała charakteryzować się Hwayoung. Sama zainteresowana skomentowała te rewelacje krótko na Tweeterze (a jakże): „Fakty pozbawione prawdy”.

[Hwayoung z siostrą]

Z resztą nie tylko zachowanie Kim Kwan Soo w owych dramatycznych dla T-ARY dniach budzi kontrowersje. Cały jego styl prowadzenia zespołu jest co najmniej wątpliwy moralnie. Jakiś czas temu postanowił dodać do wspinającej się na szczyt T-ARY dwie nowe członkinie. Dyrektor jest święcie przekonany, że wraz z upływem czasu, gdy grupa staje się coraz bardziej popularna i ugruntowuje swoje miejsce na k-popowej scenie, powoli wkrada się do zespołu element rozprężenia. Spada motywacja do ciężkiej pracy, a w zamian członkowie grupy stają się leniwi i gwiazdorzą. Z takim nastawieniem nie można utrzymać się na szczycie, dlatego też pan Kim znalazł cudowne lekarstwo na wszelkiego typu próby wykręcenia się od morderczych treningów i szalonych planów dnia. Ten, kto nie pracuje w ocenie ojca dyrektora wystarczająco ciężko, nie dostanie ani linijki do zaśpiewania, a przy wieloosobowych grupach nie jest to bardzo trudne. Dodając dwie nowe dziewczyny do T-ARA zapewne chciał dać swoim podopiecznym do zrozumienia, że mają tyrać tyle, ile im się każe, a jak nie, to zawsze mogą wymienić „leniwą” owieczkę na lepszy model.

Jasne, że nie jestem managerem k-popwych gwiazd i ciężko mi się wypowiadać, co jest dla nich dobre i co zrobić, by przebili się do świadomości mas. Takie zachowanie jednak wydaje mi się nieludzkie. Dziewczyny z T-ARY harują ciężko na swój sukces od trzech lat i jeszcze nie miały żadnych wakacji od dnia swojego debiutu. Jak długo można tyrać po 16-18h na dobę? Jak można oczekiwać od kogoś, kto zwichnął sobie nogę, że będzie pląsać po scenie, jak gdyby nigdy nic? Jak można podkręcać rywalizację pomiędzy członkiniami zespołu, kiedy wiadomo, że i bez wewnętrznych walk życie k-popowej gwiazdy jest wystarczająco stresujące? Te pytania zapewne nie odnoszą się wyłącznie do T-ARY, a do całej branży. I wątpię, by ktokolwiek dał na nie sensowną odpowiedź. Bo chodzi tutaj tylko i wyłącznie o zarabianie kasy i wyciśnięcie z młodych i naiwnych artystów tyle, ile się tylko da. Nie ważne, czy ten i ów trafią do szpitala z przemęczenia. Jak długo będą przynosić profit swojej agencji, wszystko jest OK.


Szumni i dumni „fani” również w wielu sytuacjach nie pomagają swoim idolom. Gdy tylko pojawiły się pierwsze plotki o „znęcaniu” się T-ARY nad Hwayoung z dnia na dzień stali się znawcami tematu, sędziami w sprawie i wykonawcami publicznego ostracyzmu. Zaledwie dwa dni wystarczyły, by zażarci fani grupy przerodzili się w jeszcze bardziej zażartych anty-fanów, albo pozostałej części dziewcząt, albo Hwayoung. Internetowe fora poświęcone grupie zostały zamknięte, założono petycje, nawołujące do wyznania prawdy przez T-ARĘ i jej managerów. Jedni chcieli rozwiązania całej grupy, inni swoją frustrację przelali na Hwayoung. Nagła niepopularność zespołu odbiła się również na ich biznesowej i muzycznej działalności. Anulowano zaplanowane udziały dziewcząt w reklamach, sponsorzy wycofali swoje dotacje, Eunjung straciła swoją rolę w dramie „Five Fingers” tuż przed rozpoczęciem kręcenia pierwszych zdjęć a ich pierwszy, planowany od dawna koncert został przesunięty.

A wszystko to było wynikiem zaledwie dwóch dni burzy. 31.07.2012 r. Hwayoung i jej siostra były widziane, jak wchodzą do siedziby CCM. Dziewczyna przeprosiła Kim Kwang Soo za swoje nieprofesjonalne zachowanie i dolewanie oliwy do ognia niepotrzebnymi komentarzami (i kto to mówi?!). Pokój został zawarty, a Hwayoung napisała na swoim Tweeterze: „Do wszystkich fanów: chciałam przeprosić za to, że byłam dla was jedynie źródłem rozczarowań po tym, jak wy okazaliście mi tyle miłości. Teraz, proszę, czekajcie aż mój image stanie się lepszy i dojrzalszy. Przepraszam za wszystkie zmartwienia, jakich wam przysporzyłam i chciałabym także przeprosić rodzinę Core Contents Media. Przywitam was lepszym image.

 [jak dla mnie jej image jest całkiem ładny ^^
makijaż pierwszoklaśny!]

Co więcej, Hwayoung, pomimo że nie jest już w zespole, aktywnie wspiera działalność swoich byłych koleżanek. Wydany w sierpniu singiel „Sexy Love”, wbrew pesymistycznym zapowiedziom, odniósł sukces. Zapewne nie był to hit na miarę „Roly Poly”, ale wyraźnie nawiązuje do najlepszych muzycznych tradycji dziewcząt. Pewnie z założenia spisano singiel na straty, więc nie silono się na innowacyjność, a odwołano się do dobrze znanych i lubianych schematów. Jest prosta melodia, uzależniający bicik, wesołe śpiewy, coś z czego T-ARA jest słynna. Na przekór głosom, że to za wcześnie na powrót, że dziewczyny powinny zakopać się pod ziemię i przeleżakować ciężki czas, aż opinia publiczna się uspokoi, T-ARA zebrała dobre recenzje a jej piosenka grana była w radiu i telewizji.

Obecnie zespół zniknął z rodzimej Korei, koncentrując się na promocji za granicą. Na koncertach w Wietnamie, Malezji i Japonii T-ARA nie mogła narzekać na problemy z zapełnieniem miejsc na widowni. Co zaś tyczy się Hwayoung, ciekawa jestem jak potoczą się jej piosenkarskie losy. Czy ujrzymy ją jeszcze kiedyś w świetle reflektorów? Okaże się zapewne niebawem.

 ["Sexy Love"]

P.S. To mój 100 wpis na tym blogu. Wooooooo-hooooo! Kto by się spodziewał, że tyle tutaj tego napłodzę! ;)

Więcej na temat:

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...