Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kang Ji Hwan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kang Ji Hwan. Pokaż wszystkie posty

sobota, 14 kwietnia 2012

Człowiek-orkiestra

A właściwie – ludzie-orkiestry. 
 
[Lee Min Ho]

Przeczytałam kiedyś, że Azjaci mają talent muzyczny w genach, dlatego niemal każde skośnookie dziecko gra na pianinie prawie jak sam Chopin, a bary karaoke cieszą się takim powodzeniem. Jasna sprawa, że zdarzają się i tacy, którym bozia poskąpiła słuchu i fałszują niemiłosiernie (z czego ogół zazwyczaj nie omieszka robić sobie żartów), ale traktować ich można jako wyjątki potwierdzające regułę.
Azjatyckich celebrytów powyższa reguła, rzecz jasna, również się tyczy. Tak po prawdzie, czy jest coś, czego skośnookie gwiazdy nie potrafiłyby zrobić? Ci, którzy oryginalnie zajmowali się śpiewaniem, często ze sporym sukcesem próbują swoich sił w aktorstwie, a ci, którzy zaczynali swój romans z show-biznesem od zaliczenia dziesiątej muzy, wyciągają z szafy gitary i ryczą do mikrofonu. Do tego tańczą, gotują, wywijają mieczem, skaczą ze spadochronem i całkiem elokwentnie odpowiadają nawet na najdurniejsze pytania prowadzących variety shows.

Jakkolwiek fani zapewne cieszą się, że mogą zobaczyć swojego idola w nowej odsłonie, nie wszyscy podzielają ten entuzjazm. Nie oszukujmy się – idol o wyrobionej pozycji, któremu nagle zachce się zabłysnąć w nowej dziedzinie odbiera chleb młodym, nierozpoznanym jeszcze talentom. Zwłaszcza młodzi, wykształceni aktorzy skarżą się, że przez k-popowe gwiazdy, które hurtem szturmują filmy i dramy, nie mają szans przedostać się do branży. Producentom zaś trudno się dziwić, że wolą zainwestować w coś, co przyniesie pewny zysk. Niezależnie od tego, jak film (czy drama) będzie beznadziejny i kiczowaty (np. Attack On The Pin Ups Boys z udziałem wszystkich chłopców z Super Junior.


Do dziś nie wierzę, że naprawdę to obejrzałam!), jeśli zagra w nim popularny piosenkarz – sukces jest murowany! Która fanka odmówi sobie przyjemności pooglądania swojego bożyszcze na dużym (albo i mniejszym) ekranie? Lista grywających piosenkarzy jest dłuuuuga, żeby tylko tak wymienić dla przykładu: 

  • Rain zaliczył bodaj największy sukces, bo oprócz rodzimych mega-produkcji (np. Full House, Fugative Plan B, I’m a Cyborg, but That’s OK), razem z Joonem z MBLAQ wystąpili w hollywoodzkiej produkcji Ninja Assassin.
  • Z kolei T.O.P. z Big Bang ma na koncie udział w aż 5 dramach (z Iris na czele) i 4 filmach.
  • Siwon-ssi z Super Junior zagrał w dramie Athena, Skip Beat! i całej masie innych
  • Park Yoochun (vel Kamienna Twarz) wystąpił w hicie Sungkyunkwan Scandal, a obecnie popracował nad swoją mimiką i bawi mnie do łez w rewelacyjnym Rooftop Prince.
  • Kim JaeJoong również z sukcesem pojawia się i na dużym i na małym ekranie, żeby wymienić chociaż role w Postman to Heaven i dramie Protect the Boss.
  • Nawet młodziutki L (Kim Myung Soo) z Infinite zaliczył w tym roku swój aktorski debiut, zaskakująco dobrze radząc sobie w dramie Shut up! Flower Boy Band.
  • Z innych niespodziewanie udanych występów trzeba wspomnieć o Goo Ha-ra z girls bandu KARA, która zagrała córkę prezydenta w City Hunter. Goo Ha-ra oczywiście nie jest jedyną piosenkarka, którą można zobaczyć w dramach.
  • Im Yoon Ah z SNSD ma na koncie całkiem sporo występów w telewizji, ale nie będę się w tym miejscu wypowiadać na temat jakości jej aktorstwa, bo nie miałam jeszcze okazji jej oglądać. Chodzą jednak słuchy, że „szału nie ma”. Tak czy owak, można to samemu ocenić, oglądając np. najnowszy, jeszcze ciepły Love Rain.
  • Najbardziej błyskotliwą karierę aktorską uczyniła bez wątpienia Yoon Eun Hye, która w wieku 15 lat zadebiutowała w popularnym wówczas zespole Baby Vox, a obecnie jest jedną z najbardziej znanych i lubianych koreańskich aktorek. Niemal każda z dram, w których wystąpiła, była wielkim sukcesem.
Długo by można tak jeszcze wymieniać. Jakkolwiek powyższy wywód na to nie wskazuje, w tym poście planowałam skupić się głównie na śpiewających aktorach i przedstawić Wam tych, których podśpiewywanie szczególnie lubię. Na pierwszy ogień rzućmy Jang Geun Suka, którego bez wątpienia można nazwać królem OST, czyli muzyki do filmów i dram. Ma ich na koncie tyle, że aż się oczom wierzyć nie chce, gdy przewija się stronę na Wikipedii. Niektóre piosenki są naprawdę niezłe (jak np. te z dramy Mary Stayed out All Night), ale ja nie o tym. Geun Suk występuje też w zespole Team H razem z raperem Big Brother i ich piosenki od długiego czasu królują na mojej playliście i nie zanosi się, by się stamtąd szybko wyniosły.


Mini album Team H: Loung H z pewnością można zaliczyć do dokonań dziwnych, niestandardowych i zapewne nie przypadających wszystkim do gustu. Gdy pierwszy raz usłyszałam (i zobaczyłam) promującą album piosenkę Gotta Getcha, sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Niby piosenka z życiem (co już w wielu przypadkach wystarczy, by mnie urzec), niby ciekawy bicik… No, ale jakoś tak… ten refren… Magia kilkakrotnego przesłuchania jak zwykle sprawiła cuda i zachciało mi się przesłuchać cały album. Właściwie każda piosenka na nim, to swoista perełeczka, z Shake It na czele (i to niezapomniane „Łiiii-huuuuu, łiiii-huuuuuu”). Zdecydowanie jest to propozycja dla tych, którzy lubią muzykę z przytupem, zachrypnięte krzyki i zakręcone klimaty.

[najnowszy singiel Team H Can't Stop, promujący album na japońskim rynku]

Następny na liście znajduje się pan, którego urok odkryłam stosunkowo niedawno, a czego mocno żałuję, bo urok to on ma nieodparty. Lee Min Ki znany jest głównie z roli w Haeundae oraz Quick, a ostatnio można go było obejrzeć w początkowych odcinkach dramy Shut Up! Flower Boy Band i filmie Chilling Romance. Jego solowy album nie jest najświeższym wydarzeniem muzycznym (rok produkcji 2009), ale odkąd dowiedziałam się o jego istnieniu (jakieś dwa miesiące temu), cały czas przewija się w mojej codziennej liście odtwarzania.


Album No Kidding nie jest wcale aż tak poważny, jak by sugerował tytuł. Min Ki zapewne chciał jednak, by poważnie traktowano jego muzykę i rzeczywiście czuć, że stworzone przez niego piosenki nie są skompilowaną pod publiczkę łupanką. Utwory na albumie można sklasyfikować jako pogranicze popu i rocka, z takim jakiś niezależnym posmakiem, który ma większość zespołów z nurtu indie. Mi osobiście ten klimat bardzo się spodobał i stanowi dobrą przeciwwagę dla rozwrzeszczanego Team H.

[Promująca album piosenka 영원한 여름]

Pozostając w klimatach rocko-popowych z udziałem OST z Shut Up! Flower Boy Band. O samym serialu napiszę zapewne innym razem, teraz jednak chciałabym pochylić się nad ścieżką dźwiękową z tej dramy. Lee Min Ki śpiewa tam jedną piosenkę: Not in Love, która ma zdecydowanie większy rockowy pazur, niż te, które zaprezentował na swoim solowym krążku, ale tak po prawdzie, to nie Min Ki jest gwiazdą tego soundtracku. To zaszczytne miano, w moim przekonaniu, zasłużenie przypadło Sung Joonowi, który brawurowo wykonał dwie przewodnie piosenki serialu무단횡단 (Jaywalking) i Wake up. Zwłaszcza ta ostatnia jest niesamowicie chwytliwa i prześladowała mnie długo poza kończeniu oglądania serialu. Sung Joon ma ciekawą, nielandrynkową barwę głosu, która świetnie komponuje się z takimi właśnie rockowymi, niewymuszonymi piosenkami. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się jego kariera, bo zarówno śpiew, jak i jego gra aktorska sprawiają, że mam ochotę na więcej!


Na koniec coś, co znane jest pewnie większości, ale jakoś głupio nie wspomnieć. Lee Jun Ki w 2009 roku wydał swój solowy (mini?) album J Style, udowadniając, że nie tylko świetnie prezentuje się na ekranie, ale śpiewa równie dobrze. Nie będę się sprzeczać, że Jun Ki ma głos naprawdę miły dla ucha i powinien jak najczęściej robić z niego użytek, jednak cała płyta aż tak bardzo nie przypadła mi do serca. Podoba mi się oczywiście promująca album piosenka J Style (z różnych względów, więcej tutaj), bardzo ładna jest ballada한마디만, ale mam niestety wrażenie, że cała reszta, to taka trochę zapchaj-dziura bez szczególnego potencjału. Rzecz gustu, oczywiście. Dać Jun Kiemu szansę oczywiście warto!


By godnie zakończyć zestawienie, nie wypada nie wspomnieć o moim najulubieńszym z ulubionych, czyli Kang Ji Hwanie. Niedawno poświęciłam mu więcej uwagi w jednym z postów (tutaj) i uważni czytelnicy doskonale są już zaznajomieni z wszystkimi talentami pana Kanga. Niestety, póki co nie pokusił się o wydanie solowego albumu, ale swoich zdolności wokalnych dowiódł niejednokrotnie w musicalach: The Rocky Horror Show, Grease i Cafe In. Ma też na koncie dwie piosenki do dram: Lie to Me (Lovin Ice Cream) i The Exhibition of Fireworks (그냥 아는 사람). Na moje nieszczęście, pierwsza to radosne pląsy, a druga to ballada, wiec moje muzyczne żądze nie są zbyt usatysfakcjonowane.


Ja widziałabym pana Kanga w jakiejś takiej stylizacji z pazurem. Elektryczne gitary, basik, tempo z przytupem… Może się kiedyś doczekam, kto wie? Jeśli jednak ktoś lubi cukierowo-urocze pieśni z roześmianymi przystojniakami (z Ji Hwanem na czele), polecam serdecznie jedną z wersji reklam Lotte:


I tym oto wesołym akcentem zakończmy dzisiejsze muzyczne poczynania.
Zainteresowanym polecam jeszcze szybki przegląd koreańskich zespołów rockowych.

Więcej na temat w zakładkach:
Muzyka/Idole
Film/Telewizja

sobota, 31 marca 2012

10 lat wspaniałości

Trochę mi głupio, że przegapiłam taki wspaniały jubileusz, ale nie bądźmy małostkowi. Czy półtora miesiąca przy 10 latach robi wielką różnicę?


Z Kang Ji Hwanem znamy się od dawna i jest to znajomość tak samo długa, jak i namiętna. Zaczęło się od Hong Gil Donga, potem w ruch poszły niemal wszystkie możliwe produkcje, w których występował, a póki co, po raz ostatni widzieliśmy się w Lie to Me. Pracując od dziesięciu lat w show-biznesie, trochę się tego wszystkiego nazbierało.

Ji Hwan debiutował 12. lutego 2002 roku w musicalu The Rocky Horror Show. Później grał różne mniejsze lub większe rólki w popularnych serialach, takich jak: Summer Scent (2003), More Beautiful Than a Flower (2004) czy Save the Last Dance for Me (2004). Rozkwit popularności przyszedł z rolą w tasiemcowatym Be Strong, Geum-soon! w 2005 roku (drama ma 163 odcinki! Pomimo całej mojej miłości, panie Kang, nawet dla mnie to za dużo, wybacz!). Po tym serialu jego fanki zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, nie tylko w Korei, ale także w Japonii, Chinach i na Tajwanie.

[Be Strong, Geum-soon!]

Trzeba jednak przyznać, że pomimo naprawdę niezłych umiejętności aktorskich i zabójczego wyglądu, Ji Hwan nie ma wielkiego szczęścia do wyboru ról. Rzecz jasna zdarzyły mu się po drodze role rewelacyjne, które zostały docenione i nagrodzone (wspomniana wcześniej drama Hong Gil Dong, czy Capital Scandal, a także rewelacyjny film Rough Cut), ale cała reszta… Ekhm… Jego ostatnie dwie dramy Coffee House i Lie to Me nie doczekały się przychylnego odbioru ani tym bardziej pozytywnych recenzji. Oglądalność była na dość niskim poziomie (w obu przypadkach nieco ponad 8%), co dla gwiazdy takiego formatu nie jest budującym wynikiem. Przyznaję, że Coffe House szału nie robiło. Drama była dość nudna i pokręcona (chociaż Ji Hwan, jako perfekcjonistyczny i zimniejszy niż lód pisarz, był niesamowity. Ale to tylko moje skrzywienie, zawsze kocham wszystkich pisarzy w filmach), to Lie to Me całkiem mi się podobało. Scenariusz nie był może bardzo oryginalny i twórcy przegięli kilka razy z tanim romantyzmem (ta scena, gdzie główna para je kolację przy świecach -__-`), ale ogólnie, oglądało się całkiem przyjemnie. Co innego filmy… Nad dziełem z 2009 The Relation of Face, Mind and Love opuśćmy łaskawie zasłonę milczenia. Wielce osławiony i kasowy My Girlfriend Is an Agent, szczerze mówiąc, też nie rzucił mnie na kolana. Owszem, był Kang Ji Hwan, była Kim Ha-Neul, dużo akcji i zabawnych sytuacji, ale… Jakoś tak nie było błysku. Dla mnie film był dość blady i chwilami wręcz nudnawy. Dlatego lękam się nowego dzieła, w którym Ji Hwan ma wziąć udział, gdyż ma to być (tak jak My Girlfriend Is an Agent) komedia akcji, wyreżyserowana przez Shin Tae Ra (który był też odpowiedzialny za My Girlfriend…). Pociecha taka, że jego partnerką ma być Sung Yu Ri, aktorka znana m.in. z Hong Gil Donga. Film ma opowiadać historię detektywa Cha (Ji Hwan), który dla dobra sprawy, nad którą pracuje, musi wniknąć w środowisko top modeli. Rozbawiła mnie nieco rozbieżność informacji na temat przygotowania Ji Hwana do tej roli, gdyż jedne źródła podają, że musiał przytyć dziesięć kilo, których udało mi się pozbyć po zakończeniu zdjęć, inne mówią, że właśnie dla roli musiał schudnąć aż 13 kilo (co mi się, niestety, wydaje bardziej prawdopodobne), fakt jest jednak niezaprzeczalny, że poświęcenia w imię sztuki (oby sztuki :>), nie są panu Kangowi obce. Teoretycznie film ma wejść na ekrany w pierwszej połowie tego roku, więc czekam z niecierpliwością.

[para z Hong Gil Dong, którą niebawem zobaczymy ponownie w Detective Cha]

Kang Ji Hwan, oprócz tego, że bosko wygląda, świetnie gra, to jeszcze całkiem nieźle śpiewa. Nie bez przyczyny jego debiutem był właśnie musical. W 2010 roku zagrał główną rolę (a właściwie dwie główne role – sympatycznego i nieśmiałego trenera i przebojowego playboya) w musicalu Cafe In, który przez kilka tygodni gościł w Tokyo Globe Theater. Pan Kang był pierwszym Koreańczykiem, który stanął na deskach tego teatru, a do tego był jeszcze producentem całego przedsięwzięcia. Przez cały czas wystawiania spektaklu teatr pękał w szwach (nie dziwię się), a owacje na stojąco trwały i trwały. Poniżej kilka zdjęć z musicalu:


Oprócz śpiewu i gry aktorskiej, Ji Hwan od czasu do czasu para się również modelingiem. Jego modowy zmysł jest znany i doceniany. Ma na koncie całkiem pokaźną ilość sesji dla znanych magazynów, a także często pojawia się w rankingach najlepiej ubranych koreańskich celebrytów. Poniżej jedna z moich ulubionych sesji dla magazynu Nylon:


Zupełnie niedawno został pierwszym Koreańczykiem, który nawiązał współpracę ze znanym projektantem Tomem Fordem. W kwietniowym numerze miesięcznika Bazaar ukazały się zdjęcia pana Kanga, prezentującego najnowszą kolekcję okularów przeciwsłonecznych owego designera.


Cóż zatem mogę życzyć panu Kangowi? Co najmniej jeszcze kolejnych dziesięciu lat tak wspaniałej działalności artystycznej! Właściwie, niech będzie z nami jak najdłużej. Tylko, panie Kang, jedna prośba z mojej strony, niech pan uważniej dobiera produkcje, w których pan występuje! Ja mogę się nająć na osobistego doradcę, jeśli zajdzie taka potrzeba… Jeden telefon i sprawa załatwiona!

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

wtorek, 26 października 2010

werbung - część I - Korea

Czy jest takie miejsce na Ziemi, gdzie zwykły, popołudniowy spacer z pracy do domu może przyprawiać o palpitacje serca, bo niemal zza każdego rogu wyskakują boscy przystojniacy? Czy jest takie miejsce, gdzie nawet robiąc zakupy w warzywniaku, ma się ochotę rzucić te wszystkie toboły i wpaść w ramiona sprzedawcy? Czy jest takie miejsce, gdzie nawet oglądanie reklam w telewizji wciąga jak najlepszy film? Owszem. I imię tej krainy to Azja wschodnia!


Jakiś czas temu obiecałam zająć się tematem reklam, ale powiem szczerze, że temat jest na tyle obszerny, że będę zmuszona podzielić go na odcinki. Szukanie fajnych reklamówek wciągnęło mnie jak żabę do bagniska i wyrwało z życiorysu chyba z dwie godziny :P
Zaczniemy od tego co najlepsze, czyli od reklam koreańskich. W przyszłym poście przyjrzymy się japońskiej branży marketingowej, a potem Chiny, Tajwan i reszta skośnookiego świata. Na deser pozostawię sobie temat reklam dziwnych, dziwacznych i jeszcze dziwniejszych, a które koniecznie trzeba obejrzeć. Ale póki co, nie uprzedzajmy faktów.

Żeby to u nas stały takie stojaczki reklamowe...
Chociaż pewnie długo by nie postały, bo byłabym pierwszą, która wzięłaby JaeJoonga pod pachę i zabrała do domu :D

Na pierwszy ogień rzućmy najgorętszy kąsek, czyli niekwestionowanego króla koreańskiej reklamy - Kang Dong Wona. Pewnie to tylko moja subiektywna ocena, ale każdy filmik z panem Kangiem to małe arcydzieło i nieustająco czuję się przekonana do kupna tego, co w danym momencie zachwala :P Dobrze, że u nas nie da się kupić tych wszystkich produktów ;-)

Moja naj, naj, najukochańsza reklama ^_^ mrrrrr....



Pozostańmy jeszcze na chwilę w gorących klimatach, chociaż biedny pan Kang usiłuje studzić emocje taplając się w wodzie (bezskutecznie :P)



Kocham te miny, które on tu strzela ^_^



Teraz czas na mojego drugiego ulubieńca, czyli na Kang Ji Hwana. Z kawusią... Boski, jak zawsze ...



Nasi boscy chłopcy, co nie powinno nikogo dziwić, popełnili zastraszającą liczbę reklamówek, z czego ciągle numerem jeden pozostaje Haptic!



Podobały mi się jeszcze trzy inne, więc śpieszę z prezentacją:

To chyba pierwszy i ostatni moment w życiu biedaków, kiedy mogli się najeść niezdrowym żarciem.
Patrząc na współczesnego Yoochuna, te czasy ma już definitywnie za sobą :/




Pamiętasz jeszcze vice mistera szczerego uśmiechu? Lee Jun Ki też ma na koncie sporo reklam, z czego moja ulubiona poniżej.


Kolejny mister szczerego uśmiechu w natarciu - Kim Jae Wook i jego nowa fryzura ;-)



Pan Rain również nie stroni od reklam, co jest dość zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że jeste jedną z nielicznych koreańskich gwiazd, która znana jest również w innych krajach (gównie w USA).

Nie powiem, nie wzgardziłabym takim masażem :D

Jedno z najlepszych połączeń, jakie można wymyślić. Skośnooki przystojniak w Indiach... Tylko mnie tam w kadrze brakuje do pełnego szczęścia :D




Co tu dużo mówić... Won Bin to klasa sama w sobie. Mrauki!



I na koniec Gong Yoo, który przekonuje, że używanie kosmetyków i dbanie o swoją dkórę wcale nie jest niemęskie! Ja tam wierzę, panie Gong ^_^


Dziękuję za uwagę i do zobaczenia w japońskiej części już niebawem! :D

niedziela, 10 października 2010

mister łobuzerskiego uśmiechu

W poprzednim poście pytałam, czy może być coś lepszego, niż szczery i promienny uśmiech na skośnookiej twarzy. Owszem, może. Łobuzerski uśmiech na skośnookiej twarzy! :D
Pozostajemy zatem w temacie uśmiechów i plebiscytów. Poprzedni ranking odbił się szerokim echem po wschodniej stronie mapy i panowie dwoili się i troili, by zwrócić na siebie moją uwagę i zawrócić mi w głowie. Konkurencja była twarda, ale zarówno w poprzednim rankingu, jak i w tym, zwycięzca może być tylko jeden. I jest to moim skromnym zdaniem niekwestionowane zwycięstwo. Nie mogło być inaczej.

Do rzeczy!

MIEJSCE 5

JUNHO

Przyznaję, że pomimo całej sympatii, jaką darzę DBSK, Yunho nigdy nie był moim faworytem w dziedzinie męskiej urody. Ale to zdjęcie przekonało mnie, że chłopak zasłużył sobie na miejsce w tym prestiżowym rankingu. Ma potencjał, jak by nie spojrzeć. A patrzy się całkiem przyjemnie :D


MIEJSCE 4

Gong Yoo

Z Panem Gongiem pewnie się jeszcze nie znacie, a więc najwyższy czas naprawić to pożałowania godne niedopatrzenie. W tym przypadku nie możesz narzekać, że popadasz w pedofilię, bo pan Gong jest starszy od Ciebie o rok. Mimo długiego stażu w szołbizie nie ma na koncie oszałamiającej liczby filmów czy dram, w których wystąpił. Wydaje się, że wybuch popularności nastąpił dopiero w roku 2007, kiedy to zaczęto emitować serial "Coffee Prince" (który serdecznie polecam!). Z godnych uwagi filmów z jego udziałem wymienić należy "S Diary". Nie wiem jak wygląda z polską wersją tych tytułów, ale zawsze warto sprawdzić, czy gdzieś nie ma napisów. Sądzę, że dla "Coffe Princ'a" powinny być, bo był to wielki hit w Korei, a urokowi pana Gonga trudno się oprzeć... :D


MIEJSCE 3

Mike He

Ciekawa jestem, czy pamiętasz ten uśmiech, bo kiedyś Ci go pokazywałam. Tym razem do grona koreańskich przystojniaków wkradł się Tajwańczyk, który grywa głównie w niezobowiązujących dramach typu "Devil Beside Me". Są to raczej propozycje dla wielbicieli tematu, czy też urody pana Mike. Tak czy inaczej - uśmiech po prawej stronie niezmiennie wywołuje u mnie lekkie przyśpieszenie akcji serca... Mrrrr...


MIEJSCE 2

Kang Dong Won

Zaskoczona, że tylko na 2 miejscu? :D Ha, jest ktoś, kto posiada uśmiech bardziej diabolicznie łobuzerski, niż boski pan Kang. Aczkolwiek na tym górnym zdjęciu można doszukać się szatańskiego przebłysku... Zgadzam się jednak z autorką bloga FlowerBoys, która napisała kiedyś, iż pan Kang ma zawsze taki uśmiech, jakby właśnie podwędził jabłka z ogrodu sąsiada i cieszył się, że nikt go nie przyuważył.
Nic dodać, nic ująć, tylko usiąść i gapić się w nieskończoność ;-)


... i długo oczekiwane
MIEJSCE 1!

KANG JI HWAN!

Nie ma innej opcji. Niekwestionowany mister łobuzerskiego uśmiechu! Jeśli kiedyś miałabym powiedzieć, jak wygląda Szatan, już wiesz jaka byłaby moja odpowiedź. Naprawdę myślę, że herszt diabłów musi być do niego podobny. I jak my, biedne, niedoskonałe istoty możemy oprzeć się takiej demonicznej sile? Od samego patrzenia ma się grzeszne myśli :D

Mam nadzieję, że dzisiejsze zestawienie Cię satysfakcjonuje pod względem rocznika produkcji. Średnia wieku nam zdecydowanie podskoczyła. Pan Mister ma 33 lata na karku, drugi Pan Kang 29. Ino Mike He jest mniej letni (27) no i Yunho (mój rocznik).

Oczekuj kolejnych rankingów już niebawem. Mam w zanadrzu jeszcze nie jeden pomysł :D
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...