Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hyuna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hyuna. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 grudnia 2012

Potwór spod łóżka


Czyli o Ministerstwie do Spraw (braku) Równouprawnienia i Rodziny.


Szara eminencja k-popu. Teoretycznie go nie widać, ale ciągle gdzieś tam jest, szczerząc swoje kły, jak potwór spod łóżka. Artyści i wytwórnie przed nim drżą, a jego wyroki są niezbadane. Nigdy nie wiadomo za co i kogo capnie za nogę i wciągnie w ciemność. Jedno jest pewne. Kobiety są bardziej zagrożone niż płeć teoretycznie brzydsza.

O owym ministerstwie zdarzało mi się już pisać nie raz (choćby tu) z rozmaitych okazji i zazwyczaj nie byłam podbudowana jego działalnością. Korea wciąż jest dość konserwatywnym krajem i rząd uznał, że należy chronić delikatne umysły obywateli przed treściami dlań nieodpowiednimi. Ogólnie rzecz ujmując, nie mam nic przeciwko, że są organy, które kontrolują, co pokazuje się w telewizji, zastrzeżenia można mieć jednak do formy takiej działalności. Nie może być tak, że jednym wolno śpiewać o zdradach (Teen TopNo more perfume on you” czy B1A4Baby, good night”), a inni dostają „bana” za wspomnienie o alkoholu i dymie papierosowym (PsyRight Now” czy 2PMHands Up”, chociaż obu piosenkom ministerstwo dało łaskawie drugą szansę i chcą rozpatrzyć ich przypadek jeszcze raz). Jednym wolno wić się i taplać w pianie, a inni za bardziej dosłowne ale zdecydowanie zdrowsze podejście do tematu dostają po głowie. I tak, nie mylicie się. Znów piję do „Ice creamHyuny i „BloomGaIn (poprzedni artykuł na ten temat tutaj).

[GaIn]

Trudno o bardziej jaskrawy przykład podwójnych standardów, a do tego ministerstwo zafundowało je niemal w tym samym czasie, więc chyba samo aż prosi o kilka słów prawdy.

Można by rzec, że nie ma się czego czepiać, bo GaIn poszła po całości, pokazując akt seksualny dosłownie, gdy HyunA po prostu sobie tańczy. Z tym że wcześniej ministerstwo dopatrzyło się nieodpowiednich ruchów w „niewinnym” tańcu, bezlitośnie banując „Change” i „Bubble Pop” (chociaż to drugie zostało przyuważone nie przez ministerstwo a przez inną komisję wspomagającą, tak na marginesie). W „Ice cream” jednak niczego zdrożnego się nie dopatrzono i piosenka dostała błogosławieństwo na dalszą drogę. A że cały klip aż ocieka tanim erotyzmem? No cóż… Jak długo kobieta jest seksualnym obiektem a nie podmiotem i wygina się ku uciesze panów, nie ma problemu.

 [Hyuna "Ice Cream"]

Bo GaIn, jak już wspominałam w poprzednim poście, odważyła się nie tylko schlebiać męskim spojrzeniom, ale pokazać seksualność z damskiego punktu widzenia. Zmysłowo, delikatnie i wyzwalająco, a nie wyzywająco. To się już urzędnikom nie spodobało, bo jak to tak, żeby uczyć młodą generację kobiet, że też mogą mieć co nie co przyjemności z seksu. BAN!

 

Podobnymi działaniami ministerstwo już od dłuższego czasu buduje sobie sporą opozycję. Nawet sami Koreańczycy niejednokrotnie narzekają, że rząd traktuje ich jak dzieci i odcina od treści, do których, być może, chcieliby dotrzeć. A mowa tu głównie o pornografii, która w Korei jest nielegalna. Posiadanie i oglądania filmów dla dorosłych nie jest zbrodnią, ale ich rozpowszechnianie, sprzedaż i produkcja i owszem. Nim rozpętano anty-pornograficzną ofensywę w 2004 roku, koreańska strona o tej tematyce Soranet liczyła sobie ponad 600 tysięcy subskrybentów. Wyraźnie pokazuje to, że zapotrzebowanie na tego typu treści w konserwatywnej i pruderyjnej Korei jest dość spore.

Zamknięcie lokalnych stron i zablokowanie dostępu do tych międzynarodowych wcale problemu nie rozwiązuje, bo i tak są sposoby by dotrzeć do tego, co chce się obejrzeć. Systemu p2p kontrolować już się nie da. Nie wspominając o tym, że zakazany owoc kusi najbardziej. Zamiast kontroli znaczniej bardziej przydałaby się edukacja z prawdziwego zdarzenia i danie obywatelowi wyboru, co i kiedy chce oglądać. W końcu takie są założenia demokracji, prawda?

Znacznie łatwiej jest jednak zablokować dostęp do wątpliwych treści, niż spróbować na ich temat porozmawiać i zaproponować system rzetelnej edukacji młodzieży, by jako dorośli ludzie, sami potrafili osądzić, czy warto sięgać po pornografię.

 Takie działania mają też i polityczny wydźwięk. Dają złudzenie, że rząd robi coś, by zapobiegać zbrodniom na tle seksualnym, bo ponoć gwałciciele, nim udają się na łowy swojej ofiary, namiętnie oglądają filmy dla dorosłych. Opinia publiczna ma zmydlone oczy, a oni nie muszą robić nic, by faktycznie przeciwdziałać przestępstwom i wszyscy są zadowoleni. Nie można też pomijać przyczyn religijnych i kulturowych, które każą takie treści cenzurować. Nie jedna koreańska babcia łapie się przecież za głowę, gdy nie daj Boże, na ulicy przemknie jakaś para, trzymając się za ręce. A babcie głos w wyborach też przecież mają.

[nie zaczynaj z nami, synku!]

Naciski na rozluźnienie cenzury będą jednak narastać i to nie tylko ze strony społeczeństwa, które chciałoby mieć wybór i gwarantowaną wolność, ale też różnego typu korporacje, które stoją za koreańskim show-biznesem. Bo nie ma się co oszukiwać, za naszymi ulubionymi k-popowymi artystami stoją biznesowe molochy! A nadrzędnym celem każdej korporacji jest zarabiać pieniądze. Duże pieniądze.

A najłatwiej sprzedać jakąś rzecz (czy to najnowsze dziecko Samsunga czy nową piosenkę), gdy w kampania promocyjna danego produktu wywołuje w nas uczucie radości. A seks doskonale sprawdza się w tej roli. Nic tak nie poprawia humoru jak ponętne dziewczę wyginające się kusząco, czy przystojni panowie zrywający z siebie koszulki. No i jeszcze seks w reklamie czy klipie ma tę cudowną właściwość, że przyciąga uwagę, czy to starych, czy młodych, czyniąc z duetu sprzedaż + seks związek doskonały.

 [Rania wie jak narobić hałasu
"Mr Feel Good"]

By twórców i sprzedawców fantazja zbytnio nie poniosła, Ministerstwo do Spraw Równouprawnienia i Rodziny (MdSRiR) wraz z innymi wspierającymi ją komisjami i urzędami, trzyma rękę na pulsie, sprawdzając, co trafia do środków masowego przekazu. Do tego momentu idea jest szczytna, bo wystarczy popatrzeć na nasze media, albo jeszcze lepiej, media zachodnie, by zatęsknić za podobną cenzurą. Nadrzędnym zadaniem wyżej wymienionych organów jest ochrona dzieci i młodzieży przed treściami dla nich nieodpowiednimi. Zabronione jest przedstawianie seksu wprost, więc twórcy reklam i klipów muszą zręcznie lawirować między niedopowiedzeniem, sugestią i fantazjami.

Czasem jednak sugestie są tak oczywiste, że wyłożenie kawy na ławę nie jest już właściwie konieczne. I choć wydawałoby się, MdSRiR powinno przystawić swoją budzącą zgrozę wśród agencji gwiazd pieczątkę, pozwala przemknąć do ogólnego obiegu „dziełom” co najmniej wątpliwym, a inne tłamsi już w zarodku. Mężczyźni jak długo wystrzegają się w swoich pieśniach wzmianek o byciu pijanym i paleniu papierosów, mogą ogólnie rzecz ujmując, robić co im się podoba. Drzeć koszulki, wymachiwać sugestywnie bioderkami, dyszeć ciężko pod prysznicem i prać się po pyskach do rozbryzgów krwi. Kobiety powinny być dużo bardziej ostrożne w swoich występach, chociaż chwyty stosowane przez tzw. soft-porno, jak filmowanie artystek z poziomu gruntu, tak by zaprezentować ich ciała w pełnej krasie (i jeszcze zaoferować wgląd pod spódniczkę tudzież luźne shorty) jest jak najbardziej w porządku.

 [Secret "Poison"
klasyka ujęcia na zboczeńca]

Przywołując jeszcze raz osławiony przykład Hyuny i GaIn, nazwa ministerstwa w tym aspekcie staje się groteskowo nieadekwatna. Ciężko doszukać się oznak dbania o równouprawnienie, gdy uprzedmiotowienie kobiet wywołuje aprobatę urzędników, a jedna na milion próba przydania kobiecej seksualności prawa równego mężczyznom natychmiast opatrywana jest etykietą 19+, gdzięki czemu jej emisja możliwa jest tylko w późnych godzinach nocnych.

Chyba rząd powinien pomyśleć nad przechrzczeniem swojego ministerstwa, to skończą się przynajmniej wieczne utyskiwania takich jak ja malkontentów.

Więcej na temat:

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Kobiety, seks, pieniądze i k-pop


Czyli o portrecie współczesnej koreańskiej kobiety, widzianym przez pryzmat najnowszych k-popowych klipów.

[GaIn]

Oglądając k-popowe klipy ciężko być obiektywnym. Mając swoje lata, świadomam (teoretycznie) chwytów, jakimi posługują się wytwórnie i ich artyści, jednakowoż… W obliczu wyskakujących nagle, ni z tego ni z owego, roznegliżowanych i przyjemnie umięśnionych męskich klat, które do tego wirują mi przed oczyma (czytaj: „Love SongRaina), trudno zachować zdrowy osąd. Podjęłam co prawda heroiczną próbę oddania sprawiedliwości nadwerężanym ostatnio klatom w innym poście (tutaj), zazwyczaj jednak kończy się na moim rozanielonym wzroku i piskach zachwytu, podczas gdy nad koreańskimi girls bandami w większości kręcę z niesmakiem nosem.

Mniemam, że dokładnie tak samo jest z girls bandami i odbiorem ich poczynań przez męską część publiczności. To co kobietom od razu rzuca się w oczy i niesmaczy od pierwszej sekundy, mężczyznom jakoś unika… Do tego dochodzi drobna nutka zazdrości, że myśmy nie tacy piękni, gładcy i gibcy jak pląsający na ekranie piosenkarze i skrajne opinie gotowe.

Czegóż się jednak nie robi w walce o zachowanie poziomu w k-popowej dyskusji. Mogę nawet obejrzeć klipy Hyuny! Bo to właśnie ona, a właściwie jej najnowszy „Ice cream” skłonił mnie do napisania tego, co nastąpi.

  
[taaaa.... definitywnie Batman gdzieś przepadł.... 
i też bym chciała wiedzieć chłopcze, kiś zacz :>]

Pisałam już nie raz (np. tu, tu i tu), że społeczeństwo koreańskie ulega gwałtownym przemianom obyczajowym, czego odbicie można znaleźć również w k-popie. W ciągu zaledwie 20 czy coś około lat rola kobiety na scenie przeobraziła się od statecznej diwy, poprzez rozkosznie pląsające aegyo-dziewczątko, do zipiącego seksapilem monstra. Myślę, że to, co przyciągnęło do koreańskiej pop-kultury wielu z nas, była pewna doza niewinności w MV i filmach w porównaniu z zachodnimi odpowiednikami. Im dłużej jednak człowiek siedzi w temacie, tym boleśniej uświadamia sobie, że klipy niewiele mają wspólnego z niewinnością, a fakt, że kawa jeszcze nie została wyłożona na ławę (przynajmniej w klipach, bo na filmach to i owszem) to tylko zasługa mojego ulubionego Ministerstwa do spraw Równouprawnienia i Rodziny, które tnie przy pniu wszystkie próby złamania obowiązujących wzorców. A przynajmniej takie, które nie mieszczą się w ich pojęciu przyzwoitości, a jak wiadomo, łaska pańska na pstrym koniu jeździ. O tym jednak nie dziś (więcej tutaj), bo to temat rzeka, liźnięty już przeze mnie jakiś czas temu tutaj.

Ostatnie dokonania śpiewających pań rzucają nowe światło na temat seksualności kobiet w Korei oraz ich walki o równouprawnienie. Szczególnie trzy klipy wybijają się na tym tle i jest to wspomniana HyunA z jej „Ice cream”, GaIn w „Bloom” oraz Miss A w „I don’t need a man”. Każdy z tych klipów ujmuje kobiecą niezależność i seksualność inaczej i nie każdy wart jest poklasku. Zacznijmy jednak od pozytywnych wzorców.

 [GaIn w "Bloom"]

GaIn, zirytowana faktem, że wspomniane wcześniej Ministerstwo nałożyło restrykcje na jej poprzedni teledysk (choć tak naprawdę nie było ku temu wielkich powodów) postanowiła tym razem dać im takowy. Jak rzekła tak i uczyniła, bo „Bloom” zdecydowanie wybija się ponad przeciętność k-popowej twórczości. Nie dość, że w klipie możemy obejrzeć miłosne igraszki piosenkarki i być może pierwszy utrwalony na k-popowej taśmie kobiecy orgazm, to jeszcze GaIn kocha się sama ze sobą na kuchennej podłodze!

Wow.

GaIn już od dłuższego czasu wyrastała na moją nową ulubienicę, ale tym klipem przechyliła szalę. Pomimo szokujących, jak na k-pop, obrazów, udało jej się dokonać niemożliwego, a mianowicie całemu klipowi daleko jest pornograficznej wulgarności. Jest to przyjemny dla oka, zmysłowy portret kobiety, która kocha, jest kochana, rozkwita seksualnie i czerpie przyjemność z miłości. Klip nie jest wyrwanym z kontekstu dziełem spragnionych sensacji twórców, a stanowi ilustrację do tekstu, który opowiada o miłości, związku łączącym dwojga kochanków i budzącej się zmysłowości. GaIn przyrównuje się do kwiatka, który rozkwita w pełni pod dotykiem swojego ukochanego.


To, co czyni klip wyjątkowym, jest fakt, że kobieca seksualność przedstawiona jest w realistyczny, niewyuzdany sposób. Owszem, GaIn wygina się ponętnie w skąpym stroju, otoczona czwórką tancerzy, jednak w scenach miłosnych jej uwaga skupiona jest jedynie na dokonującym się akcie i przyjemności, jaką on z sobą niesie. Nie ma tu żadnych mrauki-super-duper-sexy min i darcia powietrza pazurami, ani maniakalnego ocierania wyimaginowanych okruszków z twarzy. Jest za to zadowolona, piękna kobieta, na którą przyjemnie popatrzeć nie tylko z męskiego, ale również z damskiego punktu widzenia.


O Hyunie i jej „Ice cream” niestety już tego powiedzieć nie można. Moje zęby mimowolnie zgrzytają, ilekroć widzę tę panią. Jej interpretacja kobiecej seksualności zapewne schlebia panom, bo to dla nich dziewczę tak się wygina i rozchyla usta (żeby tylko usta), z damskiej perspektywy jednak… No cóż…


Główna różnica pomiędzy Hyuną a GaIn polega na tym, że ta pierwsza za wszelką cenę chce podniecić i uwieść męską część publiczności, co staje się dla niej celem samym w sobie, podczas gdy GaIn seksualność wykorzystuje jako ilustrację do historii, którą chce opowiedzieć. Może to drastyczne, ale mniemam, że dobrą metaforą byłby film pornograficzny versus film obyczajowy ze sceną łóżkową. Czasem i w jednym i w drugim mało pozostaje dla wyobraźni, ale cel wykorzystania seksu jest zgoła odmienny.

Hyuna nie oszczędza się w „Ice cream”. Wykorzystuje doskonale nam znane z wszystkich jej poprzednich produkcji chwyty, z pocieraniem się tu i tam i onanizowaniem sobie twarzy włącznie, a nawet idzie kilka kroków dalej, tańcząc (ujeżdżając?) na tyłku jednego ze swoich tancerzy. Jedyne co mnie rozczarowuje, to dlaczego w takim ociekającym tanim erotyzmem klipie zabrakło sztandarowej pozy z ręką wetkniętą pomiędzy nogi?! No jak to tak?! Nieśmiała inauguracja zaszła w „Change”, potem była większa „gracja” w „Bubble Pop”, w „Troublemakerze” Hyuna osiągnęła już niemal tytuł magistra pozy a tu nic?! Why, Hyuna, why?!


Pomijając permanentny problem Hyuny z zamykaniem buzi i utrzymaniem rąk przy sobie, zastanawiające jest też „przesłanie” klipu. Przez 4 minuty trwania piosenki przewija się mrowie kolorowych outfitów, morze drogich dodatków i wielkich jak pięść brylantów. Ciekawe skąd ona na to ma? Sprzedając TAKIE LODY, jakie widzimy na klipie, obawiam się, do wielkiej fortuny dojść ciężko… Przeanalizowawszy, losowe sceny w pianie oraz z roznegliżowanym panem przestają być takie losowe.

 [jeśli jeszcze raz usłyszę w jakiejś piosence "bling bling" zacznę krzyczeć! wrrrrrrrr!]

Skoro już jesteśmy przy pieniądzach i sposobach zarabiania na życie, Miss A niedawno wypuściły piosenkę, która urasta do rangi feministycznego manifestu: „I don’t need a man”. Jest to afirmacja samodzielności i niezależności finansowej kobiet. Dziewczęta z Miss A przekonują, że nie potrzeba im mężczyzny, że same doskonale potrafią o siebie zadbać. Same płacą swój czynsz, same płacą za torebki i obiad w restauracji. Pracują ciężko i nie zawsze starcza im na wszystkie zachcianki, ale ich niezależność napawa ich dumą i miłością do własnej osoby.


Przyznaję, że co do tej pozycji mam mieszane uczucia. Ogólne przesłanie jest jak najbardziej chlubne, szczególnie w patriarchalnym, koreańskim społeczeństwie, gdzie wciąż pokutuje przekonanie, że szczytem kobiecych ambicji powinien być udany mariaż. Z drugiej jednak… Czyżby dotychczas mężczyzna kobiecie był potrzebny tylko i wyłącznie w charakterze chodzącego portfela? Coraz częściej łapię się na tym, jak naiwne bywają moje poglądy, bo mi zawsze wydawało się, że w relacjach damsko-męskich jest nieco więcej romantyzmu. Nie mówiąc już o tym, że takie ujęcie sprawy stawia nas, kobiety, w delikatnie mówiąc, nie najkorzystniejszym świetle. No bo jeśli tak, jedynym sensem kobiecej egzystencji zdaje się być zdobycie odpowiedniej ilości luksusowych produktów, typu designerskie torebki, drogie perfumy i błyszczące buty na wysokim obcasie (jak sugerują wstawki w MV). Pod takim rozumieniem niezależności ja się nie podpisuję.

No, ale nie marudząc za dużo, zadowolona jestem z pierwszych jaskółek zmian, jakie raz po raz przelatują nad k-popowym światkiem. Chciałoby się, by takich odważnych i niesztampowych wystąpień było jak najwięcej. Co zaś tyczy się ujęć kobiecej seksualności, jakim raczy nas HyunA ze swoimi managerami, trzeba pamiętać, że zostały one stworzone dla mężczyzn i ku uciesze ich oczu. I jak długo panom będzie się to podobać, Hyuny będą się mnożyć i sobie wesoło egzystować. Próżno jednak oczekiwać entuzjastycznych okrzyków z damskiej części publiczności. W każdej heteroseksualnej kobiecie, która ma choćby jaki taki szacunek do własnej osoby, podobne przedstawienie tematu musi wywoływać słuszne oburzenie.

A przynajmniej powinno ;)

 
[jedyna scena na której było przynajmniej na czym oko zawiesić ;)]

Więcej na temat u mnie:
 
Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 30 lipca 2012

K-pop nie zawsze jest kolorowy

Ktokolwiek zagląda na portale z k-popowymi nowinkami, nie mógł przeoczyć wieści dnia, a mianowicie tego, iż Hwayoung została wyrzucona z T-ARY. Niespodziewane ogłoszenie agencji dziewcząt, Core Contents Media (CCM), wstrząsnęło zazwyczaj spokojnym k-popowym światkiem, odsłaniając przy okazji tę stronę show-biznesu, której pewnie nie chcielibyśmy oglądać.

[T-ARA jeszcze w komplecie]

Oglądając teledyski, variety shows i inne programy z udziałem naszych ulubieńców, nie trudno ulec złudzeniu, że świat k-popu to jedna wielka kochając się rodzina, a członkowie zespołów bliżsi są sobie, niż rodzone siostry i bracia i wszyscy są skromnymi i cudownymi ludźmi, którzy dają z siebie wszystko, by zrealizować swoje marzenia. Wszyscy są dowcipni i dobrze wychowani, szanują swoich przełożonych i pałają niegasnącą wdzięcznością i miłością do swoich fanów.

Jednak to, co możemy oglądać na naszych monitorach, zapewne średnio ma się do prawdy. Od razu przypomina mi się sławetna hetera, „cudownego charakteru” wschodząca gwiazda popu z dramy „You’re beautiful”, która pokazywała swoje prawdziwe oblicze dokładnie w tej samej sekundzie, gdy odwracały się od niej obiektywy kamer*. Nie twierdzę oczywiście, że wszyscy celebryci to wilki w owczej skórze, ale pewnie ten i ów nie jest takim rozkosznym młodzieńcem, tudzież przesłodką panieneczką, na jakich chcieliby pozować.

[w BIGBANG też nie zawsze było tak wesoło]

Ta farsa musi jednak trwać, ponieważ koreański show-biznes to nie rozpasane Hollywood, gdzie obsceniczne wysoki w stylu Miley Cyrus czy Lindsay Lohan przechodzą niemal bez echa. Koreańczycy wyszli ze słusznego założenia, że skoro pląsająca w girls bandach i boys bandach młodzież jest idolami ich dzieci, to owi idole nie mogą promować złych wzorców jak branie narkotyków (więcej tutaj), czy nieodpowiednie prowadzenie się (więcej tutaj). Koreańczycy są też dalecy od prania publicznie brudów, uważając, że nieporozumienia i brudne sprawki powinny pozostać w rodzinie albo w firmie.

Stąd ogłoszenie, jakie wydało CCM jest bardzo stonowane:

Szanując skargi wniesione przez 19-tu pracowników współpracujących z T-ARA (5 stylistów, 7 fryzjerów i wizażystów, 5 managerów oraz 2 bezpośrednich managerów grupy), kontrakt Hwayoung zostanie niezwłocznie rozwiązany bez żadnych dodatkowych konsekwencji. 

Przepraszamy za wydarzenia, które mogły zaniepokoić i zmartwić wszystkich tych, którzy kochają T-ARA, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wyrazić, jak jest nam przykro, że musimy ogłosić taką wiadomość w trzecią rocznicę powstania zespołu. Przepraszamy jeszcze raz wszystkich fanów Hwayoung i życzymy jej wszystkiego najlepszego, jako wspaniałej raperce. […] Z uwagi na to, iż Hwayoung posiada wielki potencjał jako raper, zadecydowaliśmy rozwiązać z nią kontrakt bez żadnych dalszych konsekwencji i wierzymy, że będzie dalej się rozwijać jako artystka.

 [Hwayoung]

Teoretycznie powodem wyrzucenia dziewczyny z grupy było jej niestosowane zachowanie. Sprawa wydaje się być jednak dużo bardziej skomplikowana i nieprzyjemna. Wszystko zaczęło się od feralnego występu w jednym z programów muzycznych 22.07.12, gdy Hwayoung skręciła sobie nogę i mogła poruszać się tylko o kulach albo na wózku. Wydarzenie było szczególnie feralne, ponieważ dziewczęta 25 i 26.07 miały w planach pierwszy samodzielny koncert w Tokio, na sławnej arenie Budokan. Przez kontuzjowaną Hwayoung, T-ARA musiała szybko przeorganizować i skrócić show, a Hwayoung wystąpiła w kilku piosenkach, wspierając się na kulach albo siedząc na krześle.


Po tym występie, koleżanki z zespołu zamieściły na tweeterze kilka złośliwych komentarzy, wyraźnie sugerując, że „komuś” brak determinacji i woli, by dać z siebie wszystko, przez co cierpi reszta grupy. Odpowiedź Hwayoung była mocno stonowana („Czasami nawet determinacja nie wystarcza. W chwilach takich, jak ta, czuję się przygnębiona, ale wierzę, że wszystko co się dzieje, to błogosławieństwo niebios. Boże, Ty wiesz wszystko, prawda?”), ale internauci i tak od razu wysnuli teorie, że w grupie musi źle się dziać, a Hwayoung jest pewnie podle traktowana przez swoje koleżanki.

Agencja CCM wyraźnie zaprzecza, ażeby w zespole były jakieś nieporozumienia.

Chcielibyśmy zapewnić, że ten fakt [zerwanie kontraktu z Hwayoung] nie ma nic wspólnego z doniesieniami o „znęcaniu się”, jakie rzekomo mają miejsce w T-ARA. Pomimo iż pracownicy Core Contents Media długo obradowali z członkiniami T-ARA, które chciały, by Hwayoung została w zespole, z przykrością musimy stwierdzić, iż nie mogliśmy nie uwzględnić argumentów naszych innych współpracowników.”

By słowa rzecznika CCM zabrzmiały bardziej wiarygodnie, przytoczono kilka przykładów „nieodpowiedniego zachowania się” Hwayoung. Po powrocie dziewcząt z Japonii 27.07, zespół przygotowywał się do nagrania dla programu „Music Bank”. W momencie, gdy było już tylko dwóch wykonawców przed T-ARA i dziewczęta były gotowe wkroczyć na scenę, Hwayoung nagle stwierdziła, że nie ma ochoty występować tego dnia. Jej zadaniem było tylko zaśpiewanie swojej rapowej kwestii, ponieważ w związku z uszkodzoną nogą, podczas występu miała siedzieć na krześle. Nie dała się jednak przekonać i by ratować sytuację (wstępy emitowane są na żywo), Eunjung i Hyomin musiały w ekspresowym tempie nauczyć się rapowej części. Niestety, ze stresu dziewczyny pomyliły się podczas nagrania.


Jakby tego wszystkiego było mało, w drodze do domu, Hwayoung, nie bacząc na obecność fanów i mediów, odrzuciła swoje kule i usiadła na podłodze, wrzeszcząc na swojego managera. Ponoć już wcześniej dziewczyna miewała podobne napady złości, pokazując je swoim fanom i reporterom. Rzecznik CCM stwierdził jednak wspaniałomyślnie, że „nie będziemy ujawniać więcej podobnych zachowań Hwayoung […], ponieważ chcemy ją chronić.

A jak na to wszystko zapatruje się sama zainteresowana? W 40 min po tym, jak w mediach pojawiło się ogłoszenie CCM, lapidarnie napisała na swoim tweeterze „Fakty pozbawione prawdy”.

Póki co zbyt wcześnie jest, by wyrokować, kto w tym wszystkim ma rację, bo z każdą minutą w sieci pojawiają się nowe artykuły i doniesienia o tym, co naprawdę działo się w T-ARA. Istnieją jednak przesłanki, że rzeczywiście dziewczyna mogła być szykanowana przez swoje koleżanki z zespołu. Pomijając tweetowy napad na Hwayoung, fani wygrzebali inne dowody popierające ich teorię. Podczas jednego z nagrań dla japońskiej telewizji przed ich występem, możemy oglądać, jak Eun Jung zwraca się lekceważąco do swojej młodszej koleżanki i wpycha jej na siłę do ust ryżowe ciasteczko. Sądząc z wyrazu oczu Hwayoung, nie jest sytuacją zachwycona.


Kilka godzin temu internauci wykopali też stary wpis na jednym z koreańskich forów kogoś, występującego pod pseudonimem Suk Ryu (Ryu to nazwisko Hwayoung). Jest to wiadomość z 6.11.2011r. zatytułowana „Być wyrzutkiem… To naprawdę męczące i trudne.”:

Cześć. Zastanawiałam się, czy powinnam zamieszczać ten post, czy nie, ale zdecydowałam napisać o kilku sprawach…
Zespół, do którego należę… To grupa, którą wszyscy rozpoznaliby nawet po inicjałach.
Jestem nową członkinią, i jest to dla mnie bardzo niezręczna [sytuacja], bo jestem bardzo nieśmiała.
Nie mogę się do nich zbliżyć… To jeden z powodów, dla którego zostałam wyrzutkiem.
Dziewczyny, które są w grupie od początku, musiały silnie protestować przed moim przyłączeniem się do zespołu.
Generalnie traktują mnie, jakbym była powietrzem, gdy jesteśmy we wspólnym mieszkaniu.
Ale gdy pojawia się kamera, nagle zarzucają mi ramiona na szyję.
Podczas treningów… Naprawdę czuję, jakbym miała za chwilę umrzeć.
Kiedy zrobię jakiś mały błąd, krytykują mnie, rzucając „Nie możesz nawet tego zrobić?” i przeklinają na mnie.
Nawet teraz, jestem sama, ponieważ one poszły na zakupy beze mnie.
Będą tu za kilka godzin, ale ja mam ochotę zapomnieć o mojej karierze i rzucić wszystko.
Jednak to jest droga, którą zdecydowałam się obrać, ja jestem tą, która zdecydowała się przyłączyć, więc nie mogę tego zrobić.
Czuję się nieco lepiej, kiedy to napisałam.
Dziękuję wam.


Hwayoung nie jest pierwszą, która z hukiem wyleciała ze swojego zespołu. By wspomnieć choćby takie słynne przypadki jak Jaejoong, Yoochun i Junsu z DBSK. Oni co prawda sami zdecydowali się opuścić swoją agencję, ale kulisy sprawy były tak samo grząskie i nieprzyjemne. Kim Kibum oraz Alexander z U-KISS również w tajemniczych okolicznościach pożegnali się z zespołem. Oh Won Bin też miał nie po drodze z FT Island, tak samo jak HyunA i Sunmi z Wonder Girls. Brawurowe rozstanie zaliczył również Jay Park z 2PM. Internauci znaleźli jego niepochlebny komentarz o Korei i Koreańczykach, który zamieścił niedługo po swoim przybyciu do kraju (wychował się w USA), pewnie jako wyraz swojego zagubienia w nowym kraju. Niestety, branża i fani są bezlitośni i po wielu przeprosinach i sypaniu głowy popiołem, Jay Park zadecydował (tudzież ktoś mu pomógł), że wyjedzie z Korei do Stanów, by ucichła burza wokół niego i by on mógł zastanowić się nad sobą. Gdy wrócił, rozpoczął solową karierę i radzi sobie nie gorzej niż 2PM.

[DBSK]

Ciekawa jestem, czy będzie nam dane dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się w T-ARA. Śmiem wątpić, ale może kiedyś dowiemy się prawdy. Póki co trzeba poczekać, aż burza wokół zespołu się nieco uspokoi. Na razie sytuacja T-ARY nie wygląda zbyt wesoło, bo oburzeni fani hurtem wypisują się z oficjalnego fanklubu i zwrócono masę biletów na najbliższy koncert zespołu.

A Was obeszła cała ta historia?

_______________________
* w związku z licznymi kontrowersjami co do tej wypowiedzi: miałam na myśli tylko dramową postać k-popowej idolki, granej przez Uee (jeśli mnie pamięć nie zawodzi), która to była słodka i urocza, gdy występowała przed kamerami, ale gdy tylko nagranie danej programu się kończyło, pokazywała pazurek :) Nie w realnym świecie, ale w tym przedstawionym w dramie, skoro był to serial o k-popowych idolach!
Wybaczcie zamieszanie. Mea culpa! -___-`


UPDATE z 31.07.2012
Tak jak można było przewidzieć, to co się obecnie dzieje wokół T-ARY to jedno wielkie piekło. Współczuję, niezależnie od tego, kto zawinił (a pewnie nikt tam bez winy nie jest).


Na chwilę obecną sytuacja wygląda tak:

  1. T-ARA się nie rozpadają, tylko po koncercie 1.08. bezterminowo zawieszają działalność, by dać ochłonąć opinii publicznej i sobie (http://www.soompi.com/2012/07/31/t-ara-to-indefinitely-suspend-activities)
  2. powstała w sieci petycja, by rozwiązać grupę. Jej twórcy mierzą w zebranie 100 tys. podpisów. Na razie mają ich 36,281 (przynajmniej na dziś, na godziny południowe koreańskiego czasu). Nie znaczy to jednak, że faktycznie grupa zostanie rozwiązana, nawet jeśli jakimś cudem znalazłoby się tyle chętnych do podpisania się. To tylko pobożne życzenia zakładających petycję. Ostateczna decyzja i tak leży w rękach władz CCM (http://www.soompi.com/2012/07/30/a-petition-for-t-aras-disbandment-has-started-online/)
  3. Co chwilę pojawiają się nowe doniesienia i rewelacje o tym, że dziewczęta jednak znęcały się nad Hwayoung. Co do ich wiarygodności…
  4. Szef CCM, Kim Kwang Soo, napisał wczoraj na swoim tweeterze (po angielsku!):
Ostatnie zachowanie Hwayoung postawiło Core Contents Media trudnej w sytuacji. Z tego powodu byłem zmuszony rozwiązać z nią kontrakt. Jednakże, jeśli Hwayoung przeprosi za swoje zachowanie, będę rozmawiał z moimi współpracownikami i dziewczętami z zespołu o możliwości jej powrotu do T-ARA. Jednak nim to się stanie, jest ważne, by [Hwayoung] wzięła na siebie odpowiedzialność za swoje czyny.(http://www.soompi.com/2012/07/31/core-contents-media-ceo-tweets-if-hwayoung-apologizes-i-will-discuss-the-possibility-of-her-return-to-t-ara/)

Jedyne co mogę radzić na tę chwilę, to nie zagłębiać się za mocno w temat i nie śledzić wyskakujących z każdą sekundą nowych doniesień, bo na razie to jedno wielkie szaleństwo pogoni za sensacją. Trzeba poczekać, aż się co nie co sprawa uspokoi. T-ARA odniosły zbyt wielki sukces, by tak łatwo się rozpadły, więc spokojnie.

P.S. Jak się czegoś sensownego dowiem, to dam znać!

Update3: Daję znać. Popełniłam kolejny artykuł: wnioski końcowe i rozrachunek zysków i strat w poście:

Więcej na temat:Obraz po burzy

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

niedziela, 8 stycznia 2012

Rok 2011 w ploteczkach (część II) + jeden świeżutki news z 2012

Czyli część druga opowiedzi na pytanie, jakie wiadomości ze świata k-popu były najpoczytniejsze w minionym roku na portalu allkpop.com

Jeśli nie czytaliście części I - zapraszam tu

(news z: 23. lutego)
Powrót z wielkim hukiem!

Na tę wiadomość i ja czekałam długo. Big Bang powrócił z nowym (czwartym już w ich karierze) mini-albumem „Tonight”. Tego samego dnia pojawił się teaser do promującej album, tytułowej piosenki. Gdy opublikowano cały klip, licznik osób, które obejrzały filmik, rosła w geometrycznym tempie i na dziś to aż 18 166 184 obejrzeń! Znacząco mniej niż „The Boys” SNSD, ale moim skromnym zdaniem ilość po prostu przeszła w jakość. Ale jak dobrze wiemy, jeśli chodzi Big Bang, nie jestem zbyt obiektywna… Acz właściwie, to dobre miejsce, by sobie coś wyjaśnić. Ja nigdy nie byłam obiektywna. I nie zamierzam być. Taki przywilej autora tekstu!
A to tak dla przypomnienia (i nabicia licznika):


(news z: 20. listopada)
Tiffany a sprawa portkowa

Ot, czym żyje k-popowy światek! Miejsce trzecie na liście najczęściej odwiedzanych newsów 2011 (czytany 309 074 razy)! Czy spodenki Tiffany z SNSD, które miała na sobie podczas koncertu 17. listopada, są za krótkie, czy też nie? Dysputa była zawzięta (3 862 komentarze).

Niektórzy byli zgorszeni i grzmieli o pomstę do nieba:

To jest żenujące!
SM [agencja SNSD], błagam, miejcie trochę umiaru! -.-”
Ale byli też bardziej entuzjastycznie nastawieni fani (ciekawe jakiej płci, hmm…):
Cóż za wspaniały widok!
Może nosić takie [shorty], bo ma świetne nogi
i najlepsze „Wyjdziesz za mnie?

Można nawet wyrazić swoje zdanie na ten temat w przygotowanej ankiecie i na dziś odpowiedzi wyglądają następująco:


Ach, jakie to urocze, że są jeszcze miejsca na ziemi, gdzie odrobina golizny wywołuje takie poruszenie… Patrząc na teledyski zachodnich gwiazd, mam wrażenie, że biedni Koreańczycy dostali by zawału, gdyby zobaczyli gwiazdy w takim stanie garderoby, jaki prezentuje Lady Gaga na koncertach, czy kiedyś Madonna…

(news z: 11. listopada)
Samobój roku


Uuuu… To bolało! Strzelić sobie takiego samobója… No cóż. W każdym razie, jak by nie było, szum medialny się wokół nich zrobił, że ho-ho, a o to zapewne chodziło. Bo cóż za pragnące śmierci niewiasty mogły oskarżyć boginie z SNSD o to, że są plastikowe?! Nie żebym była jakąś wielką fanką SNSD. Szczerze mówiąc, dziewczyny są mi dość ambiwalentne. Mają kilka fajnych piosenek i z mojej strony to tyle.

Twórczyniami całego zamieszania są dziewczęta z tajwańskiego girls bandu Super 7, który to zapewne chciałby konkurować ze swoimi koleżankami po fachu z Korei. Media nazwały je nawet nieformalnie „tajwańską wersją SNSD” i na tę okoliczność Super 7 zebrało dość niepochlebne opinie na temat swoich nieudolnych prób kopiowania stylu Koreanek. Tajwanki najwyraźniej poczuły się urażone takim podsumowaniem ich scenicznych wysiłków i wypowiedziały się raz, acz z przytupem.

[wyjątki z wywiadu, jakiego Super 7 udzieliły pewnemu tygodnikowi]

Z początku poczułyśmy się tak dotknięte [tym porównaniem], że aż rozpłakałyśmy się [ze złości], ale teraz rozumiemy już, dlaczego nasz teledysk mógł tak rozzłościć fanów. Wiemy, że ta krytyka to po prostu inna forma zainteresowania i teraz możemy lepiej radzić sobie z negatywnymi komentarzami.
„W SNSD jest kilka dziewczyn, które potrafią śpiewać i tańczyć, ale reszta to właściwie tylko tło. Wszystkie dziewczyny z SNSD zrobiły sobie operacje plastyczne, a my jesteśmy naturalnymi pięknościami. Ich ciała nawet nie mają porównania do naszych.

Być może raził je w tym momencie jakiś piorun opamiętania, tudzież instynktu samozachowawczego, bo po tym stwierdzeniu szybko zmieniły ton i dodały:

Nie twierdzimy, że kiedykolwiek będziemy lepsze od SNSD, ale będziemy patrzeć na nie jak na wzory naszych ról w zespole.

Podziwiać odwagę. Jasna sprawa, że tego typu przechwałki nie były ich spontanicznym wymysłem, a przemyślaną strategią jakichś mózgów tajwańskiego show-biznesu (1,5 miliona ludzi obejrzało ich klip), ale… Jak nie trudno się domyślić, fani SNSD szybciej spłoną na stosie, niż kupią choćby jeden krążek Super 7. Tudzież odetną sobie nogę, by ich stopa nigdy nie postała na koncercie dziewczyn. A jak było widać po klipie „The Boys” w poprzedniej części ploteczek (tutaj) mało tych fanów to nie jest…

["plastikowe" SNSD]

Postanowiłam osobiście zbadać sprawę i obejrzałam owo dzieło Super 7 i… dobrze Wam radzę – nie popełniajcie moich błędów! Zęby mnie do teraz bolą po tym biciku, przez wstawkę rapową zakrztusiłam się herbatą no i w sumie poza kuszącym machaniem dłońmi, potrząsaniem grzywą i prezentowaniem głębokiego dekoltu (wespół z całą rozciągłością nóg), niczego nie zobaczyłam. A tak, tak. Fajny budynek ze stali i szkła w tle, fajny… Chyba jednak stwierdzenie autora artykułu na allkpop.com najlepiej podsumowuje sprawę: „konceptem zespołu Super 7 jest to, że przeciętna wieku piosenkarek wynosi mniej niż 22 lata i wszystkie mają miseczkę C”.

(news z: 17. kwietnia)
Akcja: porwanie!

I oto najpoczytniejsze z poczytnych!

[Taeyeon]

To dopiero było ekszyn w prawdziwym tego słowa znaczeniu! 17. kwietnia dziewczęta z SNSD jak gdyby nigdy nic śpiewały na koncercie, aż tu nagle niewiadomo skąd na scenie zjawia się jakiś podejrzanie wyglądający facet, podchodzi do tańczących dziewczyn, łapie Taeyeon za nadgarstek i ciągnie ją za scenę. Dziewczyna usiłuje się wyrwać, muzyka gra, reszta zespołu tańczy i generalnie nie wie co się dzieje, jedna Sunny szybko ogarnia sytuacje i biegnie ratować koleżankę. W wejściu za kulisy prowadzący koncert Oh Jung Tae włącza się do ogólnej szarpaniny i jakimś cudem dziewczyna zostaje uratowana. Taeyeon poprawia fryzurę, wraca na scenę i jak gdyby nigdy nic kończy występ. Ot, profesjonalizm!


Z jednej strony sprawa wygląda poważnie, bo wnioskując z miny porywanej, nie była to żadna zaplanowana akcja i dziewczyna musiała się nieźle przestraszyć, ale z drugiej… bez kitu, co to za debil usiłuje porwać dziewczynę ze sceny, przed tysiącami widzów i milionami przed telewizorami? Ze sceny, gdzie jest pełno ludzi a za sceną aż nie chcę myśleć jaki kłębi się tłum. Jak on zamierzał z nią uciec? Harry Potter pożyczył mu pelerynę-niewidkę, czy jak? Później stwierdzono, że był to jakiś obsesyjny fan dziewczyny, który nie ma z główką za dobrze (jakoś się domyśliłam…).
Z trzeciej zaś strony, co to jest za ochrona na tych koncertach, gdzie czołowe gwiazdy azjatyckiej sceny muzycznej śpiewają, a byle jaki postrzelony gościu może do nich podejść, wziąć pod pachę i wynieść? Jak będę kiedyś w Korei, muszę spróbować tej sztuki, co mi szkodzi? Nie wiem tylko, czy uda mi się wynieść któregoś skośnookiego pana. Może i oni tacy niepozorni, ale przypakowane chłopaki.

*** 2012 ***
(news z 6. stycznia)
A jaki obecnie news rządzi umysłami fanów k-popu? Cóżby innego, kolejny domniemany romans!
Tym razem spekulacje krążą wokół Hyuny z 4minute i Jang Hyun Seunga z B2ST (lub Batoost, jak niezmordowanie sugeruje Simon), którzy od jakiegoś czasu występują razem pod szyldem Troublemaker. Rzeczywiście, ich pomysłem na zrobienie kariery wydaje się wieczne sprawianie kłopotów. Ich pierwszy klip „Troublemaker” był bardziej niż kontrowersyjny i rzekłabym, że HyunA posunęła się w nim nawet dalej, niż w „Bubble Pop” (pisałam już co nie co na ten temat tutaj). Najwyraźniej motywem przewodnim w kreowanym wizerunku tej piosenkarki ma być szokowanie erotyzmem i dziwacznymi pozami. No bo, bez żartów, czy to ma być „seksowna” mina? WTF?! 

Zostawmy w spokoju ekspresję biednej Hyuny. Tym, co tak elektryzowało czytelników allkpop.com były poniższe zdjęcia.

Podobno jest to dowód na to, że pomiędzy Hyuną i Jang Hyun Seungiem jest prawdziwa chemia. Jest to zdjęcie zza kulis i jak wszyscy uparcie twierdzą, para trzyma się na nich za ręce… Nie wiem, może to tylko kwestia mojego chorego umysłu, ale na moje oko, to Hung Seung trzyma Hyunę za coś innego… Dodatkowo potwierdzeniem tych odkrywczych teorii ma być fakt, że para pocałowała się na rozdaniu nagród Mnet Asian Music Awards (MAMA). Nawet nie wiecie jakie dyskusje toczyły się w sieci a propos tego pocałunku! Jedni klną się w żywy kamień, że nie wyglądał na wyreżyserowany, inni zaś są przekonani, że to zaplanowana akcja.


Śmiem przyznać rację tym drugim, ponieważ w historii MAMA nie jest to pierwszy tego typu wyskok. Lista pocałunków jest długa i znajduje się na niej nawet T.O.P. z Big Bang (z Lee Hyori). Pomijam już także, że cały ten troublemakerowy duet z założenia ma udawać pożądanie miłość … No, ale co mnie to tam, kto z kim śpi, byle dobrze śpiewali!
Tym optymistycznym stwierdzeniem kończę dzisiejsze plotkarskie wpisy.

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

sobota, 10 września 2011

What the f**k?!

czyli o cenzurze w k-popie


Myślę, że w życiu każdego nie-koreańskiego miłośnika k-popu przychodzi taki moment, kiedy zadaje sobie pytanie: „what the f**k!?”. I bynajmniej nie jest okrzyk zaskoczenia po obejrzeniu kolejnego, przesłodzonego do granic klipu jakiegoś girls bandu. Nie, nie… Nie-koreański fan k-popu jest już zbyt wgryziony w temat, by tego typu rzeczy miały robić na nim wrażenie. Owo wołanie o pomstę do nieba adresowane jest do koreańskiego Ministerstwa do spraw równouprawnienia i rodziny, które to raz na jakiś czas postanawia wciągnąć kilka piosenek na listę utworów zakazanych.




Nasz wytrwały nie-koreański fan k-popu nie jest jakoś bardzo zszokowany faktem istnienia cenzury w korańskim show-biznesie. Owszem, może z początku był nieco zaskoczony, ale skoro namiętnie słucha muzyki z najodleglejszych krańców świata, możemy założyć, że ma szerokie horyzonty i nie utrzymuje, że jego własny sposób patrzenia na świat i standardy, do których się przyzwyczaił, są jedyne i obowiązujące. Koreańczycy postanowili, że będą filtrować treści pokazywane w telewizji i chronić wrażliwe, młodzieńcze umysły? Dlaczegóż by nie? Patrząc na to, co pokazuje się w zachodnich mediach, ma się ochotę przyklasnąć koreańskim pomysłom. Jednak nasz gorliwy fan w pewnym momencie zauważa pewne rozbieżności w logice wciągania piosenek na zakazaną listę. Jedni artyści zostają „zbanowani” za używanie młodzieżowego slangu, podczas gdy innym pozwala się błyskać gaciami i miziać się w niedwuznaczny sposób, tudzież promować zdradę w związku. I tak wracamy do podstawowego i inaugurującego ten post pytania: what the f**k!?


Pierwszy raz zetknęłam się ze „zbanowaniem” piosenki przy okazji wydania przez duet G-Dragon i T.O.P. z Big Bang ich drugiego singla „Ppeogi gayo”. Ministerstwo stwierdziło wtedy, iż tekst piosenki jest „szkodliwy dla narodowej psychiki” i zakazano pokazywania klipu w tv i emitowania go w radiu. GD i TOP (tudzież ich agencja) nie ugięli się wtedy pod presją i mimo sugestii, nie zmienili tekstu. Jak nie trudno się domyślić, cała afera tylko pomogła promocji singla, a ilość wyświetleń klipu w internecie w przeciągu kilku dni osiągnęła astronomiczny wymiar.



Cóż takiego „szkodliwego dla narodowej psychiki” kryje się w tekście piosenki? Nie tylko dla mnie do dziś pozostaje to zagadką uniwersum. Chłopaki śpiewają sobie jacy to są wspaniali i popularni, jak to wszyscy chcą ich naśladować i generalnie, że są the best. Nie jest to może zbyt skromne i zgodne z koreańskimi normami dobrego wychowania, ale jakoś nikomu nie przeszkadzało wypuścić na rynek singiel 2NE1I’m the best”, gdzie dziewczęta również pokorą nie grzeszą. Podobno całe zamieszania z piosenką GD i TOP polegało na tym, że panowie używają w niej slangowego wyrażenia „ppeogi gayo”, które w angielskim tłumaczeniu zostało przełożone na „knock out”. Znaczy ono mniej więcej tyle, co określenie czegoś genialnego, niesamowitego, super cool. Wydaje się, że może polskim odpowiednikiem byłby przymiotnik „zajebisty”, z tym, że koreańskie „ppeogi gayo” nie ma w ogóle charakteru „brzydkiego słowa”. Ciężko więc orzec, czego tak strasznego Ministerstwo doszukało się w „Ppeogi gayo”.



Innym kwiatkiem na „zakazanej liście” jest singiel DBSKBefore you go”. Pamiętasz zapewne dobrze owy klip. Fajna piosenka, genialny teledysk, który ogląda się jak film akcji. Changminek ze spluwą w ręką, wyglądający jak skośnooka, lepsza wersja Bonda, Yunho robiący porządek z bandziorami i załatwiając ich z półobrotu… Może i nam, zdeprawowanym ludziom zachodniej cywilizacji, wideo się podobało, ale Ministerstwo orzekło autorytatywnie, iż klip jest „szkodliwy dla młodzieży”. Ponoć nasze boskie chłopaki promują przemoc i hazard. Jeśli chciałabyś sobie kupić album z ową piosenką, to trzeba się będzie wylegitymować, bo ma oznaczenie, że przeznaczony jest dla osób powyżej 19-tego roku życia, a piosenkę obejrzeć/posłuchać w koreańskich mediach można jedynie po 22:00. A to, że we wspomnianym wyżej „I’m the best” dziewczyny na koniec piosenki robią totalną rozpierduchę na planie, używając bejsboli i kałachów? Oj tam, oj tam…

Co będę z resztą odwoływać się tylko do jednej piosenki. Weźmy na przykład taki zespół Teen Top. Jak sama nazwa skazuje, chłopaki śpiewające w tym bendzie nie mają więcej niż 17 lat, a ostatni teledysk, który pokazywany jest w telewizji, „No more pefrume on you” pokazuje historię lidera zespołu, który to z uśmiechem na ustach zdradza swoją dziewczynę z duuuużo starszą kobietą.


Morał piosenki jest taki, że gdy dziewczyna zaczyna coś podejrzewać, bo zwąchała na twojej koszuli zapach nie znanych jej perfum, należy kupić obu takie same, żeby każda myślała, że to jej perfumami pachnie jej chłopak… Na koniec zaś, gdy podły oszust zostaje nakryty przez swoją młodszą dziewczynę, cóż się dzieje? Obie kobiety strzelają mu w twarz i wychodzą? Skruszony, usiłuje błagać którąś o wybaczenie? A gdzie tam! Chłopak uśmiecha się słodko, z miną „och ty, głupiutka gąsko, co robisz w miejscu, w którym nie powinno cię być” i koniec. Kurtyna i oklaski. Taki model traktowania kobiet nie jest szkodliwy dla młodzieży, no gdzież by…

Omówmy jeszcze jeden singiel Teen Top. Uwielbiam ich piosenkę „Supa Luv”, ale przyznaję, że teledysk jest nawet dla mnie nieco przerażający.


Około trzydziestoletni facet siedzi sobie sam w mieszkaniu, popija poranną kawkę w rozchełstanym szlafroczku, włącza swój super-wypaśny komputer przyszłości, wybiera sobie chłopców, wpisuje „Supa Luv (= Super Love)” i do zamkniętego, odizolowanego pomieszczenia bez okien i drzwi wpadają mocno nieletni chłopcy, którzy to zaczynają tańczyć (mniemam, że dla pana w rozchełstanym szlafroczku) śpiewając o wspaniałej miłości. Gdy już nieco popatrzymy sobie na pląsających młodzianów pojawia się szybkie ujęcie pana od szlafroczka, tyle, że już bez szlafroczka i pod prysznicem, wspartego niedbale o szybę, z miną zboczeńca-podglądacza typu "chcę cię tu i teraz". Nie wiem jaki morał płynie z tego teledysku, ale moje skojarzenia mocno mnie niepokoją. Ale widać, tutaj Ministerstwo do spraw równouprawnienia i rodziny nie doszukało się niczego podejrzanego…

Skoro jesteśmy już przy tematach około seksualnych… Jak myślę, trudno zapomnieć klip i piosenkę Junsu z DBSK „Intoxication”.



Wirujące klaty, szorowanie podłogi kolanami, przeciągłe dotknięcia wargi (generalnie duuuużo dotykania samego siebie to tu to tam) i do tego niedwuznaczny tekst, by nikt nie miał wątpliwości co chodzi: „I know that you want me…”, „Kiss and touch me taste and touch me baby” (Wiem, że mnie pragniesz… Pocałuj i dotknij mnie, skosztuj i dotknij mnie, kochanie). Nie powinno zatem dziwić, że twórcy piosenki od samego początku celowali w japoński rynek wydawniczy, gdyż w Korei piosenka nie miała szans na ukazanie się w mediach. OK, ja rozumiem, dbanie o umysły młodzieży, chronienie ich młodych, wrażliwych umysłów przed atakiem rozbuchanego przesadnym erotyzmem, perwersyjnego idola Junsu. Spoko. Ale z jakieś dwa miesiące temu moje oczęta cóż zobaczyły na youTube i przeczytały, że Ministerstwo nawet nie mrugnęło przy wypuszczaniu klipu na rynek? „Bubble PopHyuny pomimo błyskania bielizną spod przykrótkiej spódniczki i obmacywanie się tu i ówdzie jest wg władz totalnie w porządku i piosenka jak gdyby nigdy nic króluje na listach wakacyjnych hitów.


Przykładów tego typu pokrętnej logiki można by mnożyć w nieskończoność. Jak to możliwe, że niektóre piosenki zostają „zbanowane” za dwie linijki w tekście takie jak: „Ponieważ jestem pijany” oraz „Między rozpiętością dymu papierosowego” (Kim Hyun JoongPlease) a inne otwarcie śpiewają o tym jak fajnie iść na imprezę i się ubzdryngolić i nikt nie widzi w tym niczego niestosowanego? No cóż. Pozostaje tylko mało elegancko zapytać „what the f**k!?”.

EDIT: Małe sprostowanie. Właśnie wyczytałam na allkpop.com, że HyunA doczekała się jednak upominającego machania palcem wskazującym od strażników koreańskiej moralności. 4-tego sierpnia bieżącego roku Korea Broadcasting and Communications Review Committee (Koreańska komisja do spraw telewizji i mediów*) wydała oświadczenie, iż występy Hyuny (zarówno klip jak i taniec na koncertach), promujące piosenkę „Bubble Pop” są „seksualnie zbyt agresywne”. W odpowiedzi wytwórnia Cube Entertainment, która opiekuje się piosenkarką, niemal natychmiast zaprzestała promocji piosenki i odwołała występy Hyuny w zaplanowanych programach telewizyjnych.

No cóż… Jak widać i HyunA nie uciekła przed wnikliwym okiem koreańskiego Wielkiego Brata, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że podwójne standardy nadal obowiązują w ojczyźnie kimchi.
No i gdzie ja miałam głowę, żeby nie wspomnieć o tak sztandarowym przykładzie jak MiroticDBSK. Chłopcy na gwałt musieli coś kombinować, bo linijka „I’ve got you under my skin” („mam cię pod skórą”) w mniemaniu obrońców moralności była bardziej niż nieodpowiednia. Szczerze – nie wiem kto tam pracuje w tych koreańskich biurach, ale pewnie jakieś niezłe zboczuchy, bo jakkolwiek na brak wyobraźni nigdy nie narzekałam, nie wiem co w tym tekście jest takiego nieprzyzwoitego. Trzeba by spytać fachowców… :>

Więcej na temat:
Potwór spod łóżka


* niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę. Nie bardzo wiem jak przetłumaczyć to „Communications Review


Na podstawie:
www.eatyourkimchi.com
www.allkpop.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...