Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Park Yoochun. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Park Yoochun. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 stycznia 2016

Przeżyjmy to jeszcze raz: rok 2015 w k-popie (część I)

Kolejny k-popowy rok za nami! Jak zawsze, nie mogliśmy narzekać na nudę. Jakie wydarzenia na długo pozostaną w naszej pamięci? Kto wyznaczał trendy i jacy debiutanci mają szansę zostać z nami na dłużej? To wszystko i jeszcze trochę w poście poniżej!


W części pierwszej ukażą się główne wydarzenia i tendencje minionego roku, w kolejnej zaś najgorętsze skandale i ploteczki.

Do rzeczy!

Debiuty

Tego nie dało się przeoczyć. Dzień bez kolejnego debiutu, toż to dzień stracony! Powódź nowych zespołów (o solistach się nawet nie wypowiadam!) po woli zaczyna być normą. W 2013 zadebiutowało nieco ponad 50 zespołów, by już w 2014 było ich około setki, a w rok później kolejne coś koło tego! Jak to wszystko ogarnąć?!


Przyznaję szczerze, że to właśnie owa taśma produkcyjna powstrzymuje mnie przed choćby próbami bycia na bieżąco z k-popem. Ilość nie często przekłada się na jakość, więc nim człowiek przebrnie przez te połacie kiepszczyzny, nie pozostaje już wiele sił na docenienie co lepszych. A gdzie jeszcze czas, by monitować co się dzieje ze starymi wyjadaczami?!

Na szczęście są ludzie, którzy nie tylko orientują się, co w koreańskiej trawie piszczy, ale do tego potrafią jeszcze ocenić, kto ma szansę na przetrwanie kolejnego sezonu! Albo i kilku sezonów.

[Monsta X]

Wśród najlepiej ocenianych debiutantów znajdują się dziewczęta z The Ark, CLC, Oh My Girl, GFRIEND i TWICE a wśród chłopców wymienia się Monsta X, iKON, Soul.G, N.Fly i Seventeen. Słusznie? Ktoś został pominięty i zaniedbany? Czas pokaże!

Osobiście najbardziej lubię chłopców z Monsta X i iKON, a z dziewcząt wydaje mi się, że The Ark ma potencjał!

P.S. Może jeszcze kiedyś mi się uda napisać ten artykuł o debiutach 2015?

B.A.Powe porachunki z TS Entertainment

W zeszłorocznym podsumowaniu roku pisałam, że być może to by było na tyle, jeśli chodzi o B.A.P., bo w listopadzie 2014 cały zespół pozwał swoją agencję do sądu (więcej tutaj). A jednak okazuje się, że staropolska mądrość ludów się nie myli: trzymaj się kupy, bo kupy nikt nie ruszy!


Sprawy nie wyglądały jednak początkowo różowo. Chłopaki z B.A.P. były nieugięte w swoich (słusznych zresztą) żądaniach o zerwanie niewolniczego kontraktu i ustalenie czegoś, co respektowałoby ich prawa jako istoty ludzkie i artystów. TS z kolei zabetonował się na swoim stanowisku, że podpisany wcześniej kontrakt jest prawnie obowiązujący i generalnie, o co te fochy.

I kiedy wydawało się, sprawa jest beznadziejna, przyszło lato, zrobiło się cieplej, humory się poprawiły i B.A.P. i TS Entertainment wpadli sobie niespodziewanie w ramiona! Agencja lakonicznie stwierdziła w oficjalnym oświadczeniu, że „wzajemne zaufanie zostało odbudowane” i bum, przygotowania do comebacku ruszyły pełną parą! Owocem owego pieczołowicie odbudowanego zaufania jest album „Matrix” z singlem „Young, Wild, Free”.


Wszyscy się cieszą, bo zapewne chłopaki dostały wreszcie jakieś godziwsze wynagrodzenie, agencja nie straciła wypływów z tytułu posiadania jednego z największych boybandów w Korei (kto przy zdrowych zmysłach chciałby zrobić rosół z kury, która znosi złote jaja?), fani wciąż mają swoje dobre, stare B.A.P., które zapewne nie byłoby takie samo pod skrzydłami innej agencji. Nie ma na co narzekać!

BIGBANG wraca z donośnym kabuuuuuum! ^^

OK, wszyscy malkontenci! Różne już głupoty słyszałam (a właściwie czytałam), jakim to badziewiem zostali uraczeni fani BIGBANG po tylu latach czekania. Rzeczywiście, na trzyletni przestój w biznesie mogą pozwolić sobie tylko giganci, bo jak mogliśmy już zauważyć choćby na przykładzie debiutów, k-pop nie znosi próżni!


Może i chłopaki kazali na siebie czekać, ale czy tym samym nie większa radość ze spotkania? A może w tym czasie gorące serca fanów zdążyły już nieco ostygnąć? Skąd te złośliwości i przesadny krytycyzm? „MADE” to kawałek dobrej muzyki, a każdy kolejny singiel i MV nie rozczarowywał! Znacie już moją opinię na temat „Loser” i „Bae Bae” (jeśli nie, można się z nią zapoznać tutaj), „Bang Bang Bang” przez dłuuuuuuuugie miesiące bujało mnie każdego dnia! Może i jest kilka nieco słabszych utworów (np. „We like 2 party”), ale cały album generalnie przywraca wiarę w k-pop.

W końcu 220 tysięcy ludzi nie przychodzi na koncerty nieco podstarzałego już boy bandu, tylko po to, by powspominać dni dawnej chwały!

Tyle właśnie stawiło się fanów na koncercie BIGBANG w Tokio.

EXIDowa eksplozja popularności

Niezbadane są wyroki pop-kultury. Czasem rozumiem, dlaczego jakiś zespół staje się popularny: wyróżniająca się muzyka, hiper ultra przeerotyzowany koncept, wychodzący poza stereotyp image, walory artystyczne… OK.


Czasem jednak naprawdę nie wiem.

Co ma w sobie takiego EXID, czego ja nie wiedzą, a widzą tysiące? Otwarta jestem na sugestie! ^^Fakt pozostaje jednak niezmienny, że z takiego tam przeciętnego girls bandu dziewczęta wyrosły na gwiazdy pierwszego formatu! Ilość obejrzeń ich teledysków na youtube idzie w grube miliony, nie ma już chyba variety show, w którym by się któraś z nich nie pokazała, nagrody, szczyty list przebojów i rekordowe ilości sprzedanych płyt.

Nagrania wykonywane przez fanów (czasem się zastanawiam, czy aby na pewno przez fanów… więcej tutaj) z ich koncertów zyskują własne życie i podkręcają jeszcze (i tak już dość rozgrzaną) atmosferę. Jest jeden taki klip, który ma ponad 18 milionów obejrzeń (tutaj)! To akurat jestem w stanie zrozumieć, dlaczego jest tak popularne. I mniemam, że może to być klucz do rozwiązania całej EXIDowej zagadki…

JYJ w służbie artystom


Niż nigdy żadne zespół nie będzie musiał przechodzić przez takie bagno, w jakie wpakowali się chłopcy z JYJ swoim słynnym odejściem z SM Entertainment! Przez długie lata JaeJong, Yoochun i Junsu nie mogli swobodnie działać we własnym kraju, gdyż SM głosiło wszem i wobec, że póki sąd nie orzecze inaczej, to tylko oni mają prawno organizować ich wstępy w programach telewizyjnych oraz fan-meetingi. W tym roku weszło w życie prawo, które zabrania podobnych praktyk. Już nikt nie może tworzyć czarnych list artystów, którzy mają zakaz pokazywania się w telewizji!

Idole z reality show

Pamiętacie moje utyskiwania na temat reality show „Win: Who Is Next”, z którego narodził się WINNER (do przypomnienia tutaj)? Wygląda na to, że to co wydawało nam się smutnym żartem YG Entertainment, staje się powoli obowiązującym trendem!

[iKON]

Wspominana już wcześniej przeze mnie grupa iKON to nikt inny, jak przegrany TEAM B z owego show plus jeszcze kilka twarzy z podobnego programu „Mix & Match”. JYP również testowała owy patent, tworząc girl band TWICE z uczestniczek telewizyjnego programu „Sixteen”.

Już widziałam zapowiedzi podobnych procederów w 2016 roku, więc pozostaje nam tylko czekać, co też nowego wymyślą k-popowe agencje!

Chabry z poligonu…

Za każdym razem, kiedy piszę o wojsku w Korei, na myśl przychodzi mi ta piosenka… Wydaje mi się ona dość akuratna, jako że armia zabiera nam nasze ulubione kwiatki!

W tym roku w kamasze poszło niemal całe stare DBSK: Yunho i Changminek i JYJ Jaejoong i Yoochun! :( Dramy bez tego ostatniego nie będą już takie same! Wracaj do nas szybko!

[JaeJoong nie wygląda na szczęliwego...]

[Yoochan, no mrrrrrrrr!]

[Yunho niezbyt służy nowa fryzura...]

[Changminek z Siwonem (Changmin po lewej)]

Super Junior zostało odchudzone o pięciu członków: Shin Donga, Sung Mina, Eun Hyuka, Dong Hae i Siwona.

[Sung Min Shin Dongiem. Ciekawe kto to jest ta niewiasta pomiędzy nimi...]

[Eun Hyuk]

[Dong Hae wydaje się być niewzruszony]

Z kolei powołanie dla Kim Hyun Joonga przyszło zaskakująco w porę… Ciekawe czy to przypadek… (więcej o owym panie będzie w części II postu!)

[Kim Hyun Joong zapewne w pląsach poleciał się przebrać w panterkę ;)]

A jakie ploteczki i sandale wstrząsnęły p-popowym światkiem w 2015 roku?

Odpowiedź na to pytanie ukaże się już niebawem! ^^

Główne źródła:

wtorek, 29 maja 2012

Ju dzium dzium maj halt lajk e laket

Czyli dlaczego angielski w k-popie jest (często) tak beznadziejny

[Strasznisty angielski czai się w każdym rogu!
Mrożące krew w żyłach Breaking News w wykonaniu FT Island "Hello Hello"
*

Zacznijmy od tego, że sama jestem osobą, która uczy się angielskiego i nie obce są mi wszelkiego typu językowe kłopoty. Od wymowy (to zakichane, właściwie zaplute, „th”), poprzez problemy semantyczne, po gramatyczne zawiłości. Nie raz zdarzyło mi się machnąć taki kwiatek, że nawet uroda naszych ulubionych skośnookich blednie. Stąd daleka jestem od naśmiewania się z naszych koreańskich braci i sióstr za to, że ich angielski nie jest najwyższych lotów. W końcu mieszkają w swoim pięknym kraju, więc nie mają obowiązku znać angielskiego. Co innego jednak, gdy za tym „angielskim” stoją korporacje, które mają więcej pieniędzy, niż nam śmiertelnikom kiedykolwiek się śniło i beztrosko wrzucają do k-popowych piosenek angielskie słówka i zwroty, bez nawet cienia refleksji. Nie mówiąc już skonsultowaniu tej linijki z rodzimym użytkownikiem języka (a tych w Korei nie brak!).

Przykładów na to, jak bardzo konsultacje z anglojęzycznymi osobami są niezbędne w koreańskim show-biznesie, jest zatrzęsienie. I nie chodzi mi już tutaj o problemy z wymową, bowiem koreańskie ucho (a przez to i język) nie rozróżnia dźwięków „r” i „l” oraz „b” i „v” i potem wychodzą różne takie ciekawostki jak „loli poli” zamiast „Roly PolyT-ARY czy sławetne i tytułowe „dzium dzium maj halt lajk e laket” B1A4 („Zoom zoom my heart like a rocket”, dla niezorientowanych. Cokolwiek to znaczy.) Nawet „Nothing’s sober” Infinite mogłabym przełknąć (ma nawet więcej sensu niż „Nothing’s over”, które ma być niby w oryginale). Ale jest całe mrowie rażących błędów, wobec których nawet moje polskie ucho przejść obojętnie nie może. Nim przyjrzymy się zjawisku głębiej, kilka przykładów na rozgrzewkę:

DBSKPurple Line


Mimo całej mojej miłości i sentymentu do tego zespołu… To, że Yoochun odczuwa potrzebę przedstawienia się purpurowej linii… Dość to dziwne, ale widocznie chłopak jest grzeczny i wychowany, niech mu będzie. Ale gdy usłyszałam, jak w 45-tej sekundzie piosenki wyśpiewuje z poważną miną: „I really wanna touch myself” (naprawdę chcę się dotknąć), przyznaję, drobinkę zwątpiłam. Spoko, każdy ma swoje potrzeby, ale czy jest to coś, o czym muszę koniecznie wiedzieć? Hmm… (swoją drogą to przykre, że nikt mu nie chciał w tym pomóc).

U-KISSShut Up

 
[współczesny hrabia Dracula - Eli]

To jest chyba najsławetniejsze użycie konglishu (czyli koreańsko-angielskiej mieszanki językowej) w całym k-popie. Na samym początku pieśni możemy usłyszeć, jak Eli zmiksowanym głosem hrabiego Draculi mówi „Hello. Hello. Do you know me? This is …” (czy mnie znasz? To jest…) i tu się zaczynają kontrowersje. Oryginał twierdzi, że powinno być „…more than present” (więcej niż teraźniejszość?), ale brzmi jak „Mordney present” (Mordney obecny). Ta linijka zapoczątkowała żywot wampira Mordney, który bawi mnie ilekroć pojawia się w recenzjach Simona i Martiny z eatyourkimchi.com. Ostatnio jakoś nie występuje zbyt często, co z jednej strony dobrze świadczy o poziomie angielskiego w k-popie, ale z drugiej, tęskno! Mordney wróć!

B2STBeautiful


Najwyraźniej twórcy tekstu do tej piosenki przegapili lekcję angielskiego w szkole, kiedy to tłumaczono, iż w zdaniu, żeby było zdaniem i miało jakiś sens, musi być użyty czasownik. „My beautiful my girl and I” (moja piękna, moja dziewczyna i ja. Ilu was tam w końcu jest? Trójka?), „Nothing better than you” (nic lepsze niż ty) „So beautiful my girl (In the cube)” (taka piękna moja dziewczyna (wewnątrz sześcianu). Nie wiem jak Wam, ale mnie ostatnia linijka coś przypomina… Był kiedyś taki film o kilku nieszczęśnikach uwięzionych w labiryncie z sześcianów i obawiam się, że nie był to romantyczny obraz…

KARAPretty girl


I mój ulubiony tekst: „If you want a pretty, every wanna pretty” (jeśli chcesz ładna, wszyscy? chce ładna). Niestety polskie tłumaczenie nie oddaje „piękna” tej linijki, bo siłą rzeczy trzeba wyrazić ją bardziej kompletnie, że twórca ją stworzył. Więcej komentować nie trzeba.

EXOMama


I żeby nie było, że obecnie kwiatki się nie zdarzają. „Careless, careless. Shoot anonymous, anonymous.
Heartless, mindless. No one.
Who care about me?
” (nieostrożny, nieostrożny. Zastrzel anonimowego, anonimowego. Bez serca, bezmyślnie. Nikt. Kto o mnie dbać?). I co do tego wszystkiego ma… mama? Nie można zapomnieć również o epickim, anglojęzycznym początku klipu, kiedy to lektor swoim tubalnym głosem opowiada nam historię obrońców drzewa, której nie rozumieją nawet nativi. Pocieszające, bo zaczęłam się już martwić, że to z moim angielskim jest coś nie tak!

Można by tak długo wymieniać, ale nie kopmy leżącego (zawsze możecie podzielić się swoimi ulubionymi przykładami w komentarzach! :D).

Po co zatem w kraju, gdzie nie mówi się po angielsku, produkuje się muzykę przeznaczoną na rodzimy rynek z angielskimi wstawkami? No cóż, angielski wciąż uważany jest za coś modnego, „trendy” i egzotycznego. Kojarzy się z zachodnią cywilizacją i kulturą, która wciąż w swoisty sposób fascynuje Koreańczyków. Angielskie słówka wrzuca się zatem, by piosenki brzmiały bardziej „światowo” i „na czasie”. W latach, kiedy trend się zaczął (czyli będzie gdzieś pod koniec lat 90-tych) odsetek ludzi znających angielski był naprawdę niewielki, więc nie miało najmniejszego znaczenia, jakie słowa się w nich pojawiały. I tak prawie nikt ich nie rozumiał. Lokalne hity nie miały też ambicji zawojować anglojęzyczną część świata, więc nikt nie zaprzątał sobie głowy takimi szczegółami jak poprawność gramatyczna, czy jakikolwiek sens wrzucanych słówek. Obecnie realia się nieco zmieniły, ale… Szefowie show-biznesowych firm to zazwyczaj starsi panowie, którzy żyją we własnym świecie i nie zauważają postępujących zmian.

Nie można zapominać, że koreańskie społeczeństwo do kośćca przesiąknięte jest neo-konfucjańską filozofią, wg której hierarchia i znanie swojego miejsca w szeregu to cnoty pierwszego sortu. W ichniejszych korporacjach panuje dryl i karność większa niż w wojsku i jeśli szef coś wymyśli, nikomu nawet przez myśl nie przemknie, by się z nim nie zgodzić. Dlatego właśnie np. U-KISS, który w swoim składzie posiada Kevina, który urodził się i wychował w Stanach i mówi po angielsku jak rodowity Amerykanin, nie miał szans zaoponować, kiedy jego przełożeni podsunęli mu pod nos tekst do „Shut up”,  czy „0330” ze sławetnym „Don’t deny our R-square pi” i „Why did I turn on this love show” (tym razem nawet nie odważę się podjąć próby tłumaczenia!). Tyle pociechy, że nie jemu przypadło w udziale wyśpiewywanie podobnych idiotyzmów. 

[Kevin z U-KISS]

Można by było przymknąć na to wszystko oko, gdyby nie fakt, że k-pop przejawia obecnie zakusy ekspansji na zachodnie rynki, o czym wyraźnie świadczą ciągłe koncerty k-idoli w obu Amerykach i Europie (choćby ostatni MBC Korean Music Wave in Google). Szefom rozmaitych wytwórni nie jest również obca świadomość, jak wielu fanów na całym świecie mają ich podopieczni. Można by pomyśleć, że debiut EXO i ich epicka anglojęzyczna przypowieść o drzewie była właśnie takim ukłonem w stronę zagranicznych fanów, no ale jak wyszło, wszyscy wiemy. Gdyby panowie z SM Enterteinment zrezygnowali choćby z jednego z 10 tysięcy teaserów, którymi katowali publiczność i zainwestowali tę kasę w konsultacje z nativami, międzynarodowa społeczność k-popowych fanów poczułaby się bardziej niż dopieszczona. Irytujące jest to, że takie komercyjne molochy, które wkładają tyle funduszy i wysiłku w wypromowanie każdej ze swoich gwiazd i piosenek, oględnie mówiąc, mają w pompce anglojęzycznych fanów. Jasne, szaleństwo koreańskiej fali rozpoczęło się i przybrało na sile niezależnie od tego, jak paskudny był wyśpiewywany angielski. Ale obecnie, kiedy wszyscy wiedzą o naszej egzystencji, miło by było, gdyby ktoś uczynił choćby minimum wysiłku, by pozostać profesjonalistą w każdym aspekcie.


No ale z nas, międzynarodowych fanów, wytwórnie nie mają wiele pożytku. Ściągamy muzykę z internetu (jak i większość Koreańczyków, dlatego m.in. w niemal 70% koreańskich reklam występują celebryci), nie chodzimy na koncerty, nie kupujemy skarpetek z podobizną JaeJoonga… Ze splendoru i chwały, jaką przynoszą ojczyźnie k-popowe gwiazdy, niech się cieszą organizacje rządowe. Szefów wytwórni interesuje bardziej wymierny zysk.

Wybaczcie biadolenie. Następnym razem postaram się o coś weselszego! :)

Więcej na temat:

Źródła:
Przy pisaniu tego artykułu, wspomniani wcześniej Simon i Martina z eatyourkimchi.com byli dla mnie wielką pomocą i inspiracją. W ich recenzjach różnych koreańskich hitów zawsze jest część poświęcona angielskiemu, stąd też można wychwycić wiele „kwiatków”. Dodatkowo polecam jeszcze fragment o angielskim w k-popie w komenatrzu do tego postu:
http://www.eatyourkimchi.com/k-crunch-cocktail-me-dont-dj-doc-right-now/


* w tym paseczku na dole możemy przeczytać: „hot weather is making wverything very dry. fire can easly when things are dry. the windows are broken and firman are in the bulding to make sure there’s no fire” (gorąca pogoda czyni wvszystko bardzo suchym. Ogień może łatwo, jeśli suche. Okna są zepsute/wyłamane i strażak są w budynku, żeby upewić się, że nie ma ognia)

sobota, 14 kwietnia 2012

Człowiek-orkiestra

A właściwie – ludzie-orkiestry. 
 
[Lee Min Ho]

Przeczytałam kiedyś, że Azjaci mają talent muzyczny w genach, dlatego niemal każde skośnookie dziecko gra na pianinie prawie jak sam Chopin, a bary karaoke cieszą się takim powodzeniem. Jasna sprawa, że zdarzają się i tacy, którym bozia poskąpiła słuchu i fałszują niemiłosiernie (z czego ogół zazwyczaj nie omieszka robić sobie żartów), ale traktować ich można jako wyjątki potwierdzające regułę.
Azjatyckich celebrytów powyższa reguła, rzecz jasna, również się tyczy. Tak po prawdzie, czy jest coś, czego skośnookie gwiazdy nie potrafiłyby zrobić? Ci, którzy oryginalnie zajmowali się śpiewaniem, często ze sporym sukcesem próbują swoich sił w aktorstwie, a ci, którzy zaczynali swój romans z show-biznesem od zaliczenia dziesiątej muzy, wyciągają z szafy gitary i ryczą do mikrofonu. Do tego tańczą, gotują, wywijają mieczem, skaczą ze spadochronem i całkiem elokwentnie odpowiadają nawet na najdurniejsze pytania prowadzących variety shows.

Jakkolwiek fani zapewne cieszą się, że mogą zobaczyć swojego idola w nowej odsłonie, nie wszyscy podzielają ten entuzjazm. Nie oszukujmy się – idol o wyrobionej pozycji, któremu nagle zachce się zabłysnąć w nowej dziedzinie odbiera chleb młodym, nierozpoznanym jeszcze talentom. Zwłaszcza młodzi, wykształceni aktorzy skarżą się, że przez k-popowe gwiazdy, które hurtem szturmują filmy i dramy, nie mają szans przedostać się do branży. Producentom zaś trudno się dziwić, że wolą zainwestować w coś, co przyniesie pewny zysk. Niezależnie od tego, jak film (czy drama) będzie beznadziejny i kiczowaty (np. Attack On The Pin Ups Boys z udziałem wszystkich chłopców z Super Junior.


Do dziś nie wierzę, że naprawdę to obejrzałam!), jeśli zagra w nim popularny piosenkarz – sukces jest murowany! Która fanka odmówi sobie przyjemności pooglądania swojego bożyszcze na dużym (albo i mniejszym) ekranie? Lista grywających piosenkarzy jest dłuuuuga, żeby tylko tak wymienić dla przykładu: 

  • Rain zaliczył bodaj największy sukces, bo oprócz rodzimych mega-produkcji (np. Full House, Fugative Plan B, I’m a Cyborg, but That’s OK), razem z Joonem z MBLAQ wystąpili w hollywoodzkiej produkcji Ninja Assassin.
  • Z kolei T.O.P. z Big Bang ma na koncie udział w aż 5 dramach (z Iris na czele) i 4 filmach.
  • Siwon-ssi z Super Junior zagrał w dramie Athena, Skip Beat! i całej masie innych
  • Park Yoochun (vel Kamienna Twarz) wystąpił w hicie Sungkyunkwan Scandal, a obecnie popracował nad swoją mimiką i bawi mnie do łez w rewelacyjnym Rooftop Prince.
  • Kim JaeJoong również z sukcesem pojawia się i na dużym i na małym ekranie, żeby wymienić chociaż role w Postman to Heaven i dramie Protect the Boss.
  • Nawet młodziutki L (Kim Myung Soo) z Infinite zaliczył w tym roku swój aktorski debiut, zaskakująco dobrze radząc sobie w dramie Shut up! Flower Boy Band.
  • Z innych niespodziewanie udanych występów trzeba wspomnieć o Goo Ha-ra z girls bandu KARA, która zagrała córkę prezydenta w City Hunter. Goo Ha-ra oczywiście nie jest jedyną piosenkarka, którą można zobaczyć w dramach.
  • Im Yoon Ah z SNSD ma na koncie całkiem sporo występów w telewizji, ale nie będę się w tym miejscu wypowiadać na temat jakości jej aktorstwa, bo nie miałam jeszcze okazji jej oglądać. Chodzą jednak słuchy, że „szału nie ma”. Tak czy owak, można to samemu ocenić, oglądając np. najnowszy, jeszcze ciepły Love Rain.
  • Najbardziej błyskotliwą karierę aktorską uczyniła bez wątpienia Yoon Eun Hye, która w wieku 15 lat zadebiutowała w popularnym wówczas zespole Baby Vox, a obecnie jest jedną z najbardziej znanych i lubianych koreańskich aktorek. Niemal każda z dram, w których wystąpiła, była wielkim sukcesem.
Długo by można tak jeszcze wymieniać. Jakkolwiek powyższy wywód na to nie wskazuje, w tym poście planowałam skupić się głównie na śpiewających aktorach i przedstawić Wam tych, których podśpiewywanie szczególnie lubię. Na pierwszy ogień rzućmy Jang Geun Suka, którego bez wątpienia można nazwać królem OST, czyli muzyki do filmów i dram. Ma ich na koncie tyle, że aż się oczom wierzyć nie chce, gdy przewija się stronę na Wikipedii. Niektóre piosenki są naprawdę niezłe (jak np. te z dramy Mary Stayed out All Night), ale ja nie o tym. Geun Suk występuje też w zespole Team H razem z raperem Big Brother i ich piosenki od długiego czasu królują na mojej playliście i nie zanosi się, by się stamtąd szybko wyniosły.


Mini album Team H: Loung H z pewnością można zaliczyć do dokonań dziwnych, niestandardowych i zapewne nie przypadających wszystkim do gustu. Gdy pierwszy raz usłyszałam (i zobaczyłam) promującą album piosenkę Gotta Getcha, sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Niby piosenka z życiem (co już w wielu przypadkach wystarczy, by mnie urzec), niby ciekawy bicik… No, ale jakoś tak… ten refren… Magia kilkakrotnego przesłuchania jak zwykle sprawiła cuda i zachciało mi się przesłuchać cały album. Właściwie każda piosenka na nim, to swoista perełeczka, z Shake It na czele (i to niezapomniane „Łiiii-huuuuu, łiiii-huuuuuu”). Zdecydowanie jest to propozycja dla tych, którzy lubią muzykę z przytupem, zachrypnięte krzyki i zakręcone klimaty.

[najnowszy singiel Team H Can't Stop, promujący album na japońskim rynku]

Następny na liście znajduje się pan, którego urok odkryłam stosunkowo niedawno, a czego mocno żałuję, bo urok to on ma nieodparty. Lee Min Ki znany jest głównie z roli w Haeundae oraz Quick, a ostatnio można go było obejrzeć w początkowych odcinkach dramy Shut Up! Flower Boy Band i filmie Chilling Romance. Jego solowy album nie jest najświeższym wydarzeniem muzycznym (rok produkcji 2009), ale odkąd dowiedziałam się o jego istnieniu (jakieś dwa miesiące temu), cały czas przewija się w mojej codziennej liście odtwarzania.


Album No Kidding nie jest wcale aż tak poważny, jak by sugerował tytuł. Min Ki zapewne chciał jednak, by poważnie traktowano jego muzykę i rzeczywiście czuć, że stworzone przez niego piosenki nie są skompilowaną pod publiczkę łupanką. Utwory na albumie można sklasyfikować jako pogranicze popu i rocka, z takim jakiś niezależnym posmakiem, który ma większość zespołów z nurtu indie. Mi osobiście ten klimat bardzo się spodobał i stanowi dobrą przeciwwagę dla rozwrzeszczanego Team H.

[Promująca album piosenka 영원한 여름]

Pozostając w klimatach rocko-popowych z udziałem OST z Shut Up! Flower Boy Band. O samym serialu napiszę zapewne innym razem, teraz jednak chciałabym pochylić się nad ścieżką dźwiękową z tej dramy. Lee Min Ki śpiewa tam jedną piosenkę: Not in Love, która ma zdecydowanie większy rockowy pazur, niż te, które zaprezentował na swoim solowym krążku, ale tak po prawdzie, to nie Min Ki jest gwiazdą tego soundtracku. To zaszczytne miano, w moim przekonaniu, zasłużenie przypadło Sung Joonowi, który brawurowo wykonał dwie przewodnie piosenki serialu무단횡단 (Jaywalking) i Wake up. Zwłaszcza ta ostatnia jest niesamowicie chwytliwa i prześladowała mnie długo poza kończeniu oglądania serialu. Sung Joon ma ciekawą, nielandrynkową barwę głosu, która świetnie komponuje się z takimi właśnie rockowymi, niewymuszonymi piosenkami. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się jego kariera, bo zarówno śpiew, jak i jego gra aktorska sprawiają, że mam ochotę na więcej!


Na koniec coś, co znane jest pewnie większości, ale jakoś głupio nie wspomnieć. Lee Jun Ki w 2009 roku wydał swój solowy (mini?) album J Style, udowadniając, że nie tylko świetnie prezentuje się na ekranie, ale śpiewa równie dobrze. Nie będę się sprzeczać, że Jun Ki ma głos naprawdę miły dla ucha i powinien jak najczęściej robić z niego użytek, jednak cała płyta aż tak bardzo nie przypadła mi do serca. Podoba mi się oczywiście promująca album piosenka J Style (z różnych względów, więcej tutaj), bardzo ładna jest ballada한마디만, ale mam niestety wrażenie, że cała reszta, to taka trochę zapchaj-dziura bez szczególnego potencjału. Rzecz gustu, oczywiście. Dać Jun Kiemu szansę oczywiście warto!


By godnie zakończyć zestawienie, nie wypada nie wspomnieć o moim najulubieńszym z ulubionych, czyli Kang Ji Hwanie. Niedawno poświęciłam mu więcej uwagi w jednym z postów (tutaj) i uważni czytelnicy doskonale są już zaznajomieni z wszystkimi talentami pana Kanga. Niestety, póki co nie pokusił się o wydanie solowego albumu, ale swoich zdolności wokalnych dowiódł niejednokrotnie w musicalach: The Rocky Horror Show, Grease i Cafe In. Ma też na koncie dwie piosenki do dram: Lie to Me (Lovin Ice Cream) i The Exhibition of Fireworks (그냥 아는 사람). Na moje nieszczęście, pierwsza to radosne pląsy, a druga to ballada, wiec moje muzyczne żądze nie są zbyt usatysfakcjonowane.


Ja widziałabym pana Kanga w jakiejś takiej stylizacji z pazurem. Elektryczne gitary, basik, tempo z przytupem… Może się kiedyś doczekam, kto wie? Jeśli jednak ktoś lubi cukierowo-urocze pieśni z roześmianymi przystojniakami (z Ji Hwanem na czele), polecam serdecznie jedną z wersji reklam Lotte:


I tym oto wesołym akcentem zakończmy dzisiejsze muzyczne poczynania.
Zainteresowanym polecam jeszcze szybki przegląd koreańskich zespołów rockowych.

Więcej na temat w zakładkach:
Muzyka/Idole
Film/Telewizja

sobota, 10 marca 2012

Wszystkie odcienie szaleństwa – sasaeng fani i DBSK

Nie na długo udało mi się uciec przed mrocznymi sprawami. Wygląda na to, że temat fanów ekstremalnych uczepił się mnie i nie chce puścić. Co wejdę na stronę któregoś z moich ulubionych portali, wyskakują na mnie niechciane newsy. A że, niestety, nie umiem przejść obojętnie wobec niesprawiedliwości, znów zmuszona jestem podjąć nierówną walkę z wiatrakami (albo wariatami). Mojego ukochanego DBSK obsmarowywać nie dam!


Miałyśmy rację, dziewczęta, ktoś sobie ewidentnie wziął chłopców z JYJ na celownik i postanowił za wszelką cenę zrujnować ich karierę. Jakieś dwa tygodnie temu do internetu wyciekł filmik, na którym to niby Yoochun uderza swoją fankę (szczegóły tutaj), a teraz pojawiły się nagrania audio, na których słychać, jak JaeJoong wyzywa i obraża swoje fanki, które ewidentnie go śledzą. Słychać też jakieś trzaśnięcia/plaśnięcia i dziewczęce piski, sugerujące, że JaeJoong uderzył, szarpnął czy odepchnął którąś z dziewcząt. Potem włącza się głos Junsu, który również niezbyt ciepło wyraża się o wyżej wspomnianych. W innym nagraniu słyszymy Yoochuna, który odbiera telefon od swojej fanki, która niewiadomo skąd wzięła jego numer. Sądząc po jego głosie, nie jest tym telefonem zachwycony.

[jedno z nagrań]

Jako, że są to plik audio, nie można na 100% stwierdzić, jak wyglądała sytuacja, ale słowa, które padły, są dość mocne. Oto kilka wypowiedzi JaeJoonga z nagrania, w którym fanki śledzą go, gdy z chłopakami po dniu pracy chcieli iść do klubu się napić (tłumaczone z angielskiego):
Ciągle mnie śledzicie…. Dobrze się bawicie, co? Dla was to pewnie świetna zabawa. Przez was… Przez was… Jesteście sasaeng*, dziwki! [W tym momencie słychać owe pchnięcia/uderzenia i dziewczęce okrzyki. Sądząc po dźwiękach, fanki rozpierzchają się, a JaeJoong krzyczy za nimi] Wracajcie tutaj! Wracajcie tutaj, zanim sam was złapię… A spadajcie, suki! (gdybym to ja tak wrzeszczała, użyłabym innego słowa, ale po angielsku było „go”, więc nie chcę dodawać niczego od siebie ;)

[Później JaeJoong opisuje jakąś sytuację, która zdarzyła się w przeszłości] Ku**a, uderzyłem cię raz… więc narzekasz, że masz spuchniętą twarz i nie możesz wrócić do domu, chcesz odszkodowana, i (straszysz mnie, że) zadzwonisz po policję… Wy dziwki. To ma być fan? Żartujecie sobie. Ku**a!
[W innym nagraniu JaeJoong, rozmawiając z kimś, wylewa swoje żale na sasaeng fanów] Wolałbym mieć normalne życie, niż żeby moja prywatność była atakowana jak teraz… Gdziekolwiek nie pójdę, ktoś mnie śledzi… Gdzie nie idę, ktoś dzwoni do mnie, pytając „gdzie jesteś?” Ciągle muszę żyć z tym strachem… i wciąż muszę próbować uciekać… Kim ja jestem, przestępcą?

No i zaczęło się. Anty-fani poczuli wiatr w żagle i zasypali chłopaków komentarzami pełnymi nienawiści, że znów dopuszczają się agresji. Inni w mniej dosadnych słowach potępili zachowanie chłopców, twierdząc, że sasaeng fani to wciąż fani. A jak wiadomo, to właśnie dzięki fanom gwiazdy są tym, kim są i robią, to co robią. Dziwnym trafem nagrania trafiły do internetu właśnie wtedy, gdy JYJ byli w samolocie, lecąc do Chile z trasą koncertową. Mimo długiego lotu i zmęczenia, chłopcy zdecydowali się zwołać specjalną konferencję prasową, na której przeprosili za całą sytuację. Mam nadzieję, że to, co powiedzieli, wstrząśnie koreańską opinią publiczną i inaczej zaczną patrzeć na swoje gwiazdy.


Yoochun: Po naszym debiucie w 2004 roku, otrzymaliśmy bardzo dużo wsparcia i miłości od publiczności. Ale cierpieliśmy również z powodu saseng fanów przez niemal osiem lat. To jest jak więzienie, ktoś zawsze mnie śledzi, obserwuje, stara się dowiedzieć o mnie wszystkiego. Jakkolwiek bym się nie starał od tego uwolnić, nie mam wyboru, nie ma ucieczki od tego cierpienia i uczucia nieustającego osaczenia.

Junsu: Wytrzymywałem ten ból, ponieważ uważam, że sasaeng fani, to też fani. Jednakże zdarzało się, że fani wykorzystywali nasze osobiste dane, by dostać billing rozmów naszych telefonów i instalowali lokalizatory GPS w naszych samochodach. Włamali się nawet, żeby zrobić zdjęcia naszym osobistym rzeczom. Niektóre fanki próbowały pocałować mnie, gdy spałem, a inne niemal spowodowały wpadek, śledząc nas w taksówce, byle tylko zobaczyć nas na własne oczy. (...) Nasze życie zaczęło się sypać, ponieważ ciągle jesteśmy nagrywani, dotykani i wykpiwani. Prosimy tylko o to, byśmy mieli prawo do minimum prywatności i życia, jakie należy się ludzkiej istocie.

A po tym wszystkim JaeJoong miał jeszcze siłę powiedzieć: Chcielibyśmy przeprosić za nasze niegodne zachowanie w przeszłości. Jest nam przykro z powodu wszystkich tych fanów, którzy martwią się o nas i dzielą z nami nasz ból. W przyszłości będziemy myśleć o ludziach, którzy kochają nas jako osoby publiczne, niezależnie, czy osobiście będziemy w dobrej, czy złej kondycji psychicznej. Pamiętamy o odpowiedzialności, jaką nosimy na swoich barkach i nigdy już was nie zawiedziemy.

Trzeba naprawdę być Azjatą z krwi i kości, by móc powiedzieć coś takiego w świetle wszystkich potworności, jakich doświadczyli. Wypowiedź Junsu to tylko niewielki wycinek tego, z czym chłopcy musieli radzić sobie przez lata swojej kariery. Portal soomi.com opublikował listę najbardziej szalonych (i przerażających) rzeczy, jakich dopuścili się fani na DBSK. Mamy tutaj:

· dorobienie sobie kluczy do apartamentu chłopców
· śledzenie Changmina i złamanie mu małego palca
· uderzenia Changmina torbą pełną kamieni
· zablokowanie numerów prywatnych telefonów chłopców, sprawdzanie historii połączeń i obdzwonienie wszystkich, z którymi ostatnio wykonywali połączenia, by dowiedzieć się, czy nie były to przypadkiem dziewczyny
· poszukiwanie osobistych pieczątek chłopców (które odpowiadają mocy prawej ręcznego podpisu u nas), by wypełnić dokumenty i zarejestrować małżeństwo
· grzebanie w prywatnych torbach chłopców, by wykraść ich bieliznę
· zamówienie w sekrecie naręcza pizz i kubłów z kurczakiem do prywatnej rezydencji DBSK i zmuszenie ich do zapłacenia za jedzenie
· zakradnięcie się do apartamentów DBSK i próba pocałowania któregoś, podczas gdy spał
· zbieranie krwi miesięcznej, by później wysłać ją jako prezent dla swojego „oppa” (pewnie w kryształowej karafce)
· spowodowanie wypadku samochodowego, byle tylko móc wejść z nimi w bezpośredni kontakt
· zdobycie numerów do członków rodziny chłopców i wydzwanianie do nich
· założenie podsłuchów na ich telefony

Jeśli to nie przemawia do Waszej wyobraźni (w co wątpię), to kilka dni temu opublikowano zdjęcie Junsu, który pozuje na nim ze swoją koleżanką po fachu w pewnej restauracji. Zdjęcie jak zdjęcie, ale zwróćcie uwagę na zaznaczony fragment. Za przeszkloną ścianą widać tłum fanek, które jak bezmózgie zombie oblepiają szybę, byle tylko dostrzec swojego idola. Nie wiem jak na Was, ale na mnie zrobiło to piorunujące wrażenie. Nie ma co się dziwić, że chłopcy żyją w ciągłym strachu, bo kto nie przeraziłby się czegoś takiego, czekającego na ciebie za oknem…

Zupełnie niedawno (jakoś na początku marca) Yoochun został spoliczkowany, gdy przedzierał się przez tłum fanów, którzy zebrali się przed salonem fryzjerskim, w którym aktualnie przebywał. Fanka wyjaśniła później, że zrobiła to, gdyż wiedziała, że dzięki temu Yoochun ją zapamięta… Nie mam pytań.

Co myślę na ten temat? Sądzę, że nie będzie dla nikogo zaskoczenia, jeśli powiem tylko: ja pier***!

Wyznam Wam szczerze, że ostatnimi czasy coraz częściej zastanawiam się nad kondycją ludzkiej psychiki tak w ogóle. Owszem, świry się zdarzają i były od zawsze, ale skala tych wszystkich dewiacji jest zastraszająca. To nie jest pojedynczy wyskok. To są całe hordy ogarniętych swoją obsesją ludzi, którzy ze źle pojmowanej miłości niszczą drugiego człowieka. Skąd się bierze taka toksyczna „miłość”? Co pcha ludzi, by zakradać się do cudzego domu i usiłować pocałować właściciela o poranku? Nie wiem i to jest kolejna rzecz, której chyba nie chcę zrozumieć. Obawiam się, że trzeba być tak samo rąbniętym, jak owi sasaeng fani, by to pojąć.

I znów muszę powtórzyć to, co pisałam na zakończenie serii postów o anty-fanach (dla zainteresowanych, kliknijcie tutaj). Wszystkim tym, którzy wypisują autorytatywnie, że gwiazdy nie powinny narzekać, bo w końcu sami się do branży pchali i powinni byli wiedzieć, na co się piszą, sugeruję puknąć się, ale zdrowo, w durne czółka. Niby dlaczego chęć podzielenia się swoim talentem ze światem i sprawienia radości innym swoją muzyką/grą aktorką ma wiązać się z przechodzeniem przez taką gehennę?! Szczerze współczuję wszystkim gwiazdom i celebrytom, gdyż cena, jaką przychodzi im płacić za sławę, jest przerażająca. Właśnie takie ciche przyzwolenie społeczne pozwala równego rodzaju zboczkom i szaleńcom wyżywać się na artystach i zamieniać ich życie w piekło. Daleka jestem od potępiania JaeJoonga i reszty JYJ za ostre słowa, bo czytając powyższe fakty i tak trzeba podziwiać ich, że jeszcze nie zwariowali i nie udusili nikogo własnoręcznie w tej nagonce. Smutny i zmęczony uśmiech Junsu na słynnym już zdjęciu z zombie-fanami-prześladowcami jest chyba najlepszym komentarzem całej tej sytuacji.


Żal mi Was, chłopaki. DBSK i JYJ hwaiting!

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

* sasaeng fan – przeciwieństwo anty-fana, ale równie ekstremalne i niebezpieczne; jest to fan, który ubóstwia swojego idola i kocha go toksyczną, chorą miłością. Jego obsesyjne uczucie popycha go do śledzenia obiektu swoich westchnień, naruszania prywatności gwiazdy, czasem są wręcz niebezpieczni. Trudno rozgraniczyć pojęcie sasaeng fana a zwykłego prześladowcy.

sobota, 3 marca 2012

Akcja – dokarmianie!

Ile razy patrząc na swojego ulubionego, wychudzonego celebrytę, mieliście ochotę wysłać mu/jej paczkę z żywnością, by biedak nie padł gdzieś przed kamerą? Ja tak mam, ilekroć widzę Jang Geun Suka i był czas, kiedy chciałam zrobić to samo dla Yoochuna, po zobaczeniu tych zdjęć:


A już na pewno mam ochotę dokarmić wszystkich japońskich aktorów z Matsumoto Junem na czele.


Dobra wiadomość – nie jesteśmy w swoich pragnieniach osamotnieni! Koreańscy fani też mają takie fantazje. Ostatnio doszli do wniosku, że chłopcy z Big Bang na pewno są wycieńczeni promocją swojego świeżutkiego mini albumu „Alive” i przesłali im… 13 ton ryżu… No, przez jakiś czas chłopaki głodne chodzić nie będą*


Dokarmianie swoich idoli stało się ostatnio naprawdę popularne. Koreańczycy, podobnie jak my, uważają, że jeśli kogoś lubisz i się o niego troszczysz, nie możesz mu pozwolić chodzić głodnym. Ryż w azjatyckich kulturach zawsze miał specjalne miejsce i wyraża więcej, niż tylko obietnicę pełnego żołądka. Ryż to sposób na całe zło: choroby, zły nastrój, jest symbolem wyrazu miłości i troski. Fani doszli do wniosku, że nie ma sensu wydawać pieniędzy na pluszowe misie i kwiaty, które tylko stwarzają problem obdarowanemu. Bo w końcu gdzie biedak ma składować taką hurtową ilością pluszaków? Zamiast pociesznej maskotki lepiej posłać mu ciepły posiłek, zwłaszcza, że gwiazdy często narzekają, że mają tyle pracy, że nie mają kiedy zjeść obiadu.

[chłopcy z Super Junior też byli dokarmiani]

A gdzie jest popyt, będzie i podaż. Pewna pomysłowa Koreanka, Kim Su-ji, zauważyła lukę na rynku i postanowiła otworzyć firmę cateringową, która specjalizuje się w dostawach dosiraków, czyli pudełek z obiadem (jak japońskie obento), do koreańskich gwiazd. Firma działa od 2010 roku i ma się wyśmienicie. Tygodniowo przygotowuje około czterech, pięciu obiadów, biorąc jednak pod uwagę ich cenę, biznes jest niezły. Wydatek jest niebagatelny, jedno pudełko z obiadem kosztuje od 70 000 do 150000 wonów, czyli około 62 - 135 dolarów. Dosirak, rzecz jasna, nie jest byle jaki! Pani Kim dba o to, by jej wysoce wybredni (i dbający o linię) klienci nie narzekali. Posiłek musi być pełnowartościowy, ale nie tuczący i powinien smakować wyśmienicie również na zimno, bo wiadomo, że gwiazda nie zawsze może zrobić sobie przerwę na lunch byle kiedy. Samo pudełko oraz zawartość to prawdziwe dzieło sztuki. Tak wyglądały dosiraki zamówione przez Chung Kyung-younga, 38-letniego fana girl bandu A Pink.


Pytany o swoją motywację, pan Chung stwierdził, że wysyłając pudełka z obiadem, przesyła dziewczętom wiadomość: „Zjedźcie ryż, rozchmurzcie się i bądźcie dzielne!” Dodał jeszcze „Jestem taki dumny. To tak, jakbym dawał prezenty swoim ukochany siostrzenicom.”
Nie on jedyny czerpie przyjemność z podkarmiania swoich idoli. Wang Jipong, 24-letnia Chinka, która przyjechała na studia do Korei zauważyła ten trend i razem ze swoimi koleżankami, posłała dosiraki nie tylko członkom zespołu Big Bang, ale także wszystkimi ich współpracownikom. Ma się ten gest, nie ma co…

[Taeyang i Se7en lubią sobie podjeść]

Fani zwykle nie oczekują niczego w zamian. Czasem towarzyszom dostawcy obiadów, wchodząc do siedziby danej agencji gwiazd, ale zazwyczaj nie podchodzą nawet do obiektu swoich fascynacji. Stoją ukryci gdzieś w cieniu, czerpiąc przyjemność z samego faktu, że ich idol je lunch, za który oni zapłacili. Gwiazdy nie pozostają jednak obojętne na takie wyrazy wsparcia i troski. Na oficjalnych stronach dokarmionych celebrytów można znaleźć ich zdjęcia z owym obiadkiem w ręku i podziękowania hojnemu ofiarodawcy.
Nic, tylko słać nasz bigosik!

UPDATE (5.03.12)

Wygląda na to, że mój wpływ na koreański show-biznes nie jest taki nic nie znaczący, jak sądziłam! Jeszcze dwa dni temu marudziłam, że chciałabym dokarmić Yoochuna, a dziś co czytam? Że fani przesłali mu 11,5 tony ryżu! @_@

Dżizys, ludzie! Nie miałam na myśli aż tak zmasowanego ataku! Strach normalnie słowo napisać…
A tak na poważnie, to fani przesłali owy ryż i wieniec kwiatów jako wyraz wsparcia dla Yoochuna i modlitw o pomyślność dla jego nowej dramy „Rooftop prince”. Może i niewiele miałam wspólnego z tą przesyłką, ale timing mieli niezły, nie powiecie, że nie :D


Co do dramy, pierwszy odcinek ma zostać wyemitowany 21-go marca i powiem, że ja także z niecierpliwością czekam na jego premierę. Ma to być historia, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością, a ja naprawdę lubię takie klimaty.

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com


* owe 13 ton ryżu, to prezent od fanów z okazji rozpoczęcia światowego tourne. Oprócz ryżu (który zostanie przekazany organizacjom charytatywnym), chłopcy dostali także 2500 bukietów. Akacja, to połączone siły fanów z całego świata (ponad 80 krajów), między innymi z: Malezji, Singapuru, Japonii, Kuwejtu, Filipin i Chin.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Czy Yoochun uderzył fankę?

Skoro jesteśmy już przy najświeższych doniesieniach i ploteczkach…

Ostatnio nieco się zszokowałam, przeczytawszy nagłówek artykułu na soulbeat.com:Czy Mickey uderzył fankę?”. No bo jak to, ten słodki i wiecznie rozchichrany Yoochun z dawnego DBSK a obecnie JYJ miałby na kogoś podnieść rękę? Jak zwykle w światku fanów i anty-fanów rozgorzały namiętne dysputy. Jedni odsądzają chłopaka od czci i wiary, nazywają go zdrajcą DBSK i damskim bokserem i wrzucają na youtube.com coraz to nowsze filmiki ze zdarzenia, analizując materiał z każdego możliwego kąta. Inni zaś bronią go jak Rejtan niepodległości… O co to w tym wszystkim chodzi?

Zdarzenie, jeśli w ogóle przyjąć, iż miało miejsce, jest dość leciwe. Było to w 2009 roku, za czasów promocji „Mirotic”. Filmik, który ma podobno potwierdzać prawdziwość przytoczonych rewelacji, wyciekł do internetu niedawno, za to od dłuższego czasu krążył w kręgach elitarnego fan klubu DBSK – „Cassiopeia”, a wiadomo, że najwierniejsi fani nie zrobiliby z niego użytku. Jakimś sposobem film ujrzał jednak światło dzienne. Gdy całość k-popowej opinii publicznej się o nim dowiedziała, sprawa nabrała rumieńcy. Na nagraniu wydać podobno Yoochuna, jak wchodzi po schodach (rozpoznany został po fryzurze – asymetrycznym bobie, który był jego znakiem rozpoznawczym w owym okresie), wyrywa fance aparat z rąk i na dokładkę zdziela ją bez łep.

[rzeczona fryzura Yoochuna z czasów "Mirotic"]

Mam nadzieję, że wystarczająco często powtórzyłam słowo „podobno”, bo jak dla mnie cała ta afera jest nie tyle grubymi nićmi szyta, co całymi linami cumowniczymi. Widziałam owy koronny dowód na potwierdzenie spiskowych teorii dziejów (czyli agresywności Yoochuna) i albo ja jestem ślepa… Albo opisanych czynów w ogóle tam nie widać! Jakość jest bardziej niż tragiczna, jest ciemno, ręka się komuś trzęsie a wszystko nie trwa więcej niż 3 sekundy. Z resztą zobaczcie sami:

Najzabawniejsze jest, że tego typu ujęć jest cała masa w internecie. Pokazują to samo zdarzenie (tudzież jego brak) z różnych kątów, z różną ilością powtórzeń i zwolnień w krytycznych momentach, ale wszystkie są tak samo zamazane i niejasne. Jeśli mogę Wam jakoś pomóc, przyglądajcie się prawemu, górnemu rogowi i drzwiach. Widać tam unoszącą się rękę i czyjąś głowę (właściwie to dużo głów), ale czy to jest dowód, że ktoś kogoś uderzył? A może ktoś komuś macha? Ilość historii dorobionych do tego nagrania powaliła mnie na kolana i każda jest co najmniej fantastyczna. Ludzie, skąd Wy bierzecie takie pomysły i czy nie szkoda Wam czasu na takie konfabulacje?


Osoby, które w tym czasie były w owym tłumie twierdzą, że tym, kogo widać na filmie nie jest Yoochun, a jeden z pracowników z obsługi zespołu. Ale załóżmy sobie, że rzeczywiście jest to Yoochun. Czy mając choć nikłe pojęcie o zamordyzmie panującym w koreańskim show-biznesie i ostracyzmie za najlżejsze przewinienie (przykłady tu i tu), ktokolwiek byłby w stanie uwierzyć, że Yoochun mógłby naprawdę uderzyć swoją fankę? Na oczach tylu ludzi? Choćby go tam te fanki żywcem chciały zjeść, jestem przekonana, że chłopak nie kiwnąłby nawet palcem w samoobronie, by nie zostać posądzonym o akt agresji. To by było jak samobój dla jego kariery, a dokładając jeszcze do tego azjatycki honor itp., Yoochun na pewno wybrałby śmierć z rąk fanek, niż życie w niesławie jako agresor i damski bokser.


Wiem, że mój głos nic tu nie znaczy i wszyscy ci, zacietrzewieni w zwalczaniu swoich znienawidzonych idoli, ludzie nie zrozumieją nawet co tu wypisuję (bo 99% polskojęzyczna nie jest), ja Was jednak bardzo ładnie proszę. Nim zrobicie użytek ze swoich palcy i klawiatur – zastanówcie się choć sekundę. Nie mam już sił być świadkiem podobnych debat… Litości…

UPDATE: Dziś (28.02.2012) znalazłam nieco lepsze nagranie z miejsca zdarzenia.



Rzeczywiście, tutaj owa podniesiona ręka wygląda bardziej na uderzenie niż machanie, ale wciąż nie przekonuje mnie to, iż był to rzeczywiście Yoochun. Poza tym ciężko orzec, co tam naprawdę się stało. Wszystko to domysły i tyle.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...