Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bae Yong Joon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bae Yong Joon. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 lutego 2012

Bishōnen, bidanshi, bishie, kkotminam, flower boys… (część III)

Czyli jak zwał, tak zwał. Niezbyt krótka odpowiedź na pytanie, czy płeć brzydka jest rzeczywiście brzydsza.

[Jeong Il Woo]

Skoro już wiemy, skąd wzięli się piękni chłopcy w Japonii i Korei (a jak nie wiemy, to tutaj i tutaj możemy uzupełnić swoje braki), czas zająć się najlepszą częścią cyklu, czyli rozebraniem współczesnego flower boya… na czynniki pierwsze, o czym Wy myślicie? :> Jak już nie raz podkreślałam, Korea w tym względzie jest mi najbliższa (a panowie najbardziej interesujący), więc to kkotminami posłużą mi za ilustrację życia przeciętnego kwiatka. Jak zawsze, będzie na co popatrzeć!

[Jang Geun Suk doszedł do wniosku, że skoro ja go rozbierać nie chcę, to on się rozbierze sam. Zacna inicjatywa, zacna....]

Wiem, że ciągle to powtarzam, ale dla pewności wspomnę jeszcze raz. Piękni panowie w Azji byli od zawsze, a jedyne co się zmieniło, to sposób ich ubierania się i częstotliwość mycia. Chociaż Azjaci nigdy nie żyli z wodą w konflikcie. Najwyraźniej nikt im nie powiedział, że częste mycie skraca życie i mimo częstych kąpieli, jakoś strasznie się tego życia czepiają. No, ale to nie o rozkoszach płynących z wymoczenia kostek będzie dzisiaj mowa (o tym tutaj), a o tym, jak to jest być dzisiejszym kkotminamem.

[Lee Min Ho]

O tym, jak szybko zmieniły się trendy i standardy ubioru mężczyzn, dobitnie świadczy fakt, że koreańscy ojcowie nie raz łapią się za głowy, widząc, w jakim stroju ich syn, SYN(!), wychodzi na spotkanie ze znajomymi, a w już w stan najwyższego przerażenia wprawia ich zawartość synowskiej kosmetyczki. Wszystkie te kremy, kredki do oczu, w szafie zaś różowe sweterki i ubrania dla par (tak zwane matching clothes, więcej tutaj) napawają ich zgrozą i jedynym pocieszeniem, jakie mają, to fakt, że cała generacja młodzieży się tak ubiera. Warto wiedzieć, że dla Koreańczyków generacja to bardzo ważny element identyfikacyjny, coś jak przynależność rasowa w Stachach. Ojcowie zmuszeni są więc z ciężkim sercem przejść do porządku dziennego nad dziewczyńskimi fanaberiami latorośli. A chłopcy (tudzież już nieco starsi mężczyźni), no cóż… Skoro dziewczyny kręcą machnięte błyszczykiem ustka i jasne stroje, czegóż się nie robi, by zaimponować wybrane swojego serca…

[G-Dragon]

Osobami, które wyznaczają trendy, nie są rzecz jasna zwykli zjadacze chleba, a wszelkiej maści celebryci: aktorzy, piosenkarze i sportowcy. Tymi, którzy bez wątpienia wywarli i wciąż wywierają największy wpływ na męskie modowe standardy i okrzyknięci zostali czołowymi kkotminamami są: Rain, Lee Byung Hun, Lee Jun Ki i Bae Yong Joon.


Rain może i wymachuje bioderkami, świeci klatą i robi się na niegrzecznego chłopca w swoich teledyskach (więcej tutaj), ale na żywo zawsze pojawia się z tym swoim rozbrajającym uśmiechem na ustach, przydługiej, potarganej czuprynie (często z kiteczką) i w połyskujących marynarkach. Lee Byung Hun z kolei nie jest co prawda typowym „sfeminizowanym” facetem, ale jego wytrawny modowy zmysł i perfekcyjny uśmiech białych ząbków plasują go wysoko na liście trendsetterów. W filmie „Dobry, zły i zakręcony” udowodnił, że prawdziwy mężczyzna kredki do oczu się nie boi, a co więcej – z jej pomocą potrafi zawojować serca milionów!

[Lee Byung Hun w "Dobry, Zły i Postrzelony"]

Jednak tymi, których należy bezsprzecznie uznać za ikony kkotminamskiego ruchu są Lee Jun Ki i Bae Yong Joon. Pierwszy zyskał sławę dzięki niesamowitemu „The King and the Clown” z 2005 roku, gdzie zagrał postać delikatnego i eterycznego aktora ulicznego teatru, wprawiając w zakłopotanie swoją urodą nie tylko panie. Z kolei Bae Yong Joon zawładną fantazją całej generacji kobiet za sprawą dramy „Winter Sonata”. Oboje posiadają delikatne, nieco kobiece rysy i co więcej, nie wstydzą się tego podkreślać. Lee Jun Ki podjął próbę walki z przyklejoną mu etykietką „mężczyzny piękniejszego od kobiety” i nagrał klip z pazurem (dosłownie) do jednej ze swoich piosenek „J style” oraz pozował do zdjęć, w których starano się wydobyć jego bardziej męską stronę charakteru (podobno, prywatnie, Jun Ki jest 100% facetem). Bae Yong Joon natomiast już chyba do końca dni swoich w pamięci mas pozostanie romantycznym poczciwiną z „Winter Sonaty”.

[Yong Joon, poczciwota]

[męskie wcielenie Jun Ki]

Często słyszy się zarzuty, że Azjaci wyglądają jak kobiety i nie można ich od nich rozróżnić. Ekhm… Nie chcę tu nikogo obrażać, ale podobne sformułowania świadczą dobitnie o nieznajomości tematu przez osoby wypowiadające się. Pomijając spore problemy Europejczyków z rozróżnianiem twarzy Azjatów (bo nie spotykają ich po prostu zbyt wielu i nie mają gdzie się napatrzeć i nauczyć zauważać różnice), generalny model społeczeństwa jest inny. U nas to męskość jest cechą nadrzędną obu płci. Zarówno mężczyźni jak i kobiety powinni być twardzi jak stal, samodzielni i odporni na stres. Styl ubierania się również temu odpowiada i bardzo dużo naszych pań na co dzień chodzi w najlepszym razie w strojach typu „uni-sex”. W Azji zaś dominującym pierwiastkiem jest kobiecość. Panie uwielbiają tam zwiewne, romantyczne sukienki, pastelowe barwy i słodkie dodatki (więcej o koreańskiej modzie damskiej tutaj). W związku z tym azjatyccy panowie nie muszą biegać w koszulach drwala i topornych buciorach, by podkreślić swoją męskość. Nawet jeśli wystroją się w biały, połyskujący garnitur, nadal nikt nie będzie miał wątpliwości, że patrzy na mężczyznę (więcej tutaj). To częściej kobiety brane są za mężczyzn, jeśli nie ubierają się dostatecznie dziewczęco. Dramy znają dużo takich przypadków, prawda?

[i kto na tym zdjęciu jest kobietą?
"Coffee Prince"]

„Zmiękczenie” męskiego wizerunku poszło naprawdę daleko. W Korei jeszcze nie jest tak źle, bo z kolorowych kosmetyków w męskiej torebce (ano, torebce, nie żartuję ;) można znaleźć raptem kredkę do oczu, bezbarwny błyszczyk i BB-cream. A propos, jak myślę o BB-creamie w wykonaniu męskim, za każdym razem staje mi przed oczyma skonfundowana twarz JaeJoonga z „Protect the Boss”, gdzie chłopina wciąż się zarzekał, że cudny wygląda jego skóry, to jedynie zasługa właśnie owego kremiku. Wracając jednak do make-up’u, co gorsza niektórym panom naprawdę to pasuje! Gdy zaczynałam moją przygodę z azjatyckim show-biznesem nigdy w życiu nie myślałabym, że któregoś dnia powiem z całym przekonaniem, że facetowi służy kredka do oczu. O tempora, o mores, chciałoby się rzec…

[od lewej: Kang Dong Won, Jang Geun Suk, T.O.P.]

[jeden z moich ulubionych klipów EVER!!
U-KISS "Tick Tack" i ich sexi spojrzenia]

Gdy jest to delikatne podkreślenie urody, naprawdę nie mam nic przeciwko. Zapewne nie chciałabym by mój osobisty mężczyzna podkradał mi kredkę do oczu (której tak po prawdzie nawet nie posiadam), ale makijaż zrobiony z umiarem i dla potrzeb sesji zdjęciowych czy teledysku jest jak najbardziej OK. Chociaż zdarzają się różne dziwaczne „artystyczne wizje”, o których lepiej zapomnieć i nie pytać, co autor miał na myśli…

[od lewej: G-Dragon, Joon z MBLAQ i Rain]

Ale jak mówiłam, Korea to jeszcze nic. Nie będę się rozpisywać, bo nie czas i miejsce na to, ale dla porównania oto, czego trzeba przedstawicielowi japońskiej subkultury gyaruo, by godnie zacząć dzień:

[porad kilka wróbla Ćwirka, czyli "Men's Egg" - magazyn dla gyaruo]

[i sami gyaruo w całej okoazałości]

Jak dalece rozprzestrzenił się kult piękna świadczy fenomen ulzzangów, czyli modeli amatorów, albo jak kto woli, miłośników własnego piękna. „Ulzzang” z koreańskiego znaczy tyle co „najlepsza twarz”, „ładny/ładna”. Jest to slangowe określenie osób z piękną buzią, tak więc jest się z czego cieszyć, jeśli ktoś tak za nami zawoła na ulicy. Zjawisko to ewoluowało i obecnie mianem ulzzangów określa się urodziwe osoby (przeważnie dziewczyny, chociaż chłopaków nie brakuje), które robią sobie zdjęcia i wrzucają je do internetu, prezentując całemu światu, jacy to są urodziwi. Rzec by można, że to taka azjatycka wersja fotki.pl, tyle tylko, że ulzzangi potrafią stać się bardzo sławne i w ten czy w inny sposób przedostać się do świata prawdziwego show-biznesu. Do tego ulzzangowe zdjęcie nie może być byle jakie. Ukochane ujęcie wszystkich wielbicieli własnego piękna to pstryknięcie fotki komórką z góry, tak by było widać wieeeeelkie oczy (na których są circle-lenses, czyli specjalne soczewki powiększające tęczówkę oka) i gładką buźkę. Wszystkich zainteresowanych tematem odsyłam do blogów tutaj i tutaj.

[kwintesencja ulzzangowości]

[jedna z ulzzangowych sław: Park Eun Byul]

Nie trudno zauważyć, że rosnące zainteresowanie wyglądem mężczyzn wzmaga presję, by prezentować się perfekcyjnie. To, co od wieków było głównie zmartwieniem kobiet, w ostatnich latach stało się również troską mężczyzn i zaczynają oni dotkliwie odczuwać przymus bycia pięknym. Panowie zauważyli, że wcale nie jest łatwo zaleźć dobrą pracę, jeśli nie posiada się odpowiedniej prezencji, a o znalezieniu miłej dziewczyny nawet nie wspominając… Do tego dochodzi jeszcze wielowiekowa tradycja, że to mężczyzna jest żywicielem rodziny i wciąż oczekuje się od niego, że będzie dużo zarabiał i realizował swoje zawodowe ambicje. Trudno się dziwić, że mężczyźni zaczynają dusić się w gąszczu oczekiwań i wszelkich presji.

Dla wielu jedynym sposobem na to, by rozprawiać się ze społecznym dyktatem piękna, są operacje plastyczne. Nie oszukujmy się, nie każdy jest takim szczęśliwcem, by urodzić się z buźką jak u JaeJoonga. Liczba dokonywanych operacji plastycznych w Korei rośnie z roku na rok i zaczyna osiągać niebotyczne wyniki. Udało mi się znaleźć statystyki na rok 2009.

[Uwzględniając ilość przeprowadzonych zabiegów w odniesieniu do ilości obywateli, Korea znajduje się na pierwszym miejscu rankingu
Na wykresie pokazana jest ilość przeprowadzonych zabiegów na 10 tys. ludzi żyjących w danym kraju]

Nawet były prezydent Korei, Roh Moo Hyun poddał się operacji plastycznej, fundując sobie podwójne powieki. Podwójne powieki to powszechna obsesja Azjatów. Chodzi o naturalne załamanie pomiędzy łukiem brwiowym a gałką oczną, gdy ma się otwarte powieki. Rasa biała ma takie coś od urodzenia, Azjaci – niekoniecznie. Niektórzy mają, inni nie, jeszcze inni mają tylko na jeden powiece. Posiadanie podwójnej powieki to synonim piękna i obiekt pożądania. Dochodzi nawet do tego, że rodzice fundują swoim pociechom taki prezent za dobre sprawowanie, czy jako prezent urodzinowy (czasem nawet na 12-te).

[JaeJoong prezentuje, o co cały ten krzyk]

Dokąd zmierza współczesny kult piękna? Ciężko orzec. Bez wątpienia miło się ogląda ładne i zadbane buzie, jednak gdy spojrzy się za kulisy owej nagonki, jakoś tak wszystko przestaje być już takie ładne i kolorowe. Nie chcę znów kończyć postu przygnębiającym stwierdzeniem. Ostatnimi czasy jakoś zbyt często przewijają się niewesołe konkluzje. Umówmy się zatem, że dziś zostawiam otwarte zakończenie. Podsumowanie zostawiam Wam, drodzy czytelnicy! :)

[Min Ho nie widzi powodów do zmartwień. Z taką buźką - nie dziwota!]

Cykl o flower boysach:

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

niedziela, 26 lutego 2012

Bishōnen, bidanshi, bishie, kkotminam, flower boys… (część II)

Czyli jak zwał, tak zwał. Niezbyt krótka odpowiedź na pytanie, czy płeć brzydka jest rzeczywiście brzydsza.

Po dość długiej przerwie, powraca cykl o pięknych skośnookich panach! Była już mowa o Japonii (tutaj), teraz czas na coś, co tygryski lubią najbardziej, czyli Koreę. Skąd się tam wzięli piękni chłopcy? Czy zawsze byli? Czemu wyglądają dzisiaj tak a nie inaczej? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie poniżej, przyprószone słodką (dla oka) posypką.

[kilkoro z moich ulubionych kwiatków]

Jak na ironię, mimo iż głównym tematem postu są panowie, dziś pisać będę głównie o paniach. Bo to one bez wątpienia wywarły (i nadal wywierają) przemożny wpływ na to, jak wyglądają i jak prezentowani są w mediach Koreańczycy. Ich dokonania na tym polu są fascynujące! Aż nie chce się wierzyć, jak bardzo zmienił się typ męskości, promowany przez popularną kulturę, na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Przyznam się Wam szczerze, że też bym chciała mieć taką siłę oddziaływania na tłumy…

Są różne teorie na temat, skąd wzięli się w Korei piękni chłopcy. Uroda, to rzecz jasna, sprawa genów a skośnoocy panowie od zawsze byli nieco bardziej delikatni, niż nasze europejskie chłopy. Nie żebym miała coś przeciwko naszym panom. Fakt jest jednak niezaprzeczalny, że drobne buzie i łagodne rysy to nie jest domena europejskich mężczyzn. Skąd wziął się jednak pomysł, by Koreańczycy zaczęli nosić jasne stroje i podkreślać usta błyszczykiem? Większość ludzi ze świata nauki (ano, nie tylko nas, dziewczęta, fascynuje to zagadnienie ;) szuka przyczyn powstania owego fenomenu w przemożnym wpływie japońskiej pop-kultury. Zwłaszcza oszałamiająca popularność mang shōjo (dla dziewcząt) oraz yaoi (romanse męsko-męskie, również przeznaczona dla kobiet) miała niby przewartościować to, co jest męskie i pociągające dla kobiet. Piszę „niby”, gdyż zdecydowanie zgadzam się w tym miejscu z Jamesem Tumbullem, autorem wspaniałego bloga thegrandnarrative.com, który twierdzi, że naukowcy często przeceniają rolę wpływu japońskiej kultury na inne kraje regionu Azji wschodniej. Jego zdaniem na zmianę sposobu kreowania męskich wzorców miały przede wszystkim wpływ dwa wydarzenia: kryzys finansowy w Azji w 1997 roku oraz Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, organizowane w Korei w 2002 roku. No, ale jak zwykle, wszystko po kolei.

[pocierając swoje seksi-ustka: Junsu z JYJ]

Do lat 90-tych obraz mężczyzny kreowany w koreańskich mediach podobny był do typu macho – silny i męski, potrafiący ochronić swoją kobietę i zapewnić jej godziwy byt, a jedyną słabością, jaką posiadał, była nieumiejętność wyrażania swoich uczuć. Etos mężczyzny – żywiciela rodziny – był bardzo mocno zakorzeniony w kulturze, zdecydowanie mocniej niż, miało to miejsce w np. Japonii. Fakt, iż żona nie pracowała, było niejako oznaką statusu i potwierdzeniem męskości małżonka, gdyż był on w stanie zarobić tyle, by jego wybranka mogła w pełni poświęcać się temu, do czego podobno jest stworzona, czyli dbaniem o dom i wychowywaniem dzieci. Przez jakiś czas Koreanki, chcąc nie chcąc, godziły się na ten podział ról, ale wraz z otworzeniem się Korei na świat i poprawą jakości życia, kobietom przestało się podobać sprowadzanie ich do roli robota kuchennego.

W latach 90-tych Korea była już gospodarczą potęgą. Ustabilizowana sytuacja polityczna sprzyjała prężnemu rozwojowi ekonomicznemu, pielęgnowano ideały demokracji i wysyłano młodzież na studia zagraniczne. Dziewczęta od najmłodszych lat słyszały w szkole o równouprawnieniu, oglądały zagraniczne filmy lub same wyjeżdżały za granicę obserwując, jak wygląda życie w innych krajach. Trudno więc się dziwić, że przyglądając się codziennie losowi swoich matek, zapragnęły dla siebie czegoś innego. Niestety, dynamiczne zmieniany w polityce i gospodarce nie niosły ze sobą równie szybkich zmian w ludzkiej mentalności. Małżeństwo wciąż oznaczało koniec marzeń o karierze i samodzielności. Nowe pokolenie kobiet nie zamierzało jednak milcząco godzić się na męski dyktat i powoli, powoli zaczynało wywalczać sobie prawo do pozostania aktywnymi zawodowo również po ślubie.


I wtedy przyszło lato 1997 roku, kiedy to azjatyckimi rynkami wstrząsnął potężny kryzys finansowy. Wiele firm, by się ratować, musiało redukować etaty i pierwszymi na linii do masowych zwolnień były zamężne kobiety, gdyż panowało przekonanie, że i tak będą one wspierane przez swoich mężów. Do tego rząd i media nawoływały, by kobiety wspierały swoich ciężko pracujących mężów, którzy walczą, by przezwyciężyć kryzys. Nie trudno się domyślić, że w tym momencie Koreanki trafił szlag. Dopiero co udało im się wywalczyć odrobinę swobody, a tu wzgardzono ich wysiłkami, traktując ich karierę zawodową, jako nieistotny kaprys.

Niestety, nie były to jeszcze czasy, kiedy kobiety mogły głośno i dosadnie powiedzieć, co myślą na ten temat. Zgodnie z panującym obyczajem, paniom nie wypadało otwarcie krytykować mężczyzn, a już na pewno nigdy atakować ideału ojca-żywiciela rodziny. No, ale czy kobiety byłyby sobą, gdyby nie znalazły jakiegoś sposobu, by wyrazić swoje zdanie? Nieformalnym sposobem buntu stał się pełen wyniosłej ignorancji stosunek do dawnej, macho-podobnej męskości i zainteresowanie się bardziej subtelnymi, podobnymi nieco do kobiet (również z wyglądu), mężczyznami. Rzecz jasna nie był to do końca świadomy wybór. Trudno przypuszczać, by Koreanki dogadały się między sobą, że od dziś olewają „męskich” mężczyzn, a w zamian zwracają uwagę tylko na tych „sfeminizowanych”. Wydaje się, że proces ten przyszedł na zasadzie naturalnej przeciwwagi. Gdy kobiety zmęczone były bezwzględnym patriarchatem i ciągłym graniem roli tej „mniej istotnej”, zauważyły nagle, że subtelny, delikatny mężczyzna, który nie koncentruje całej swojej uwagi na karierze i wie, jak powiedzieć „kocham”, jest równie, jeśli nie bardziej pociągający. W tych latach można zauważyć istny wybuch filmów, seriali i powieści, które po raz pierwszy zajęły się tematem seksualności zamężnych kobiet. Pokazywane były już nie tylko jako bezpłciowe ajumy, które zajmują się domem, wspierają swoich mężów i dbają o dzieci. Były to istotny z krwi i kości, ze swoimi ambicjami, ze swoimi potrzebami i marzeniami. W otwarty sposób podjęto krytykę masowych zwolnień zamężnych kobiet (w jednym z seriali był nawet wątek, że dziewczyna ukrywała, że ma męża, by nie stracić posady), przez co owe dramy i książki zdobywały dużą popularność. W tego typu produkcjach bardzo często pokazywano romans pomiędzy starszą kobietą i młodszym partnerem. Pojawił się nawet temat zdrady małżeńskiej (i to bynajmniej nie męskiej zdrady) i rozwodów. Wszystko to wstrząsnęło skostniałym porządkiem społecznym i stworzyło miejsce dla dobrze nam znanych, współczesnych kwiatków [po koreańsku 꽃미남 (kkotminam) –> (kkot) = kwiat, 미남(minam) = przystojny, stąd angielskie określenie flower boys].

[kolejny ładny kwiatek - moje niedawne odkrycie - Song Joong Ki]

A co do tego wszystkiego mają Mistrzostwa Świata w piłce nożnej? Wnioskując z tego, co zaczyna się rozpętywać wokół Euro w tym roku, śmiem przypuszczać, że Mistrzostwa Świata to było wielkie wydarzenie. Angażujące ogromne masy ludzi i nie przechodzące bez echa nawet w małych miejscowościach. Jak już pisałam, przed rokiem 90-tym koreańskie społeczeństwo było mocno konserwatywne, a modowe standardy dla szanującej się młodej damy, były dość precyzyjnie określone. Żadnej golizny, żadnego pokazywania ramion, nawet wyjście w krótkim rękawku budziło pewne kontrowersje. Gdy przyszedł rok 2002 i Korea była gospodarzem Mistrzostw, a co ważniejsze, drużyna narodowa zaczęła sobie nieźle radzić, Koreańczyków opanowała footbollowa gorączka i wszyscy, niezależnie od płci i wieku, dopingowali dokonania „Czerwonych Diabłów”. By zagrzać chłopaków do walki, Koreanki przywdziewały coraz odważniejsze stroje (bluzeczki na ramiączkach, pokazywały brzuchy). Bynajmniej nikt ich za to nie gonił, co więcej, przyklaskiwano takim postawom.


Taki doping najwyraźniej koreańskiej jedenastce służył, gdyż dotarli aż do półfinału. Jednak nie tylko spektakularne sukcesy drużyny narodowej były tematem elektryzującym uwagę kibiców. Jeden z piłkarzy, Ahn Jung Hwan, wprawiał kobiety w zachwyt za każdym razem, gdy po strzeleniu gola, całował obrączkę na swoim palcu.

["Władca pierścienia" w akcji]

Tak otwarta manifestacja uczuć do swojej żony na oczach milionów widzów była czymś niesamowitym i wcześniej nie spotykanym. Złośliwi okrzyknęli go „Władcą Pierścienia”, ale nie zmieniło to faktu, że Koreanki pokochały go całym sercem. Nie bez znaczenia była też uroda Jung-hwana, gdyż jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw uważany był za kwiatka zespołu i występował w różnych reklamach kosmetyków dla mężczyzn.

[Ahn Jung Hwan]

Po zakończeniu Mistrzostw wszystko potoczyło się już lawinowo. Raz przełamane bariery dotyczące prezentowania i traktowania kobiecego ciała oraz kobiecej seksualności nie dały się postawić na nowo. Koreanki stały się bardziej pewne siebie i świadome swoich preferencji. Wcześniej nie wypadało nawet z najbliższą przyjaciółką rozmawiać o upodobaniach, co do męskiej urody, ale po rozegranym turnieju jakoś naturalnie przychodziły im dyskusję na temat fryzur zawodników i ich muskulatury. Pop-kultura podchwyciła modne trendy i flower boysi coraz częściej zaczęli pojawiać się na szklanym ekranie. Za krok milowy można uznać tu dramę „Winter Sonata”, z niezapomnianym i owianym niemal nimbem boskości (zwłaszcza w Japonii, ale to inna historia) Bae Yong Joonem. Grany przez niego bohater był dobrze wychowanym, uczuciowym mężczyzną, który ponad wszystko przedkładał miłość do swojej ukochanej. Dodajmy do tego jeszcze jego gładką buzię, ciepły uśmiech i mamy zakochane na zabój pokolenia młodych (i nie tylko) kobiet.

[Bae Yong Joon]

Na koniec jeszcze małe wyjaśnienie, dlaczego James Tumbull, a ja razem z nim, nie wierzymy, by mangi shōjo i yaoi miały tak wielki wpływ na powstanie fenomenu kkotminam. Owszem, obecnie nie da się zaprzeczyć, że podsycają ten trend i pomagają mu dalej ewoluować, lecz w czasie, gdy dokonywały się przemiany w mentalności kobiet, tego typu mangi dopiero stawały się popularne. To nie zamężne kobiety zaczytywały się romantycznymi historiami pomiędzy dwoma zjawiskowo pięknymi panami, a ich córki – nastolatki i panienki w wieku lat dwudziestu-kilku, które w owych czasach (w opinii społeczeństwa przynajmniej) nie powinny mieć nawet pojęcia o sprawach pszczółek i motylków. Dziewczęta krytykowano wtedy za stroje odsłaniające więcej niż kolana, trudno więc oczekiwać, by takie podlotki mogły wywrzeć jakiś wpływ na proces emancypacji kobiecej seksualności. To zamężne kobiety musiały podjąć się tego zadania i jak mi się wydaje, całkiem nieźle im poszło. Proces, rzecz jasna, wciąż jest w toku, ale już teraz można zaobserwować ogromne zmiany!

[rozkosznie taplający się Kim JaeJoong]

Czy można to zatem nazwać triumfem kobiet? Niestety, nie bardzo. Doprowadzenie do „zmiękczenia” męskości i stereotypu seksownego mężczyzny wcale nie zmniejszyło presji bycia piękną. Wciąż główną kategorią, według której ocenia się kobiety nie są ich przymioty ducha czy poziom edukacji, a uroda. Pomyślcie tylko. Jaki jest zawsze pierwszy komentarz we wszystkich filmach/dramach, gdy facet przyprowadza do domu/przedstawia znajomym wybrankę swojego serca? Jakoś nie przypominam sobie, by ktokolwiek zainteresował się czymś innym, niż jej urodą.
Jeśli można mówić o jakichś sukcesach, to chyba tylko o takim, że obecnie mężczyźni w znacznie większym stopniu rozumieją ciężar takiej presji, gdyż teraz i na ich barkach ona spoczywa. No, ale o tym, jak to jest być współczesnym kkotminamem – w części III cyklu (tutaj) o pięknych panach!

[Kim Jyun Joong i jego gładka buźka]

Cykl o flower boysach:

Źródła:
International Institute of Asian Studies, newsletter No.55, Autumn/Winter 2010:
blog The Grand Narrative
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...