Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2AM. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2AM. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 23 lipca 2012

WTF (Wielce To Frapujące) momenty w k-popie. Speszyl edyszyn

Kurcze, mój wpływ na k-popowy świat zaczyna mnie coraz bardziej przerażać! Ponabijałam się co nieco z różnych śmiesznych momentów w teledyskach i od tego czasu… posucha! Wszyscy się pilnują, żeby nie dostarczać mi materiału na kolejne wydanie WTF Moments… A tak było pięknie! Co klip to ciekawostka! Eh… Ciężkie życie.

Nie znaczy to jednak, że w ogóle Wielce To Frapujące Momenty nie mają już miejsca w k-popie! Co to, to nie! Dzisiaj będzie coś, na co ostrzyłam ząbki już od dłuższego czasu, czyli nazwy k-popowych zespołów!
 
[widać, nie tylko ja się dziwuję. 
Taecyeon z 2PM też nie ogarnia]

Przyznam, że sprawdzanie genezy i znaczeń nazw przeróżnych grup to moje, swego rodzaju, hobby, bo nic nie poprawia humoru tak, jak rozszyfrowywanie skrótów typu U-KISS czy MBLAQ! Jasne, że zdarzają się też normalne i sensowne (tudzież prawie sensowne) nazwy, jak Infinite, Wonder Girls, Big Bang czy Miss A, albo nawet całkiem kreatywne i błyskotliwe (jak 2NE1, EXO, 2PM i 2AM), ale przeważająca większość bawi mnie nieraz do łez! Na potrzeby dzisiejszego wydania WTF Moments podzieliłam nazwy zespołów i pseudonimy solistów na pięć kategorii, z czego pierwszą z nich:  
1. Normalne, albo prawie normalne, nie będę się zajmować, bo i co tu gadać. Bez dalszych wstępów przystąpmy zatem do mojej kolejnej pogłębionej analizy:

2. Mistrzowie skrótów:

Spoglądając na nazwy koreańskich zespołów, można odnieść wrażenie, że to niemal wyłącznie niezidentyfikowane ciągi literek, cyferek i innych szlaczków. Boys bandy szczególnie się w tym specjalizują, bo większość girls bandów, jeśli nie ma sensownych nazw, to chociaż w miarę normalne i nie prowadzające człowieka w stan głębokiej zadumy pt. „co twórca miał na myśli”. Choć i tu zdarzają się wyjątki…

[1/3 B.A.P.: Zelo i Bang Yong Guk]

Wiele zespołów ma nazwy, które wydają się być przypadkowym zlepkiem najbardzie „cool” angielskich słów, jakie przyszły na myśl podstarzałym panom w garniturkach, siedzących za biureczkiem tej czy innej agencji gwiazd. Taki B.A.P. to skrót od Best Absolute Perfect, czyli najlepszy, absolutny, perfekcyjny. Nie wiem jak to wygląda w Korei, ale mnie w szkole zawsze gonili za tautologię, czyli tzw. „masło maślane”. Żeby im tylko takie zagęszczenie doskonałości na 6 członkach zespołu nie wyszło bokiem…

[MBLAQ]

Ale bez dwóch zdań, jedna z najlepszych nazw EVER! to MBLAQ. Jest to skrót od Music Boys Live in Absolute Quality (muzyczni chłopcy żyją w absolutnej jakości). Nie wiem, kto co brał, tworząc ten epicki skrót, ale powinien się był podzielić!

[Całuśny Kevin z jeszcze bardziej całuśnego U-KISS]

Inny, niemniej lichy pomysł miał ktoś, wymyślający nazwę U-KISS. Tym razem oznacza ona Ubiquitous Korean International idol Super Star (wszechobecni koreańscy międzynarodowi idole (i) super gwiazdy). Twórca zapewne uznał za szpanerski plan, by skrót tak ambitnej grupy, układał się w angielskie „ty całuj/całujesz”, czyniąc tym samym z chłopców najbardziej całuśną grupę na świecie. Dodajmy do tego jeszcze nazwę fanklubu „Kiss Me” (odpowiedź na pytanie grupy, kogo mają pocałować), a tworzy nam się wielogodzinna sesja wymiany buziaczków. Czy tylko ja mam w tym momencie jakieś nieprzystojne myśli… :>

[SS501]

Pamiętacie jeszcze zespół SS501, gdzie pląsał Kim Hyun Joong? Chłopcy od dłuższego czasu mają przerwę w działalności. Dzisiaj widziałam na soompi, że Kim Kyu Jonga  na dwa lata porwała armia, a wspomniana wcześniej gwiazda „Boys Over Flowers” poświęca się solowemu wymachiwaniu bioderkami. Zespół się jednak oficjalnie nie rozpadł, bo nazwa do czegoś zobowiązuje! SS to bynajmniej nie jest nawiązanie do Schutzstaffel, ale znaczy tyle co Superstar Singers. Cyferki również nie są przypadkowe, bo mają znaczyć: „pięć członków (zespołu, zespołu!) złączonych (@___@) jako jedność (omo!) na zawsze…”. Myślę, że to już czas dla mnie, by w tym miejscu zamilknąć…

[Wyspa Pięciu Skarbów :>]

FT Island też miało przebłysk nieskrępowanej twórczości, wymyślając nazwę, gdyż FT to „Five Treasure” (ktoś zeżarł „s”, ale nie bądźmy małostkowi), co w całości można odczytać jako Wyspa Pięciu Skarbów. Domyślam się, że ilość chłopców w zespole nie jest przypadkowa… A skromność to ich drugie imię!

I na koniec coś świeższego, czyli NU’EST. Początkowo nawet nie zastanowiła mnie ich nazwa, bo myślałam, że pisownia to po prostu kolejne dziwactwo bez głębszego znaczenia w stylu F.CUZ, ale nie!  NU’EST to skrót od New Established Style and Tempo, co znaczy tyle co: nowo ustanowiony styl i tempo. Biorąc pod uwagę styl… Hmmm… No niech im będzie. Ren bez dwóch zdań wyznacza nowe standardy bycia kkotminamem, ale to tempo? Mam nadzieję, że nie mają na myśli tempa zniknięcia w odmętach niepamięci swoich fanów, bo innych innowacji to ja nie widzę.

[Ren. I tak, to JEST chłopak. Chyba :>]

3. Nazwy, by skomplikować życie:

Są też nazwy, które nie mają jakiegoś głębszego znaczenia, ale zapisane są w taki sposób, by najwyraźniej zamieszać w głowie potencjalnym fanom. Może twórcy wychodzą z założenia, że jeśli zafrapują odbiorcę, to ten będzie chciał poświęcić moment na zastanowienie się, jak należy prawidłowo przeczytać nazwę zespołu i tym samym zakocha się w którymś z wykonawców? Albo uważają, że zamiana literek na cyferki i wrzucenie kilku kropek do środka sprawi, że nazwa będzie wyglądać bardziej szpanersko? Wspomniany wcześniej F.CUZ, choć mnie kojarzy się z kimś, kto właśnie dostał czkawki, to po prostu „cool” wersja słowa „focus”. B2ST również nie czyta się jak „batoost”, jak niektórzy sugerują, ale po prostu „beast”, bo po koreańsku 2 to [i], więc wychodzi, co ma wyjść. 5tion to mniej znany boys band starszej generacji, który dłuuuugo frapował mnie tajemniczością wymowy swojej nazwy. Okazało się, że czyta się to jak angielskie słowo „ocean”, bo 5 po koreańsku to [o], a reszta jakimś magicznym sposobem ma się wymawiać jak „szyn”. Idąc tym tropem, nie dziwota, że Simon z eatyourkimchi.com wykoncypował sobie, że B1A4 powinno czytać się jako „bilasa”. No bo 1 to[il], 4 to [sa], dodać literki i BILASA jak w pysk! Rewelacyjna nazwa, swoją drogą! Tym razem jednak trop okazał się zwieść wszystkich na manowce, bo twórcy mieli na myśli, że w zespole jest jeden chłopak z grupą krwi B i czterech z grupą A i winno się wszystko czytać, jak jest napisane czyli „bi łan ej for”. Ech… Takie rozczarowanie…

[B2ST]

Niekwestionowanymi mistrzami wodzenia na manowce są jednak chłopaki z DBSK, albo Dong Bang Shin Ki, albo TVXQ, albo Tohoshinki. Bo to wszystko jeden zespół! O mamuniu, ile to czasu zajęło mi połapanie się o co w tym wszystkim chodzi! Niezły test inteligencji jak na początek przygody z k-popem! Twórcy zespołu pewnie nie przewidzieli, że chłopaki staną się czołowymi gwiazdami koreańskiej fali i szybko okazało się, że nazwa zespołu Dong Bang Shin Ki (co znaczy tyle, co „wschodzący bogowie wschodu”. Ambitna nazwa, tak na marginesie), skracana często do DBSK, średnio pasuje do międzynarodowych zakusów grupy. Rozwiązaniem okazało się być dokładne przetłumaczenie nazwy na chiński 東方神起 [Tong Vfang Xien Qi], co z kolei zwykło skracać się do TVXQ. W Japonii zaś, jako, że podstawowe znaki kanji mają takie samo znaczenie w kraju kwitnącej wiśni i w Chinach, a różni ich tylko sposób odczytywania, pozostawiono zapis grupy w niezmienionej formie, tyle, że po japońsku czyta się je „Tohoshinki”. Banalnie proste, prawda?

 [DBSK, TVXQ...]

4. Pomysłowe i z sensem:

Trzeba oddać sprawiedliwość, że i agencjom gwiazd zdarzają się kreatywne przebłyski na nazwy swoich zespołów. JJ Project, gdzie dwie litery „J” to po prostu inicjały imion występujących w grupie chłopców, JB (Im Jae Bum) i Jr. (Park Jin Young), albo proste acz zrozumiałe JYJ, utworzone na tej samej zasadzie (JaeJoong, Yoochun, Junsu), nie wprowadzają zamieszania i są na tyle łatwe do zapamiętania, że nie trzeba godzinami medytować, w którym miejscu postawić kropkę albo wmontować cyferkę, żeby wygooglować nowy zespół…

[JJ Project]

JYP Entertainment miało też ciekawy pomysł na zespoły 2PM i 2AM, które pierwotnie były jedną grupą, występującą pod nazwą One Day. Podział na zespoły, gdzie jeden miał być gorący i duszny jak środek dnia, a drugi sączyć senne ballady na dobranoc, jest naprawdę błyskotliwy!

[2PM i ich wyimaginowana kanapka]

Żeby nie było, SM Entertainment również ma swoje momenty twórczego geniuszu. SHINee swoją nazwę wzięło od angielskiego słowa „shine” (błyszczeć, lśnić) oraz koreańskiego sufiksu „ee”, który oznacza osobę, która (w tym przypadku) otrzymuje światło, lub znajduje się w świetle jupiterów. Bardzo odpowiednia i pomysłowa nazwa!

[EXO-K]

EXO też nie jest jakimś głupkowatym zlepkiem przypadkowych superlatyw, ale to skrót od słowa „exoplanet”, czyli planety spoza Układy Słonecznego. Jakkolwiek cała ta historia z drzewem życia i przybyszami z kosmosu, zaprezentowana we wstępie do piosenki „Mama” była dość pokrętna (więcej tutaj)… Całość ma sens i widać, że ktoś chwilkę dłużej zastanowił się nad tym, jak nazwać nową grupę.

5. Mistrzowie pokrętnej logiki:

 [IU]

I na koniec najlepsze, czy odpowiedź na pytanie, co się dzieje, gdy ludzi poniesie fantazja. Niemalże ułańska… Utajone znaczenie niepozornych nazw może onieśmielać swoim głębokim przesłaniem. Weźmy np. taką IU. Jest to skrót od I and You („ja i ty”. Za skromna to panienka nie jest, stawiając siebie na pierwszym miejscu ;), co w teorii ma oznaczać, iż „ja i ty możemy stać się jednością przez muzykę”. Pomijając frapującą tendencję koreańskich gwiazd do łączenia się w jedność, nazwa może sugerować równie dobrze rozdwojenie jaźni albo inną wewnętrzną niespójność. Albo można sobie poczytać dosłownie jako „ijuuuu”, inną wersję poczciwego „fuj”, gdy zobaczy się coś niesmacznego. I to wcale nie ja wymyśliłam tą interpretację! Simon jest dużo bardziej kreatywny niż ja :P

[4minute]

4minute też błysnęły kreatywnością (a dziewczyn w zespole 5, o ironio), gdyż ich nazwa to „cztery minuty, podczas których uwiodą publiczność swoim urokiem” albo (wersja nr 2) z racji tego, że „4” można odczytać literalnie jako cyfrę cztery („four”) albo angielskie „for”, które brzmi dokładnie tak samo, co z kolei tłumaczy się jako „for minute (przez minutę) dziewczyny dadzą z siebie wszystko”. Nie mam pytań… Nie byłam co prawda nigdy na koncercie 4minute, ale średnio zachęcają mnie do zainwestowania kasy w bilet, bo obietnica jednej minuty dobrej zabawy jakoś średnio mnie nie nęci… Chociaż, czy one aby na pewno miały na myśli koncerty?

[f(x)]

To jeszcze nie koniec matematyczno-lingwistyczno-frapujących zagadek. f(x) poszły w swojej filozofii jeszcze krok dalej. Odczytując nazwę wprost, jako matematyczną funkcję, gdzie pod „x” można podstawić dowolną wartości i otrzymać za każdym razem inny wynik, producenci wywiedli teorię, że dziewczęta, analogicznie, potrafią dostosować się i poradzić sobie w każdych warunkach (wow! Głębokie!). Jest jednak i drugie dno! „f” oznacza „flower” a „x” to symbol damskiego chromosomu X, więc nazwa daje nam do zrozumienia, że mamy do czynienia z girls bandem, gdzie niewiasty piękne są i eteryczne niczym polne kwiatuszki… Odnoszę wrażenie, że twórca tej nazwy wciągał to samo, co kreatywny ojciec (matka?) nazwy MBLAQ.

[CN Blue]

Do chłopców z CN Blue najwyraźniej doleciały opary pomysłowości wspomnianych wyżej autorów, bo również się twórczo nie oszczędzali. Zaczyna się niezobowiązująco, bo CN to skrót od Code Name, czyli kryptonim Blue, ale BLUE, to bynajmniej nie niewinny, niebieski kolorek, a kolejny skrót pochodzący od pierwszych liter „indywidualnego wizerunku” każdego z członków. I tak mamy B od „Burining”, a więc płonąco-gorącego Lee Jong Hyuna, potem L od „Lovely”, uroczego Kang Min Hyuka, U od „Untouchable”, nietkniętego (LOL!), albo nie lubiącego, gdy się go dotyka (jeszcze lepiej) Lee Jung Shina oraz E od „Emotional”, uczuciowego lidera Jung Yong Hwa. Jestem pod wrażeniem pomysłowości, chłopaki.

Z resztą, nie tylko waszej…

Pozostałe WTF Moments:

Więcej na temat:
„Ju dzium dzium maj halt lajk e laket”, czyli o angielskim w k-popie

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Za co kocham k-pop (na tę chwilę) ep.2

Czyli nowa dawka moich radosnych pisków!


Z Clazzim poznaliśmy się z jakiś rok temu, z okazji wydania przez niego singla „How we feel” z Seulongiem z 2AM. Doskonale pamiętam, że przy pierwszym przesłuchaniu, piosenka w ogóle nie zrobiła na mnie wrażenia. Do tego teledysk wywołał we mnie niepohamowaną potrzebę uniesienia prawej brwi, gdy na ekranie pojawiły się błyskające czerwonym okiem cyborgi, zalepione taśmą sutki i strzelające staniki (coś czuję, że męska część publiczności już przewija tekst, by odpalić klip ;). Pomimo niekorzystnego pierwszego wrażenia, piosenka miała coś w sobie, co nie dawało mi spokoju i kazało dać jej drugą szansę. I tak po woli, po woli, piosenka stała się jednym z moich hitów minionego lata.


Wspomniany wcześniej utwór jest solowym dokonaniem Clazziego (z płyty "Infant"), który na co dzień występuje z grupą Clazziquai. Jest to trzyosobowy zespół, w skład którego wchodzą jeszcze wokaliści: Alex (Chu Hun Gon) oraz Horan (Choi Soo Jin).

Clazzi jest przykładem muzyka, który sam zapracował na swój sukces i za to go podziwiam. Jest kompozytorem oraz producentem wszystkich swoich piosenek. Karierę rozpoczynał jako hobbysta, który w wolnych chwilach pomiędzy nauką (studiował technologie dźwięku) a pracą jako projektant stron www, wrzucał do internetu swoje utwory. Internauci bardzo szybko docenili jego muzykę i z upływem czasu jej twórca stawał się coraz bardziej popularny. Któregoś dnia Clazzi wpadł na pomysł, by do swojej muzyki dodać wokal i tak zaprosił do współpracy swojego kolegę Alexa i jego siostrę Christinę Chu. Wspólnie podjęli się pracy nad eksperymentalnymi albumami „[gray]”, „[red]”, i „[retro]”, które zyskały bardzo pozytywny odzew ze strony internautów. Na fali tego sukcesu, Clazzi wydał pierwszy w swojej karierze oficjalny album „Instant Pig” (2004). W międzyczasie Christina odeszła z zespołu z powodu profesjonalnych zobowiązań w Kanadzie i na jej miejsce przyjęto Horan. W tym składzie Clazziquai występuje do dziś.


Clazzi tworzy muzykę elektroniczną, która łączyła w sobie wiele innych gatunków. Nigdy nie byłam dobra w nazywaniu muzycznych styli, więc poratuję się Wikipedią. Twierdzą tam, owa mieszanka to głównie aicd-jazz (który sam w sobie łączy jazz z innymi popularnymi nurtami, jak np. funky i hip-hop) oraz house. Jeśli ja miałabym podjąć się trudu opisania tej muzyki, napisałabym, że jest to mariaż Björk z tym specyficznym klimatem towarzyszącym wszystkim alternatywnym zespołom rockowym, okraszony odrobiną słodyczy z cutie-cutie-kawowych-songów w stylu Taru. Czy już kiedyś wspominałam, że dla własnego dobra powinnam z daleka trzymać się od tych moich elokwentnych porównań muzycznych?

Bez dalszych wstępów, poniżej jedna z moich ulubionych piosenek Clazziquai ever! 


Jeśli miałabym polecić, od czego rozpocząć romans z Clazziquai, to zdecydowanie byłby to ich ostatni album „Mucho Punk” z 2009 roku. Znajduje się na nim 12 rewelacyjnych piosenek, które na przemian kołyszą mnie przy południowej kawusi (to naprawdę nie często się zdarza, by smętki i słodkie, kawowe songi mnie nie nudziły!) i zmuszają do podrygiwania nogą. A tu jedna z lepszych piosenek na albumie:
 
[nawet nasi sąsiedzi Słowacy znają Clazziquai!]

Warto wiedzieć, że Alex również występuje solo i nagrał dwa albumy. Pomimo, że Alex jest artystą zdecydowanie balladowym, jego ostatnia płyta, „Just Like Me”, w zaskakujący sposób wkradła się na moją play-listę i słucham jej za każdym razem, gdy najdzie mnie chęć na coś spokojniejszego i nie rozpraszającego zbytnio uwagi. Alex ma bardzo aksamitny, przyjemny dla ucha głos, który ma moc kojenia nerwów i nie usypiania za razem. „Just Like Me” zapewne nie jest dziełem wybitnym, ale znajduje się na nim kilka perełek, których mogę słuchać na okrągło. Spodoba się on na pewno wszystkim, którzy lubią spokojniejszą muzykę i refleksyjne nastroje.


A jak Wasze k-popowe zdobycze w tym tygodniu? Coś wartego uwagi?

Poprzedni odcinek serii "Za co kocham k-pop (na tę chwilę) poświęcony Cross Gene znajduje się tutaj.

niedziela, 29 kwietnia 2012

Jestem taki męski, bo… oglądam porno?

Przyznaję się, nie jestem wielką miłośniczką programów typu variety show, ale nie będę zaprzeczać, że są niewyczerpaną kopalnią wiedzy wszelakiej o członkach zespołów i aktorach. Raz po raz, przeglądając soompi czy allkpop, trafiam na newsy, poparte wyznaniami idoli, właśnie z takowych programów. Zazwyczaj powaga tych informacji mnie powala. Już dawno temu zdałam sobie sprawę, że pytania zadawane podczas wywiadów i zadania, z jakimi przychodzi się mierzyć gwiazdom w telewizyjnych shows, są… delikatnie mówiąc… głupkowate. Tudzież nie na miejscu. Przynajmniej w moim odczuciu.

[Soohyun z U-KISS]
Ostatnimi czasy jak bumerang powraca pytanie, którego zadawanie na pewno nie jest najbardziej naturalną rzeczą, jaką można sobie wyobrazić. Bo ilu osób w swoim życiu zapytaliście o to, czy oglądają porno (pomijając romantycznych partnerów)? Być może tylko ja jestem taka zaściankowa w tej materii… Nie zrozummy się źle. Nikomu nie bronię „sobie popatrzeć”, jeśli odczuwa taką potrzebę, ale chwalenie się tym wszem i wobec jest dość… Ekhm…

[U-KISS]
Znając absurdalność pytań, jakie padają w koreańskiej TV, można by jeszcze pominąć takie wycieczki wymownym milczeniem. Jednak reakcja pytanych gwiazd zdecydowanie na komentarz zasługuje. Najbardziej brawurowy przypadek przyznania się do oglądania filmów dla dorosłych mają na swoim koncie chłopcy z U-KISS. Podczas wywiadu dla stacji ETN (dość leciwa rzecz, bo z 2010 roku, kiedy w grupie byli jeszcze Alexander i Kibum) padło niedyskretne pytanie, który z członków najbardziej lubi porno. Bez chwili zastanowienia, ręką Soohyuna poszybowała w powietrze, a zaraz po nim, nieco skromniej, swoją rękę uniósł Kibum. Alexander, który miał image najbardziej niewinnego i czystego niczym ta ukradkiem uroniona łza, wyznał speszony, że pozostali członkowie zespołu wiedzieli tego typu filmy tylko i wyłącznie z inicjatywy Soohyna. Dziwnym trafem zaś, wokół głównego „zboczucha” zespołu wcześniej krążyły plotki, jakoby miał być w związku z Jo-Kwonem (z 2AM). Stąd moje elokwentne podejrzenie, że taka nagła szczerość Soohyuna nie była zupełnie bezinteresowna.


A skoro już mówimy o Jo-Kwonie, w marcu tego roku chłopcy z 2AM wzięli udział w programie „KBS 2 Star Life Theater”, w ramach którego zafundowali widzom wycieczkę po ich wspólnym mieszkanku. Gdy Jo-Kwon prezentował swój pokój, „zupełnym przypadkiem” oko kamery zatrzymało się na podkładce pod jego myszkę. 

[Rzeczona podkładka]
Nie przeczę, na pewno jest to wygodna rzecz, aczkolwiek śmiem twierdzić, że nie znalazła się tam przypadkiem. Co prawda właściciel tłumaczył się później, że był to prezent od fanów z Japonii, ale nie ze mną te numery! Gdyby nie chciał jej pokazać, na pewno by się na nagraniu nie znalazła!

A kto jeszcze lubi „sobie popatrzeć”? Ho-ho! A kto nie lubi?! Ze swoimi zainteresowaniami nie kryli się: G.O. z MBLAQ (podobno ma specjalnego laptopa tylko dla wiadomych celów), Seungri z Big Bang (przyłapany przez GD na ściąganiu wiadomo-czego), Nichkhun z 2PM (wyznał, że pierwszy raz w swoim życiu obejrzał film dla dorosłych, gdy miał 15 lat), Jang Geun Suk (ten z kolei ma osobny dysk na takie przyjemności), nawet Lee Seung Gi i Changmin z DBSK, przyparci do muru, przyznali się do oglądania porno.

Skąd taki nagły przypływ szczerości szczególnie w kraju, który wciąż w bardzo konserwatywny sposób patrzy na sprawy seksu?


Nie zamierzam dawać tutaj żadnej ostatecznej odpowiedzi, bo jeszcze nikt z mądrych tego świata nie podjął wyzwania, by naukowo przeanalizować problem. Mam za to kilka własnych podejrzeń, które zaraz wyłuszczę.

1. Przyznam się, że oglądam porno, bo jestem mężczyzną!

Myślę, że w tej materii za wystarczający komentarz może posłużyć wypowiedź Nichkhna podczas wywiadu radiowego. Na pytanie „Czy oglądasz porno?” odpowiedział: „Też jestem mężczyzną”.


Wniosek, który płynie z tej wypowiedzi, jest następujący: jeśli chcesz być 100% facetem, musisz oglądać filmy dla dorosłych. Nie da się ukryć, że odsetek mężczyzn (nie tylko w Korei, ale i na całym świecie) sięgających po pornografię jest powalający. Rzecz jasna nie da się stwierdzić dokładnie, ile osób to robi, ze względu na religijne i kulturowe tabu, ale zgodnie ze statystykami z 2006 roku, które udało mi się znaleźć (tutaj) 42,7% użytkowników internetu ogląda pornografię. A jest z czego wybierać, bo w sieci istnieje aż 4,2 miliona stron o „niegrzecznej” tematyce (co daje 12% wszystkich stron www). W wyszukiwarki wpisywano zapytania o treści erotyczne aż 68 milionów razy (to jest ok. 25% wszystkich wyszukiwanych haseł). No i na koniec, 72% odwiedzających serwisy erotyczne to mężczyźni.

Z innych ciekawostek, wg wspomnianych wyżej statystyk z 2006 roku, Koreańczycy byli narodem, który wydawał najwięcej pieniędzy na pornografię w przeliczeniu na mieszkańca. Podczas gdy przeciętny Japończyk wydał na ten cel 156,75 dolarów (co w porównaniu z naszymi sąsiadami, Niemcami, którzy na głowę wydali 7,77 dolara, wydaje się być imponującym wynikiem), Koreańczycy poszli po całości i przepuścili na „niegrzeczne filmiki” aż 526,76 dolarów na łep!


Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, że Koreańczycy są najbardziej zdeprawowanym narodem! Wręcz przeciwnie. Podczas gdy w większości państw bez trudu można uzyskać dostęp do darmowej pornografii (np. na licznych, „niegrzecznych” klonach serwisu YouTube), Koreańczycy nie mają tak łatwo. W związku z doskonale znanymi nam ministerstwami do spraw troski o umysły i morale narodu, dostęp do wielu stron zagranicznych oraz niemal 100% stron lokalnych z treściami dla dorosłych został zablokowany. Jeśli Koreańczyk ma więc chęć sobie popatrzeć, to zmuszony jest zainwestować co nie co pieniędzy, by zdobyć dostęp do upragnionych filmików. Dla porównania wystarczy spojrzeć na dane dotyczące, np. Rosji. Tam średni Rosjanin wydał na porno 1,76 dolara, podczas gdy ich kraj znajduje się na szóstym miejscu światowej produkcji porno. Jakoś nie śmiem przypuszczać, by nasi bracia Słowianie tak cnotliwie się prowadzili… Na top-listach najgorliwszych poszukiwaczy erotycznych treści znaleźli się (w zależności od wyszukiwanego słowa) mieszkańcy RPA, Boliwijczycy i Pakistańczycy. USA w ogóle znajduje się poza wszelką konkurencją i tutaj pokuszono się o konkurs miast, w którym bezapelacyjnie wygrało niewielkie miasteczko Elmhurst w stanie Illinois (z populacją nieco ponad 46 tys. mieszkańców). Strach tam pojechać, normalnie!

2. Przyznam się, że oglądam porno, bo jestem taki męski!

[Gorące chłopaki z 2PM]
Porzućmy już bezduszne statystyki i skoncentrujmy się kulturowo-społecznych aspektach zagadnienia. Często mam wrażenie, że wyznania celebrytów, iż oglądają porno mają na celu podpompować ich męski image. Podejrzanie często zdarza się, że z takim kwiatkiem gwiazdy wyskakują, gdy pojawiają się plotki o ich domniemanym homoseksualizmie. Z jednej strony, jest to dość śmieszne, bo niby czego to dowodzi? Gejowskie porno również istnieje i ma się dobrze. Wydaje mi się jednak, że działa tutaj zasada: oglądam porno, więc interesuję się sprawami związanymi z seksem = znam się na rzeczy = jestem gorący jak ta lawa z krateru wyciekająca…

Wyznanie tego typu zdecydowanie dodaje celebrycie demonicznej aury. Pokazuje go z innej, „niegrzecznej” strony i akcentuje męskość danego pana. W końcu nikt girls bandów nie pyta, czy dziewczęta oglądają porno. A przecież zgodnie ze statystykami aż 28% odwiedzających strony dla dorosłych to kobiety! W tej materii wciąż pokutują podwójne standardy, które każą oglądających porno panów traktować z wyrozumiałością i przymrużeniem oka, a kobietom posyła się pełne oburzenia spojrzenia, przyklejając łatkę „wątpliwie się prowadzących”, albo czegoś jeszcze gorszego.

Jako że azjatyckie gwiazdy bardziej niż rzadko mają swoje (choćby tymczasowe) połówki (bo po prostu nie mają na to czasu, a nawet jeśli by mieli, to im agencje zabraniają), to jednym z nielicznych sposobów, w jaki mogą dowieść, że są zdrowymi, owładniętymi testosteronem osobnikami, jest przyznanie się, że sami radzą sobie z własnymi potrzebami.

3. Przyznam się, że oglądam porno, bo najwyższy czas, byście zobaczyli, że też jestem człowiekiem!

[myślcie sobie co chcecie, ale ja też jestem człowiekiem!
Jang Geun Suk]
Mówiłam już o tym tysiące razy. Mój ostateczny wniosek dotyczącym traktowania celebrytów w Azji jest taki, że wg ogółu, nie są to ludzie. To bogowie/bożyszcze/wzory zachowań wszelakich/gotowe produkty służące rozrywce/chodzące ideały, ale w żadnym wypadku nie żywi ludzie. Dlatego można ich maniakalnie kochać, maniakalnie nienawidzić, i wyć z oburzenia, gdy zdarzy im się zrobić coś głupiego. Z tego właśnie powodu gwiazdy tak lubią wspominać o różnych swoich słabostkach i śmiesznych przyzwyczajeniach, byle tylko dać publiczności do zrozumienia, że są takimi samymi ludźmi, jak my, siedzący po drugiej stronie ekranu. Przyznanie się do oglądania pornografii, jest więc rozpaczliwym wołaniem: „zobaczcie, też robię takie rzeczy! Wcale nie jestem idealny! Mam swoje słabości i ludzkie potrzeby, tak jak wy!”.

Tyle moich wywodów. A co Wy myślicie na ten temat? Razi Was, gdy w wywiadach pada pytanie o oglądanie „niegrzecznych filmów”? Ciekawa jestem, czy tylko ja jestem taka przewrażliwiona, czy macie podobne odczucia.


Więcej na temat:
Społeczne fenomeny
Muzyka/Idole

wtorek, 27 marca 2012

Cukierek dla oka

Żeby nie było, że mi poziom bloga siada, potraktujmy ten dzisiejszy post jako uzupełnienie do wczorajszego: Weź to na klatę


Po tym, co zaprezentował Changmin z 2AM, nie spodziewałam się, że kiedyś zobaczę jego zdjęcia, które wywołają we mnie coś innego, niż uśmieszek politowania. A jednak! W zeszłorocznym grudniowym wydaniu magazynu „Arena Homme” pojawiła się sesja chłopaków z 2AM, która udowodniła, że równowaga pomiędzy „Liliami wodnymi” Moneta a innymi kwiatkami może zostać osiągnięta. 2AM byli pierwszym zespołem, który wziął udział w planowanym cyklu sesji ze znanymi twarzami koreańskiego show-biznesu pod tutułem „Idole i sztuka”. Nie wiem jak Wam, ale mi się takie podejście do tematu zdecydowanie podoba! O tak…


Jeśli jesteście ciekawi jeszcze innych zdjęć z tej sesji, możecie zajrzeć tutaj.

poniedziałek, 26 marca 2012

Weź to na klatę!

Czyli o świeceniu torsem w koreańskich mediach.

[jedna z piękniejszych sesji, jakie moje oczęta kiedykolwiek widziały.
BDSK w starym składzie]

Rzućcie okiem na tę starą reklamę Mercedesa Benz z 2006 roku.


Czy użycie kobiecych piersi jako analogii do bezpieczeństwa, jakie daje zamontowanie ośmiu poduszek powietrznych w samochodzie, nie jest niesmaczne? Nie wiem jak Wy, ale ja mam już dość seksistowskich reklam i uprzedmiotowienia kobiet, tudzież najróżniejszych części ich ciała. A teraz inna reklama, też poduszki powietrzne, też samochód (tym razem Hyundai) ino model inny…

[a tutaj cała reklama, jeśli ktoś jest zainteresowany]

Wstyd się przyznać, ale jakoś tutaj podobna analogia wcale mi nie przeszkadzała. Co więcej, pomyślałam sobie, że fajnie by było, gdyby podobnych reklam było więcej. A jest! Choćby te trzy poniżej:

[Lee Byung Hun]

[a tutaj panie zastnawiają się, czy "czekoladowy kaloryferek" chłopców z 2PM jest prawdziwy...]

[ciekawa reklama z J.Y.Parkiem, niestety nie udało mi się jej znaleźć na YouTube.com, więc zapraszam tutaj]

Czy w związku z tym jestem seksistką i hołduję podwójnym standardom? Gdy kobieta błyska swoim ciałem, by zachęcić do kupna jakiegoś produktu, to źle, a gdy to samo robi mężczyzna, to nie widzę przeciwwskazań? Chcę wierzyć, że nie, ale lektura artykułów Jamesa Tumbulla każe mi zrewidować moje poglądy. Dzięki, James, za zasianie ziarnka niepokoju pod adresem moich własnych morali!

[Siwon-ssi z Super Junior]

Na swoją (i pewnie nie tylko moją) obronę, pragnę zaznaczyć, że podobne uprzedmiotowienie mężczyzn i ich ciała jest zjawiskiem stosunkowo nowym, podczas gdy kobiety od dawien dawna przedstawiane są w ten sposób. I nie chodzi mi tu wyłącznie o reklamy. Już w antycznych eposach rola kobiet sprowadzała się do bycia obiektem męskiego pożądania. Taka Europa czy piękna Helena, oprócz tego, żeby były urodziwe i bogowie, tudzież możni tamtego świata tracili dla nich głowy, nie miały właściwie nic do powiedzenia. Później nie było wiele lepiej. Kobieta była tylko ładnymi dodatkiem do mężczyzny i jej zadaniem było czekać wiernie i wychowywać dzieci, podczas gdy faceci umierali za ojczyznę, czy dokonywali innych heroicznych czynów. To mężczyzna był tym, który wybierał panią swego serca, a niewiasta mogła jedynie przyjąć zaloty, lub je odrzucić. Kobieca inicjatywa w tej materii do dziś uważana jest za coś nieodpowiedniego i przyznaję, że sama jestem zdania, że latanie za facetem jest poniżej kobiecej godności.

[Jeden z photobooków chłopców z 2PM pełen jest takich (a nawet jeszcze ciekawszych) ujęć... Można sobie pooglądać tutaj: część 1, 2, 3, 4]

Do tego wszystkiego dochodzi przekonanie, że przyzwoitej i kulturalnej kobiecie nie wypada zaprzątać sobie głowy seksem. To mężczyźni mają dziewięć razy na sekundę o tym myśleć, my powinnyśmy być ponad takimi przyziemnymi sprawami. W kulturze zachodu akurat ten mit mocno się już nadwerężył i seriale jak „Przyjaciele” czy „Seks w wielkim mieście” dokonały swego rodzaju społecznej rewolucji, ale na wschodzie sprawa wciąż jest mocno aktualna. Pokazanie męskiego ciała jako obiektu, który ma oddziaływać na damskie zmysły, jest zjawiskiem przełomowym. Bo nie oszukujmy się. Można zasłaniać się, że podziwianie nagiego, męskiego torsu jest jedną z form afirmacji piękna (czym ja się osobiście uwielbiam wykręcać), jednak taka kontemplacja dostarcza doznań zgoła innych, niż studium nad liliami wodnymi Moneta…

["Lilie wodne" kontra... inne kwiatki...]

Wszystko to pokazuje, że nie zdążyliśmy się oswoić z uprzedmiotowianiem mężczyzn, przez co nie zauważamy niepokojących sygnałów, płynących z mediów. A tych, rzeczywiście, z roku na rok jest coraz więcej. Ze względu na tematykę bloga nie będę się zagłębiać w nasze media, skoncentruję się na tych koreańskich.

Nic nie bierze się z powietrza i tendencja do błyskania nagim torsem ma swoje silne powiązania z emancypacją kobiet i powstaniem nowego modelu męskości w osobie kkotminam (o genezie i zjawisku jako takim tutaj i tutaj). Szczególnej eksploatacji podlega tak zwany „kaloryfer”, tudzież „sześciopak”, czyli ładnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. W Korei, kochającej nazywać wszystko po imieniu, przyjęło się określenie „chocolate abs”, czyli w wolnym tłumaczeniu „czekoladowy kaloryferek”. Pierwszymi, którzy postanowili podzielić się ze światem swoją muskulaturą, byli chłopcy z boys bandów początku epoki hallyu, takich jak H.O.T., Y2K, czy Shinhwa (tak na marginesie, ci ostatni się właśnie reaktywowali i wydali nowy album "The Return"!). To oni jako pierwsi zaczęli stosować makijaż, nosić całą masę dodatków i biżuterii, ubierać się w kolorowe stroje, no i przede wszystkim, zrywać koszulki na koncertach. Takie działania pokazały, że męskie ciało jest takim samym obiektem seksualnym, jak ciało kobiety.

[Jay Park i jego "czekoladowy kaloryferek"]

Współczesnym misterem świecenia „czekoladowym kaloryferkiem” jest bez dwóch zdań Rain (zaraz za nim jest Taeyang z Big Bang). Czy jest choć jeden klip, w którym nie pokazałby swojego nagiego torsu? Nie ważne, czy piosenka jest szybka i pełna wigoru (jak „I’m coming”), czy liryczna i smutna (jak „Love Song”), nie ważne, czy jest jakiś sens w błyskaniu gołą klatą, czy też go zupełnie nie ma, Rain w wersji topless musi przewinąć się przez scenę. Nie, żeby mi było źle… Ekhm…

["Love Song"]

Co więcej, Rain szerzy swoją rozbieraną filozofię dalej! Lee Joon z MBLAQ, którego producentem jest właśnie Rain, wyznał na antenie stacji SBS, że jego szef „zawsze sprawdza moje ciało. (…) Powiedział mi też, że zamiast tańczenia na scenie, zdjęcie koszulki daje zdecydowanie większy efekt.” Prawda li to? Coś w tym pewnie musi być, skoro Joon za każdym razem w niedwuznacznie cudowny sposób podnosi swoją koszulkę przy wykonywaniu „Oh, yeah!”, tudzież ją z siebie zdziera przy innych, nadarzających się okazjach. Ciekawe, czy Rain odebrał już naręcza kwiatów od fanek Joona?

[Rain, czy ja Ci już kiedyś wspominałam, jak bardzo Cię lubię?
Lee Joon
z MBLAQ]

Zastanawiające jest, że koreańskie media, które tak dbają o przyzwoitość i kondycję młodych umysłów, nie widzą niczego złego w błyskaniu kaloryferem. Popularne telewizyjne programy muzyczne wprowadziły różne restrykcje odnośnie strojów, w jakim grupy mogą występować na scenie. W Inkagayo, na przykład, damskie zespoły mają zakaz występowania w strojach odsłaniających brzuchy bądź plecy, ale boys bandy nadal mogą zrywać z siebie ciuchy i nikt ani myśli ich przed tym powstrzymywać.

[stare, dobre czasy, czyli DBSK w komplecie]

Zgrzeszyłabym mówiąc, że inwazja umięśnionych, męskich torsów w koreańskich mediach mi przeszkadza. Trzeba jednak przyznać, że tendencja robi się nagminna, a wykorzystanie motywu czasem posunięte jest do absurdu. Widzieliście klip Changmina z 2AM i Lee Hyuna z 8Eight do piosenki „I was able to eat well”? Nie? To zapraszam do obejrzenia, bo dzieło jest tego warte:


Myślę, że ten teledysk dobitnie obrazuje, co się dzieje, gdy producenci przedobrzą z chęcią przypodobania się publice. Nie wiem jak Wam, ale mi te sceny w łazience, a potem na parkingu kojarzą się z gejowskim pornolem, a nie wiem, czy to aby na pewno jest efekt, o jaki twórcom chodziło.

[a tutaj kolejna, lekko przesadzona stylizacja Changminam z 2AM, tym razem reklama kawy. Ciekawe co mu ta kawusia robi, że zastygł w takiej pozie... :>]

Podsumowując, wygląda na to, że współczesnym mężczyznom przyjdzie wreszcie zmierzyć się z presją piękna i perfekcyjnego, odrealnionego wzorca urody, jaki nam, kobietom, narzucili przez media. Tylko co nam z tego przyjdzie, że panowie będą cierpieć razem z nami na dietach i katować się ćwiczeniami na siłowni, a my będziemy wzdychać do ekranowych, podkoloryzowanych w PhotoShopie „czekoladowych kaloryferków”? Bo na to, że dzięki temu zakończy się era nacisków na płeć piękną, nie ma co liczyć. No cóż, najwyżej będziemy wzajemnie wypłakiwać się sobie w rękaw, marudząc na przemian na wiotkie ramiona i cellulit na udach.

[Song Joong Ki, nic się nie martw, słonko! Chętnie użyczę Ci mojego rękawa!]

I na koniec mały bonusik dla grzecznych czytelników ;) - Cukierek dla oka

Więcej na temat:
Społeczne fenomeny

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...