Pokazywanie postów oznaczonych etykietą anty-fani. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą anty-fani. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Obraz po burzy


Czyli jak wygląda sytuacja T-ARY w pół roku po wybuchu skandalu i moich przemyśleń kilka.
 

Jeśli ktoś interesuje się k-popem nieco dłużej, niż od rozpoczęcia się szaleństwa na „GangnamStyle”, nie mógł przeoczyć głośnej afery z wyrzuceniem Hwayoung z zespołu T-ARA z końca lipca. Pisałam o tym wtedy (tutaj), ale jeśli ktoś nie ma chęci przebijać się przez lawinę niesprawdzonych newsów i sensacyjnych doniesień, poniżej telegraficzny skrót wydarzeń:

Hwayoung została wywalona, ponieważ:
  • zachowywała się nieprofesjonalnie,
  • tuż przed występem T-ARA w programie muzycznym stacji KBS „Music Bank” (27.07.2012) odmówiła wzięcia weń udziału, zmuszając dwie inne członkinie zespołu do wykonania jej rapowej części,
  • słynęła z bycia kapryśną i marudną,
  • jej stosunki z resztą dziewcząt z zespołu były w najlepszym razie chłodne.

Oburzeni fani wzięli Hwayoung w obronę, za wszelką cenę pragnąc udowodnić, że to nie Hwayoung jest winowajczynią, a ofiarą knowań zespołu i pracowników agencji Core Contents Media. Na poparcie swej teorii namnożyli przykładów złego traktowania Hwayoung przez inne dziewczęta:
  • wpychanie słynnego ryżowego ciastka do ust Hwayoung przez inną dziewczynę z zespołu podczas japońskiego variety show,
  • podczas Idol Olipics Hwayoung była zmuszona rozmawiać z piosenkarzami z SISTAR i Infinite, ponieważ własny zespół ją ignorował,
  • Boram (koleżanka z zespołu) złamała parasol Hwayoung,
  • członkinie zespołu nie szczędziły kąśliwych uwag pod adresem Hwayoung na Tweeterze
  • dziewczyny z T-ARA były wkurzone, że Hwayoung nie występowała, gdy skręciła sobie kostkę i mogła poruszać się tylko na wózku albo o kulach.
 [Hwayoung i jej skręcona kostka]

Która z tych stron ma rację? Pół roku czekania nie przyniosło odpowiedzi na to pytanie, więc mniemam, że nigdy nie będzie nam dane poznać prawdy. Agencje oraz same gwiazdy dbają o to, by cokolwiek, co mogłoby zaszkodzić ich wizerunkowi, nie ujrzało światła dziennego. I nie ma co się im dziwić, nie przez takie rzeczy kariera wielu idoli i piosenkarzy wisiała już na włosku (więcej tutaj i tutaj). Bez wątpienia można jednak stwierdzić, że wiele z powyższych „rewelacji” wyssanych jest z palca albo zostało sfabrykowanych przez „netizenów” by podgrzać atmosferę. Przyznaję się bez bicia, że mnie generalnie mało kręcą ploteczki ze świata gwiazd a nigdy wielką fanką T-ARY nie byłam, więc poprzednio ograniczyłam się do przytoczenia doniesień z allkopopu i tyle. Dziś bez wątpienia mogę już stwierdzić, że ¾ owych „faktów” mocno mija się z prawdą. Szczególnie owe rewelacje a propos znęcania się dziewczyn z zespołu nad Hwayoung. Wiele wydarzeń wyrwanych jest z kontekstu i przedstawionych w potrzebnym fabrykantom świetle. Bardzo dziękuję jednemu z moich czytelników za zostawienie obszernego komentarza pod poprzednim postem o T-ARA (komentarz do przeczytania tutaj), w którym szczegółowo wyłuszcza, dlaczego nie należy brać zbyt poważnie wszystkich tych plotek. By nie powielać, przytoczę tylko przykład z ryżowym ciasteczkiem: „Jest to urywek z programu, w którym właśnie chodziło o to, że przegrywająca drużyna za karę miała zjeść ciasta – chwilę wcześniej karmiona jest podobnie koleżanka z zespołu, która zresztą broni się znacznie intensywniej.

 [feralne ciacho]

Nie czarujmy się jednak. Praca w k-popowym zespole to nie sam cud, miód i orzeszki. Wyczerpująca praca po 16 godzin na dobę bez ani jednego dnia wolnego od miesięcy, ciągłe przebywanie z tymi samymi ludźmi, skrajne wyczerpanie i wieczny stres, czy aby się uda… W takich warunkach nie trudno o konflikty. Jasne, że idole starają się ze sobą dogadać. W końcu spędzają ze sobą 24h na dobę, więc jeśli nie chcą zamienić swojego, i tak już dość ciężkiego życia, w piekło, muszą się wzajemnie wspierać i starać się ze sobą zaprzyjaźnić. Nie zawsze jednak tak się da. Zespoły k-popowe to nie jest paczka przyjaciół z czasów szkoły, która wytworzyła się ze spontanicznej miłości do muzyki. Są to skompilowane przez agencje mini-fabryczki do produkcji pieniędzy. Może się więc zdarzyć, że trafiające do zespoły osoby mają osobowości tak różne, że na dłuższą metę nie mogą się znieść… Do show-biznesu też nie trafia byle kto. By wytrwać w branży trzeba być nie tylko szalenie utalentowanym, ale również posiadać determinacje terminatora i odporność psychiczną czołgu. Każdy z tych młodych ludzi nakręcony jest na sukces i rozpala go marzenie o staniu się super star, trudno się więc dziwić, że w takim mikrośrodowisku pojawiają się tarcia.

W przypadku T-ARY duża odpowiedzialność za skandal i niezdrowe podgrzewanie atmosfery leży na barkach samej agencji Core Contents Media (CCM), która w sposób wysoce nieprofesjonalny podeszła do zaganiania. Po całej tej batalii, obawiam się, że dyrektor CCM, Kim Kwang Soo, jest obecnie wrogiem publicznym numer 1 wśród miłośników k-popu (a już na pewno T-ARY).

[wróg publiczny nr 1: Kim Kwang Soo]

Cała afera zaczęła się od niezbyt dosadnych w swojej wymowie tweetów, które wymieniły pomiędzy sobą członkinie zespołu. Hyo Min zaczęła, wrzucając na swoim koncie zdawkowe: „Różnica w poziomie czyjejś determinacji. ^^ Wykrześmy z siebie więcej determinacji, hwaiting!”. Na zasadzie uderz w stół, Hwayoung odpisała na swoim koncie: „Czasami nawet determinacja nie wystarcza. W chwilach takich jak ta, czuję się przygnębiona, ale wierzę, że wszystko co się dzieje, to błogosławieństwo niebios. Boże, Ty wiesz wszystko, prawda?”. Potem do całej tej tweetowej wymiany zdań włączyła się siostra Hwayoung, Hyo Young, która również próbuje swojego szczęścia w innym k-popowym girls bandzie 5 Dolls. Może i owa dyskusja dawała mętny obraz, że w zespole nie dzieje się najlepiej, ale łatwo było zbanalizować te kilka zdań, a fani szybko zapomnieliby o chwilowym kryzysie nastrojów. Kim Kwan Soo postanowił jednak zabrać głos i mniemam, że do dziś nie dowierza, co mu z ust wypłynęło. Stwierdził, że konta dziewczyn biorących udział w dyskusji zostały zhakowane a cała wymiana zdań to rozkoszna twórczość owych cybernetycznych rozbójników. Później, gdy już zadecydowano o rozwiązaniu kontraktu z Hwayoung, podsycał atmosferę skandalu, wypuszczając co chwilę nowe komentarze i oświadczenia. Niby wspaniałomyślnie nie chciał robić swojej byłej podopiecznej czarnego PRu, ale bez mrugnięcia okiem wyliczył „niedociągnięcia”, którymi miała charakteryzować się Hwayoung. Sama zainteresowana skomentowała te rewelacje krótko na Tweeterze (a jakże): „Fakty pozbawione prawdy”.

[Hwayoung z siostrą]

Z resztą nie tylko zachowanie Kim Kwan Soo w owych dramatycznych dla T-ARY dniach budzi kontrowersje. Cały jego styl prowadzenia zespołu jest co najmniej wątpliwy moralnie. Jakiś czas temu postanowił dodać do wspinającej się na szczyt T-ARY dwie nowe członkinie. Dyrektor jest święcie przekonany, że wraz z upływem czasu, gdy grupa staje się coraz bardziej popularna i ugruntowuje swoje miejsce na k-popowej scenie, powoli wkrada się do zespołu element rozprężenia. Spada motywacja do ciężkiej pracy, a w zamian członkowie grupy stają się leniwi i gwiazdorzą. Z takim nastawieniem nie można utrzymać się na szczycie, dlatego też pan Kim znalazł cudowne lekarstwo na wszelkiego typu próby wykręcenia się od morderczych treningów i szalonych planów dnia. Ten, kto nie pracuje w ocenie ojca dyrektora wystarczająco ciężko, nie dostanie ani linijki do zaśpiewania, a przy wieloosobowych grupach nie jest to bardzo trudne. Dodając dwie nowe dziewczyny do T-ARA zapewne chciał dać swoim podopiecznym do zrozumienia, że mają tyrać tyle, ile im się każe, a jak nie, to zawsze mogą wymienić „leniwą” owieczkę na lepszy model.

Jasne, że nie jestem managerem k-popwych gwiazd i ciężko mi się wypowiadać, co jest dla nich dobre i co zrobić, by przebili się do świadomości mas. Takie zachowanie jednak wydaje mi się nieludzkie. Dziewczyny z T-ARY harują ciężko na swój sukces od trzech lat i jeszcze nie miały żadnych wakacji od dnia swojego debiutu. Jak długo można tyrać po 16-18h na dobę? Jak można oczekiwać od kogoś, kto zwichnął sobie nogę, że będzie pląsać po scenie, jak gdyby nigdy nic? Jak można podkręcać rywalizację pomiędzy członkiniami zespołu, kiedy wiadomo, że i bez wewnętrznych walk życie k-popowej gwiazdy jest wystarczająco stresujące? Te pytania zapewne nie odnoszą się wyłącznie do T-ARY, a do całej branży. I wątpię, by ktokolwiek dał na nie sensowną odpowiedź. Bo chodzi tutaj tylko i wyłącznie o zarabianie kasy i wyciśnięcie z młodych i naiwnych artystów tyle, ile się tylko da. Nie ważne, czy ten i ów trafią do szpitala z przemęczenia. Jak długo będą przynosić profit swojej agencji, wszystko jest OK.


Szumni i dumni „fani” również w wielu sytuacjach nie pomagają swoim idolom. Gdy tylko pojawiły się pierwsze plotki o „znęcaniu” się T-ARY nad Hwayoung z dnia na dzień stali się znawcami tematu, sędziami w sprawie i wykonawcami publicznego ostracyzmu. Zaledwie dwa dni wystarczyły, by zażarci fani grupy przerodzili się w jeszcze bardziej zażartych anty-fanów, albo pozostałej części dziewcząt, albo Hwayoung. Internetowe fora poświęcone grupie zostały zamknięte, założono petycje, nawołujące do wyznania prawdy przez T-ARĘ i jej managerów. Jedni chcieli rozwiązania całej grupy, inni swoją frustrację przelali na Hwayoung. Nagła niepopularność zespołu odbiła się również na ich biznesowej i muzycznej działalności. Anulowano zaplanowane udziały dziewcząt w reklamach, sponsorzy wycofali swoje dotacje, Eunjung straciła swoją rolę w dramie „Five Fingers” tuż przed rozpoczęciem kręcenia pierwszych zdjęć a ich pierwszy, planowany od dawna koncert został przesunięty.

A wszystko to było wynikiem zaledwie dwóch dni burzy. 31.07.2012 r. Hwayoung i jej siostra były widziane, jak wchodzą do siedziby CCM. Dziewczyna przeprosiła Kim Kwang Soo za swoje nieprofesjonalne zachowanie i dolewanie oliwy do ognia niepotrzebnymi komentarzami (i kto to mówi?!). Pokój został zawarty, a Hwayoung napisała na swoim Tweeterze: „Do wszystkich fanów: chciałam przeprosić za to, że byłam dla was jedynie źródłem rozczarowań po tym, jak wy okazaliście mi tyle miłości. Teraz, proszę, czekajcie aż mój image stanie się lepszy i dojrzalszy. Przepraszam za wszystkie zmartwienia, jakich wam przysporzyłam i chciałabym także przeprosić rodzinę Core Contents Media. Przywitam was lepszym image.

 [jak dla mnie jej image jest całkiem ładny ^^
makijaż pierwszoklaśny!]

Co więcej, Hwayoung, pomimo że nie jest już w zespole, aktywnie wspiera działalność swoich byłych koleżanek. Wydany w sierpniu singiel „Sexy Love”, wbrew pesymistycznym zapowiedziom, odniósł sukces. Zapewne nie był to hit na miarę „Roly Poly”, ale wyraźnie nawiązuje do najlepszych muzycznych tradycji dziewcząt. Pewnie z założenia spisano singiel na straty, więc nie silono się na innowacyjność, a odwołano się do dobrze znanych i lubianych schematów. Jest prosta melodia, uzależniający bicik, wesołe śpiewy, coś z czego T-ARA jest słynna. Na przekór głosom, że to za wcześnie na powrót, że dziewczyny powinny zakopać się pod ziemię i przeleżakować ciężki czas, aż opinia publiczna się uspokoi, T-ARA zebrała dobre recenzje a jej piosenka grana była w radiu i telewizji.

Obecnie zespół zniknął z rodzimej Korei, koncentrując się na promocji za granicą. Na koncertach w Wietnamie, Malezji i Japonii T-ARA nie mogła narzekać na problemy z zapełnieniem miejsc na widowni. Co zaś tyczy się Hwayoung, ciekawa jestem jak potoczą się jej piosenkarskie losy. Czy ujrzymy ją jeszcze kiedyś w świetle reflektorów? Okaże się zapewne niebawem.

 ["Sexy Love"]

P.S. To mój 100 wpis na tym blogu. Wooooooo-hooooo! Kto by się spodziewał, że tyle tutaj tego napłodzę! ;)

Więcej na temat:

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

sobota, 10 marca 2012

Wszystkie odcienie szaleństwa – sasaeng fani i DBSK

Nie na długo udało mi się uciec przed mrocznymi sprawami. Wygląda na to, że temat fanów ekstremalnych uczepił się mnie i nie chce puścić. Co wejdę na stronę któregoś z moich ulubionych portali, wyskakują na mnie niechciane newsy. A że, niestety, nie umiem przejść obojętnie wobec niesprawiedliwości, znów zmuszona jestem podjąć nierówną walkę z wiatrakami (albo wariatami). Mojego ukochanego DBSK obsmarowywać nie dam!


Miałyśmy rację, dziewczęta, ktoś sobie ewidentnie wziął chłopców z JYJ na celownik i postanowił za wszelką cenę zrujnować ich karierę. Jakieś dwa tygodnie temu do internetu wyciekł filmik, na którym to niby Yoochun uderza swoją fankę (szczegóły tutaj), a teraz pojawiły się nagrania audio, na których słychać, jak JaeJoong wyzywa i obraża swoje fanki, które ewidentnie go śledzą. Słychać też jakieś trzaśnięcia/plaśnięcia i dziewczęce piski, sugerujące, że JaeJoong uderzył, szarpnął czy odepchnął którąś z dziewcząt. Potem włącza się głos Junsu, który również niezbyt ciepło wyraża się o wyżej wspomnianych. W innym nagraniu słyszymy Yoochuna, który odbiera telefon od swojej fanki, która niewiadomo skąd wzięła jego numer. Sądząc po jego głosie, nie jest tym telefonem zachwycony.

[jedno z nagrań]

Jako, że są to plik audio, nie można na 100% stwierdzić, jak wyglądała sytuacja, ale słowa, które padły, są dość mocne. Oto kilka wypowiedzi JaeJoonga z nagrania, w którym fanki śledzą go, gdy z chłopakami po dniu pracy chcieli iść do klubu się napić (tłumaczone z angielskiego):
Ciągle mnie śledzicie…. Dobrze się bawicie, co? Dla was to pewnie świetna zabawa. Przez was… Przez was… Jesteście sasaeng*, dziwki! [W tym momencie słychać owe pchnięcia/uderzenia i dziewczęce okrzyki. Sądząc po dźwiękach, fanki rozpierzchają się, a JaeJoong krzyczy za nimi] Wracajcie tutaj! Wracajcie tutaj, zanim sam was złapię… A spadajcie, suki! (gdybym to ja tak wrzeszczała, użyłabym innego słowa, ale po angielsku było „go”, więc nie chcę dodawać niczego od siebie ;)

[Później JaeJoong opisuje jakąś sytuację, która zdarzyła się w przeszłości] Ku**a, uderzyłem cię raz… więc narzekasz, że masz spuchniętą twarz i nie możesz wrócić do domu, chcesz odszkodowana, i (straszysz mnie, że) zadzwonisz po policję… Wy dziwki. To ma być fan? Żartujecie sobie. Ku**a!
[W innym nagraniu JaeJoong, rozmawiając z kimś, wylewa swoje żale na sasaeng fanów] Wolałbym mieć normalne życie, niż żeby moja prywatność była atakowana jak teraz… Gdziekolwiek nie pójdę, ktoś mnie śledzi… Gdzie nie idę, ktoś dzwoni do mnie, pytając „gdzie jesteś?” Ciągle muszę żyć z tym strachem… i wciąż muszę próbować uciekać… Kim ja jestem, przestępcą?

No i zaczęło się. Anty-fani poczuli wiatr w żagle i zasypali chłopaków komentarzami pełnymi nienawiści, że znów dopuszczają się agresji. Inni w mniej dosadnych słowach potępili zachowanie chłopców, twierdząc, że sasaeng fani to wciąż fani. A jak wiadomo, to właśnie dzięki fanom gwiazdy są tym, kim są i robią, to co robią. Dziwnym trafem nagrania trafiły do internetu właśnie wtedy, gdy JYJ byli w samolocie, lecąc do Chile z trasą koncertową. Mimo długiego lotu i zmęczenia, chłopcy zdecydowali się zwołać specjalną konferencję prasową, na której przeprosili za całą sytuację. Mam nadzieję, że to, co powiedzieli, wstrząśnie koreańską opinią publiczną i inaczej zaczną patrzeć na swoje gwiazdy.


Yoochun: Po naszym debiucie w 2004 roku, otrzymaliśmy bardzo dużo wsparcia i miłości od publiczności. Ale cierpieliśmy również z powodu saseng fanów przez niemal osiem lat. To jest jak więzienie, ktoś zawsze mnie śledzi, obserwuje, stara się dowiedzieć o mnie wszystkiego. Jakkolwiek bym się nie starał od tego uwolnić, nie mam wyboru, nie ma ucieczki od tego cierpienia i uczucia nieustającego osaczenia.

Junsu: Wytrzymywałem ten ból, ponieważ uważam, że sasaeng fani, to też fani. Jednakże zdarzało się, że fani wykorzystywali nasze osobiste dane, by dostać billing rozmów naszych telefonów i instalowali lokalizatory GPS w naszych samochodach. Włamali się nawet, żeby zrobić zdjęcia naszym osobistym rzeczom. Niektóre fanki próbowały pocałować mnie, gdy spałem, a inne niemal spowodowały wpadek, śledząc nas w taksówce, byle tylko zobaczyć nas na własne oczy. (...) Nasze życie zaczęło się sypać, ponieważ ciągle jesteśmy nagrywani, dotykani i wykpiwani. Prosimy tylko o to, byśmy mieli prawo do minimum prywatności i życia, jakie należy się ludzkiej istocie.

A po tym wszystkim JaeJoong miał jeszcze siłę powiedzieć: Chcielibyśmy przeprosić za nasze niegodne zachowanie w przeszłości. Jest nam przykro z powodu wszystkich tych fanów, którzy martwią się o nas i dzielą z nami nasz ból. W przyszłości będziemy myśleć o ludziach, którzy kochają nas jako osoby publiczne, niezależnie, czy osobiście będziemy w dobrej, czy złej kondycji psychicznej. Pamiętamy o odpowiedzialności, jaką nosimy na swoich barkach i nigdy już was nie zawiedziemy.

Trzeba naprawdę być Azjatą z krwi i kości, by móc powiedzieć coś takiego w świetle wszystkich potworności, jakich doświadczyli. Wypowiedź Junsu to tylko niewielki wycinek tego, z czym chłopcy musieli radzić sobie przez lata swojej kariery. Portal soomi.com opublikował listę najbardziej szalonych (i przerażających) rzeczy, jakich dopuścili się fani na DBSK. Mamy tutaj:

· dorobienie sobie kluczy do apartamentu chłopców
· śledzenie Changmina i złamanie mu małego palca
· uderzenia Changmina torbą pełną kamieni
· zablokowanie numerów prywatnych telefonów chłopców, sprawdzanie historii połączeń i obdzwonienie wszystkich, z którymi ostatnio wykonywali połączenia, by dowiedzieć się, czy nie były to przypadkiem dziewczyny
· poszukiwanie osobistych pieczątek chłopców (które odpowiadają mocy prawej ręcznego podpisu u nas), by wypełnić dokumenty i zarejestrować małżeństwo
· grzebanie w prywatnych torbach chłopców, by wykraść ich bieliznę
· zamówienie w sekrecie naręcza pizz i kubłów z kurczakiem do prywatnej rezydencji DBSK i zmuszenie ich do zapłacenia za jedzenie
· zakradnięcie się do apartamentów DBSK i próba pocałowania któregoś, podczas gdy spał
· zbieranie krwi miesięcznej, by później wysłać ją jako prezent dla swojego „oppa” (pewnie w kryształowej karafce)
· spowodowanie wypadku samochodowego, byle tylko móc wejść z nimi w bezpośredni kontakt
· zdobycie numerów do członków rodziny chłopców i wydzwanianie do nich
· założenie podsłuchów na ich telefony

Jeśli to nie przemawia do Waszej wyobraźni (w co wątpię), to kilka dni temu opublikowano zdjęcie Junsu, który pozuje na nim ze swoją koleżanką po fachu w pewnej restauracji. Zdjęcie jak zdjęcie, ale zwróćcie uwagę na zaznaczony fragment. Za przeszkloną ścianą widać tłum fanek, które jak bezmózgie zombie oblepiają szybę, byle tylko dostrzec swojego idola. Nie wiem jak na Was, ale na mnie zrobiło to piorunujące wrażenie. Nie ma co się dziwić, że chłopcy żyją w ciągłym strachu, bo kto nie przeraziłby się czegoś takiego, czekającego na ciebie za oknem…

Zupełnie niedawno (jakoś na początku marca) Yoochun został spoliczkowany, gdy przedzierał się przez tłum fanów, którzy zebrali się przed salonem fryzjerskim, w którym aktualnie przebywał. Fanka wyjaśniła później, że zrobiła to, gdyż wiedziała, że dzięki temu Yoochun ją zapamięta… Nie mam pytań.

Co myślę na ten temat? Sądzę, że nie będzie dla nikogo zaskoczenia, jeśli powiem tylko: ja pier***!

Wyznam Wam szczerze, że ostatnimi czasy coraz częściej zastanawiam się nad kondycją ludzkiej psychiki tak w ogóle. Owszem, świry się zdarzają i były od zawsze, ale skala tych wszystkich dewiacji jest zastraszająca. To nie jest pojedynczy wyskok. To są całe hordy ogarniętych swoją obsesją ludzi, którzy ze źle pojmowanej miłości niszczą drugiego człowieka. Skąd się bierze taka toksyczna „miłość”? Co pcha ludzi, by zakradać się do cudzego domu i usiłować pocałować właściciela o poranku? Nie wiem i to jest kolejna rzecz, której chyba nie chcę zrozumieć. Obawiam się, że trzeba być tak samo rąbniętym, jak owi sasaeng fani, by to pojąć.

I znów muszę powtórzyć to, co pisałam na zakończenie serii postów o anty-fanach (dla zainteresowanych, kliknijcie tutaj). Wszystkim tym, którzy wypisują autorytatywnie, że gwiazdy nie powinny narzekać, bo w końcu sami się do branży pchali i powinni byli wiedzieć, na co się piszą, sugeruję puknąć się, ale zdrowo, w durne czółka. Niby dlaczego chęć podzielenia się swoim talentem ze światem i sprawienia radości innym swoją muzyką/grą aktorką ma wiązać się z przechodzeniem przez taką gehennę?! Szczerze współczuję wszystkim gwiazdom i celebrytom, gdyż cena, jaką przychodzi im płacić za sławę, jest przerażająca. Właśnie takie ciche przyzwolenie społeczne pozwala równego rodzaju zboczkom i szaleńcom wyżywać się na artystach i zamieniać ich życie w piekło. Daleka jestem od potępiania JaeJoonga i reszty JYJ za ostre słowa, bo czytając powyższe fakty i tak trzeba podziwiać ich, że jeszcze nie zwariowali i nie udusili nikogo własnoręcznie w tej nagonce. Smutny i zmęczony uśmiech Junsu na słynnym już zdjęciu z zombie-fanami-prześladowcami jest chyba najlepszym komentarzem całej tej sytuacji.


Żal mi Was, chłopaki. DBSK i JYJ hwaiting!

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

* sasaeng fan – przeciwieństwo anty-fana, ale równie ekstremalne i niebezpieczne; jest to fan, który ubóstwia swojego idola i kocha go toksyczną, chorą miłością. Jego obsesyjne uczucie popycha go do śledzenia obiektu swoich westchnień, naruszania prywatności gwiazdy, czasem są wręcz niebezpieczni. Trudno rozgraniczyć pojęcie sasaeng fana a zwykłego prześladowcy.

środa, 7 marca 2012

K-popowi kibole (część III)

Czyli (znów) niezbyt krótko, tym razem o anty-fanach. Część III i ostatnia.

Mam już szczerą nadzieję nigdy nie powracać do tematu, bo mroczniejszy jest niż nie jedna studnia. Poważnie się to wszystko odbiło na mojej wrażliwej psychice. Dlatego też dzisiaj ostatni już wpis z cyklu o k-popowych kibolach (poprzednie części można znaleźć tutaj: część I, część II), w którym chciałabym zawrzeć końcowe wnioski oraz osobiste spostrzeżenia.

Co prawda nigdy nie rozmawiałam na temat anty-fanów z moimi koreańskimi znajomymi, ale zagadnienie bycia w grupie poruszaliśmy nie raz. To, co mnie zszokowało, to stwierdzenie, że nie przepadają za Japończykami, bo to indywidualiści, a koreańska dusza lubi spotkać się z innym ludźmi i przeżyć z nimi te doniosłe i mniej chwile. Chryste, pomyślałam sobie, jeśli Japończycy to indywidualiści, to czemu oni kumplują się ze mną?! Przy Japończykach każdy Europejczyk czy Amerykanin to indywiduum z gatunku ekstremalnych! Abstrahując już od przyczyn, dla których taki wolny rodnik jak ja daje się jednak lubić, w tym niewinnym (zdaje się) stwierdzeniu kryje ważna cecha koreańskiego społeczeństwa. Ich umiejętność, a może bardziej potrzeba wspólnego świętowania i wspólnego umartwiania się w grupie jest naprawdę duża. Nas, ludzi zachodu, takie uczucie dotyka sporadycznie. Gdy dzieje się coś doniosłego, dopingujemy naszych zawodników na mistrzostwach świata czy olimpiadzie, albo (polska specjalność), gdy wydarza się jakaś tragedia, wtedy uczucia kolektywne budzą się z głębokiego uśpienia. Koreańczycy doświadczają takich doznań bardzo często i lubią cieszyć się wspólnie z byle powodu.

Do tego jeszcze sami Koreańczycy zauważają, że są narodem dość… hm… namiętnym. W uczuciowym tego słowa znaczeniu (o innych aspektach nie mam jak się wypowiadać). Pisałam już o tym, że jak kogoś lubią, to do grobowej dechy, gdy nienawidzą, lepiej nie wchodzić w drogę. Ich czyny potrafią być bardzo podniosłe lub też wyjątkowo bestialskie. Ot, ludzka natura… Dlatego też w filmach i dramach ich uczuciowość jest pokazana w taki „przesadny”, jak na nasze standardy, sposób. Tam zwykle wszystko jest albo białe, albo czarne, bez miejsca na kompromisy.

Jeśli dorzucimy do tego wszystkiego powiązania, jakimi złączeni są Koreańczycy (o których pisałam w części II), czyli znajomości, internet i ograniczoną przestrzeń fizyczną, otrzymujemy laboratoryjne wręcz warunki do hodowli różnych ekstremów w postaci anty-fanów. Nie zrozumcie mnie źle, nijak nie usprawiedliwiam aktów agresji na innych! Nie ważne, czy są to słowne obelgi, złośliwe akcje jak wykupienie biletów na koncert, by fani nie mogli na niego pójść, czy fizyczne ataki. Cokolwiek by to nie było, zasługuje na potępienie i nawet nie chcę znać powodów, jakie pchają ludzi do podesłania komuś butelki wody z wybielaczem.

Czytając o anty-fanach, bardzo często spotykałam się z komentarzami pod artykułami, że gwiazdy, wchodząc w świat show-biznesu, powinny liczyć się z tym zjawiskiem i nie mają prawa marudzić, że ten i owy pluje na nich jadem za pośrednictwem internetu, albo ktoś mu przyłożył po głowie. Jak jestem człowiekiem z natury spokojnym i opanowany, to dym poszedł mi uszami i miałam ochotę wstrząsnąć piszącym, jak wstrząsałam moim biednym monitorem. No ludzie, że co?! Że niby wiedzieli jak jest, więc mają się z uśmiechem na ustach dać pochlastać jakiemuś świrowi, bo przecież takie są konsekwencje bycia gwiazdą? Że jest wolność słowa i każdy może pisać, co chce? Jasne, że mamy wolność słowa i szanuję to, że nie każdy musi lubić każdego. Mi też przecież nie podoba się każdy gatunek muzyki i nie pałam miłością do każdego aktora. Ale czy miotanie inwektywami pod czyimś adresem i wymyślanie wrednych plotek, tylko po to, by komuś zaszkodzić, jest wolnością słowa? To jest chamstwo w najczystszej postaci, a pomówienia popadają już pod prawną jurysdykcję. Poza tym, jak można w ogóle tak gadać? To co, powinniśmy wszyscy potępić lekarzy, policjantów i inne służby mundurowe za to, że strajkują? No bo w końcu wiedzieli na co się piszą, wstępując do policji, czy kształcąc się na lekarza. Nagle im się podwyżek zachciało… Phi, też coś…

[Leeteuk z Super Junior]

Moim zdaniem wielcy koreańskiego świata pop-kultury i tak zbyt słabo potępiają wyskoki anty-fanów i zazwyczaj starają się zatuszować wydarzenia, by nikt się o nich nie dowiedział. Mam wrażenie, że oni rzeczywiście przyjęli do wiadomości, iż anty-fani istnieją i nawet nie próbują z nimi walczyć. Niektórzy nawet, jak lider Super Junior Leeteuk – otwarcie przyznają, że czytają komentarze anty-fanów, by wiedzieć, co się ludziom nie podoba i jak mogą stać się jeszcze lepsi. I tu wracamy do tego, o czym pisałam na początku – Koreańczycy nie uznają półśrodków. A na pewno nie gwiazdy w swoich dążeniach ku perfekcyjności.

wtorek, 6 marca 2012

K-popowi kibole (część II)

Czyli (znów) niezbyt krótko, tym razem o anty-fanach. Część IIMając już wyobrażenie o tym, kim są anty-fani oraz jakich potworności potrafią się dopuścić (a jeśli nie posiada się tego wyobrażenia, można je nabyć tutaj), czas wykonać skok na głęboką wodę i pogrążyć się w czeluściach mrocznego, anty-fanowskiego umysłu.

Dlaczego ze wszystkich miejsc na świecie, to właśnie w Korei problem nienawiści do gwiazd jest tak nasilony? Zrobiłam mały research na FaceBooku i wygląda na to, że najbardziej znienawidzoną gwiazdą wszech czasów wcale nie jest biedny i niewinny Hyun Bin, ani nawet Jang Woo Hyuk, tylko Justin Bieber! Jego anty-fanklubów jest zatrzęsienie i większość liczy sobie po kilkadziesiąt tysięcy „lajków”. Najpopularniejszy naliczył aż 147 851 kliknięć! Lady Gaga jest daleeeeeeeko w tyle z zaledwie 17 019 kliknięciami.


[wyniki mojego anty-bieberowego researchu]
Jak to zatem jest, że licząc sobie tylu fanów „inaczej” Justin żyje sobie spokojnie w Ameryce i ma się dobrze, podczas gdy dziewczyny z SNSD, które na FaceBooku odnotowały 19 303 „lajków” na stronie swojego anty-klubu niemal codziennie muszą stawiać czoła ziejącej nienawiści, bezpodstawnym plotkom i przykrym komentarzom?

Otóż właśnie kwestia skali jest tutaj sprawą kluczową. Ludzi szalonych, niezrównoważonych psychicznie i zwyczajnie głupich jest zatrzęsienie w każdym zakątku globu. Zazdrość, chęć wsparcia swojego ukochanego zespołu poprzez eliminację konkurencji, czy jakiekolwiek chore powody nienawiści przyświecają anty-fanom, nie jest to rzecz wyjątkowa. Weźmy sobie jednak do ręki globus, popatrzmy na rozmiar Ameryki, po czym zakręćmy świtem i odszukajmy z lupą maleńki półwysep gdzieś tam, na peryferiach Azji… Niech sobie nawet pół miliona ludzi nie cierpi Justina (żal mi go trochę, swoją drogą), szanse, że ten tłum zbierze się w kupę i razem pójdzie go ukatrupić, są dość nikłe. Zjeżdżaliby się pewnie z miesiąc…


W Korei zaś żyje niecałe 50 milionów ludzi, z czego 20 milionów mieszka w zasięgu seulskiego metra. Jak nie trudno się domyślić, to właśnie Seul jest centrum koreańskiego życia we wszystkich jego przejawach i wszystkie, ale to WSZYSTKIE najważniejsze persony w państwie mieszkają właśnie w stolicy. Dodajmy jeszcze, że komunikacja publiczna jest niewiarygodnie rozwinięta i wszędzie można dotrzeć metrem albo autobusem i nawet średnio rozgarnięty adept szkoły podstawowej może z niej samodzielnie korzystać bez ryzyka, że się gdzieś zagubi. Mam nadzieję, że Wasza wyobraźnia już pracuje i daje obraz nieograniczonych możliwości, jakie mają anty-fani.

Do tego należy dodać jeszcze fakt, że przecięty Koreańczyk zna masę ludzi. Są oni bardzo pro-społecznym narodem i zacieśnianie prywatnych kontaktów między pracownikami tej samej firmy, studentami tego samego uniwersytetu czy uczniami tej samej szkoły jest nie tyle w dobrym tonie, co właściwie obligatoryjne. Panuje u nich niepisana zasada, że jeśli jest się członkiem jakiejś grupy, to powinno się być w dobrych stosunkach z wszystkimi, należącymi do owej grupy. By to uczynić organizowane są raz po raz wspólne wyjścia i wyjazdy integracyjne. Po pracy dobrze jest wyjść ze swoimi współpracownikami na piwko i czasem spotkać się na wspólnym obiedzie w restauracji. Teoretycznie takie wydarzenia są dobrowolne, ale w rzeczywistości jest to propozycja nie do odrzucenia. Dlatego też Koreańczykom łatwiej jest znaleźć „bratnie dusze” i wyłowić z tłumu znajomych tych, którzy dzielą te same sympatie i antypatie. Poza tym celebryci też kiedyś byli dziećmi i uczniami, więc prawdopodobieństwo, że któregoś dnia poznasz kogoś, kto zna kogoś popularnego są całkiem spore. Nawet ja znam kogoś, kto widział Jo In Sunga i Jang Geun Suka na żywo, co więcej, z tym ostatnim zamienił nawet kilka zdań! (hahaha, tak :D Ma się te znajomości! :D).

[btw, mina tej kobiety z lewej jest boska :>]

Ostatnim faktorem, który pomaga anty-fanom w ich nagonce jest internet. W Korei istnieje najszybsze na świecie łącze i zwykło mówić się, że jeśli chodzi o globalną sieć, to Korea jest jakieś 5 lat do przodu w porównaniu do Ameryki. Nie ujmując nam niczego, obawiam się w odniesieniu do Polski będzie to z jakieś 20 lat, najmarniej… Smartfony są tam na porządku dziennym i niemal każdy doskonale wie jak używać (i nadużywać) internetu. W takim środowisku strony anty-fanowskie i anty-kluby mogą działać bez żadnych ograniczeń, obsmarowywać znienawidzone gwiazdy na forach i oficjalnych stronach, a najświeższe informacje na temat miejsca przebywania celebryty i jego aktualnych zajęć przepływają niemal w czasie rzeczywistym.

Podsumowując, załóżmy, że mieszkamy w Stanach i szczerze, ale to szczerze nienawidzimy pięknej pani X, która na dodatek podobno umawia się z naszym wcieleniem marzeń wszelakich, boskim piosenkarzem Y. Aż ręce świerzbią, żeby ją walnąć w ten pusty łep, ale co zrobić? Zapewne mieszkamy na jakiejś zapadłej prowincji, tysiące kilometrów do Nowego Yorku czy Los Angeles, gdzie prawdopodobnie obecnie przebywa panienka X. No cóż… Pozostaje zatem kliknąć „like” na stronie „anti X” i powypisywać kilka przykrych słów na jej tablicy.

A w Korei natomiast sprawa wygląda diametralnie inaczej. Po dołączeniu do oficjalnego anty-fanklubu pani X w internecie, odkrywamy nagle, że nasza sąsiadka też jest tam zarejestrowana. Do tego właśnie na stronie pojawiła się informacja, gdzie dokładnie X się znajduje i jest to pewnie koło godziny drogi metrem. Skoro posiadamy bilet miesięczny, a jakoś nie mamy nic lepszego do roboty, skrzykujemy sąsiadkę i jeszcze kilku znajomych z klubu, bierzemy coś ciężkiego ze sobą i czaimy się w ciemnym zaułku, czekając aż wredna X skończy wreszcie swoje zajęcia taneczne. A nóż ochroniarze nie zdołają ochronić jej przed cegłą, ciśniętą znienacka?

Pozostałe części cyklu:Część I
Część III


Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 5 marca 2012

K-popowi kibole (część I)

Czyli (znów) niezbyt krótko, tym razem o anty-fanach.

[wybacz mi, Rain! Ja wiem, że Ty się nie obrazisz! To tylko dla potrzeb artykułu!]

Ostatnimi czasy dość często zdarza mi się pisać o wątpliwych przyjemnościach, płynących z bycia koreańskim celebrytą. Był skandal wokół Block B, podejrzenia względem Yoochuna, i narkotykowe wyskoki gwiazd. Wszystkie te wydarzenia w mniejszym lub większym stopniu wiążą się z fenomenem anty-fanów. Jako osoba dociekliwa z natury, postanowiłam zgłębić to, co najmniej zadziwiające, zjawisko. Zadziwiające z mojego, naiwnego zapewne, punktu widzenia i sposobu patrzenia na świat, gdzie albo kogoś lubisz i zachwalasz wszystkim naokoło jego dokonania i zasługi, albo nie lubisz i masz gdzieś, co ta osoba robi. Zaczynając czytać pierwszy artykuł na temat anty-fanów, jeszcze nie miałam pojęcia, w jakie bagno wdepnęłam. Zorientowałam się dopiero w połowie drugiego, ale było już za późno, by uciec z podkulonym ogonem. Zostałam zmiażdżona ogromem i potwornością nienawiści, jakie ludzie odczuwają względem różnych aktorów i piosenkarzy.

Kim jest anty-fan? Nie wdając się w szczegóły – jest to osoba, która twierdzi, że nie lubi/nienawidzi danej osoby publicznej, ale namiętnie śledzi każdy jej krok i stara się jej zaszkodzić. Bardzo często takie osoby zrzeszają się w kluby anty-fanów i działają wspólnie. Czasem jest to „tylko” wypisywanie oszczerstw i przykrych słów pod jej adresem, czasem podanie napoju zmieszanego z klejem przemysłowym…

Pierwsi anty-fani pojawili się niemal równocześnie z ukształtowaniem się przemysłu rozrywkowego w formie, jaką dzisiaj znamy, czyli około lat 90-tych. Gdy agencje gwiazd wykreowały artystów, którzy zdołali zyskać masową sympatię, równocześnie znaleźli się ich zjadliwi krytycy. To zrozumiałe, że nie każdy lubi to samo i to, co jednym rozpala wyobraźnię i zapiera dech w piersiach, na innych działa co najmniej irytująco. Kwestią jest tylko to, jak okazuje swoje antypatie.

[a to już nie moja twórczość]

Zjawisko anty-fanów nie jest fenomenem wyłącznie azjatyckim. I w naszym kręgu kulturowym nie brakuje ludzi zaciekle wojujących np. z wszystkim, co wiąże się z sagą Stephanie MayerZmierzch”, czy Justinem Bieberem. Różnica polega jednak na intensywności zjawiska, które nie ma sobie równych poza Koreą.

Usiłowałam znaleźć jakieś konkretne dane odnośnie skali zjawiska. Na pewno nie jest łatwo policzyć ilość anty-fanów. Można zrobić to jedynie z zarejestrowanymi członkami anty-fanklubów, a ile jest nie zrzeszonych? Bez wątpienia duuuuużo więcej. W każdym razie udało mi się znaleźć dane sprzed 2009 roku. Trochę stare, ale chyba dające jakieś wyobrażenie:

Liczba anty-fanów zespołów/piosenkarzy:

[za co można nie lubić rapera Jang Woo Hyuka? Pewnie z zazdrości...]

Jang Woo Hyuk → 28122
DBSK → 23169
Rain → 12711
Tony An
(z H.O.T.)→ 10900
Shinhwa → 10301
Moon Hee Jun → 8352
BoA → 6827
Lee Hyori → 874
 

(zadziwiające, że nie ma w tym zestawieniu SNSD, gdyż z tego co wiem, mają obecnie jeden z najsilniejszych anty-fanklubów)

Liczba anty-fanów aktorów:

[tym razem bycie nr 1 nie jest powodem do dumy - Hyun Bin]

Hyun Bin → 9147
Jo Hyun Jae → 8361
Woo-Sung Jung → 2932
Kim Tae Hee → 2922
Song Hye Kyo → 206

Nim przejdę do odpowiedzi na pytania: kto? dlaczego? i po co? (co nastąpi w części II, która znajduje się tutaj), przytoczę wielce dające do rozumienia przykłady anty-fanowskich akcji.

Jedną z pierwszych i najbardziej znanych ofiar anty-fanowskiej nagonki była Gan Mi-Yeon, członkini nieistniejącej już grupy Baby VOX. Anty-fani wzięli ją na celownik po tym, jak pojawiły się plotki, jakoby była ona dziewczyną Moon Hee Joona, członka super popularnego w tamtych latach boy bandu H.O.T. Mi-Yeon otrzymała list wypełniony żyletkami (by przy otwieraniu pokaleczyła sobie dłonie) z groźbą śmierci wypisaną krwią.

[Gan Mi-Yeon]

Myślicie, że to ekstremum? A co powiecie o Yunho z DBSK? Jak pisałam tutaj, dokarmianie swoich idoli nie jest niczym niezwykłym w Korei, więc biedny Yunho nie podejrzewał niczego złego, gdy w 2006 roku dostał butelkę z wodą, którą przysłał mu jakiś fan. Niestety, w wodzie rozpuszczony był klej przemysłowy i Yunho trafił do szpitala z zatruciem. Nic poważnego się nie stało, ale wierzę, że od tego czasu chłopak jest zdecydowanie bardziej ostrożny z tego typu „prezentami”.


Z resztą nie jego jedynego usiłowano otruć. W 2000 roku jeden z członków zespołu G.O.D. (nazwa na fakcie, no comment), Yoon Gye-Sang, dostał od kogoś butelkę z wodą, tym razem z wybielaczem w środku. Przypadek chciał, że to matka Gye-Sanga wypiła ową mieszankę i to ona trafiła do szpitala.


Czasem działania anty-fanów przybierają bardziej bezpośredni, rzekło by się – łopatologiczny – charakter. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, słodki i zawsze grzeczny Changminek też może komuś przeszkadzać, bo na lotnisku w 2008 roku oberwał przez łep od dwóch wściekłych Chinek (to znaczy, zdenerwowanych, nie że zarażonych wścieklizną. Chociaż, kto wie…?).

[Changminek na lotnisku i przykry incydent]

Z podobną formą agresji spotkała się Yoon Eun-hye. Aktorka debiutowała w zespole Baby VOX w wieku 15 lat, zastępując Lee Gai. Najwyraźniej nie spodobała się miłośnikom grupy i jeden z anty-fanów usiłował ją oślepić, strzelając do niej mieszanką sosu sojowego i winegret z pistoletu na wodę. Zabrano ją szybko do szpitala i lekarze orzekli, że na szczęście jej wzrok nie ucierpiał na stałe, jednak rogówka jej oka została poważnie uszkodzona.

[15-letnia Yoon Eun-hye z opatrunkiem na oku]

Z innych wydarzeń, tym razem bardziej pociesznych, niż strasznych, nie można nie wspomnieć wojny na kłaki z lat 90-tych. Poważnie. Coś jak kibolowa ustawka. Jeśli ktoś jest zaznajomiony z taką nomenklaturą. Gosh, skąd ja w ogóle znam takie słownictwo?! Wracając… Fanki konkurujących ze sobą zespołów H.O.T. i Sechs Kies (sześć kijów?) stanęły naprzeciwko siebie na seulskiej ulicy i… rozpoczęła się regularna bitwa. W użycie poszły pazury i torebki, a kępki włosów latały wokoło…


Anty-fani rzadko jednak posuwają się do bezpośredniej, fizycznej przemocy. Ich wybryki mają zwykle bardziej wyuzdany charakter. W 2009 roku, kiedy chłopcy z DBSK podróżowali po Azji ze swoimi trzecim w karierze tourne, fani Big Bang (tak, naszego poczciwego Bing Bang! Fani, wstydźcie się!) i Wonder Girls wykupili tyle biletów na jeden z koncertów DBSK, ile mogli, zmuszając tym samym chłopców do występu przed garstką publiczności. Oficjalnym fanom grupy – członkom Cassiopei – dym poleciał uszami i groźba realnego starcia zawisła w powietrzu. Oba zawinione fankluby przesłały listy z samokrytyką i konflikt jakoś został zażegnany.

Podobny incydent miał miejsce rok wcześniej, na koncercie gwiazd „Dream Concert”. Gdy dziewczęta z SNSD weszły na scenę, przywitała je milcząca widownia i tylko w kilku miejscach migotały fluorescencyjne patyczki, znak firmowy azjatyckich koncertów. Jak nie trudno się domyślić, fani innych zespołów zmówili się, że pokażą dziewczynom, co myślą na temat ich serdecznych stosunków z większością koreańskich boy bandów… Tak swoją drogą anty-fanklub SNSD działa pod nazwą STAND i jest to skrót od Stand Till All Nine Disappear (trwajcie, aż dziewiątka zniknie).


Werbalne ataki potrafią być jednak równie bolesne. Były członek Super Junior, Hankyung, który z pochodzenia jest Chińczykiem, w dzień swoich urodzin, podczas wspólnego świętowania z fanami (wydawało by się) usłyszał od jednego z obecnych na sali mężczyzn, że ma „wypełznąć z powrotem do Chin” (takie jest dokładne tłumaczenie z angielskiego, ale w tej sytuacji wydaje mi się, że bliższe intencjom nadawcy byłoby inne polskie słowo, którego tutaj nie przytoczę, w poszanowaniu dla kultury osobistej moich drogich Czytelników). 

[Z kolei 4minute zostało zalane wiadomościami, iż powinny sobie wszystkie zrobić operacje plastyczne]

Tego typu komentarze są niestety na porządku dziennym i wydawało by się, że gwiazdy powinny się do nich przyzwyczaić i uodpornić. Trudno jednak pozostawać zupełnie obojętnym na tak agresywne słowa krytyki, a artyści to też przecież ludzie i pewnie nawet bardziej wrażliwi niż przeciętni zjadacze chleba, skoro tak wspaniale potrafią oddać emocje swoją grą czy śpiewem.

[Park Jin-Hee]

Jedna z aktorek, Park Jin-Hee, wstrząsnęła opinią publiczną dwa lata temu, gdy opublikowała wyniki badań przeprowadzonych na potrzeby swojej pracy magisterskiej. Jin-Hee przepytała 240 aktorów i blisko 40% z nich odpowiedziało, że w jakimś stopniu cierpi z powodu depresji i rozważało samobójstwo. 20% zaś podjęło konkretne działania, by ten zamiar urzeczywistnić (np. kupiło silne leki albo narkotyki). Jin-Hee upatruje przyczyn tego stanu rzeczy w charakterze pracy aktorów (ciągła obawa o stabilność kariery), ale także w zjadliwych komentarzach w internecie, które podkopują pewność siebie gwiazd.
Dlaczego właśnie w Korei cała ta anty-fanowska nagonka przybrała tak intensywny kształt? Na to pytanie odpowiedz w części II i części III cyklu o k-popowych kibolach.


Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 27 lutego 2012

Czy Yoochun uderzył fankę?

Skoro jesteśmy już przy najświeższych doniesieniach i ploteczkach…

Ostatnio nieco się zszokowałam, przeczytawszy nagłówek artykułu na soulbeat.com:Czy Mickey uderzył fankę?”. No bo jak to, ten słodki i wiecznie rozchichrany Yoochun z dawnego DBSK a obecnie JYJ miałby na kogoś podnieść rękę? Jak zwykle w światku fanów i anty-fanów rozgorzały namiętne dysputy. Jedni odsądzają chłopaka od czci i wiary, nazywają go zdrajcą DBSK i damskim bokserem i wrzucają na youtube.com coraz to nowsze filmiki ze zdarzenia, analizując materiał z każdego możliwego kąta. Inni zaś bronią go jak Rejtan niepodległości… O co to w tym wszystkim chodzi?

Zdarzenie, jeśli w ogóle przyjąć, iż miało miejsce, jest dość leciwe. Było to w 2009 roku, za czasów promocji „Mirotic”. Filmik, który ma podobno potwierdzać prawdziwość przytoczonych rewelacji, wyciekł do internetu niedawno, za to od dłuższego czasu krążył w kręgach elitarnego fan klubu DBSK – „Cassiopeia”, a wiadomo, że najwierniejsi fani nie zrobiliby z niego użytku. Jakimś sposobem film ujrzał jednak światło dzienne. Gdy całość k-popowej opinii publicznej się o nim dowiedziała, sprawa nabrała rumieńcy. Na nagraniu wydać podobno Yoochuna, jak wchodzi po schodach (rozpoznany został po fryzurze – asymetrycznym bobie, który był jego znakiem rozpoznawczym w owym okresie), wyrywa fance aparat z rąk i na dokładkę zdziela ją bez łep.

[rzeczona fryzura Yoochuna z czasów "Mirotic"]

Mam nadzieję, że wystarczająco często powtórzyłam słowo „podobno”, bo jak dla mnie cała ta afera jest nie tyle grubymi nićmi szyta, co całymi linami cumowniczymi. Widziałam owy koronny dowód na potwierdzenie spiskowych teorii dziejów (czyli agresywności Yoochuna) i albo ja jestem ślepa… Albo opisanych czynów w ogóle tam nie widać! Jakość jest bardziej niż tragiczna, jest ciemno, ręka się komuś trzęsie a wszystko nie trwa więcej niż 3 sekundy. Z resztą zobaczcie sami:

Najzabawniejsze jest, że tego typu ujęć jest cała masa w internecie. Pokazują to samo zdarzenie (tudzież jego brak) z różnych kątów, z różną ilością powtórzeń i zwolnień w krytycznych momentach, ale wszystkie są tak samo zamazane i niejasne. Jeśli mogę Wam jakoś pomóc, przyglądajcie się prawemu, górnemu rogowi i drzwiach. Widać tam unoszącą się rękę i czyjąś głowę (właściwie to dużo głów), ale czy to jest dowód, że ktoś kogoś uderzył? A może ktoś komuś macha? Ilość historii dorobionych do tego nagrania powaliła mnie na kolana i każda jest co najmniej fantastyczna. Ludzie, skąd Wy bierzecie takie pomysły i czy nie szkoda Wam czasu na takie konfabulacje?


Osoby, które w tym czasie były w owym tłumie twierdzą, że tym, kogo widać na filmie nie jest Yoochun, a jeden z pracowników z obsługi zespołu. Ale załóżmy sobie, że rzeczywiście jest to Yoochun. Czy mając choć nikłe pojęcie o zamordyzmie panującym w koreańskim show-biznesie i ostracyzmie za najlżejsze przewinienie (przykłady tu i tu), ktokolwiek byłby w stanie uwierzyć, że Yoochun mógłby naprawdę uderzyć swoją fankę? Na oczach tylu ludzi? Choćby go tam te fanki żywcem chciały zjeść, jestem przekonana, że chłopak nie kiwnąłby nawet palcem w samoobronie, by nie zostać posądzonym o akt agresji. To by było jak samobój dla jego kariery, a dokładając jeszcze do tego azjatycki honor itp., Yoochun na pewno wybrałby śmierć z rąk fanek, niż życie w niesławie jako agresor i damski bokser.


Wiem, że mój głos nic tu nie znaczy i wszyscy ci, zacietrzewieni w zwalczaniu swoich znienawidzonych idoli, ludzie nie zrozumieją nawet co tu wypisuję (bo 99% polskojęzyczna nie jest), ja Was jednak bardzo ładnie proszę. Nim zrobicie użytek ze swoich palcy i klawiatur – zastanówcie się choć sekundę. Nie mam już sił być świadkiem podobnych debat… Litości…

UPDATE: Dziś (28.02.2012) znalazłam nieco lepsze nagranie z miejsca zdarzenia.



Rzeczywiście, tutaj owa podniesiona ręka wygląda bardziej na uderzenie niż machanie, ale wciąż nie przekonuje mnie to, iż był to rzeczywiście Yoochun. Poza tym ciężko orzec, co tam naprawdę się stało. Wszystko to domysły i tyle.

Kiedy świat azjatyckiego show-biznesu zaczyna przerażać

Fani, anty-fani i zdrowy rozsądek, a skandal wokół wywiadu Block B dla tajskiej telewizji.

Block B
to jeden z nowych koreańskich boys bandów, który debiutował w zeszłym roku. Od początku chłopcy kreowali się na zawadiackie, wolne duchy, które lekko sobie traktowały sztywne standardy zachowań, jakie przystoją młodym idolom i debiutantom. Ich wygłupy i żarty były naprawdę pocieszne i wprowadzały sporo koloru do dość, bądź co bądź, monotonnego świata k-popu, ale najwyraźniej chłopcy zbyt zagalopowali się w swojej błazenadzie.
W połowie lutego bieżącego roku Block B pojechali do Tajlandii i tam udzielili wywiadu dla jednej z telewizji. Tajowie to przemili ludzie, jednak ich normy grzecznego zachowania są dość ściśle określone i leżenie na stole podczas wywiadu, tudzież szczeniackie wygłupy nie są najbardziej pożądaną postawą. Można by to było oczywiście chłopcom wybaczyć, w końcu gwiazdy mają swoje prawa i fanaberie, ale gdy reporter usiłował nadać rozmowie poważniejszy ton, pytając członków Block B, czy słyszeli o katastrofalnej powodzi w Tajlandii, sprawy nabrały dość nieoczekiwany obrót.


Reporter: Co sądzicie o tej akcji charytatywnej? (ciężko powiedzieć, o jaką akcję mu konkretnie chodziło)
Kyung: Czujemy, że robimy coś dobrego.
Reporter: Dobrze się z tym czujecie?
Kyung
: Oczywiście.
Zico
: Powiedz im o wpłatach, które robisz.
Kyung: Każdego miesiąca wpłacam 200$ na konto organizacji zajmującej się pomocą dla dzieci z Afryki i lubię to uczucie, gdy wpłacam te pieniądze. Nawet gdy stanę się sławny, oddam na cele charytatywne połowę mojej fortuny.

Reporter
: Połowę?Zico: Powiedziałeś to przed kamerą. Że oddasz połowę swojej fortuny.
Kyung
: Może połowę mojej wypłaty?
Reporter: Słyszeliście o powodzi w Tajlandii?

Zico
: Tak, wiem o tym. Tym wszystkim, którzy muszą stawiać czoła trudnościom z powodu powodzi oraz wszystkim rodzinom, które ucierpiały, chcemy powiedzieć, że mamy nadzieję, iż nasza pomoc finansowa pomoże uśmierzyć wasz ból. Jedne co mamy, to pieniądze.
Kyung
: Jak dużo?
Zico: Jakoś koło 7000 wonów (ok 6$)?
[Po tym stwierdzeniu wszyscy chłopcy wybuchli śmiechem]

No cóż… Nie da się zaprzeczyć, że zachowanie członków Block B było nie na miejscu i dość niesmaczne. Chłopcy mają jednak po 21 i 19 lat, trudno więc oczekiwać, że będą potrafili zachować się odpowiednio w każdej sytuacji. Kto z nas nie robił głupot, gdy miał tyle wiosen na karku? Jak najbardziej trzeba było ich pogonić za nniesmacze żarty i wytłumaczyć, że zeszłoroczna powódź pochłonęła ponad 500 istnień ludzkich a tysiące zostały bez dachu nad głową. Przemyśleliby sprawę, przeprosili i wszystko byłoby OK.


Krytyka, jaka posypała się na głowy chłopców po tym wybryku, przerosła chyba najśmielsze oczekiwania kogokolwiek. Anty-fani (dość popularne zjawisko z Azji – namiętnie zwalczają i piętnują znienawidzone gwiazdy za każde, nawet najdrobniejsze potknięcie) poczuli się jak ryba w wodzie i zalali fora internetowe głosami oburzenia pod adresem Block B. Fani również nie byli zachwyceni i nie szczędzili ostrych słów. Tajom zaś nie ma co się dziwić, że poczuli się dotknięci i nie wyrażali się pochlebnie pod adresem zespołu. Nichkhun z 2PM, który z pochodzenia jest Tajem, też nie mógł powstrzymać się od skomentowania całej sprawy na swoim tweeterze:

Jako Taj także czuję się urażony przez tych, którzy plotą o powodzi w Tajlandii bez ani minuty zastanowienia. Jeśli przybywasz do Tajlandii, zamiast robić bezmyślnie (na co masz ochotę), uszanuj, proszę, kraj (który odwiedzasz) i zachowuj się, jak przystało.

[Nichkhun z 2PM]

Z kolei za te kilka słów prawdy (do tego wypowiedziane w kulturalnym tonie) na Nichkhuna poleciały gromy ze strony fanów Block B. Ci mieli do niego pretensje, że w ogóle wypowiada się na temat i niepotrzebnie podsyca negatywne nastroje.

Sami zainteresowani bardzo szybko zreflektowali się w swoim zachowaniu i przeprosili oficjalnie swoich fanów, obywateli Tajlandii i wszystkich tych, którzy poczuli się urażeni ich zachowaniem. Padły słowa samokrytyki, Taeli powiedział: „Kiedy jeszcze raz obejrzałem klip wideo (z wywiadu), było mi wstyd za to, jak bardzo zachowaliśmy się lekceważąco. Teraz już rozumiem, dlaczego ludzie mówią ‘Block B jest hańbą naszego kraju.’”. Park Kyung i Jaehyo dodali jeszcze: „Nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji i okazaliśmy totalny brak szacunku. Obiecujemy być bardziej dojrzali i pokorni w przyszłości.” Chłopcy wykonali zbiorowy, uniżony pokłon pod kątem 900 a lider zespołu i główny winowajca całego zamieszania, Zico, na znak, że żałuje tego, co się stało, ogolił sobie głowę. W Azji jest to dość silny symbol okazania szczerości żalu i przeproszenia za to, co się zrobiło. Ja tam nie wątpię w szczerość ich intencji, bo przepraszali za swój wybryk nie raz i za każdym razem wyglądali na naprawdę przygnębionych zaistniałą sytuacją.

[przeprosiny chłopców]

[nowa fryzura Zico]

W całej tej sprawie najpotworniejsze jest jednak to, jak zachowali się „fani”, czy jak można nazwać tych ludzi, wobec zespołu. Pomimo szczerych przeprosin i ciągłego sypania sobie głów popiołem, słowa krytyki bynajmniej nie cichły. Całkiem niedawno do opinii publicznej wyciekła informacja, że w internecie krąży petycja nawołująca członków Block B do popełnienia samobójstwa (!). Najmłodszy z chłopców, Pyo Ji Hoon (P.O.), który i tak był już w dość marnej kondycji psychicznej w związku z nasilającą się nagonką, po usłyszeniu tej rewelacji, zasłabł i znalazł się w szpitalu. Lekarze stwierdzili załamanie nerwowe. P.O. trafił do szpitala 23.02 i póki co nie widziałam żadnej informacji o jego obecnym samopoczuciu.

[Pyo Ji Hoon (P.O.)]

Nie wiem jak Was, ale mnie od dłuższego czasu przeraża świat azjatyckiego show-biznesu, a zwłaszcza sposób, w jaki podchodzi się tam do drobnych pomyłek i nieco większych potknięć. Mam coraz silniejsze wrażenie (graniczące już niemal z pewnością), że azjatyckie gwiazdy tracą status człowieka w momencie podpisania kontraktu z daną agencją, która podejmuje się wypromowania ich i treningu. Najpierw traktowani są, w najlepszym razie, jak psy na obozie treningowym, gdzie jedyne prawo, jakie posiadają, to oddychać, byle nie za głośno. Przez czas „przygotowań” do bycia celebrytą, dany delikwent musi liczyć się z morderczymi ćwiczeniami, brakiem życia prywatnego, spaniem po kilka godzin na dobę (albo i nie), przymieraniem głodem (nikt im za ten czas nie płaci, a do tego trzeba przecież linię trzymać) i ślepym posłuszeństwem wobec trenującej go osoby. Gdy zaś uda się wreszcie wspiąć na upragniony szczyt, nie ma miejsca na coś takiego, jak pomylenie się lub palnięcie gafy. Pisałam już o tym w poście o narkotykowych aferach z udziałem gwiazd (tutaj). Celebryci w oczach mediów i fanów to ewidentnie ludzie innego gatunku, lepszego sortu i każde przypomnienie, iż ukochany idol jest również człowiekiem, kończy się frustracją i społecznym ostracyzmem.

Smutne to i straszne.

Wybaczcie niewesoły wydźwięk dzisiejszego postu, ale wydaje mi się, że i takie są potrzebne, by uświadomić sobie to i owo.


Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...