Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kobieta w Azji. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kobieta w Azji. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 listopada 2015

Burikko – już bardziej kawaii się nie da!

Myśleliście, że koreańskie aegyo jest przesłodzone? Poznajcie zatem japońską burikko!


Burikko znaczy mniej więcej tyle co „udawane dziecko”. Mianem tym określa się dziewczęta, które bardzo usilnie starają się być przeurocze i przesłodkie, posuwając się w swoim kawaii do granic absurdu.

Oto kilka charakterystycznych cech, po których najłatwiej poznać burikko:
  • mówi o sobie w trzeciej osobie,
  • lekko sepleni,
  • używa głosu znacznie wyższego, niż jej naturalny,
  • ma tendencję do trzymania (i o zgrozo, czasem też chodzenia!) ze stopami skierowanymi do środka,
  • udaje naiwną,
  • wstępuje w nią trzylatek, kiedy w okolicy pojawiają się faceci,
  • posiada spojrzenie spłoszonej łani,
  • bawi się łyżką czy pałeczkami podczas jedzenia,
  • kiedy słucha, przechyla głowę,
  • nawet gdy pije, wygląda to uroczo.

Burikko uwielbiają słodkie stroje i dodatki, entuzjastycznie reagują na wszystko, co je otacza i potrzebują, by ktoś poprowadził je za rączkę, gdy tylko na horyzoncie pojawiają się problemy.

I jak absurdalne się wydaje, by ktoś dorosły i o zdrowych zmysłach chciałby się tak zachowywać, tak i wątpliwe jest, by ktokolwiek lubił przebywać z osobą, która udaje trzylatka. Niezbadane są jednak meandry ludzkiej psychiki, gdyż w Japonii jest naprawdę zatrważająco wielu facetów (i kobiet!), którzy uwielbiają burikko!


Czar nieporadnych dziewczynek przemawia przede wszystkich do facetów dość nieśmiałych i mających niezbyt wysoką samoocenę. Współczesne dziewczyny: znające swoją wartość, zdecydowane, wiedzące czego chcą i tym samym wymagające w stosunku do swoich partnerów, przerażają wielu mężczyzn (więcej tutaj). Ci, którzy mają słabość do burikko, podkreślają, że takie dziewczyny łatwo jest zrozumieć (przynajmniej w kwestii ich uczuć) i nie wiele trzeba, by sprawić im radość. Nad wyraz entuzjastycznie reagują na wszystkie pomysły swojego ukochanego i z przesadną ekscytacją przyjmują każdy jego prezent. Burikko pozuje na uległą i prostolinijną. Nigdy nie będzie żądać, a ewentualnie uroczo prosić. Będzie wpatrywać się w swego wybranka owymi ogromnymi oczyma łani i wielbić ziemię, po której stąpa.

Tyle wyobrażeń.

Czy rzeczywiście owe dziewczęta są tak uległe i głupiutkie na jakie pozują? Może jedna na kilkadziesiąt (-set?). Bywają burikko, które prezentują wymieniony wyżej zestaw zachowań niezależnie od tego, z kim mają do czynienia. Czy są w towarzystwie samych kobiet, czy mężczyzn, zachowują się wciąż tak samo. Te dziewczęta być może naprawdę są tak przesłodkie i po prostu nie potrafią inaczej. Te jednak, które przemieniają się w kilkulatki tylko, gdy na horyzoncie pojawia się samiec, raczej nie są tak naiwne, na jakie chcą wyglądać.


Wiele dziewcząt postanawia zostać burikko, by zwiększyć swoją atrakcyjność w oczach mężczyzn. Jest to rodzaj auto-promocji. Wiele burikko ma swoje profile na Instagramie i zalewa media społecznościowe nawałem przeuroczych selfi, gdzie aż roi się od kokardek, koronek i nieporadnych minek.

Co ciekawe, nawet niektóre kobiety lubią towarzystwo burikko. Jak twierdzą, takie dziewczyny emanują pozytywną energią i optymizmem. Nie można też zapominać, że Japonia ma zbiorowego fisia na punkcie kawaii, więc ich tolerancja na słodycz jest zdecydowanie większa niż nasza. To co nam wydaje się absurdalne, dla nich jest zaledwie odrobinę przesadzone.


Jak mniemam, manga i anime ma wiele wspólnego z rozwojem ruchu burikko. Japończycy znani są z zatracania poczucia rzeczywistości i ożenku z postaciami z gier komputerowych, tudzież randek z kobieto-poduszkami (więcej tutaj). Dziewczęta musiały zauważyć, że przesadne kawaii oraz ogromne oczy to coś, co facetów kręci i popłynęły z nurtem.

Czyżby wpłynęły obecnie na zbyt głębokie i mętne wody?

Co o tym sądzicie?


Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

sobota, 17 października 2015

Siła reklamy: zrób sobie operację plastyczną

Korea Południowa i jej mieszkańcy kochają operacje plastyczne. Coraz popularniejszym prezentem, jakim rodzice obdarowują swoje pociechy z okazji zdania na studia, jest chirurgiczna korekcja oczu czy nosa. W minionym roku na 1000 obywateli Korei (łącznie z dziećmi i dziadkami) aż 13 osób oddało się w ręce chirurgów!  

[w drodze do metra]

Korea okupuje więc niezmiennie pierwsze miejsce w rankingu państw o najwyższym odsetku osób poddającym się operacjom i nic nie zapowiada, by miało się to niebawem zmienić. Koreańscy chirurdzy plastyczni aż zacierają ręce z uciechy!

W 2014 roku koreańska branża chirurgii plastycznej zarobiła aż 5 bilionów dolarów! Stanowi to 24% całego światowego dochodu tej branży.

Skoro jest popyt, jest i konkurencja. A jak jest konkurencja to są reklamy. Podczas mojej nie za długiej wizyty w Korei widziałam mnóstwo plakatów i billboardów zachęcających do wyboru tej, a nie innej kliniki. Zazwyczaj są to po prostu zdjęcia pięknych jak z bajki dziewcząt, zestawionych z ich zdjęciami „przed”. Bywają jednak marketingowe „perełki”, które warto zaprezentować światu.

Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać… Interpretację emocjonalną zaprezentowanych poniżej reklam zostawiam moim Drogim Czytelnikom ^^

6.


Córka: Mamo! Powiedziałaś mi, że stanę się piękniejsza, gdy dorosnę! Co mam teraz zrobić?
Matka: Chodźmy.

5.


Przed i po.

4.


Ostrzeżenie! Twój nadgarstek może zostać nadwerężony przez zbyt częste ciągnięcie za niego w nocnych klubach.
* Posiadanie pięknej twarzy może być męczące, więc proszę się dobrze zastanowić nim nas odwiedzisz.

3.


Matka dała mi życie,
ale to doktor mnie stworzył.

2.


Najprawdopodobniej matka mówi swojej córce:
Nie martw się, teraz będziesz już mogła wyjść za mąż.

1.


Narodź się ponownie.
Doktor Kim, chirurg plastyczny

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

wtorek, 21 października 2014

Biała kobieta i skośnooki = ból serca?


Biały mężczyzna u boku skośnookiej piękności to wcale nie taki rzadki obrazek. Kto był w Azji, ten wie. Pomińmy tutaj wątek obleśnych białych dziadów, przeżywających kryzys wieku średniego i podnoszących sobie mniemanie wakacjami w egzotycznym kraju, gdzie mogą sobie kupić towarzystwo przepięknych i przebiednych lokalnych dziewcząt. Mówię o normalnym, zdrowym związku, gdzie chemia działa w obie strony a serduszka pykają nad gruchającymi czule główkami zakochanych.

[szczęśliwe małżeństwo, pomysłodawcy "zasad kłótni", o czym będzie dalej :)]

Czemu takie związki zazwyczaj dobrze wróżą na przyszłość? Powody są dość oczywiste: narzucane w Azji role społeczne, jakie mają do wypełnienia kobieta i mężczyzna, nie kolidują tak bardzo z tym, do czego jest przyzwyczajony zachodni mężczyzna. Gorzej natomiast, jeśli w romantyczne uniesienia uwikłana jest kobieta z zachodu i Azjata wschodni.

Przeciwieństwa się przyciągają i urok egzotyki bywa czasem nieodparty, toteż nie trudno stracić głowę dla przystojnego skośnookiego. Jak też nie jednemu skośnookiemu szybciej bije serce na widok mieszkanek zachodu. Szybki i namiętny romans na pewno jest w zasięgu ręki każdej otwartej na doznania kobiety, ale czy jest to materiał na trwały związek? Z tym, niestety, bywa różnie.

Wiele zależy od obu stron, jak wiele wysiłku wkładają w bycie razem, jak daleko są w stanie pójść na kompromisy, zmienić swoje oczekiwania i dostosować się do oczekiwań drugiej strony. Każdy związek wymaga pracy i jeśli jest dobra wola, nawet różnice kulturowe nie są straszne. Wiem z doświadczenia, bo sama wplątałam się w związek z Hindusem. Każdy z nas jest dzieckiem kraju i kultury w jakiej się wychował, ale przede wszystkim jesteśmy ludźmi i wierzcie mi, w związku przede wszystkim jest się kobietą i mężczyzną, a dopiero później Polką, Hindusem czy Koreańczykiem.

Interkulturowe mariaże nie są jednak czymś, na co każdy może sobie pozwolić. Trzeba otwartości, zrozumienia i zamiłowania do podejmowania wyzwań. Koreańczycy, w swojej masie, są wciąż dość zamkniętym narodem, który dopiero od kilkudziesięciu lat otworzył się na wpływy z zewnątrz, a zwiększony napływ obcokrajowców to zjawisko, które dopiero niebawem osiągnie pełnoletność. Młode pokolenie podróżuje, bierze udział w programach wymiany studentów, spotyka przedstawicieli innych nacji, ale dla ich mam i babć biały człowiek, to wciąż dość mityczny stwór.


Cały czas żywe są przekonania, że dzieci pochodzące ze związków par mieszanych są dużo głupsze i mniej uzdolnione niż Koreańczycy pełnej krwi. Ogólne wyobrażenia na temat kobiet zachodu również niezbyt nam schlebiają. Prowadzimy się lekko, mamy gdzieś tradycje i poszanowanie dla starszych. Nie rozumiemy koreańskich wartości, nie będziemy umiały zatroszczyć się o naszego mężczyznę i razem z tymi wszystkimi wywrotowymi przekonaniami, które uosabiamy, zwyczajnie nie nadajemy się do przyjęcia na łono porządnej, koreańskiej rodziny.

Nie da się przecenić wagi tego, co myśli o nas przyszły teść i teściowa. W Korei panuje zwyczaj, że młodzi wyprowadzają się z rodzinnego gniazdka dopiero po ślubie, a więc rodzice mają spore możliwości wpływu na swoje dorosłe dzieci. Finansowo-mieszkaniowe zależności to nie jedyna przyczyna niemal ślepego posłuszeństwa, jakie przynależy się rodzicom. Konfucjańska filozofia, głęboko zakorzeniona w krajach wschodniej Azji, zobowiązuje dzieci do okazywania odpowiedniego szacunku swoim rodzicom, co w praktyce oznacza nie sprzeciwianie się życzeniom starszych i robieniu tego, czego od nich się oczekuje. Jeśli więc rodzina naszego skośnookiego wybranka nie życzy sobie mieszania krwi, marne szanse, że związek przetrwa tę próbę.

I najprawdopodobniej dowiesz się tego ze zdawkowego SMSa albo wiadomości na KakaoTalk (odpowiednik naszego gg). Okazywanie silnych emocji jest w Azji uważane za oznakę słabości i braku szacunku wobec rozmówcy. Zamiast otwartej dyskusji, która zapewne skończyłaby się płaczem i podniesionymi głosami, 90% Azjatów wybierze kulturalną i bezosobową formę komunikacji, jaką jest wiadomość tekstowa.

Pewna nauczycielka języka angielskiego opisała na blogu swoje doświadczenia z koreańskimi mężczyznami. Jej pierwszy związek skończył się po kilku miesiącach, gdy rodzina chłopaka dowiedziała się, że ich dziecko umawia się z białą dziewczyną. Kolejny związek był już dużo poważniejszy. Rodzice okazali się otwartymi ludźmi i szybko zaakceptowali wybrankę swojego syna. Para zamieszkała razem, snuła plany na przyszłość, planowała ślub i dzieci, aż któregoś dnia przyszła straszna wiadomość: brat dziewczyny zmarł. Dziewczyna była zdruzgotana, ale jej chłopak nie potrafił zrozumieć jej rozpaczy. Kultura koreańska traktuje śmierć jako naturalną kolej rzeczy i żałoba, jaką ma się w sercu po śmierci ukochanej osoby, tam właśnie powinna zostać. Wielotygodniowe płacze i oczekiwanie wsparcia były zbyt dużym szokiem i ciężarem dla tego chłopaka i któregoś dnia po prostu spakował swoje rzeczy (pod nieobecność dziewczyny) i już więcej się nie pokazał. Wieść o zerwaniu, zgodnie z oczekiwaniami, wysłał na KakaoTalk.

To nie tak, że każdy związek białej kobiety i Azjaty z góry skazany jest na porażkę. Jest wiele par, które na przekór ponurym statystykom wciąż są razem, kochają się i są szczęśliwe pomimo upływu lat. Serce zazwyczaj niewiele sobie robi ze zdrowego rozsądku i jak już raz obierze sobie obiekt westchnień, trudno na to coś poradzić. Jedna amerykańsko-koreańska para stworzyła na przykład „zasady kłótni”, według których w zapalnym momencie dają sobie 5 minut ciszy, by zastanowić się, jak najlepiej wyrazić to, co ich zraniło. Komunikacja w innym języku jest wyzwaniem, ale też błogosławieństwem, bo często trzeba zrezygnować z cynizmu i złośliwości, bo druga strona i tak nie zrozumie aluzji. Zdając sobie sprawę z dzielących nas różnic, nie czeka się na to, aż druga strona wreszcie wpadnie na to, czego się od niego/niej oczekuje, a po prostu mówi o tym otwarcie.


Bycie z kimś o odmiennej kulturze i przekonaniach na pewno nie należy do najłatwiejszych rzeczy na świecie, ale gwarantuje też, że w związku nie będzie nudno. Jeśli mężczyzna, pomimo wszystkiego, co was dzieli, wciąż chce być z Tobą, możesz być przekonana, że kocha cię do szaleństwa. A takiego uczucia nie można przecież tak po prostu odrzucić, prawda?

A teraz przyznawać się, kto był/jest/będzie w mieszanym związku i jakie są Wasze doświadczenia! ^^

P.S. Więcej o randkowaniu w Azji tutaj

piątek, 10 października 2014

Przepis na dziewczynę doskonałą! Made in Japan

Ach ci Japończycy. Oni to lubią mieć wszystko usystematyzowane, rozpisane na syndromy, nazwane i skatalogowane. Czemu więc nie stworzyć prostego przepisu na dziewczynę doskonałą? Jedno z czasopism adresowanych do młodych mężczyzn stworzyło listę 23 punktów, które składają się na obraz niewiasty z męskich marzeń i snów.

[Dziewczyna idealna!]

Przeanalizujmy zatem ten jednostronicowy artykulik i sprawdźmy, jak wygląda perfekcyjny materiał na towarzyszkę życia (albo przynajmniej jego części).

  1. Urocza buzia, dołeczki, gdy się uśmiecha i naturalny, dyskretny makijaż
  2. Długie, czarne, lekko falujące włosy
  3. Wzrost: 160 cm
  4. Waga: 48 kg
    Czy będzie dla Was zaskoczeniem, jeśli napiszę, że idealna dziewczyna ma niedowagę? Japończycy zdają się mieć fisia na punkcie tej czwórki z przodu kilogramów (jak długo nie jest to trzy-cyfrowa liczba :D). Cokolwiek przekraczającego 50 to już fe-fe, 60kg na kręgosłupie to w ogóle obelga i obraza czci niewieściej. Mimo ruchu dziewcząt-pianek (więcej tutaj), niestety, niedożywienie nadal w modzie.
  5. Miseczka C
    Wyczytałam gdzieś, że to niby najpopularniejszy rozmiar w Japonii, ale albo ja miałam niefarta i widziałam tam tylko niezbyt obdarzone kobiety, albo wata jest tam równie popularna ^^
  6. Typ osobowości „S”


    [więc mówisz, że lubisz dziewczyny o silnej osobowości... ]

    Ktoś kiedyś przywiózł do Japonii pojęcia sadyzmu i masochizmu i tak się one lokalsom spodobały, że zyskały nowe życie i znaczenie. W randkowym slangu S (od sado) i M (od maso) nie odnoszą się do seksualnych preferencji, a raczej do typu osobowości. S to lekko złośliwy typ, który raczej będzie się nabijał z partnera i dręczył go małymi psikusami, niż pozwalał sobie na personalne wycieczki we własnym kierunku. Ciężko orzec, czy wybór tego typu osobowości powodowany jest tym, że silne kobiety wydają się być Japończykom pociągające, czy może po prostu dobrze mieć w związku jakieś urozmaicenie, a faceci są zbyt leniwi, by samemu podjąć inicjatywę.
  7. Pachnie mydłem
    Hmmm… Sztachnij się feromonem? :D
  8. Osobowość tsundere
    Tsundere to kolejne pocieszne określenie ludzkiego usposobienia. Termin wywodzi swój rodowód z mang i anime, gdzie aż roi się od bohaterek obdarzonych takim charakterkiem. Jest to mieszanka dwóch pojęć:
    tsun tsun (typ łatwo irytujący się) i dere dere (słodki, uroczy, ujmujący i opiekuńczy). Taka dziewczyna zawsze będzie gotowa spędzić w kuchni trzy godziny, by wyczarować 5-daniowy obiad i tort szwardzwaldzki na deser, byle tylko sprawić radość temu jedynemu. Gorzej jednak, jeśli ukochany zacznie marudzić, że zupa za słona albo za dużo jest wisienek na torcie. W takiej sytuacji wskazane jest pochowanie ostrych narzędzi zawczasu.
    Mój mężczyzna wie już, że nie kwestionuje się smaku moich potraw ^^



    [och, więc nie smakuje?]

  9. Często mówi baka
    Pojęcie
    baka (dosłownie: głupek) znane jest aż za dobrze wszystkim miłośnikom anime. Japończycy znajdują coś ponętnego w wyzywaniu ich od ćwierćinteligentów. No cóż, każda nacja ma jakiś swój fetysz. Koreańczycy lubią, jak się na nich woła oppa! (więcej tutaj), Japończycy lubią uchodzić za głupków.
  10. Nosi słodkie i urocze ubrania
    To jestem akurat w stanie zrozumieć. Sama mam fisia na punkcie uroczych i dziewczęcych strojów!
  11. Hobby: gotowanie


    Hmm… Widać, powiedzenie „przez żołądek do serca” jest uniwersalne na całym świecie.
  12. Ulubiony rodzaj muzyki: rock
    Chyba wiem, o co tu może chodzić. Jeśli dziewczyna lubiłaby pop, istniałoby duże prawdopodobieństwo, że szalałaby za jakimś boys-bandem składającym się z pięciu czy więcej kwiatków, a takiej konkurencji nikt nie lubi! Czyżby jednak twórcy artykuły zapomnieli, że istnieje taki nurt w Japonii jak visual-rock? :>

  13. Ulubione danie: lody o smaku zielonej herbaty
    Czyli, że opadam z randkowej giełdy, bo kocham czekoladę?
  14. Miała dobre oceny z przedmiotów artystycznych i literatury
    Ach ten nieodparty urok artystycznej duszy. Pociągający jest widok pięknej niewiasty, która siedzi przed sztalugami, z nieobecnym wyrazem twarzy. Albo może po prostu faceci zawczasu chcą być pewni, że dziewczyna będzie mieć problemy z zatrudnieniem i będzie siedzieć w domu, gotując 5-daniowe obiadki i kręcąc lody o smaku zielonej herbaty?
  15. Miała dobre oceny, ale nie była to najwyższa średnia w klasie
    No tak, dziewczyna powinna być wystarczająco elokwentna, by stanowić rozumnego partnera do rozmowy, ale Boże broń, nie powinna przewyższać inteligencją swojego wybranka. I powinna mieć też długie włosy, żeby dało się ją łatwo zaciągnąć do jaskini (patrz punkt 2).
  16. W szkole należała do klubu tanecznego
    Co by była giętka i smukła jak trzcina i wieczorami rozpalała męskie zmysły pląsami.
  17. Nie lubi ćwiczeń
    Hm… To ma być w końcu giętka i smukła, czy nie? I jak do tego wszystkiego ma się ten taniec? To nie ćwiczenia?
  18. Ma młodszego brata
    Więc wie, jak się zaopiekować nieporadnym chłopcem. Gorzej tylko, jak jej S/tsundere charakterek rozstawia braciszka po kątach.
  19. Jej zwierzątko to pluszowy pudel
    Pudel? I do tego pluszowy? Ciekawe, doprawdy…
  20. Ulubiona manga: One Piece

    I znów wypadam z randkowego obiegu, bo uwielbiam
    Inuyashę… Jak to dobrze, że mój wybranek nie jest Japończykiem, to nie wie jak niedoskonały model sobie wybrał :P
  21. Pracuje na pół etatu w kawiarni
    I kręci tam lody o smaku zielonej herbaty!
  22. Często używa popularnego Mogu Mogu Brown jako swojej stopki pod postami
    Oj, coś czuję, że w japońskim internecie aż zaroi się od tego sympatycznego misiaczka…


  23. Jeśli zapytasz, jaki typ facetów lubi, powie: „Ktoś, kto jest miły, jak ty”
    Och, jak słodko ^^

Czy tylko mi się wydaje, że z tego artykułu wynika jasno, że Japończycy to strasznie leniwi przedstawiciele gatunku męskiego, którzy nieszczególnie przejawiają chęć podjęcia inicjatywy? Całe szczęście, że tak samo jak nie wszystkie kobiety, które miały w rękach Cosmopolitan to demony seksu, tak samo nie każdy Japończyk marzy o tym, by jego wybranka spełniała wszystkie te punkty. Chyba. ^^

[ach, gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy...]

P.S. Przypominam, że dziś ostatni dzień na sprawienie sobie wypaśnej „nikt-takiej-nie-będzie-miał” koszulki  ze swoim imieniem w Hangul! Szczegóły na FB!



Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

czwartek, 25 września 2014

Problem wykorzystywania seksualnego w k-popie

Narkotyki? Wygłupy po pijaku? Kłótnie? Nieporozumienia wewnątrz grup? Kłamstwa i kłamstewka? Randki i seks? Koreański show-biznes robi wszystko, by nas przekonać, że te tematy są zupełnie obce ich podopiecznym. Koreański idol jest postacią kryształową, bez ani jednej skazy. Chodzący ideał, dobro wcielone, niewinny i czysty płatek lilii, dryfujący na spokojnych wodach przyświątynnego bajorka.

[tragicznie zmarła Jang Ja Yeon]

Tak samo agencje, ich jedynym celem istnienia jest pomoc młodym, zdolnym i ambitnym w urzeczywistnieniu ich snów o światowej popularności. Jasne, że tak ambitny cel wymagać będzie mnóstwa pracy. Nie ma tu miejsca dla mięczaków, bo tylko najtrwalsi i najbardziej pracowici zasługują na zdobycie szczytu. Etos pracy i poświęcenia, tak bliski koreańskim sercom, rozgrzesza bez żalu nieludzkie godziny pracy i skrajne przemęczenie. Taki jest po prostu koszt sięgnięcia wyżej, spełnienia marzeń.

Do tego pięknego obrazka nie pasują jakoś liczne nadużycia, których dopuszczają się managerowie i zarządcy wielu agencji gwiazd. Gdy na światło dzienne wyłania się temat molestowania i wykorzystywania seksualnego, niezmiennie towarzyszy mu niedowierzanie i wstrząs opinii publicznej.

Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Sposób, w jaki skonstruowane są koreańskie agencje i generalnie cała ichniejsza hierarchia w pracy, sprzyja wszelkiej maści nadużyciom. Ogólna zasada jest taka: twoi przełożeni to niemal bogowie, z którymi się nie dyskutuje, broń Boże nie komentuje ich decyzji, tylko robi, co ci karzą. Na taki stan rzeczy wpływa wciąż żywa w Korei konfucjańska tradycja hierarchii i powinności wobec starszych, wyżej postawionych i bardziej wpływowych (co nie co więcej tutaj). W agencjach gwiazd sytuacja jest jeszcze bardziej ekstremalna, bo podopieczni nieustannie czują na karkach oddech setek innych chętnych, który gotowi są sprzedać nerkę, byle tylko dostać szansę na 5 minut sławy. Jakikolwiek akt nieposłuszeństwa może więc równać się wyrzuceniu z agencji i tym samym zakończeniu snów o popularności.

Władza absolutna jest agencjom potrzebna, by w jak najszybszy i najefektywniejszy sposób wytrenować adeptów na idoli. Tam nie marnuje się cennego czasu na spanie, wypoczynek, a tym bardziej na czcze dyskusje (więcej tutaj). Jest praca, praca i jeszcze raz praca. Trenujący w agencjach młodzi ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że bynajmniej nie są niezastąpieni i dlatego godzą się na wszystko, byle tylko utrzymać swoją pozycję, licząc zapewne, że po dniu debiutu, będzie lepiej.


W takim środowisku nie trudno o różne okropieństwa. Cały show-biznes prowadzony jest w większości przez podstarzałych, znudzonych panów w wieku 40-50 lat, którym nie obce są biznesowe popijawy w barach karaoke i tradycyjnych restauracjach. Nie jest sekretem, że w tych miejscach personel często oferuje nieco szerszy zakres usług, niż tylko podawanie drinków i serwowanie zakąsek. Prowadząc agencję gwiazd ma się całą rzeszę młodych i urodziwych podopiecznych, którzy nigdy nie odmówią jednej czy dwóch „uprzejmości” szefowi… Nie twierdzę, że wykorzystywanie ma miejsce w każdej agencji. Tak daleko idące uogólnienie byłoby niesprawiedliwe. Chcę jedynie uzmysłowić, jak ogromną władzę mają managerowie i szefowie nad pracującymi u nich adeptami na gwiazdy. I co może się stać, gdy właścicielem takiej firmy jest ktoś, kto nigdy nie powinien się nawet do ludzi zbliżać.

Jang Seok Woo, były szef gangu i właściciel klubu nocnego, postanowił któregoś pięknego dnia poszerzyć swoją biznesową działalność i otworzyć agencję gwiazd: Open World Entertainment. Spod skrzydeł agencji wyszły takie gwiazdy koreańskiego show-biznesu jak: boysband The Boss, piosenkarz solowy Jun Jin (były członek legendarnego Shinhwa) i aktor Go Joo Won. O agencji zrobiło się głośno w 2012 roku, niestety nie z powodu sukcesów pracujących w niej artystów, a samego właściciela i dyrektora generalnego: Janga. Policja aresztowała go pod zarzutem licznych aktów wykorzystywania seksualnego pracujących u niego trainee oraz podżegania do podobnych aktów męskiej części swoich podopiecznych.

[Jang Seok Woo]

Policja przesłuchała ponad 20 świadków i ustalono, że liczba ofiar może sięgać nawet 30. Zajścia miały miejsce na piątym piętrze budynku należącego do agencji oraz w piwnicy, gdzie mieściło się studio taneczne. Jang zmuszał trenujące u niego dziewczęta do wypicia piwa zmieszanego z afrodyzjakami, po czym wykorzystywał je seksualnie. W akcie oskarżenia pojawiają się zarzuty molestowania, gwałtów a nawet gwałtów zbiorowych. Stwierdzono również, że Jang zmuszał swoich piosenkarzy i trenujących chłopców do podobnych czynów, po czym oglądał przebieg wydarzeń, nagrany przez kamery przemysłowe umieszczone w budynku.

Proces przeciwko Jangowi ciągle trwa. Właściciel agencji przyznał się do części zarzutów (nie podano dokładnie, jakich) i miejmy nadzieję, że tym razem trafi do odpowiedniego dla siebie miejsca: za kraty.

[Jang Ja Yeon znana była m.in. z roli w dramie Boys Over Flowers]

Niestety, nie jest to odosobniony przykład wykorzystywania seksualnego w branży. Jednym z najbardziej szokujących wydarzeń minionych lat była samobójcza śmierć popularnej aktorki Jang Ja Yeon. 7 marca 2009 roku, ta zaledwie 26-letnia dziewczyna, powiesiła się w swoim domu. Zostawiła po sobie list, który obnażył obrzydliwą naturę środowiska, w którym tkwiła. Ja Yeon wyznała, że jej manager, Kim Sung Hoon, nie tylko regularnie ją bił, ale również zmuszał do seksu z różnymi ważnymi osobistościami. W ten sposób Kim chciał zyskać protekcję i wpływy nie tylko dla swojej podopiecznej, ale głównie dla siebie. Na liście mężczyzn, z którymi Ja Yeon była zmuszona spędzić noc, znaleźli się tak znani ludzie jak:
  • były redaktor naczelny gazety Chosun Journal
  • vice-prezydent Sports ChosunBang Myung Hoon
  • dyrektor do spraw reklamy Chosun Central JournalLee Jae Young
  • prezes firmy Kolon – Lee Woong Ryeol
  • prezes Lotte – Shin Kyuk Ho
  • były producent stacji KBS i dyrektor Olive 9 – Go Dae Hwa
  • producent programu All My Love stacji KBS – Jun Chang Geun
  • producent stacji KBS, MBC i SBS – Jung Seho
  • producent dramy KBSu Boys Over FlowersJun Gi Sang
  • producent muzyczny dram Playful Kiss, Boys Over Flowers, Perfect Couple, GoongSong Byung Joon (który ożenił się z aktorką Lee Seung Min w styczniu 2010 roku)
Kim Sung Hoon nie uciekł sprawiedliwości (mimo iż próbował, przebywając w Japonii pomimo nieważnej wizy) i sąd skazał go na rok więzienia, dwa lata w zawieszeniu i 160 godzin prac publicznych.

[były trainee]

To niestety nie koniec doniesień. Zaledwie kilka dni temu koreańska telewizja kablowa E-News nadała program o tym, co dzieje się w jednej z agencji. Nie podano nazwy firmy z obawy o bezpieczeństwo osób, udzielających wywiadu. Jeden z tranee opowiedział:

Kiedy byłem na przyjęciu urodzinowym jednej osoby z firmy, wynajęto pokój w pubie, gdzie zmuszono trenujących chłopaków do zrobienia streep show a trenujące (w agencji) dziewczyny podawały drinki i znosiły napastowanie seksualne.

Gdy prowadzący program spytał, dlaczego nikt nie ośmielił się zaprotestować, padała, dająca się przewidzieć, odpowiedz:

Musimy to robić bez względu na wszystko, bo agencja zwolni nas, jeśli się sprzeciwimy.

Rozmówca zrezygnował z pracy w agencji po dwóch latach, ale wciąż nie zdecydował się donieść sprawy do odpowiednich organów. Spytany dlaczego, odpowiedział:

Zgłoszenie sprawy oznacza, że nasze nazwiska pojawią się w masmediach, a my tego nie chcemy.

Inna dziewczyna, biorąca udział w programie, również odeszła z agencji, gdyż nie mogła znieść ciągłych oczekiwań, że będzie świadczyła usługi seksualne.

Przerażający jest fakt, jak bezkarnie czują się ci wszyscy oprawcy. Sądzą, że dzięki sile zastraszenia i pieniądzom, znajdują się właściwie ponad prawem. Nie można zapominać, że trainee to w 90% przypadków bardzo młodzi ludzie, który nie osiągnęli jeszcze pełnoletności! Myślę, że dalszy komentarz jest zbędny. Nie da się opisać ogromu tych potworności, przez jakie przechodzą utalentowani, pełni marzeń i nadziei ludzie, by spełnić swe sny. 

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

sobota, 6 września 2014

Pulchność po azjatycku, czyli debiut Chubbiness

Wyznam Wam coś. Mało rzeczy tak mnie irytuje we współczesnej pop-kulturze, jak to szaleństwo wokół szczupłości, piękna ciała i wbijania się w obowiązujące normy. Wiem, wiem. Całe te kanony istniały od zawsze i nawet starożytni usiłowali się w nie wpasować. Nie zmienia to jednak faktu, że obecny dyktat przekracza granice zdrowego rozsądku i mnie zwyczajnie mierzi.


Dlatego zawsze z zaciekawieniem czytam wszelkie wzmianki o choćby próbach zrobienia czegoś, co odstaje od obowiązującego kanonu. I takim „czymś” był debiut nowego j-popowego zespołu Chubbiness. Dla nie znających angielskiego, nazwa zespołu znaczy dosłownie „pulchność”, co sugerować by mogło, że w jego skład powinny wchodzić dziewczęta rozmiaru przekraczającego przeciętność. Pulchność nie jedno ma jednak imię…

[dziesięć dziewcząt tworzących zespół Chubbiness]

Nieobeznanemu z azjatyckimi (w tym przypadku japońskimi) standardami, mogło by się wydać, że zespół to jakieś nieporozumienie, bo wszystkie dziewczyny są w świetnej formie! Gdzie tu obiecane pulchności? No cóż… Jakiś uczynny internauta stworzył na gajdzińskie* potrzeby wykresik, gdzie można sobie zwizualizować, jak w japońskim rozumieniu wyglądać figura idealna (0% pulchności), a jak wygląda osoba w 100% pulchna. Jeśli tak wyglądają oczekiwania wobec zwykłych zjadaczek ryżu, strach się bać, jakie wyśrubowane standardy muszą spełniać pląsające w show-biznesie dziewczęta!


Od jakiegoś czasu nieśmiało lansuje się w Japonii trend „dziewczyn pianek” (od słodkich pianek, co to skauci w amerykańskich filmach zawsze nad ogniskiem pieką). Ma to być słodkie określenie bardziej krągłych dziewcząt, by raz na zawsze wyplenić z języka popularny epitet debu, który znaczy mniej więcej tyle co „tłuścioch” czy inny „pasztet”. I choć pojawia się coraz więcej sklepów internetowych, oferujących ubrania w większych rozmiarach oraz stron, gdzie amatorki i profesjonalni styliści doradzają „piankom”, jak się fajnie i modnie ubrać, nie jest łatwo przełamać stereotypy Dla wielu Japończyków, „pulchność” to po prostu oznaka lenistwa, niedbałości o zachowanie zbilansowanej diety i braku samodyscypliny. W internecie nie trudno się natknąć na bojkot „piankowej” nomenklatury w postaci podobnych komentarzy:

„Nazywaj je jak chcesz, ale grubas to grubas”
„To wprowadza tylko zamieszanie, nazwy debu czy pizza [inne, popularne i poniżające określenie pulchnych dziewcząt] są w porządku.”
„Piankowe dziewczyny”, topią się, gdy się je podgrzewa”
„Zmieńcie nazwę na szynkę bez kości”
„One są raczej jak mochi [okrągłe, ryżowe ciastka, wizualizacja tutaj], a nie pianki.”
„Przestańcie racjonalizować tłuściochów!”


Urocze, prawda?

Ciekawe, jak długo panie z Chubbiness utrzymają się w branży? Debiut nie rzucił mnie na kolana, jak generalnie nie rzuca mnie na nic japoński pop, ale to pewnie kwestia gustu. Ich debiutancka piosenka utrzymana jest w standardowym, j-popowym stylu: szybki bicik, chóralne śpiewy, słodka melodia. Oczywiście musiało być o jedzeniu, żeby wpisać się w przyjętą konwencję. Generalnie tragedii nie ma, ale zdecydowanie nie mój kawałek muzyki.

[Chubbiness i ich debiutancka "Manmadeiya"]

Pytanie o przetrwanie nie pojawiło się przypadkiem, bo historia zna już podobne przypadki. W 2011 roku koreańska agencja gwiazd, Winning InSight, wydała na świat Piggy Dolls; trio obdarzone nieziemskimi głosami i kilkudziesięcioma kilo więcej, niż można by się po k-popie spodziewać. Panie były energiczne, pełne charyzmy, cudowne wokalnie i pełne dystansu do siebie. Wydawać by się mogło, że miały wszystko, czego potrzeba w muzyce rozrywkowej, ale niestety… Sztywne i nieco już zaśniedziałe (pewnie dla tego nie mogą się już ugiąć) prawidła koreańskiego show-biznesu nie pozwoliły im pozostać sobą. Gdy w pół roku po wydaniu swojego debiutanckiego mini-albumu „Piggy Style”, dziewczyny powróciły z nowymi piosenkami, pojawiły się odchudzone o łącznie 52 kg! Widać, nie był to zbyt imponujący wyczyn dla ich agencji, gdyż w kolejnym come backu już się nie ukazały. W 2013 roku wymieniono wszystkie dziewczęta na „chudsze modele”. Nazwa pozostała, ale zespół odszedł w niepamięć. Nowe członkinie Piggy Dolls, może i są ładniejsze i zdecydowanie chudsze, ale zabrakło siły głosu i niewymuszonego uroku, jaki bez wątpienia posiadał oryginalny skład. Fani poczuli się, oględnie mówiąc, zdradzeni przez agencję i jakoś nie wróżę powrotu Piggy Dolls na scenę…

 [Piggy Dolls kiedyś...]
[... i dziś]

By uprzedzić ewentualne komentarze typu: „ale promowanie otyłości jest równie niezdrowe”, nigdzie nie stwierdzam, że otyłość służy komukolwiek. Trzeba zachować rozsądek, tak w jedzeniu, jak i we wszystkim innym. W show-biznesie trudno jednak doszukać się owego „rozsądku”, gdy idole otwartym tekstem przyznają, że przed nagraniami w telewizji, czy do nowego klipu nie jedzą nic przez cały dzień i nawet nie piją zbyt wiele, by nie być „spuchniętym”. Girls’ Generation opowiadają o swojej cud diecie 800 kalorii, gdzie wiadomo, że średnie zapotrzebowanie kobiety w ich wieku o średnim(!) stopniu intensywności życia wynosi 2 200 – 2 400kalorii! Nie trzeba chyba nikomu uzmysławiać, jak wiele czasu idole spędzają na sali ćwiczeń, siłowni i na występach! Inną popularną praktyką jest np. rezygnowanie z kolacji. Sprowadza się więc to właściwie do dwóch posiłków dziennie: śniadania i lunchu. Ilość omdleń i hospitalizacji z przemęczenia w k-popie nie powinna zatem dziwić, prawda?

[Yoona waży 48,5 kg przy wzroście 168 cm]

Jeśli promowanie nierealnego wizerunku ciała i dopingowanie rozwoju chorób zaburzenia odżywiania jest lepsze, od przyznania, że piękno występuje we wszystkich rozmiarach i w każdym kolorze, to chyba wolę pozostać poza nurtem. I Wam również tego życzę!

:)

P.S. Jakby ktoś chciał jeszcze poczytać o nagonce mediów na kobiece ciała, to odsyłam do artykułów:

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com


* gajdzin (jap.): pejoratywna nazwa obcokrajowca

środa, 20 sierpnia 2014

Dokąd zmierza k-pop? O granicach sexy konceptu. Część II

Konkurs wśród k-popowych twórców na najbardziej prowokacyjny teledysk trwa. Managerowie, doradcy, choreografowie, wizażyści i reżyserzy dwoją się troją, by kolejny klip był jeszcze bardziej szokujący od tego, który zrobiła konkurencja. Poprzednie lato było „gorące”, więc tegoroczne nie może buchać parą w mniejszym stopniu!


Grzmiałam już i pomstowałam (tutaj). Oburzałam się to na branżę jako taką, to na instytucje, które to niby mają bronić delikatnych koreańskich umysłów (tutaj), to na poszczególnych twórców tego „aktu”, straszyłam możliwymi konsekwencjami (tutaj)… Myślę, że całą sytuację najlepiej podsumowuje i puentuje przetłumaczony przeze mnie wywiad, który można przeczytać tutaj. Mi pozostaje nic innego, jak przyjrzeć się proponowanym nam tego lata „hitom” od przeróżnych girls bandów i pochylić się w nich nad wielce to frapującymi momentami, które nagminnie wyskakują na ekranie, psując co nie co drapieżny, grrrrrr, efekt…

Zacznę od uwag natury ogólnej. By nie wyjść na upierdliwca, co to jak raz się już czegoś uczepi, to głuchy jest na dalsze argumenty, postanowiłam dać wielu artystom drugą szansę. Kiedy już naprawdę nie mogłam zdzierżyć oglądania klipu i płynąca zeń frustracja przesłaniała mi linię melodyczną, włączałam piosenkę jeszcze raz, tym razem darując sobie wizję i dając muzyce szansę, by mnie uwiodła. Niestety… Bez wizji większość proponowanych nam „utworów” to taka sama sieczka jak i ociekający tanim erotyzmem klip. Co gorsza, bez rozpraszających klapsów w pośladki i innych ekstatycznych min, słabiuteńki wokal nie daje się nijak zatuszować…

I niech mi, proszę, ktoś wytłumaczy, co ponętnego jest w tym trzęsieniu siedzeniem do kamery? Panowie, którzy czytacie ten blog, wiem, że jesteście w mniejszości, ale nie bójcie się i proszę oświećcie mnie, co seksownego może być w tym ruchu? Ani to apetyczne, ani kuszące… W chwilach zwątpienia zazwyczaj wyobrażam sobie, czy byłaby uszczęśliwiona, gdyby mój chłopak prezentował mi to i tamto… I jakkolwiek mogę Wam zagwarantować, że jego tyłeczkowi niczego nie brakuje, wolałabym, że podobnych rzeczy nade mną nie wytrząsał! @__@

[sexy?]

No, to tyle by tego było…Czas na konkrety. WTF Moments ponownie prezentują:

Four Ladies (4L) Move

Zacznijmy od świeżynki. Debiutujące kilka dni temu dziewczęta zgodnie z trendem wiją się, tarzają po podłodze i wymachują nóżkami na lewo i prawo. Żywo przed oczyma stanął mi obraz z Marionette Stellar. Może to ten pokój emanuje jakimiś podejrzanymi wibracjami, że inspiruje przebywające w nim dziewczęta do dziwnych czynów? Jakby się nad tym zastanowić, ten pokój rzeczywiście widział nie jedno!

[Kiss me... boy?
Swoją drogą, pani nie wygląda na zbyt szczęśliwą z roli, jaką ją obdarzono...]

Tak czy owak, zagadką galaktyki jest wyraźny kontrast słów piosenki z jej wizualizacją, bo czemu panie z takim zapałem śpiewają „kiss me boy”, kiedy na ekranie miziają się dwie panie? Czyżby nie było pod ręką żadnego chłopa, więc jak to się mawia… na bezrybiu i rak ryba (w sumie to te ruchy biodrami na początku klipu tak trochę przywodzą na myśl skorupiastych…). A może, jak to w przypadku moich indyjskich dzieci, ich angielski był dość ograniczony i nie było dla nich różnicy, czy chłopak czy dziewczyna, jeśli obcokrajowiec to była „sister”? Nie wiem…

A tak na marginesie, czy nie macie wrażenia, że tak jak Stellar miały problem z balsamem, to te dziewczęta mogą mieć infekcję innego rodzaju? Coś podejrzanie często się tam dotykają. Pewnie swędzi.

[infekcja nie do pozazdroszczenia...]


Jakiś się chyba robi trend z tego klepania po pośladkach… Niektórzy lubią, ja nie wnikam. Klip to taka tam sieczka kolorowych obrazków, wymachiwania nóżkami, noszenia sexy skarpetek do szpilek i szortów (mniam!), dziewcząt na tle pralek, kuchenek i basenów, czyli generalnie miejsc, gdzie kobiety powinny głównie przebywać.

[patrzcie jakie mi dali skarpety, hahaha!]

Jako, że nie da się uciec od chwytliwego refrenu pieśni, gdzie panienki proszą rzewnie, by ktoś dotknął ich ciał, ciężko nie usłyszeć ich wołania: „tOcz maj body”. Uszyma wyobraźni od razu słyszę „toRch” my body i niemal widzę, jak panie zapalają się wewnętrznym światłem, by przegonić wszystkie mroki równie seksistowskich piosenek, które się obecnie w Korei produkuje. Pomyślcie tylko, o ile klip zyskałby na atrakcyjności, gdyby dodać to maleńki R? (torch = latarka)

[a taka reklama pojawiła mi się, jak zaczęłam oglądać klip.
Jak już komuś ciśnienie podskoczy podczas oglądania tych pląsów, to może chociaż na tym trochę zarobić i poddać się badaniom! Youtube pomyśli o wszystkim!]

Girl’s Day Darling

Oglądając ten klip miałam dokładnie takie same odczucia jak Simon z EatYour Kimchi. Sama pracuję z dziećmi i oglądając to dzieło czułam się, jakbym widziała moje nieletnie pociechy, ino podejrzanie wyrośnięte. I tak, jako wychowawca i pedagog, mam święty obowiązek objaśniać moim uczniom świat i tłumaczyć im, co wolno a czego nie wolno, tak i tutaj obudziło się moje belfrowskie powołanie.


Otóż, drogie dziewczęta:
  • babeczki i inne ciastka nie służą do trzymania ich w ręku i robienia dziwacznych min do kamery, ani nawet do mazania nimi sobie buź, tylko do jedzenia.
  • Słuchawka od prysznica to nie jest mikrofon!
  • Automaty do gry nie służą do tańcy na ich tle, a jak sama nazwa wskazuje: do gry.
  • Nigdy nie wkłada się ostrych narzędzi do buzi ani nawet się ich do ust nie zbliża! A fe!
  • Pistolet na bańki mydlane nie jest najbardziej efektywnym narzędziem do mycia samochodów.
  • Dziewczęce nogi to nie jest część samochodu. Tego nie trzeba spłukiwać wężem.
  • Piana pochodząca z środków czyszczących nie nadaje się do konsumpcji!
  • Schowajcie wreszcie te jęzory, bo to nieestetyczne tak łazić z nimi na wierzchu…

A tak w ogóle to nieetyczne zaganiać dzieci do pracy…

Hyomin Nice Body

Tutaj nie będzie śmiechów i żartów, bo ta piosenka to pięć kroków postawionych zdecydowanie za daleko. Twórcom za mało było sztampowego przedstawienia kobiet jako erotycznych zabawek. Oni postanowili zadecydować, kto jest wart miłości i szacunku otoczenia i dać jasny sygnał, jakie kobiety można zaakceptować. Morał płynący z piosenki i klipu jest powalający.


W pierwszej części teledysku widzimy Hyomin jako dziewczynę ze sporą nadwagą, która wcina ciacho za ciachem, wpatruje się tęsknie w idealne (i nierealne) kształty lalki Barbie i energicznie pląsa sobie po kuchni z hula hop. Zapada w sen, w którym zjada magiczny pączek i cudownym sposobem zyskuje „fajne ciało”. Wszyscy faceci są nagle jej, świat pada jej do stóp, wszyscy ją kochają i szanują. Podziw, splendor i chwała. Niestety, nieszczęśnica budzi się z pięknego snu i orientuje się, że wciąż tkwi w swoim wielkim ciele. Opada kurtyna, oklaski.

Serio? Jeśli jeszcze dodać do tego tekst piosenki, gdzie padają takie złote myśli jak:

Każdy facet chce takiej dziewczyny
Wszyscy faceci lubią ładne dziewczyny
Wszyscy faceci mają kosmate myśli przynajmniej raz
Chcę taka być, chcę tego

albo jeszcze lepiej, refren:

(Nie jedząc tego, na co mam ochotę)
Będę silna
(Wytrzymam ten ból)
Stanę się piękna
Zakocham się, pokażę wszystkim
Zmienię się
Zasługujesz na to

można by sądzić, że całe to „dzieło” to jedna wielka parodia wyjątkowo pustego modelu lansowanego przez media, gdzie tylko młodzi, piękni i szczupli mają prawo do szczęścia. Niestety, gdyby to miała być piosenka z tak szczytnym przesłaniem, Hyomin na pewno by o tym wspomniała w wywiadach i variety shows, do których ją zaproszono. Niestety, zamiast tego członkini T-ARA opowiadała poruszające historie, jak to wiele przeszła, by uzyskać takie „fajne ciało”, jakim się może teraz chwalić.

[oj, jak mi fajnie...]

Poważnie? To jest przesłanie, jakie managerowie Hyomin chcą przekazać pokoleniu nastolatek? Że jeśli jesteś gruba, to nie masz prawda do miłości, szacunku i szczęścia? Zastanawiające jest, kim są twórcy tego klipu, by decydować kto wart jest miłości, a kto nie. Że ładny równa się godny szacunku, a kobiece ciała istnieją tylko po to, by cieszyć męskie oczy, więc w związku z tym każda dziewczyna ma obowiązek tak je wymodelować, by odpowiadało gustom facetów?

Oglądając klip, jakoś nie widać, by odchudzona Hyomin miała dużo bardziej klawe życie, niż jej pulchny odpowiednik. Poza wyginaniem się i strzelaniem min do kamery za dużo nie robi ciekawych rzeczy. Na tym tle wesołe pląsanie z hula hop nie wygląda wcale tak źle. Przynajmniej tam nie trzeba robić nic na pokaz.

[jeszcze fajniej się tak wyginać... lalala...]

Mając na uwadze wszystkie wymienione tu (i te nie wymienione) teledyski, aż strach pomyśleć, co będzie następne i do czego to wszystko dąży.

Smutne w tym wszystkim jest to, że w całą tą pogoń za szybkim zyskiem i politykę medialnego szumu zamieszane są dzieci lub w najlepszym przypadku młodzież. Gdy owi młodzi ludzie podpisywali kontrakty z tą czy inną agencją gwiazd, na pewno nie tak wyobrażali sobie moment swojego debiutu… Wyginając się i tarzając po podłodze w samej bieliźnie i dziurawych pończochach… Jeśli takie byłyby ich marzenia i sny, poszukali by szczęścia w innej branży. Nie do końca muzycznej.

P.S. Nie, nie zapominałam o Hyunie i jej Red. Po prostu odmawiam komentarza. Dla dobra wspólnego.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...