Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mężczyzna w Azji. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mężczyzna w Azji. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 listopada 2015

Burikko – już bardziej kawaii się nie da!

Myśleliście, że koreańskie aegyo jest przesłodzone? Poznajcie zatem japońską burikko!


Burikko znaczy mniej więcej tyle co „udawane dziecko”. Mianem tym określa się dziewczęta, które bardzo usilnie starają się być przeurocze i przesłodkie, posuwając się w swoim kawaii do granic absurdu.

Oto kilka charakterystycznych cech, po których najłatwiej poznać burikko:
  • mówi o sobie w trzeciej osobie,
  • lekko sepleni,
  • używa głosu znacznie wyższego, niż jej naturalny,
  • ma tendencję do trzymania (i o zgrozo, czasem też chodzenia!) ze stopami skierowanymi do środka,
  • udaje naiwną,
  • wstępuje w nią trzylatek, kiedy w okolicy pojawiają się faceci,
  • posiada spojrzenie spłoszonej łani,
  • bawi się łyżką czy pałeczkami podczas jedzenia,
  • kiedy słucha, przechyla głowę,
  • nawet gdy pije, wygląda to uroczo.

Burikko uwielbiają słodkie stroje i dodatki, entuzjastycznie reagują na wszystko, co je otacza i potrzebują, by ktoś poprowadził je za rączkę, gdy tylko na horyzoncie pojawiają się problemy.

I jak absurdalne się wydaje, by ktoś dorosły i o zdrowych zmysłach chciałby się tak zachowywać, tak i wątpliwe jest, by ktokolwiek lubił przebywać z osobą, która udaje trzylatka. Niezbadane są jednak meandry ludzkiej psychiki, gdyż w Japonii jest naprawdę zatrważająco wielu facetów (i kobiet!), którzy uwielbiają burikko!


Czar nieporadnych dziewczynek przemawia przede wszystkich do facetów dość nieśmiałych i mających niezbyt wysoką samoocenę. Współczesne dziewczyny: znające swoją wartość, zdecydowane, wiedzące czego chcą i tym samym wymagające w stosunku do swoich partnerów, przerażają wielu mężczyzn (więcej tutaj). Ci, którzy mają słabość do burikko, podkreślają, że takie dziewczyny łatwo jest zrozumieć (przynajmniej w kwestii ich uczuć) i nie wiele trzeba, by sprawić im radość. Nad wyraz entuzjastycznie reagują na wszystkie pomysły swojego ukochanego i z przesadną ekscytacją przyjmują każdy jego prezent. Burikko pozuje na uległą i prostolinijną. Nigdy nie będzie żądać, a ewentualnie uroczo prosić. Będzie wpatrywać się w swego wybranka owymi ogromnymi oczyma łani i wielbić ziemię, po której stąpa.

Tyle wyobrażeń.

Czy rzeczywiście owe dziewczęta są tak uległe i głupiutkie na jakie pozują? Może jedna na kilkadziesiąt (-set?). Bywają burikko, które prezentują wymieniony wyżej zestaw zachowań niezależnie od tego, z kim mają do czynienia. Czy są w towarzystwie samych kobiet, czy mężczyzn, zachowują się wciąż tak samo. Te dziewczęta być może naprawdę są tak przesłodkie i po prostu nie potrafią inaczej. Te jednak, które przemieniają się w kilkulatki tylko, gdy na horyzoncie pojawia się samiec, raczej nie są tak naiwne, na jakie chcą wyglądać.


Wiele dziewcząt postanawia zostać burikko, by zwiększyć swoją atrakcyjność w oczach mężczyzn. Jest to rodzaj auto-promocji. Wiele burikko ma swoje profile na Instagramie i zalewa media społecznościowe nawałem przeuroczych selfi, gdzie aż roi się od kokardek, koronek i nieporadnych minek.

Co ciekawe, nawet niektóre kobiety lubią towarzystwo burikko. Jak twierdzą, takie dziewczyny emanują pozytywną energią i optymizmem. Nie można też zapominać, że Japonia ma zbiorowego fisia na punkcie kawaii, więc ich tolerancja na słodycz jest zdecydowanie większa niż nasza. To co nam wydaje się absurdalne, dla nich jest zaledwie odrobinę przesadzone.


Jak mniemam, manga i anime ma wiele wspólnego z rozwojem ruchu burikko. Japończycy znani są z zatracania poczucia rzeczywistości i ożenku z postaciami z gier komputerowych, tudzież randek z kobieto-poduszkami (więcej tutaj). Dziewczęta musiały zauważyć, że przesadne kawaii oraz ogromne oczy to coś, co facetów kręci i popłynęły z nurtem.

Czyżby wpłynęły obecnie na zbyt głębokie i mętne wody?

Co o tym sądzicie?


Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 26 października 2015

Mamo, a ten pan, to kto? Czyli smutny los koreańskich ojców.

Życie pracującego Koreańczyka nie jest łatwe. Wiecznie niezadowolony z wszystkiego szef, codzienne nadgodziny, nieobowiązkowe, ale obligatoryjne hoesiki, czyli firmowe kolacje/popijawy, ku zacieśnieniu więzi z kolegami z pracy i załatwieniu kilku dodatkowych biznesów, nierzadko praca w weekendy… Niewiele czasu pozostaje na życie.


Organizacja OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), skupiająca 34 wysoko rozwinięte i demokratyczne państwa, co roku przeprowadza badania, sprawdzając jakoś życia w państwach członkowskich. Obraz, jaki maluje się po lekturze wyników owych badań, nie napawa optymizmem. Można się było jednak tego spodziewać, bo jak mniemam, ktokolwiek, kto choć w szczątkowym stopniu interesuje się Koreą Południową, wie, że życie w tym kraju nie jest łatwym kawałkiem chleba. Wszyscy, od dzieci w szkołach, poprzez ludzi w wieku produkcyjnym, po dziadków (więcej tutaj), nie mają lekkiego życia. Dzieci od najmłodszych lat muszą radzić sobie z ogromną presją, jaką wywierają na nich rodzice (więcej tutaj), po zakończeniu studiów trzeba wziąć udział w niewyobrażalnym wyścigu szczurów, by dostać jakąś przyzwoitą pracę (by podnieść swoje szanse, nie rzadko trzeba przefasonować sobie buźkę i nie mam tu na myśli spotkania bliskiego stopnia z bandziorami). Jeśli już uda się tę pracę znaleźć, nigdy nie usłyszy się dobrego słowa, niezależnie ile godzin spędza się w pracy i jak wydajnie się pracuje.


Potem presja, by zmienić stan cywilny. Po jego zmianie, presja, by mieć dziecko. Dzieci, niezależnie od szerokości geograficznej, przewracają życie do góry nogami, jednak koreańscy rodzice w szczególny sposób frapują się losem swoich pociech, bo doskonale zdają sobie sprawę z konkurencji, jakiej przyjdzie stawić czoło ich dzieciom. A przecież zapewnienie sukcesu w dorosłym życiu dzieci to najlepsza inwestycja w stare lata, bo w dużej mierze, to wciąż dzieci utrzymują swoich rodziców, gdy ci nie mogą już pracować. Tyle, że obecnie czasy się zmieniają i coraz częściej latorośl nie chce, albo i nie może swoich rodziców wspierać (więcej tutaj).


Nawet jeśli najstarszy syn spełnia swój konfucjański obowiązek i co miesiąc przynosi pieniądze emerytowanym rodzicom, nie musi wróżyć to pogodnej starości. Większość małżeństw nie miała szansy się dobrze poznać i spędzić czasu we dwoje, bo zawsze była praca i dzieci. Dwójka, wydawałoby się, najbliższych sobie osób, może okazać się sobie zupełnie obca. Wiecznie zapracowany mąż nigdy nie miał czasu zastanowić się, co lubi robić w wolnym czasie i nagle całe te wolne dnie przerażają go zupełną pustką. Przyzwyczajona do swojego porządku dnia żona, nie może znieść wiecznie gderającego i sfrustrowanego męża, który całymi godzinami siedzi w domu przed telewizorem i nie kiwnie nawet palcem, by w czymkolwiek pomóc.


Sielanka.

Wspomniane wcześniej badania tylko potwierdziły status quo. Koreańczycy nie czują się najszczęśliwszym narodem na świecie. Z przebadanych 34 państw, Korea uplasowała się na 27 pozycji odczuwanego szczęścia z wynikiem 5,8 na 10 możliwych punktów. W grupie starszych Koreańczyków, ten wynik był jeszcze niższy. Dla porównania, przeciętny wskaźnik szczęścia w przebadanych krajach to 6,58.

Szokujące jest dla mnie to, że w państwie, gdzie tyle nacisku kładzie się na wspólnotę, integrację i robienie wszystkiego razem (choćby te nieszczęsne hoesiki), ludzie mają poczucie, że w przypadku problemów, nie mają na kogo liczyć. Tylko 72,37% badanych powiedziało, że mają zaufane osoby, które wesprą ich w każdej sytuacji. Jest to najniższy wskaźnik z wszystkich przebadanych państw! Średnia wyniosła 88,02%. W grupie wiekowej ludzi po pięćdziesiątce jest jeszcze gorzej, bo tylko 60,91% Koreańczyków przyznało, że mają kogoś, na kim mogą polegać. Tylko w Turcji osiągnięto podobnie smutny i niski wynik: 67,58%, podczas gdy w innych krajach wskaźnik ten waha się od 80 do 90%.

[hoesik]

No, ale jak tu cieszyć się życiem i dbać o relacje międzyludzkie, kiedy praca pożera niemal każdą, nie poświęconą na sen, minutę? Z badań wynika, że w mijającym roku przeciętny, koreański ojciec spędza ze swoim dzieckiem 6 minut dziennie. 6 minut! Czy będzie to zaskoczenie, jeśli powiem, że jest to najniższy wynik wśród wszystkich przebadanych państw?

Nie rzadko zdarza się, że podczas firmowych spotkań, na które zaprasza się również rodziny pracowników, dzieci płaczą na widok swoich ojców.

Zostaję do późna w biurze trzy albo cztery dni w tygodniu i nie przychodzę do domu przed 10 [w nocy]. Myślę, że moje dziecko widuje mnie tak rzadko, że jestem dla niego obcym człowiekiem.” – przyznaje pracownik korporacji. – „To już dwa miesiące, kiedy miałem ostatni raz szansę przeczytać książkę na dobranoc mojemu starszemu dziecku, które ma teraz sześć lat”.


Inni ojcowie spędzają ze swoimi pociechami po 72 minuty dziennie w Australii, 76 w Stanach, nawet wiecznie zapracowani Japończycy są w stanie wykroić 19 minut z grafiku dla swoich pociech. W Korei owe 6 minut musi wystarczyć na czytanie książek na dobranoc, pomaganie w obrabianiu lekcji, wspólne zabawy i opiekę nad młodym człowiekiem.

Nic dziwnego, że nikogo w Korei specjalnie nie szokują godziny pracy gwiazd (więcej tutaj), bo niemal każdy ma podobny plan dnia. Może jest w nim mniej tańcy a więcej siedzenia ta tyłku i klepania w klawiaturę, ale w sumie i tak wychodzi na jedno. Przeciętnie pracuje się tam 2071 godzin w roku, grubo ponad 400 godzin więcej w porównaniu z przeciętną państw członkowskich OECD.

Czy to na pewno jest ten rozwój, którego chcieli sami Koreańczycy?

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 1 maja 2015

Japończycy rozpracowani: 9 typów japońskich mężczyzn


Wygląda na to, że japońska miłość do kategoryzowania i układania wszystkiego w zgrabny rządek właśnie strzeliła mieszkańcom Kraju Kwitnącej Wiśni w kolano. Wcześniej analizowaliśmy listę przymiotów, jakimi powinien legitymować się perfekcyjny materiał na dziewczynę (do poczytania tutaj), a teraz to kobiety skatalogowały swoich panów w dziewięciu kategoriach. Jeśli więc do kogoś przylgnie niezbyt pochlebna łatka, może zapomnieć o podrywaniu dziewczyn! Ciężko orzec, czy klasyfikacja jest uniwersalna, czy tyczy się tylko japońskich mężczyzn. Większość opisów wydaje się być jednak podejrzanie trafnych...

Bez zbędnych wstępów, przejdźmy zatem do konkretów:

Mięsożerca


U nas znany jako Macho. Męski, szorstki i nieogolony. Lubi zdobywać. Mając takiego w domu, trzeba nastawić się na długie i samotne godziny spędzone na zmywaku i zbieraniu jego brudnych skarpetek, bo to poniżej męskiej godności, by angażować się w prace domowe. Lubi rozstawiać kobiety po kątach, mieć decydujące zdanie i nigdy nie zamyka sobie furtki, za którą mógłby sobie przygruchać kolejną niewiastę.

W japońskiej wersji, mięsożerca skoncentrowany jest mocno na swoim wyglądzie. Spędza masę czasu przed lustrem, układając każdy włosek we właściwą stronę i wydając fortunę na dizajnerskie ciuchy.

Może i seksowny na pierwszy rzut oka, ale lepiej unikać.

Roślinożerca


Roślinożerca nie skrzywdziłby muchy. Jest nieśmiały, trochę zahukany i niepewny siebie. Spodoba się miłośniczkom słodkich chłopców, którzy nie ośmielą się podskakiwać w związku. Będzie dbał o wybrankę swojego serca i raz po raz zaskakiwał ją uroczymi prezencikami. Tyle, że żeby doczekać się związku z roślinożercą trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, bo inaczej zdążycie się zestarzeć, nim on zbierze odwagę, by zaprosić was na randkę!

Szparag w bekonie


Tutaj zaczynają się co najmniej ciekawe analogie gastronomiczne. Szparag w bekonie na pierwszy rzut oka wydaje się być mięsożercą (bekon), ale jeśli się go lepiej pozna, można dotrzeć do jego miękkiego, roślinnego wnętrza. Czyli taki słodziak, co to tylko udaje twardziela. Niby jest pewny siebie, będzie za wszelką cenę starał się ci zaimponować, zrobi nawet kabe-dona, ale jeśli w tej sytuacji zamiast opodwiednio się zawstydzić i uciec wzrokiem, pójdziesz krok dalej i postanowisz wgryźć się w to wiszące nad tobą mięsko, szparag może wyskoczyć ze swojego ukrycia i przerażony, schować się w krzakach.

Tak naprawdę szparag w bekonie tą swoją pozowaną mięsożernością z całych sił usiłuje ukryć przed światem swoje kompleksy i brak wiary w siebie. Znam takiego jednego i bardzo nie polecam!

Japoński gołąbek


Zupełne przeciwieństwo szparaga. Jak natura gołąbka sugeruje, liście miękkiej kapusty skrywają mięsiste nadzienie. Gołąbek jest więc uprzejmy i ujmujący w obyciu, łatwo się z nim rozmawia i miło spędza czas, jednak naprawdę nie jest taki miękki i ugodowy, jaki się wydaje na pierwszy rzut oka! Jest twardy i męski kiedy trzeba, ochroni swoją niewistę przed niebezpieczeństwem i nie ulęknie się trudnych sytuacji.

Jest to ponoć ulubiony typ Japonek!

Kremowy mężczyzna


Delikatne rysy twarzy, skóra gładka jak pupcia noworodka, urocza osobowość. Jeśli trzeba, potrafi jednak złoić skórę zbirom i stanąć mężnie do boju z całym światem, jeśli kotkolwiek ośmieli się skrzywdzić jego ukochaną. Ugotuje dla ciebie obiad (i pozmywa po nim!) ale w sypialni miotnie tobą na łóżko i odda się ekscytująco bezeceńskim czynom. Brzmi jakoś podejrzanie podobnie do opisu głównego bohatera z dziewczyńskiej mangi, którą poczytujesz do poduszki? Ano, zbyt to piękne, by było prawdziwe...

Mleczko sojowe


Większości dziewczyn łatwo dogadać się z mleczkiem sojowym, bo mają bardzo podobne zainteresowania. Ten facet zdrowo się odżywia, pija mleczko sojowe, bo to dobrze robi na cerę, pracowicie wciera odżywkę we włosy i nigdy nie pójdzie spać bez kremu na noc na twarzy. Taki współczesny bishonen, celebrujący swą urodę.

Hiena


Wydaje mu się, że jest mięsożercą, ale brak mu uroku i charyzmy, więc kobiety omijają go szerokim łukiem. Hiena wybiera na swoją ofiarę dziewczyny, które dopiero co zostały porzucone, albo cierpią z jakiegoś innego powodu i dlatego też stają się łatwym łupem dla każdego, kto tylko okaże im odrobinę zainteresowania.

Dosłużenie się takiej łatki oznacza randkową śmierć, bo kto chciałby związać się z jakimś zmirzgłym dziadem, co to usiłuje wyrwać, wszystko co się rusza we wsi? A fe!

Poszczący


On ponad jest takimi ziemskimi przyjemnościami jak kobiety i randkowanie. Jego kręcą imprezy w męskim gronie, gry wideo i rozwijanie swoich hobby. Nie, nie! To nie gej. On po prostu otwarcie stwierdza, że miłość nie warta jest jego czasu. Bo świat jest zły i okrutny a nikt go nie rozumie! Mniemam, że to w większości tylko przejściowa faza po jakimś burzliwym rozstaniu. Chłopie, weź się garść i idź się ogarnąć!

Otaku


Japonki uważają otaku za dziwadła z okropnym wyczuciem stylu, które straciły kontakt z rzeczywistością. Fakt faktem, że zaangażowanie otaku w ich hobby dalece może wykraczać poza zdrowy rozsądek (np. tutaj), ale w większości te chłopaki dają się lubić. Może i nie szukają miłości, ale jak już ich dopadnie, nie zrezygnują z niej, będą czuli i wyrozumiali. Są ciut niedojrzali, więc czasem będą potrzebowac twojego wsparcia tudzież kopniaka w dobrą stronę, ale też na pewno nie pozwolą ci się nudzić. Prawdziwe z nich słodziaki.

Otaku nigdy cię nie zdradzi (no, chyba, że wirtualnie ze swoją ulubienicą z gry wideo :P) i za nic w świecie nie będzie chciał cię stracić.

Jak myślicie, nasze europejskie chłopaki podpadają pod te kategorie? Jaki jest Wasz ulubiony typ? Dajcie znać w komentarzach!

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

wtorek, 21 października 2014

Biała kobieta i skośnooki = ból serca?


Biały mężczyzna u boku skośnookiej piękności to wcale nie taki rzadki obrazek. Kto był w Azji, ten wie. Pomińmy tutaj wątek obleśnych białych dziadów, przeżywających kryzys wieku średniego i podnoszących sobie mniemanie wakacjami w egzotycznym kraju, gdzie mogą sobie kupić towarzystwo przepięknych i przebiednych lokalnych dziewcząt. Mówię o normalnym, zdrowym związku, gdzie chemia działa w obie strony a serduszka pykają nad gruchającymi czule główkami zakochanych.

[szczęśliwe małżeństwo, pomysłodawcy "zasad kłótni", o czym będzie dalej :)]

Czemu takie związki zazwyczaj dobrze wróżą na przyszłość? Powody są dość oczywiste: narzucane w Azji role społeczne, jakie mają do wypełnienia kobieta i mężczyzna, nie kolidują tak bardzo z tym, do czego jest przyzwyczajony zachodni mężczyzna. Gorzej natomiast, jeśli w romantyczne uniesienia uwikłana jest kobieta z zachodu i Azjata wschodni.

Przeciwieństwa się przyciągają i urok egzotyki bywa czasem nieodparty, toteż nie trudno stracić głowę dla przystojnego skośnookiego. Jak też nie jednemu skośnookiemu szybciej bije serce na widok mieszkanek zachodu. Szybki i namiętny romans na pewno jest w zasięgu ręki każdej otwartej na doznania kobiety, ale czy jest to materiał na trwały związek? Z tym, niestety, bywa różnie.

Wiele zależy od obu stron, jak wiele wysiłku wkładają w bycie razem, jak daleko są w stanie pójść na kompromisy, zmienić swoje oczekiwania i dostosować się do oczekiwań drugiej strony. Każdy związek wymaga pracy i jeśli jest dobra wola, nawet różnice kulturowe nie są straszne. Wiem z doświadczenia, bo sama wplątałam się w związek z Hindusem. Każdy z nas jest dzieckiem kraju i kultury w jakiej się wychował, ale przede wszystkim jesteśmy ludźmi i wierzcie mi, w związku przede wszystkim jest się kobietą i mężczyzną, a dopiero później Polką, Hindusem czy Koreańczykiem.

Interkulturowe mariaże nie są jednak czymś, na co każdy może sobie pozwolić. Trzeba otwartości, zrozumienia i zamiłowania do podejmowania wyzwań. Koreańczycy, w swojej masie, są wciąż dość zamkniętym narodem, który dopiero od kilkudziesięciu lat otworzył się na wpływy z zewnątrz, a zwiększony napływ obcokrajowców to zjawisko, które dopiero niebawem osiągnie pełnoletność. Młode pokolenie podróżuje, bierze udział w programach wymiany studentów, spotyka przedstawicieli innych nacji, ale dla ich mam i babć biały człowiek, to wciąż dość mityczny stwór.


Cały czas żywe są przekonania, że dzieci pochodzące ze związków par mieszanych są dużo głupsze i mniej uzdolnione niż Koreańczycy pełnej krwi. Ogólne wyobrażenia na temat kobiet zachodu również niezbyt nam schlebiają. Prowadzimy się lekko, mamy gdzieś tradycje i poszanowanie dla starszych. Nie rozumiemy koreańskich wartości, nie będziemy umiały zatroszczyć się o naszego mężczyznę i razem z tymi wszystkimi wywrotowymi przekonaniami, które uosabiamy, zwyczajnie nie nadajemy się do przyjęcia na łono porządnej, koreańskiej rodziny.

Nie da się przecenić wagi tego, co myśli o nas przyszły teść i teściowa. W Korei panuje zwyczaj, że młodzi wyprowadzają się z rodzinnego gniazdka dopiero po ślubie, a więc rodzice mają spore możliwości wpływu na swoje dorosłe dzieci. Finansowo-mieszkaniowe zależności to nie jedyna przyczyna niemal ślepego posłuszeństwa, jakie przynależy się rodzicom. Konfucjańska filozofia, głęboko zakorzeniona w krajach wschodniej Azji, zobowiązuje dzieci do okazywania odpowiedniego szacunku swoim rodzicom, co w praktyce oznacza nie sprzeciwianie się życzeniom starszych i robieniu tego, czego od nich się oczekuje. Jeśli więc rodzina naszego skośnookiego wybranka nie życzy sobie mieszania krwi, marne szanse, że związek przetrwa tę próbę.

I najprawdopodobniej dowiesz się tego ze zdawkowego SMSa albo wiadomości na KakaoTalk (odpowiednik naszego gg). Okazywanie silnych emocji jest w Azji uważane za oznakę słabości i braku szacunku wobec rozmówcy. Zamiast otwartej dyskusji, która zapewne skończyłaby się płaczem i podniesionymi głosami, 90% Azjatów wybierze kulturalną i bezosobową formę komunikacji, jaką jest wiadomość tekstowa.

Pewna nauczycielka języka angielskiego opisała na blogu swoje doświadczenia z koreańskimi mężczyznami. Jej pierwszy związek skończył się po kilku miesiącach, gdy rodzina chłopaka dowiedziała się, że ich dziecko umawia się z białą dziewczyną. Kolejny związek był już dużo poważniejszy. Rodzice okazali się otwartymi ludźmi i szybko zaakceptowali wybrankę swojego syna. Para zamieszkała razem, snuła plany na przyszłość, planowała ślub i dzieci, aż któregoś dnia przyszła straszna wiadomość: brat dziewczyny zmarł. Dziewczyna była zdruzgotana, ale jej chłopak nie potrafił zrozumieć jej rozpaczy. Kultura koreańska traktuje śmierć jako naturalną kolej rzeczy i żałoba, jaką ma się w sercu po śmierci ukochanej osoby, tam właśnie powinna zostać. Wielotygodniowe płacze i oczekiwanie wsparcia były zbyt dużym szokiem i ciężarem dla tego chłopaka i któregoś dnia po prostu spakował swoje rzeczy (pod nieobecność dziewczyny) i już więcej się nie pokazał. Wieść o zerwaniu, zgodnie z oczekiwaniami, wysłał na KakaoTalk.

To nie tak, że każdy związek białej kobiety i Azjaty z góry skazany jest na porażkę. Jest wiele par, które na przekór ponurym statystykom wciąż są razem, kochają się i są szczęśliwe pomimo upływu lat. Serce zazwyczaj niewiele sobie robi ze zdrowego rozsądku i jak już raz obierze sobie obiekt westchnień, trudno na to coś poradzić. Jedna amerykańsko-koreańska para stworzyła na przykład „zasady kłótni”, według których w zapalnym momencie dają sobie 5 minut ciszy, by zastanowić się, jak najlepiej wyrazić to, co ich zraniło. Komunikacja w innym języku jest wyzwaniem, ale też błogosławieństwem, bo często trzeba zrezygnować z cynizmu i złośliwości, bo druga strona i tak nie zrozumie aluzji. Zdając sobie sprawę z dzielących nas różnic, nie czeka się na to, aż druga strona wreszcie wpadnie na to, czego się od niego/niej oczekuje, a po prostu mówi o tym otwarcie.


Bycie z kimś o odmiennej kulturze i przekonaniach na pewno nie należy do najłatwiejszych rzeczy na świecie, ale gwarantuje też, że w związku nie będzie nudno. Jeśli mężczyzna, pomimo wszystkiego, co was dzieli, wciąż chce być z Tobą, możesz być przekonana, że kocha cię do szaleństwa. A takiego uczucia nie można przecież tak po prostu odrzucić, prawda?

A teraz przyznawać się, kto był/jest/będzie w mieszanym związku i jakie są Wasze doświadczenia! ^^

P.S. Więcej o randkowaniu w Azji tutaj

piątek, 10 października 2014

Przepis na dziewczynę doskonałą! Made in Japan

Ach ci Japończycy. Oni to lubią mieć wszystko usystematyzowane, rozpisane na syndromy, nazwane i skatalogowane. Czemu więc nie stworzyć prostego przepisu na dziewczynę doskonałą? Jedno z czasopism adresowanych do młodych mężczyzn stworzyło listę 23 punktów, które składają się na obraz niewiasty z męskich marzeń i snów.

[Dziewczyna idealna!]

Przeanalizujmy zatem ten jednostronicowy artykulik i sprawdźmy, jak wygląda perfekcyjny materiał na towarzyszkę życia (albo przynajmniej jego części).

  1. Urocza buzia, dołeczki, gdy się uśmiecha i naturalny, dyskretny makijaż
  2. Długie, czarne, lekko falujące włosy
  3. Wzrost: 160 cm
  4. Waga: 48 kg
    Czy będzie dla Was zaskoczeniem, jeśli napiszę, że idealna dziewczyna ma niedowagę? Japończycy zdają się mieć fisia na punkcie tej czwórki z przodu kilogramów (jak długo nie jest to trzy-cyfrowa liczba :D). Cokolwiek przekraczającego 50 to już fe-fe, 60kg na kręgosłupie to w ogóle obelga i obraza czci niewieściej. Mimo ruchu dziewcząt-pianek (więcej tutaj), niestety, niedożywienie nadal w modzie.
  5. Miseczka C
    Wyczytałam gdzieś, że to niby najpopularniejszy rozmiar w Japonii, ale albo ja miałam niefarta i widziałam tam tylko niezbyt obdarzone kobiety, albo wata jest tam równie popularna ^^
  6. Typ osobowości „S”


    [więc mówisz, że lubisz dziewczyny o silnej osobowości... ]

    Ktoś kiedyś przywiózł do Japonii pojęcia sadyzmu i masochizmu i tak się one lokalsom spodobały, że zyskały nowe życie i znaczenie. W randkowym slangu S (od sado) i M (od maso) nie odnoszą się do seksualnych preferencji, a raczej do typu osobowości. S to lekko złośliwy typ, który raczej będzie się nabijał z partnera i dręczył go małymi psikusami, niż pozwalał sobie na personalne wycieczki we własnym kierunku. Ciężko orzec, czy wybór tego typu osobowości powodowany jest tym, że silne kobiety wydają się być Japończykom pociągające, czy może po prostu dobrze mieć w związku jakieś urozmaicenie, a faceci są zbyt leniwi, by samemu podjąć inicjatywę.
  7. Pachnie mydłem
    Hmmm… Sztachnij się feromonem? :D
  8. Osobowość tsundere
    Tsundere to kolejne pocieszne określenie ludzkiego usposobienia. Termin wywodzi swój rodowód z mang i anime, gdzie aż roi się od bohaterek obdarzonych takim charakterkiem. Jest to mieszanka dwóch pojęć:
    tsun tsun (typ łatwo irytujący się) i dere dere (słodki, uroczy, ujmujący i opiekuńczy). Taka dziewczyna zawsze będzie gotowa spędzić w kuchni trzy godziny, by wyczarować 5-daniowy obiad i tort szwardzwaldzki na deser, byle tylko sprawić radość temu jedynemu. Gorzej jednak, jeśli ukochany zacznie marudzić, że zupa za słona albo za dużo jest wisienek na torcie. W takiej sytuacji wskazane jest pochowanie ostrych narzędzi zawczasu.
    Mój mężczyzna wie już, że nie kwestionuje się smaku moich potraw ^^



    [och, więc nie smakuje?]

  9. Często mówi baka
    Pojęcie
    baka (dosłownie: głupek) znane jest aż za dobrze wszystkim miłośnikom anime. Japończycy znajdują coś ponętnego w wyzywaniu ich od ćwierćinteligentów. No cóż, każda nacja ma jakiś swój fetysz. Koreańczycy lubią, jak się na nich woła oppa! (więcej tutaj), Japończycy lubią uchodzić za głupków.
  10. Nosi słodkie i urocze ubrania
    To jestem akurat w stanie zrozumieć. Sama mam fisia na punkcie uroczych i dziewczęcych strojów!
  11. Hobby: gotowanie


    Hmm… Widać, powiedzenie „przez żołądek do serca” jest uniwersalne na całym świecie.
  12. Ulubiony rodzaj muzyki: rock
    Chyba wiem, o co tu może chodzić. Jeśli dziewczyna lubiłaby pop, istniałoby duże prawdopodobieństwo, że szalałaby za jakimś boys-bandem składającym się z pięciu czy więcej kwiatków, a takiej konkurencji nikt nie lubi! Czyżby jednak twórcy artykuły zapomnieli, że istnieje taki nurt w Japonii jak visual-rock? :>

  13. Ulubione danie: lody o smaku zielonej herbaty
    Czyli, że opadam z randkowej giełdy, bo kocham czekoladę?
  14. Miała dobre oceny z przedmiotów artystycznych i literatury
    Ach ten nieodparty urok artystycznej duszy. Pociągający jest widok pięknej niewiasty, która siedzi przed sztalugami, z nieobecnym wyrazem twarzy. Albo może po prostu faceci zawczasu chcą być pewni, że dziewczyna będzie mieć problemy z zatrudnieniem i będzie siedzieć w domu, gotując 5-daniowe obiadki i kręcąc lody o smaku zielonej herbaty?
  15. Miała dobre oceny, ale nie była to najwyższa średnia w klasie
    No tak, dziewczyna powinna być wystarczająco elokwentna, by stanowić rozumnego partnera do rozmowy, ale Boże broń, nie powinna przewyższać inteligencją swojego wybranka. I powinna mieć też długie włosy, żeby dało się ją łatwo zaciągnąć do jaskini (patrz punkt 2).
  16. W szkole należała do klubu tanecznego
    Co by była giętka i smukła jak trzcina i wieczorami rozpalała męskie zmysły pląsami.
  17. Nie lubi ćwiczeń
    Hm… To ma być w końcu giętka i smukła, czy nie? I jak do tego wszystkiego ma się ten taniec? To nie ćwiczenia?
  18. Ma młodszego brata
    Więc wie, jak się zaopiekować nieporadnym chłopcem. Gorzej tylko, jak jej S/tsundere charakterek rozstawia braciszka po kątach.
  19. Jej zwierzątko to pluszowy pudel
    Pudel? I do tego pluszowy? Ciekawe, doprawdy…
  20. Ulubiona manga: One Piece

    I znów wypadam z randkowego obiegu, bo uwielbiam
    Inuyashę… Jak to dobrze, że mój wybranek nie jest Japończykiem, to nie wie jak niedoskonały model sobie wybrał :P
  21. Pracuje na pół etatu w kawiarni
    I kręci tam lody o smaku zielonej herbaty!
  22. Często używa popularnego Mogu Mogu Brown jako swojej stopki pod postami
    Oj, coś czuję, że w japońskim internecie aż zaroi się od tego sympatycznego misiaczka…


  23. Jeśli zapytasz, jaki typ facetów lubi, powie: „Ktoś, kto jest miły, jak ty”
    Och, jak słodko ^^

Czy tylko mi się wydaje, że z tego artykułu wynika jasno, że Japończycy to strasznie leniwi przedstawiciele gatunku męskiego, którzy nieszczególnie przejawiają chęć podjęcia inicjatywy? Całe szczęście, że tak samo jak nie wszystkie kobiety, które miały w rękach Cosmopolitan to demony seksu, tak samo nie każdy Japończyk marzy o tym, by jego wybranka spełniała wszystkie te punkty. Chyba. ^^

[ach, gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy...]

P.S. Przypominam, że dziś ostatni dzień na sprawienie sobie wypaśnej „nikt-takiej-nie-będzie-miał” koszulki  ze swoim imieniem w Hangul! Szczegóły na FB!



Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

czwartek, 25 września 2014

Problem wykorzystywania seksualnego w k-popie

Narkotyki? Wygłupy po pijaku? Kłótnie? Nieporozumienia wewnątrz grup? Kłamstwa i kłamstewka? Randki i seks? Koreański show-biznes robi wszystko, by nas przekonać, że te tematy są zupełnie obce ich podopiecznym. Koreański idol jest postacią kryształową, bez ani jednej skazy. Chodzący ideał, dobro wcielone, niewinny i czysty płatek lilii, dryfujący na spokojnych wodach przyświątynnego bajorka.

[tragicznie zmarła Jang Ja Yeon]

Tak samo agencje, ich jedynym celem istnienia jest pomoc młodym, zdolnym i ambitnym w urzeczywistnieniu ich snów o światowej popularności. Jasne, że tak ambitny cel wymagać będzie mnóstwa pracy. Nie ma tu miejsca dla mięczaków, bo tylko najtrwalsi i najbardziej pracowici zasługują na zdobycie szczytu. Etos pracy i poświęcenia, tak bliski koreańskim sercom, rozgrzesza bez żalu nieludzkie godziny pracy i skrajne przemęczenie. Taki jest po prostu koszt sięgnięcia wyżej, spełnienia marzeń.

Do tego pięknego obrazka nie pasują jakoś liczne nadużycia, których dopuszczają się managerowie i zarządcy wielu agencji gwiazd. Gdy na światło dzienne wyłania się temat molestowania i wykorzystywania seksualnego, niezmiennie towarzyszy mu niedowierzanie i wstrząs opinii publicznej.

Spójrzmy jednak prawdzie w oczy. Sposób, w jaki skonstruowane są koreańskie agencje i generalnie cała ichniejsza hierarchia w pracy, sprzyja wszelkiej maści nadużyciom. Ogólna zasada jest taka: twoi przełożeni to niemal bogowie, z którymi się nie dyskutuje, broń Boże nie komentuje ich decyzji, tylko robi, co ci karzą. Na taki stan rzeczy wpływa wciąż żywa w Korei konfucjańska tradycja hierarchii i powinności wobec starszych, wyżej postawionych i bardziej wpływowych (co nie co więcej tutaj). W agencjach gwiazd sytuacja jest jeszcze bardziej ekstremalna, bo podopieczni nieustannie czują na karkach oddech setek innych chętnych, który gotowi są sprzedać nerkę, byle tylko dostać szansę na 5 minut sławy. Jakikolwiek akt nieposłuszeństwa może więc równać się wyrzuceniu z agencji i tym samym zakończeniu snów o popularności.

Władza absolutna jest agencjom potrzebna, by w jak najszybszy i najefektywniejszy sposób wytrenować adeptów na idoli. Tam nie marnuje się cennego czasu na spanie, wypoczynek, a tym bardziej na czcze dyskusje (więcej tutaj). Jest praca, praca i jeszcze raz praca. Trenujący w agencjach młodzi ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że bynajmniej nie są niezastąpieni i dlatego godzą się na wszystko, byle tylko utrzymać swoją pozycję, licząc zapewne, że po dniu debiutu, będzie lepiej.


W takim środowisku nie trudno o różne okropieństwa. Cały show-biznes prowadzony jest w większości przez podstarzałych, znudzonych panów w wieku 40-50 lat, którym nie obce są biznesowe popijawy w barach karaoke i tradycyjnych restauracjach. Nie jest sekretem, że w tych miejscach personel często oferuje nieco szerszy zakres usług, niż tylko podawanie drinków i serwowanie zakąsek. Prowadząc agencję gwiazd ma się całą rzeszę młodych i urodziwych podopiecznych, którzy nigdy nie odmówią jednej czy dwóch „uprzejmości” szefowi… Nie twierdzę, że wykorzystywanie ma miejsce w każdej agencji. Tak daleko idące uogólnienie byłoby niesprawiedliwe. Chcę jedynie uzmysłowić, jak ogromną władzę mają managerowie i szefowie nad pracującymi u nich adeptami na gwiazdy. I co może się stać, gdy właścicielem takiej firmy jest ktoś, kto nigdy nie powinien się nawet do ludzi zbliżać.

Jang Seok Woo, były szef gangu i właściciel klubu nocnego, postanowił któregoś pięknego dnia poszerzyć swoją biznesową działalność i otworzyć agencję gwiazd: Open World Entertainment. Spod skrzydeł agencji wyszły takie gwiazdy koreańskiego show-biznesu jak: boysband The Boss, piosenkarz solowy Jun Jin (były członek legendarnego Shinhwa) i aktor Go Joo Won. O agencji zrobiło się głośno w 2012 roku, niestety nie z powodu sukcesów pracujących w niej artystów, a samego właściciela i dyrektora generalnego: Janga. Policja aresztowała go pod zarzutem licznych aktów wykorzystywania seksualnego pracujących u niego trainee oraz podżegania do podobnych aktów męskiej części swoich podopiecznych.

[Jang Seok Woo]

Policja przesłuchała ponad 20 świadków i ustalono, że liczba ofiar może sięgać nawet 30. Zajścia miały miejsce na piątym piętrze budynku należącego do agencji oraz w piwnicy, gdzie mieściło się studio taneczne. Jang zmuszał trenujące u niego dziewczęta do wypicia piwa zmieszanego z afrodyzjakami, po czym wykorzystywał je seksualnie. W akcie oskarżenia pojawiają się zarzuty molestowania, gwałtów a nawet gwałtów zbiorowych. Stwierdzono również, że Jang zmuszał swoich piosenkarzy i trenujących chłopców do podobnych czynów, po czym oglądał przebieg wydarzeń, nagrany przez kamery przemysłowe umieszczone w budynku.

Proces przeciwko Jangowi ciągle trwa. Właściciel agencji przyznał się do części zarzutów (nie podano dokładnie, jakich) i miejmy nadzieję, że tym razem trafi do odpowiedniego dla siebie miejsca: za kraty.

[Jang Ja Yeon znana była m.in. z roli w dramie Boys Over Flowers]

Niestety, nie jest to odosobniony przykład wykorzystywania seksualnego w branży. Jednym z najbardziej szokujących wydarzeń minionych lat była samobójcza śmierć popularnej aktorki Jang Ja Yeon. 7 marca 2009 roku, ta zaledwie 26-letnia dziewczyna, powiesiła się w swoim domu. Zostawiła po sobie list, który obnażył obrzydliwą naturę środowiska, w którym tkwiła. Ja Yeon wyznała, że jej manager, Kim Sung Hoon, nie tylko regularnie ją bił, ale również zmuszał do seksu z różnymi ważnymi osobistościami. W ten sposób Kim chciał zyskać protekcję i wpływy nie tylko dla swojej podopiecznej, ale głównie dla siebie. Na liście mężczyzn, z którymi Ja Yeon była zmuszona spędzić noc, znaleźli się tak znani ludzie jak:
  • były redaktor naczelny gazety Chosun Journal
  • vice-prezydent Sports ChosunBang Myung Hoon
  • dyrektor do spraw reklamy Chosun Central JournalLee Jae Young
  • prezes firmy Kolon – Lee Woong Ryeol
  • prezes Lotte – Shin Kyuk Ho
  • były producent stacji KBS i dyrektor Olive 9 – Go Dae Hwa
  • producent programu All My Love stacji KBS – Jun Chang Geun
  • producent stacji KBS, MBC i SBS – Jung Seho
  • producent dramy KBSu Boys Over FlowersJun Gi Sang
  • producent muzyczny dram Playful Kiss, Boys Over Flowers, Perfect Couple, GoongSong Byung Joon (który ożenił się z aktorką Lee Seung Min w styczniu 2010 roku)
Kim Sung Hoon nie uciekł sprawiedliwości (mimo iż próbował, przebywając w Japonii pomimo nieważnej wizy) i sąd skazał go na rok więzienia, dwa lata w zawieszeniu i 160 godzin prac publicznych.

[były trainee]

To niestety nie koniec doniesień. Zaledwie kilka dni temu koreańska telewizja kablowa E-News nadała program o tym, co dzieje się w jednej z agencji. Nie podano nazwy firmy z obawy o bezpieczeństwo osób, udzielających wywiadu. Jeden z tranee opowiedział:

Kiedy byłem na przyjęciu urodzinowym jednej osoby z firmy, wynajęto pokój w pubie, gdzie zmuszono trenujących chłopaków do zrobienia streep show a trenujące (w agencji) dziewczyny podawały drinki i znosiły napastowanie seksualne.

Gdy prowadzący program spytał, dlaczego nikt nie ośmielił się zaprotestować, padała, dająca się przewidzieć, odpowiedz:

Musimy to robić bez względu na wszystko, bo agencja zwolni nas, jeśli się sprzeciwimy.

Rozmówca zrezygnował z pracy w agencji po dwóch latach, ale wciąż nie zdecydował się donieść sprawy do odpowiednich organów. Spytany dlaczego, odpowiedział:

Zgłoszenie sprawy oznacza, że nasze nazwiska pojawią się w masmediach, a my tego nie chcemy.

Inna dziewczyna, biorąca udział w programie, również odeszła z agencji, gdyż nie mogła znieść ciągłych oczekiwań, że będzie świadczyła usługi seksualne.

Przerażający jest fakt, jak bezkarnie czują się ci wszyscy oprawcy. Sądzą, że dzięki sile zastraszenia i pieniądzom, znajdują się właściwie ponad prawem. Nie można zapominać, że trainee to w 90% przypadków bardzo młodzi ludzie, który nie osiągnęli jeszcze pełnoletności! Myślę, że dalszy komentarz jest zbędny. Nie da się opisać ogromu tych potworności, przez jakie przechodzą utalentowani, pełni marzeń i nadziei ludzie, by spełnić swe sny. 

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

sobota, 22 marca 2014

Ochhhhhh, achhhhhhh… Gorąca jestem tak…

Przeciągłe, tęskne spojrzenia. Usta rozchylają się, wydając z siebie ciężkie westchnienie. Dłonie suną niespiesznie po nagich ramionach, zapuszczając się niżej i niżej… Biodra leniwie poruszają się w górę i w dół, a leżąca na podłodze kamera rejestruje to, co można zobaczyć pod przykrótką spódniczką. Raz po raz słychać trzask odskakujących guzików i nagi tors wyłania się z cienia. Stróżka białego płynu spływa po dziewczęcym dekolcie, niknąc w jędrnych krągłościach… Zaraz, zaraz. Czy to aby pierwsze sceny filmu dla dorosłych? Ależ gdzie tam! To tylko kolejny k-popowy klip!

[przepraszam, nie mogłam się opanować ^^
Znalezione przypadkiem, kadr z MV Stellar "Marionette"]

Trzeba przyznać, że zeszłoroczne lato było doprawdy gorące. Nie wiem jak w Polsce, ale w Chinach wystarczająco dogrzałam sobie kosteczki i z tego co wiem, żar nie oszczędził też Korei. Może dlatego w przegrzanych umysłach k-popowych twórców urodziło się tyle buchających ogniem projektów?

Wyznam, że z niedowierzaniem patrzyłam na kolejne wypuszczane klipy, zastanawiając się, czy aby na pewno wciąż oglądam MV moich poczciwych, koreańskich ulubieńców. Granica między tym, co seksowne i przyjemne dla oka, a tym co niesmaczne i wulgarne jest dość cienka i mam przemożne wrażenie, że tym razem wyjątkowo dużo zespołów ją przekroczyło.
Przemknęło mi też przez myśl, że jeszcze trochę a nie będzie już różnicy pomiędzy koreańskimi a zachodnimi klipami, jeśli chodzi o przesadny erotyzm rodem z Miley Cyrus i jej sławetnego „Wrecking Ball”.

[i jeszcze raz Stellar, tym razem ich swędzące pupy w „Marionette
Coś nie trafiony był ten balsam do ciała … Najwyraźniej jakaś wysypka je dopadła…]

Tym razem nie będę się rozwodzić nad problemem uprzedmiotowienia kobiet itp, bo grzmiałam już o tym tyle razy, np. tutaj i tutaj. Będzie o czymś innym. O mojej ukochanej Koreańskiej Komisji do spraw Standardów w Komunikacji (Korean Communications Standards Commission), którą równie dobrze można by nazwać organem odpowiedzialnym za cenzurowanie materiałów pojawiających się w Internecie, oraz innych organach służących ochronie wrażliwych koreańskich umysłów, z Ministerstwem do Spraw Rodziny i Równouprawnienia na czele (więcej tutaj). Rzecz jasna taki zalew roznegliżowanych ciał oraz niedwuznacznych pląsów nie mógł umknąć uwadze wspomnianym wyżej instytucjom, ale co mało zaskakujące, w ogniu krytyki znalazły się jedynie girls bandy.

Znając naturę koreańskiego show-biznesu (a jeśli się jej jeszcze nie zna, można zapoznać się z nią np. tutaj), łatwo sobie wyobrazić jak „wielki” wpływ na to co robią, mają same dziewczyny w zespołach. Manager wpada, informuje o tym, że „góra” wymyśliła im „sexy koncept”, w związku z czym mają zacząć trening tańca na rurze (nie żartuję, taki 6-miesięczny, morderczy trening zafundowała After School wytwórnia. Wyniki do zobaczenia w MV do „First Love”). W koreańskich korporacyjnych molochach nie ma miejsca na dysputy podwładnego z szefem. Nikomu nawet przez myśl by nie przemknęło się z czymś nie zgodzić. Szczególnie w koreańskim show-biznesie wybór jest prosty: albo robisz, co ci się każe, albo spadaj. Nieco większą swobodę i prawo głosu można zyskać dopiero, gdy osiągnie się status „gwiazdy”, ale co to dokładnie znaczy i kiedy wytwórnia przydałaby swoim podopiecznym prawa ludzkie? Nie wiadomo…

[After School]

Kto jak kto, ale Koreańczycy najlepiej powinni rozumieć tę sytuację i jeśli jakaś komisja nałoży bana na promowany kawałek, konsekwencje powinni odczuć głównie pomysłodawcy nieodpowiednich konceptów. Jak jednak wygląda to w praktyce? Strażnicy moralności zakazują emisji jakiegoś klipu w godzinach dziennych, przed występami dla telewizji żądają zmian zbyt śmiałych kostiumów, ewentualnie zmian w choreografii lub w tekście piosenki. Jeśli dana grupa się nie dostosuje, może zostać usunięta z programu i otrzymać zakaz pokazywana się publicznie przez jakiś czas. Jasne, że brak możliwości promocji danego zespołu odbije się również na finansach opiekującej się nim wytwórni, ale to same dziewczyny znajdą się w ogniu dzikiej krytyki. To one będą musiały sypać głowy popiołem, znosić obrzucanie błotem i przyklejanie łatki „dziwek” itp. Stojący za nimi aparat kierowniczy, składający się zazwyczaj z eleganckich panów w średnim wieku, w najlepszym (!) razie ograniczy się do rzuconego mimochodem sprostowania, że to wcale nie było tak, jak się wszystkim wydaje i tyle.

Zastanawia również, czemu tylko poczynania girls bandów znajdują się pod stałą kontrolą wszelkich możliwych władz i komisji. Chłopcy ostatnimi czasy w nie mniejszym stopniu stają się seksualnymi obiektami. Bo jak inaczej wytłumaczyć coraz częstsze i nachalniejsze błyskania torsem w niemal każdej możliwej k-popowej produkcji (więcej o gołych klatach tutaj)? Doskonale tu widać, kto i ile ma do powiedzenia na temat swoje kariery i kreowanego wizerunku, bo próżno by szukać roznegliżowanych ciał w klipach bardziej utytułowanych zespołów. No, poza rzecz jasna Taeyangiem z BIGBANG i Joonem z MBLAQ, którzy mają zapewne dożywotni zakaz kupowania koszulek zapisany w kontrakcie. Jeśli zdarzają się jakieś występy topless, są one raczej okazyjne. 

 [skoro o Joonie mowa...]

Jednak świecenie nagim torsem stało się niemal regułą dla k-popowych świeżynek. Czy jest ku temu powód, czy go nie ma, czy ma to sens, czy nie, goła klata musi przed oczyma przelecieć. I nikogo to nie rusza! Odpowiednie władze jakoś nie grzmią w posadach, jak miałoby to miejsce w przypadku girls bandów, gdyby nieco mocniej machnęły bioderkiem. Nie, faceci niedwuznacznie wymachują tym i tamtym, unoszą koszulki i pocierają się, gdzie mają ochotę i wszystko jest OK. Jeśli tak robi stary wyga Rain, proszę uprzejmie. Chłop ma swoje lata, swoją wytwórnię, niech sobie robi co chce. Śpiewa, że jest „30 sexy” i rzeczywiście tak jest, choć przez nieco ponad 3 i pół minuty trwania klipu cały czas pozostaje okryty od stóp po szyję.

To co mnie jednak niepokoi, to los owych debiutujących chłopców, którzy mając po 15-17 lat wykonują na scenie sugestywne tańce i bez żenady świecą rozbudowanym kaloryferem. Pomimo mojej całej sympatii dla BTS, mam ochotę potrząsnąć ich managerami i choreografami za ten błysk klatą w układzie do „Bulletpoof 2”. Czy rzeczywiście przy tak niesamowitej choreografii i umiejętnościach tanecznych chłopców z BTS konieczny był ten smaczek z unoszeniem koszulki? Średnia wieku w tym zespole oscyluje obecnie w granicach 18 lat, ale najmłodszy w momencie promocji piosenki miał lat 15! Pięt-na-ście! Czy 15 lat to rzeczywiście odpowiedni wiek, by narzucać dziecku tak niedwuznaczne ruchy i czynić z niego seksualny obiekt?

 
[o tym ruchu mowa...] 

Trudno się później dziwić, że coraz więcej zwyczajnych, przeciętnych nastolatków i młodych mężczyzn ma poważne problemy z zaakceptowaniem siebie i własnej cielesności. Mężczyźni w nie mniejszym stopniu bombardowani są przez wizerunki idealnie wyrzeźbionych ciał, o których oni mogą jedynie pomarzyć. Problem chłopców jest trudniejszy do wychwycenia, bo tak jak w przypadku dziewcząt wyznacznikiem, że dzieje się coś niedobrego, będzie niedowaga, tak chłopcy raczej dążą do zwiększenia masy swojego ciała. I tak jak nie każda dziewczyna może ważyć 40 kg, tak nie każdy facet może wyglądać jak Rain. Mordercze treningi na siłowni i odpowiednia dieta nie tylko nie przynoszą piorunujących efektów, ale też wymagają mnóstwo wysiłku i czasu. Zamiast sięgać po środki na przeczyszczenie albo inne specyfiki wspomagające odchudzanie, młodzi mężczyźni faszerują się odżywkami białkowymi i sterydami, które są nie mniej destrukcyjne dla ich ciał, jak wielodniowe głodówki.

W świetle badań przeprowadzonych 2001 roku wynika, że aż 25% młodych mężczyzn o prawidłowej masie ciała uważało, że są zbyt chudzi (czyt. nie są dostatecznie umięśnieni).
Z kolei z badań z 2012 roku, przeprowadzanych na dojrzewających chłopcach przez kanadyjski instytut badawczy, dowiadujemy się, że ponad 1/3 z nich przyznała się do przyjmowania różnej maści odżywek proteinowych, niemal 6% stosowało sterydy, a 10,5% inne specyfiki sprzyjające przyrostowi masy mięśniowej. 

[nie tylko lalki Barbie sieją zament w dziecięcych umysłach...]

Czyżby mądre, koreańskie głowy uznały, że ten problem ich nie dotyczy? A może tak są zajęci badaniem długości spódniczek, że przegapili latające wokoło strzępy męskich podkoszulków? Koreańskie władze zdają się pielęgnować wyznaczone przez siebie podwójne standardy i jakoś nie zanosi się, by miało im się to szybko zmienić.

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...