Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lee Jun Ki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lee Jun Ki. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 lipca 2012

Bo w kupie siła!

Czyli co nieco o koreańskich fanklubach.

 [Kang Ji Hwan i jego miłośniczki.
I nie, nie znajdziecie mnie tam :>]


Przyznaję szczerze, że zjawisko fanizmu (moje kreatywne tłumaczenie angielskiego słowa „fandom”) jest tematem, który mnie niezmiennie fascynuje. Pewnie w dużej mierze dlatego, że odkryłam jego złożoność dopiero kilka lat temu, gdy zaczęłam interesować się k-popem. W światku miłośników rocka i metalu (do którego jeszcze nie tak dawno należałam, w sumie do dziś pozostaję w nim jedną nogą) zjawisko istnieje, ale daleko mu do intensywności tego, co wyrabia się w popie.

Nie miałam co prawda nigdy takich pomysłów, ale naiwnie wydawało mi się, że jeśli kiedyś zechciałabym przyłączyć się do czyjegoś oficjalnego fanklubu, wszyscy przywitaliby mnie z otwartymi ramionami. Władze klubu, bo przybywa im kolejna dusza, z której można ściągać składkę członkowską, sam zainteresowany, bo w końcu ze mnie i mnie podobnych żyje, inni fani, bo ich ukochanego idola wspiera i docenia coraz więcej ludzi… Ta… Jakam stara, takam niedzisiejsza. Obserwując działalność fanklubów czołowych koreańskich idoli, można dość do wniosku, że takie żuczki jak hipotetyczna ja najmniej ich interesują. Jak na mój gust, więcej mają wspólnego z klikami dla wtajemniczonych albo klubami dla wybrańców. A jeden fan drugiego najchętniej utopiłby w łyżce wody… Aż chce się przyłączyć! ^^

[bezbłędna scena z "You're Beautiful"]

Należy zacząć od tego, że oficjalne fankluby to sprawnie działające (niemałe!) firmy. Mają własne nazwy, własne kolory i gadgety (zainteresowanych odsyłam do listy fanklubów i ich insygniów na How Gee). Niektóre wciąż chętnie przyjmują nowy narybek, inne z kolei lubią przydać sobie nimbu ekskluzywności i łaskawie ogłaszają nabór na nowych członków raz na jakiś czas (np. raz do roku). By przyłączyć się do fanklubu nie wystarczą dobre chęci. Czasem wystarczy tylko wpłacić składkę członkowską, czasem trzeba zdać egzamin prawdziwego fana (czyli poprawnie wypełnić test wiedzy dotyczącej danego sławnego delikwenta), czasem być szybszym niż rozpędzony shinkansen, czasem mieć więcej szczęścia niż rozumu. Fanklub Super JuniorE.L.F. otwiera swoje podwoje raz do roku i inkasuje 43 dolce od zagranicznego łepka. Jeśli jesteś Koreańczykiem, wpisowe wynosi tylko 15$ (ach, to równouprawnienie!). Na dziś ceny mogą być inne, bo są to zeszłoroczne dane, a np. w roku 2009 wpisowe wynosiło tylko 8$. Poza zasobnym portfelem, trzeba też mieć nielichy refleks, bo SM Entertainment i JYP mają to do siebie, że lubią zamykać rejestrację nowych członków fanklubu, gdy maksymalna liczebność klubu zostanie osiągnięta. Żeby wejść w szeregi Wonderfulsów (fanklubu Wonder Girls) trzeba zarejestrować się na portalu cafe.daum.net i modlić się żarliwie do J.Y.Parka, żeby to właśnie Ciebie zaliczono do grona wybrańców. Bo łatwo dostać się nie jest. W 2010 rejestracja była otwarta tylko przez tydzień i przyjęto zaledwie tysiąc nowych osób. A jeśli nie udało Ci się załapać, no cóż… Aigoo*… :>

No dobrze, kończę już wyzłośliwianie się, bo poniekąd rozumiem politykę fanklubów. Nie mogą w nieskończoność przyjmować nowych członków, ponieważ członkostwo oznacza w Korei coś więcej, niż tylko satysfakcję fana, że jest rejestrowany. Figurowanie na liście oficjalnego fanklubu danego zespołu, piosenkarza czy aktora łączy się z niesamowitymi przywilejami. Członkowie dostają wiadomości o planowanych koncertach, spotkaniach i innych ważnych wydarzeniach jeszcze przed wypuszczeniem informacji do mediów. Tylko zarejestrowani fani mogą wziąć udział w fan meetingu i mieć szansę bliżej poznać obiekt swoich westchnień (może nawet osobiście zadać pytanie i obowiązkowo zdobyć autograf). Mogą zakupić limitowane edycje albumów i innych gadgetów, które niedostępne są zwykłym śmiertelnikom, a czasem nawet dostać się za kulisy nagrań i koncertów. To brzmi już bardziej zachęcająco, prawda?

[a tak się bawi Cha Tae Hyun ze swoimi fanami,
świętując 10-lecie klubu]

Jednak posiadanie upragnionego członkostwa w fanklubie to nie sam cud, miód i orzeszki. Bycie oficjalnym fanem zobowiązuje! Od teraz będzie się od Ciebie oczekiwać pełnego poświęceń wsparcia dla danego bożyszcze i jakiekolwiek skoki w bok traktowane są jako zdrada najwyższego stopnia. W czasie, gdy bożyszcze występuje i promuje np. nowy album, absolutnie nie wypada biegać z entuzjazmem na koncert jakiejkolwiek innej grupy (bez entuzjazmu też nie wypada). Choćby z tej samej wytwórni! Co z tego, że kochasz miłością namiętną SHINee i Super Junior. Skoro przyłączyłeś/-aś się do E.L.F.ów, to nie ma że boli, zapominasz o istnieniu uroczego Taemina i boskiego Jonghyuna i poświęcasz się dopingowaniu SuJu. No, chyba, że obecnie SuJu ma przerwę w występach i odbębnił już swój „good-bye stage”, wtedy bez wyrzutów sumienia można się pocieszyć w ramionach innych skośnookich panów.


Jeśli kiedyś przyszłoby Wam znaleźć się w Korei i czekać przed studio nagraniowym do programów muzycznych jak Music Bank czy Inkigayo, musicie wiedzieć, że koniecznie trzeba uprzednio i dokładnie się zastanowić, którą gwiazdę chcecie zobaczyć najbardziej. Przed budynkiem stoją bowiem tabliczki z nazwami poszczególnych grup, wokół których zbierają się fani owych zespołów. Nagłe zmiany frontów, bo np. tuż obok pojawiły się nieoczekiwanie dziewczęta z 2NE1, a Wy czekaliście na 4minute, są zapierającym dech w piersiach faux pas! Jeśli nie chcecie zginąć z ręki zranionych fanów obu grup, lepiej niech nie kuszą Was podobne manewry!


Czasem nie trzeba nawet nic zrobić, by fan innej grupy przetrzepał nam portki. Tak jak z kibolami, sam fakt, że nie jesteś z nami, jest już wystarczający, by dać Ci w zęby. A otwarte wspieranie innego zespołu to już jawne szukanie zaczepki. Pisałam więcej o tym w poście o anty-fanach (tutaj), ale dla przypomnienia, najjaskrawszym przykładem takiej postawy był Dream Concert w Seulu w 2008 roku. Dwunastu fanów trafiło do szpitala po tym, jak zawzięcie tłumaczyli sobie, kto największą gwiazdą koreańskiego show-biznesu jest! Gromy nisko latały głównie na linii fanów Super Junior (znowu! Niezbyt ładną sobie wystawiacie wizytówkę, E.L.F.iki) i Girls’ Generation (SNSD). Sone (miłośnicy SNSD) podarli banner trzymany przez fanów SuJu i co nie co ich porozpychali po kątach, na co w odpowiedzi E.L.F.y ostentacyjnie wyłączyły nieodzowne na k-popowych koncertach świecące pałeczki i wygwizdały dziewczyny z SNSD, występujące na scenie.

[ciemność, ciemność widzę!]

Pocieszające jest, że incydenty jak ten z 2008 roku, albo w ogóle fizyczne napaści anty-fanów na idoli stają się zjawiskiem naprawdę marginalnym. Pewnie po doświadczeniach pierwszej generacji idoli, jak V.O.X czy H.O.T., ochrona współczesnych celebrytów jest dużo bardziej ścisła i byle kto nie może już podbiec do swojego bożyszcze i zdzielić go w twarz. Choć i to ma czasem miejsce… (więcej tutaj).

Żeby nie było, że znów smęcę, na koniec chciałam dodać, że opisane przeze mnie fakty, to w większości tylko margines. Fani to w przeważającej części wspaniali ludzie, którzy lubią bezinteresownie okazywać swoje uznanie i miłość wobec podziwianej osoby. Czasem wyślą drugie śniadanko swojemu idolowi (więcej tutaj), czasem kilka ton ryżu (a co się będą rozdrabniać!)… Jednym z uroczych przykładów takiego wsparcia jest stary już, bo stary, ale piękny gest zagranicznych fanów Lee Jun Ki, którzy w przeddzień premiery jego dramy „Hero”, przesłali mu 30 tysięcy żurawi origami. W kulturze Azji żurawie mają szczególne znaczenie. Wykonanie i podarowanie stu takich ptaków ma moc spełniania życzeń, a także może być swoistym wyznaniem uczuć. Im więcej setek papierowych żurawi, tym większe prawdopodobieństwo spełnienia życzenia, a szczerość uczucia silniejsza. Nie ma więc co się dziwić, że Jun Ki był tak rozanielony prezentem.

[uradowany Jun Ki]

No i nie oszukujmy się, gdybym i ja nie była zadeklarowaną fanką k-popu i skośnookich panów, czy mordowałabym się tyle czasu z wyszukiwaniem informacji i wpisywaniem postów po głuchej nocy? Może i moje dokonania nie są jakoś szczególnie doniosłe, ale mam przynajmniej tę osobistą satysfakcję, że przyczyniłam się choć w minimalnym stopniu do tego, by koreańska pop-kultura stała się u nas bardziej znana. A nóż jakiś koreański potentat show-biznesowy dostrzeże te moje heroiczne wysiłki i odpali bilet na koncert Big Bang? Nie tracę nadziei! :D

Więcej na temat:
Społeczne fenomeny

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

* aigoo w wolnym tłumaczeniu z koreańskiego „ojoj…”

sobota, 14 kwietnia 2012

Człowiek-orkiestra

A właściwie – ludzie-orkiestry. 
 
[Lee Min Ho]

Przeczytałam kiedyś, że Azjaci mają talent muzyczny w genach, dlatego niemal każde skośnookie dziecko gra na pianinie prawie jak sam Chopin, a bary karaoke cieszą się takim powodzeniem. Jasna sprawa, że zdarzają się i tacy, którym bozia poskąpiła słuchu i fałszują niemiłosiernie (z czego ogół zazwyczaj nie omieszka robić sobie żartów), ale traktować ich można jako wyjątki potwierdzające regułę.
Azjatyckich celebrytów powyższa reguła, rzecz jasna, również się tyczy. Tak po prawdzie, czy jest coś, czego skośnookie gwiazdy nie potrafiłyby zrobić? Ci, którzy oryginalnie zajmowali się śpiewaniem, często ze sporym sukcesem próbują swoich sił w aktorstwie, a ci, którzy zaczynali swój romans z show-biznesem od zaliczenia dziesiątej muzy, wyciągają z szafy gitary i ryczą do mikrofonu. Do tego tańczą, gotują, wywijają mieczem, skaczą ze spadochronem i całkiem elokwentnie odpowiadają nawet na najdurniejsze pytania prowadzących variety shows.

Jakkolwiek fani zapewne cieszą się, że mogą zobaczyć swojego idola w nowej odsłonie, nie wszyscy podzielają ten entuzjazm. Nie oszukujmy się – idol o wyrobionej pozycji, któremu nagle zachce się zabłysnąć w nowej dziedzinie odbiera chleb młodym, nierozpoznanym jeszcze talentom. Zwłaszcza młodzi, wykształceni aktorzy skarżą się, że przez k-popowe gwiazdy, które hurtem szturmują filmy i dramy, nie mają szans przedostać się do branży. Producentom zaś trudno się dziwić, że wolą zainwestować w coś, co przyniesie pewny zysk. Niezależnie od tego, jak film (czy drama) będzie beznadziejny i kiczowaty (np. Attack On The Pin Ups Boys z udziałem wszystkich chłopców z Super Junior.


Do dziś nie wierzę, że naprawdę to obejrzałam!), jeśli zagra w nim popularny piosenkarz – sukces jest murowany! Która fanka odmówi sobie przyjemności pooglądania swojego bożyszcze na dużym (albo i mniejszym) ekranie? Lista grywających piosenkarzy jest dłuuuuga, żeby tylko tak wymienić dla przykładu: 

  • Rain zaliczył bodaj największy sukces, bo oprócz rodzimych mega-produkcji (np. Full House, Fugative Plan B, I’m a Cyborg, but That’s OK), razem z Joonem z MBLAQ wystąpili w hollywoodzkiej produkcji Ninja Assassin.
  • Z kolei T.O.P. z Big Bang ma na koncie udział w aż 5 dramach (z Iris na czele) i 4 filmach.
  • Siwon-ssi z Super Junior zagrał w dramie Athena, Skip Beat! i całej masie innych
  • Park Yoochun (vel Kamienna Twarz) wystąpił w hicie Sungkyunkwan Scandal, a obecnie popracował nad swoją mimiką i bawi mnie do łez w rewelacyjnym Rooftop Prince.
  • Kim JaeJoong również z sukcesem pojawia się i na dużym i na małym ekranie, żeby wymienić chociaż role w Postman to Heaven i dramie Protect the Boss.
  • Nawet młodziutki L (Kim Myung Soo) z Infinite zaliczył w tym roku swój aktorski debiut, zaskakująco dobrze radząc sobie w dramie Shut up! Flower Boy Band.
  • Z innych niespodziewanie udanych występów trzeba wspomnieć o Goo Ha-ra z girls bandu KARA, która zagrała córkę prezydenta w City Hunter. Goo Ha-ra oczywiście nie jest jedyną piosenkarka, którą można zobaczyć w dramach.
  • Im Yoon Ah z SNSD ma na koncie całkiem sporo występów w telewizji, ale nie będę się w tym miejscu wypowiadać na temat jakości jej aktorstwa, bo nie miałam jeszcze okazji jej oglądać. Chodzą jednak słuchy, że „szału nie ma”. Tak czy owak, można to samemu ocenić, oglądając np. najnowszy, jeszcze ciepły Love Rain.
  • Najbardziej błyskotliwą karierę aktorską uczyniła bez wątpienia Yoon Eun Hye, która w wieku 15 lat zadebiutowała w popularnym wówczas zespole Baby Vox, a obecnie jest jedną z najbardziej znanych i lubianych koreańskich aktorek. Niemal każda z dram, w których wystąpiła, była wielkim sukcesem.
Długo by można tak jeszcze wymieniać. Jakkolwiek powyższy wywód na to nie wskazuje, w tym poście planowałam skupić się głównie na śpiewających aktorach i przedstawić Wam tych, których podśpiewywanie szczególnie lubię. Na pierwszy ogień rzućmy Jang Geun Suka, którego bez wątpienia można nazwać królem OST, czyli muzyki do filmów i dram. Ma ich na koncie tyle, że aż się oczom wierzyć nie chce, gdy przewija się stronę na Wikipedii. Niektóre piosenki są naprawdę niezłe (jak np. te z dramy Mary Stayed out All Night), ale ja nie o tym. Geun Suk występuje też w zespole Team H razem z raperem Big Brother i ich piosenki od długiego czasu królują na mojej playliście i nie zanosi się, by się stamtąd szybko wyniosły.


Mini album Team H: Loung H z pewnością można zaliczyć do dokonań dziwnych, niestandardowych i zapewne nie przypadających wszystkim do gustu. Gdy pierwszy raz usłyszałam (i zobaczyłam) promującą album piosenkę Gotta Getcha, sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Niby piosenka z życiem (co już w wielu przypadkach wystarczy, by mnie urzec), niby ciekawy bicik… No, ale jakoś tak… ten refren… Magia kilkakrotnego przesłuchania jak zwykle sprawiła cuda i zachciało mi się przesłuchać cały album. Właściwie każda piosenka na nim, to swoista perełeczka, z Shake It na czele (i to niezapomniane „Łiiii-huuuuu, łiiii-huuuuuu”). Zdecydowanie jest to propozycja dla tych, którzy lubią muzykę z przytupem, zachrypnięte krzyki i zakręcone klimaty.

[najnowszy singiel Team H Can't Stop, promujący album na japońskim rynku]

Następny na liście znajduje się pan, którego urok odkryłam stosunkowo niedawno, a czego mocno żałuję, bo urok to on ma nieodparty. Lee Min Ki znany jest głównie z roli w Haeundae oraz Quick, a ostatnio można go było obejrzeć w początkowych odcinkach dramy Shut Up! Flower Boy Band i filmie Chilling Romance. Jego solowy album nie jest najświeższym wydarzeniem muzycznym (rok produkcji 2009), ale odkąd dowiedziałam się o jego istnieniu (jakieś dwa miesiące temu), cały czas przewija się w mojej codziennej liście odtwarzania.


Album No Kidding nie jest wcale aż tak poważny, jak by sugerował tytuł. Min Ki zapewne chciał jednak, by poważnie traktowano jego muzykę i rzeczywiście czuć, że stworzone przez niego piosenki nie są skompilowaną pod publiczkę łupanką. Utwory na albumie można sklasyfikować jako pogranicze popu i rocka, z takim jakiś niezależnym posmakiem, który ma większość zespołów z nurtu indie. Mi osobiście ten klimat bardzo się spodobał i stanowi dobrą przeciwwagę dla rozwrzeszczanego Team H.

[Promująca album piosenka 영원한 여름]

Pozostając w klimatach rocko-popowych z udziałem OST z Shut Up! Flower Boy Band. O samym serialu napiszę zapewne innym razem, teraz jednak chciałabym pochylić się nad ścieżką dźwiękową z tej dramy. Lee Min Ki śpiewa tam jedną piosenkę: Not in Love, która ma zdecydowanie większy rockowy pazur, niż te, które zaprezentował na swoim solowym krążku, ale tak po prawdzie, to nie Min Ki jest gwiazdą tego soundtracku. To zaszczytne miano, w moim przekonaniu, zasłużenie przypadło Sung Joonowi, który brawurowo wykonał dwie przewodnie piosenki serialu무단횡단 (Jaywalking) i Wake up. Zwłaszcza ta ostatnia jest niesamowicie chwytliwa i prześladowała mnie długo poza kończeniu oglądania serialu. Sung Joon ma ciekawą, nielandrynkową barwę głosu, która świetnie komponuje się z takimi właśnie rockowymi, niewymuszonymi piosenkami. Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się jego kariera, bo zarówno śpiew, jak i jego gra aktorska sprawiają, że mam ochotę na więcej!


Na koniec coś, co znane jest pewnie większości, ale jakoś głupio nie wspomnieć. Lee Jun Ki w 2009 roku wydał swój solowy (mini?) album J Style, udowadniając, że nie tylko świetnie prezentuje się na ekranie, ale śpiewa równie dobrze. Nie będę się sprzeczać, że Jun Ki ma głos naprawdę miły dla ucha i powinien jak najczęściej robić z niego użytek, jednak cała płyta aż tak bardzo nie przypadła mi do serca. Podoba mi się oczywiście promująca album piosenka J Style (z różnych względów, więcej tutaj), bardzo ładna jest ballada한마디만, ale mam niestety wrażenie, że cała reszta, to taka trochę zapchaj-dziura bez szczególnego potencjału. Rzecz gustu, oczywiście. Dać Jun Kiemu szansę oczywiście warto!


By godnie zakończyć zestawienie, nie wypada nie wspomnieć o moim najulubieńszym z ulubionych, czyli Kang Ji Hwanie. Niedawno poświęciłam mu więcej uwagi w jednym z postów (tutaj) i uważni czytelnicy doskonale są już zaznajomieni z wszystkimi talentami pana Kanga. Niestety, póki co nie pokusił się o wydanie solowego albumu, ale swoich zdolności wokalnych dowiódł niejednokrotnie w musicalach: The Rocky Horror Show, Grease i Cafe In. Ma też na koncie dwie piosenki do dram: Lie to Me (Lovin Ice Cream) i The Exhibition of Fireworks (그냥 아는 사람). Na moje nieszczęście, pierwsza to radosne pląsy, a druga to ballada, wiec moje muzyczne żądze nie są zbyt usatysfakcjonowane.


Ja widziałabym pana Kanga w jakiejś takiej stylizacji z pazurem. Elektryczne gitary, basik, tempo z przytupem… Może się kiedyś doczekam, kto wie? Jeśli jednak ktoś lubi cukierowo-urocze pieśni z roześmianymi przystojniakami (z Ji Hwanem na czele), polecam serdecznie jedną z wersji reklam Lotte:


I tym oto wesołym akcentem zakończmy dzisiejsze muzyczne poczynania.
Zainteresowanym polecam jeszcze szybki przegląd koreańskich zespołów rockowych.

Więcej na temat w zakładkach:
Muzyka/Idole
Film/Telewizja

środa, 29 lutego 2012

Bishōnen, bidanshi, bishie, kkotminam, flower boys… (część III)

Czyli jak zwał, tak zwał. Niezbyt krótka odpowiedź na pytanie, czy płeć brzydka jest rzeczywiście brzydsza.

[Jeong Il Woo]

Skoro już wiemy, skąd wzięli się piękni chłopcy w Japonii i Korei (a jak nie wiemy, to tutaj i tutaj możemy uzupełnić swoje braki), czas zająć się najlepszą częścią cyklu, czyli rozebraniem współczesnego flower boya… na czynniki pierwsze, o czym Wy myślicie? :> Jak już nie raz podkreślałam, Korea w tym względzie jest mi najbliższa (a panowie najbardziej interesujący), więc to kkotminami posłużą mi za ilustrację życia przeciętnego kwiatka. Jak zawsze, będzie na co popatrzeć!

[Jang Geun Suk doszedł do wniosku, że skoro ja go rozbierać nie chcę, to on się rozbierze sam. Zacna inicjatywa, zacna....]

Wiem, że ciągle to powtarzam, ale dla pewności wspomnę jeszcze raz. Piękni panowie w Azji byli od zawsze, a jedyne co się zmieniło, to sposób ich ubierania się i częstotliwość mycia. Chociaż Azjaci nigdy nie żyli z wodą w konflikcie. Najwyraźniej nikt im nie powiedział, że częste mycie skraca życie i mimo częstych kąpieli, jakoś strasznie się tego życia czepiają. No, ale to nie o rozkoszach płynących z wymoczenia kostek będzie dzisiaj mowa (o tym tutaj), a o tym, jak to jest być dzisiejszym kkotminamem.

[Lee Min Ho]

O tym, jak szybko zmieniły się trendy i standardy ubioru mężczyzn, dobitnie świadczy fakt, że koreańscy ojcowie nie raz łapią się za głowy, widząc, w jakim stroju ich syn, SYN(!), wychodzi na spotkanie ze znajomymi, a w już w stan najwyższego przerażenia wprawia ich zawartość synowskiej kosmetyczki. Wszystkie te kremy, kredki do oczu, w szafie zaś różowe sweterki i ubrania dla par (tak zwane matching clothes, więcej tutaj) napawają ich zgrozą i jedynym pocieszeniem, jakie mają, to fakt, że cała generacja młodzieży się tak ubiera. Warto wiedzieć, że dla Koreańczyków generacja to bardzo ważny element identyfikacyjny, coś jak przynależność rasowa w Stachach. Ojcowie zmuszeni są więc z ciężkim sercem przejść do porządku dziennego nad dziewczyńskimi fanaberiami latorośli. A chłopcy (tudzież już nieco starsi mężczyźni), no cóż… Skoro dziewczyny kręcą machnięte błyszczykiem ustka i jasne stroje, czegóż się nie robi, by zaimponować wybrane swojego serca…

[G-Dragon]

Osobami, które wyznaczają trendy, nie są rzecz jasna zwykli zjadacze chleba, a wszelkiej maści celebryci: aktorzy, piosenkarze i sportowcy. Tymi, którzy bez wątpienia wywarli i wciąż wywierają największy wpływ na męskie modowe standardy i okrzyknięci zostali czołowymi kkotminamami są: Rain, Lee Byung Hun, Lee Jun Ki i Bae Yong Joon.


Rain może i wymachuje bioderkami, świeci klatą i robi się na niegrzecznego chłopca w swoich teledyskach (więcej tutaj), ale na żywo zawsze pojawia się z tym swoim rozbrajającym uśmiechem na ustach, przydługiej, potarganej czuprynie (często z kiteczką) i w połyskujących marynarkach. Lee Byung Hun z kolei nie jest co prawda typowym „sfeminizowanym” facetem, ale jego wytrawny modowy zmysł i perfekcyjny uśmiech białych ząbków plasują go wysoko na liście trendsetterów. W filmie „Dobry, zły i zakręcony” udowodnił, że prawdziwy mężczyzna kredki do oczu się nie boi, a co więcej – z jej pomocą potrafi zawojować serca milionów!

[Lee Byung Hun w "Dobry, Zły i Postrzelony"]

Jednak tymi, których należy bezsprzecznie uznać za ikony kkotminamskiego ruchu są Lee Jun Ki i Bae Yong Joon. Pierwszy zyskał sławę dzięki niesamowitemu „The King and the Clown” z 2005 roku, gdzie zagrał postać delikatnego i eterycznego aktora ulicznego teatru, wprawiając w zakłopotanie swoją urodą nie tylko panie. Z kolei Bae Yong Joon zawładną fantazją całej generacji kobiet za sprawą dramy „Winter Sonata”. Oboje posiadają delikatne, nieco kobiece rysy i co więcej, nie wstydzą się tego podkreślać. Lee Jun Ki podjął próbę walki z przyklejoną mu etykietką „mężczyzny piękniejszego od kobiety” i nagrał klip z pazurem (dosłownie) do jednej ze swoich piosenek „J style” oraz pozował do zdjęć, w których starano się wydobyć jego bardziej męską stronę charakteru (podobno, prywatnie, Jun Ki jest 100% facetem). Bae Yong Joon natomiast już chyba do końca dni swoich w pamięci mas pozostanie romantycznym poczciwiną z „Winter Sonaty”.

[Yong Joon, poczciwota]

[męskie wcielenie Jun Ki]

Często słyszy się zarzuty, że Azjaci wyglądają jak kobiety i nie można ich od nich rozróżnić. Ekhm… Nie chcę tu nikogo obrażać, ale podobne sformułowania świadczą dobitnie o nieznajomości tematu przez osoby wypowiadające się. Pomijając spore problemy Europejczyków z rozróżnianiem twarzy Azjatów (bo nie spotykają ich po prostu zbyt wielu i nie mają gdzie się napatrzeć i nauczyć zauważać różnice), generalny model społeczeństwa jest inny. U nas to męskość jest cechą nadrzędną obu płci. Zarówno mężczyźni jak i kobiety powinni być twardzi jak stal, samodzielni i odporni na stres. Styl ubierania się również temu odpowiada i bardzo dużo naszych pań na co dzień chodzi w najlepszym razie w strojach typu „uni-sex”. W Azji zaś dominującym pierwiastkiem jest kobiecość. Panie uwielbiają tam zwiewne, romantyczne sukienki, pastelowe barwy i słodkie dodatki (więcej o koreańskiej modzie damskiej tutaj). W związku z tym azjatyccy panowie nie muszą biegać w koszulach drwala i topornych buciorach, by podkreślić swoją męskość. Nawet jeśli wystroją się w biały, połyskujący garnitur, nadal nikt nie będzie miał wątpliwości, że patrzy na mężczyznę (więcej tutaj). To częściej kobiety brane są za mężczyzn, jeśli nie ubierają się dostatecznie dziewczęco. Dramy znają dużo takich przypadków, prawda?

[i kto na tym zdjęciu jest kobietą?
"Coffee Prince"]

„Zmiękczenie” męskiego wizerunku poszło naprawdę daleko. W Korei jeszcze nie jest tak źle, bo z kolorowych kosmetyków w męskiej torebce (ano, torebce, nie żartuję ;) można znaleźć raptem kredkę do oczu, bezbarwny błyszczyk i BB-cream. A propos, jak myślę o BB-creamie w wykonaniu męskim, za każdym razem staje mi przed oczyma skonfundowana twarz JaeJoonga z „Protect the Boss”, gdzie chłopina wciąż się zarzekał, że cudny wygląda jego skóry, to jedynie zasługa właśnie owego kremiku. Wracając jednak do make-up’u, co gorsza niektórym panom naprawdę to pasuje! Gdy zaczynałam moją przygodę z azjatyckim show-biznesem nigdy w życiu nie myślałabym, że któregoś dnia powiem z całym przekonaniem, że facetowi służy kredka do oczu. O tempora, o mores, chciałoby się rzec…

[od lewej: Kang Dong Won, Jang Geun Suk, T.O.P.]

[jeden z moich ulubionych klipów EVER!!
U-KISS "Tick Tack" i ich sexi spojrzenia]

Gdy jest to delikatne podkreślenie urody, naprawdę nie mam nic przeciwko. Zapewne nie chciałabym by mój osobisty mężczyzna podkradał mi kredkę do oczu (której tak po prawdzie nawet nie posiadam), ale makijaż zrobiony z umiarem i dla potrzeb sesji zdjęciowych czy teledysku jest jak najbardziej OK. Chociaż zdarzają się różne dziwaczne „artystyczne wizje”, o których lepiej zapomnieć i nie pytać, co autor miał na myśli…

[od lewej: G-Dragon, Joon z MBLAQ i Rain]

Ale jak mówiłam, Korea to jeszcze nic. Nie będę się rozpisywać, bo nie czas i miejsce na to, ale dla porównania oto, czego trzeba przedstawicielowi japońskiej subkultury gyaruo, by godnie zacząć dzień:

[porad kilka wróbla Ćwirka, czyli "Men's Egg" - magazyn dla gyaruo]

[i sami gyaruo w całej okoazałości]

Jak dalece rozprzestrzenił się kult piękna świadczy fenomen ulzzangów, czyli modeli amatorów, albo jak kto woli, miłośników własnego piękna. „Ulzzang” z koreańskiego znaczy tyle co „najlepsza twarz”, „ładny/ładna”. Jest to slangowe określenie osób z piękną buzią, tak więc jest się z czego cieszyć, jeśli ktoś tak za nami zawoła na ulicy. Zjawisko to ewoluowało i obecnie mianem ulzzangów określa się urodziwe osoby (przeważnie dziewczyny, chociaż chłopaków nie brakuje), które robią sobie zdjęcia i wrzucają je do internetu, prezentując całemu światu, jacy to są urodziwi. Rzec by można, że to taka azjatycka wersja fotki.pl, tyle tylko, że ulzzangi potrafią stać się bardzo sławne i w ten czy w inny sposób przedostać się do świata prawdziwego show-biznesu. Do tego ulzzangowe zdjęcie nie może być byle jakie. Ukochane ujęcie wszystkich wielbicieli własnego piękna to pstryknięcie fotki komórką z góry, tak by było widać wieeeeelkie oczy (na których są circle-lenses, czyli specjalne soczewki powiększające tęczówkę oka) i gładką buźkę. Wszystkich zainteresowanych tematem odsyłam do blogów tutaj i tutaj.

[kwintesencja ulzzangowości]

[jedna z ulzzangowych sław: Park Eun Byul]

Nie trudno zauważyć, że rosnące zainteresowanie wyglądem mężczyzn wzmaga presję, by prezentować się perfekcyjnie. To, co od wieków było głównie zmartwieniem kobiet, w ostatnich latach stało się również troską mężczyzn i zaczynają oni dotkliwie odczuwać przymus bycia pięknym. Panowie zauważyli, że wcale nie jest łatwo zaleźć dobrą pracę, jeśli nie posiada się odpowiedniej prezencji, a o znalezieniu miłej dziewczyny nawet nie wspominając… Do tego dochodzi jeszcze wielowiekowa tradycja, że to mężczyzna jest żywicielem rodziny i wciąż oczekuje się od niego, że będzie dużo zarabiał i realizował swoje zawodowe ambicje. Trudno się dziwić, że mężczyźni zaczynają dusić się w gąszczu oczekiwań i wszelkich presji.

Dla wielu jedynym sposobem na to, by rozprawiać się ze społecznym dyktatem piękna, są operacje plastyczne. Nie oszukujmy się, nie każdy jest takim szczęśliwcem, by urodzić się z buźką jak u JaeJoonga. Liczba dokonywanych operacji plastycznych w Korei rośnie z roku na rok i zaczyna osiągać niebotyczne wyniki. Udało mi się znaleźć statystyki na rok 2009.

[Uwzględniając ilość przeprowadzonych zabiegów w odniesieniu do ilości obywateli, Korea znajduje się na pierwszym miejscu rankingu
Na wykresie pokazana jest ilość przeprowadzonych zabiegów na 10 tys. ludzi żyjących w danym kraju]

Nawet były prezydent Korei, Roh Moo Hyun poddał się operacji plastycznej, fundując sobie podwójne powieki. Podwójne powieki to powszechna obsesja Azjatów. Chodzi o naturalne załamanie pomiędzy łukiem brwiowym a gałką oczną, gdy ma się otwarte powieki. Rasa biała ma takie coś od urodzenia, Azjaci – niekoniecznie. Niektórzy mają, inni nie, jeszcze inni mają tylko na jeden powiece. Posiadanie podwójnej powieki to synonim piękna i obiekt pożądania. Dochodzi nawet do tego, że rodzice fundują swoim pociechom taki prezent za dobre sprawowanie, czy jako prezent urodzinowy (czasem nawet na 12-te).

[JaeJoong prezentuje, o co cały ten krzyk]

Dokąd zmierza współczesny kult piękna? Ciężko orzec. Bez wątpienia miło się ogląda ładne i zadbane buzie, jednak gdy spojrzy się za kulisy owej nagonki, jakoś tak wszystko przestaje być już takie ładne i kolorowe. Nie chcę znów kończyć postu przygnębiającym stwierdzeniem. Ostatnimi czasy jakoś zbyt często przewijają się niewesołe konkluzje. Umówmy się zatem, że dziś zostawiam otwarte zakończenie. Podsumowanie zostawiam Wam, drodzy czytelnicy! :)

[Min Ho nie widzi powodów do zmartwień. Z taką buźką - nie dziwota!]

Cykl o flower boysach:

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 17 lutego 2012

K-popowa typologia (boys bandy) część I

Naukowe ujęcie.

[Daniel Henney]

No, na poły… Właściwie nie do końca naukowe. Nie spierajmy się o szczegóły.

Niedawno zajęłam się rozkładaniem typowych wątków w koreańskich dramach na czynniki pierwsze, kompilując przepis na dramę doskonałą, co zainspirowało mnie do dalszych poszukiwań analogii w koreańskim show-biznesie. I oto stanęłam przed pytaniem, czemu by nie poddać podobnej analizie k-popowych klipów? Nie powinno nikogo dziwić, że moja orientacja w boys bandach jest zdecydowanie większa niż w damskich odpowiednikach (staram się nadrobić tę lukę, aczkolwiek motywacja nie ta sama ;p), dlatego też tym razem skoncentruję się na śpiewających panach i ich teledyskach. Drodzy moi, oto skompilowana przeze mnie typologia klipów boys bandów k-popu!

(znów zmuszona jestem podzielić post na części. Moja grafomania nawet mnie samą przeraża)

I podział uwzględniający nastrój teledysku, tak zwany „feel” (nie mylić z polskim boys bandem). Wyróżniamy tutaj 5 głównych typów:

  1. aegyo boys i ich rozkoszny świat
    typowe elementy: kolorowe porteczki, misiaczki, serduszka, uśmieszki, robienie „dzióbków” do kamery, zalotne mruganie do kamery, tulenie/dotykanie kolegów z zespołu, radosne pląsy i wszystko co różowe, słodkie i urocze
    przykłady (kliknij, żeby obejrzeć): DBSKBaloons”, SHINeeReplay”, „Hello”, B1A4Beautiful Target”, BoyfriendBoyfriend”, GDBreath”, F.CUZWanna Be Your Love”, Big BangLollipop 2

[królowie kolorowych porteczek - SHINee]

Jestem więcej niż przekonana, że większości z Was przy pierwszym spotkaniu z tego typu „radosną twórczością” koreańskich boys bandów aż zawibrowały plomby w zębach od nadmiaru słodyczy. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie wywarł na mnie klasyk gatunku – „BaloonsDBSK – na samym początku mojej koreańskiej przygody. Oj, moja mina była wtedy warta zobaczenia! A teraz, zabawne, acz prawdziwe, uwielbiam ten teledysk! Przecież jest tak uroczy! ^^


No, ale nie oszukujmy się, ten nurt nie należy do moich ulubionych i w większości nie powracam już do raz obejrzanego klipu a już na pewno nigdy nie zdarzyło mi się oglądać jakiegokolwiek maniakalnie, sto razy pod rząd, jak zdarza mi się z teledyskami innego typu… -_-` Ale o tym później.


Oddajmy jednak sprawiedliwość – niektóre aegyo-klipy są całkiem fajnie zrobione i przyjemne dla oka. „Beatiful TargetB1A4 jest tak pocieszny, że nie można go nie lubić (no, pewnie można, ale mi ten teledysk zawsze poprawia humor). Mistrzami tego typu twórczości są jednak bez wątpienia SHINee. Ich kolorowe porteczki i urocze minki są słodkie, ale nie przesłodzone i ogląda ich się naprawdę miło. Sprawdzicie choćby takie hity jak „Replay” czy „Hello”, ale zapewniam, że jest tego znacznie więcej! Wart obejrzenia jest też teledysk Boyfriendsów do piosenki o zaskakującym tytule „Boyfriend”. Na uwagę zasługuje przede wszystkim dance version tego klipu. Moim zdaniem jeden z najlepszych układów choreograficznych, jakie widziałam. Niesamowite!



Mimo wcześniejszych zachwytów, jest też całe mnóstwo klipów, których przeciętny mieszkaniec starego kontynentu strawić nie może. A przynajmniej trawienie przychodzi z trudem, jak po sutej kolacji na imprezie u cioci. Moim ulubionym przedstawicielem w tej kategorii jest F.CUZ i ich „Wanna Be Your Love”. Nie wiem co ich stylista brał przed wymyśleniem tych stroi, ani tym bardziej co reżyser teledysku sobie myślał, każąc chłopcom się tak obściskiwać i trzymać za łapki, ale ewidentnie ktoś tu przesadził. Mam pewną teorię na ten temat. Myślę, że stylista został zmuszony do ubrania chłopaków w takie straszniste ciuchy i wcale nie był tym faktem zachwycony. Przemycił więc spostrzegawczym widzom wiadomość, co myśli na ten temat. Jedna z naszywek, naklejek, czy co to tam jest na piersi Lee-U głosi całemu światu „F*ck me blind”. Nie żartuję. Chciałabym.


  1. bad boys (vel. mroczny look)
    typowe elementy: czarne ciuchy, skóra, fura, komóra, kije baseballowe, mroczne spojrzenia, kopniaki i uderzenia pięścią w powietrze w tańcu (lub w czyjąś mordę w klipie z fabułą), wywijanie bioderkami i błyskanie nagością klat
    przykłady: B.A.P.Warrior”, DBSKKeep Your Head Down”, Block BNalina”, Kim Hyun JoonBreak down”, Lee Jun Ki J Style”, Rain I’m coming”, „Rainism”, Super Junior Don’t Don”, GDShe’s gone”, BattleCrash”, SuperNowaSuper Star


O tak! To jest coś, co tygryski lubią najbardziej! Energia, testosteron, pewność siebie, otrzaskane mordy, groźne spojrzenia i rozróba! Mrrrr… To znaczy, nie żebym lubiła przemoc czy coś… Tudzież niegrzecznych chłopców… No tego, no… Ekhm.
Piosenki z tego nurtu zwykle są równie energiczne i „gorące” jak same klipy, a ja osobiście preferuję muzykę „z życiem”, więc zapewne właśnie dlatego z tej kategorii wywodzą się teledyski, które oglądałam już tyle razy, że wciąż się dziwię, dlaczego mi się jeszcze dysk twardy w tym miejscu nie zatarł… Tak, to na pewno kwestia wpadającej w ucho muzyki. Niczego innego. Ekhm. By ustrzec się przed dalszą kompromitacją, lepiej przejdę do omówienia kilku z powyższych przykładów.

B.A.P.Warrior


Że tak sobie pozwolę zacząć: oż, w paszczę! Toż to dopiero był debiut! Z przytupem! A właściwie, to z rąbnięciem! Woooow! O kim mowa? O B.A.P. (wbrew pozorom nazwa zespołu to nie skrót od Bezpiecznej Armatury Przeciwpowodziowej sp. z.o.o, ani tym bardziej od Biura Architektonicznego Plewa, a od Best Absolute Perfect, chociaż w świadku nie-koreańskich fanów k-popu zwykło się ten skrót rozszyfrowywać jako Blond Azjatyckie Persony). Chłopcy z tego zespołu mają w porywach 21 lat (najmłodszy, ZELO liczy zaledwie 15 wiosen! @_@), ale pewności siebie mógłby im pozazdrościć nie jeden stary chłop. Aż wieje od nich agresywnym przekonaniem, że to oni są właścicielami sceny i uwagi widzów. Mrauki! Naprawdę dobra robota, chłopaki! Mimo, iż nie jestem wielką fanką rapu, to Bang Yong Guk od pierwszej sekundy zawojował moją wyobraźnią swoim niskim, zachrypniętym głosem, a i nieletni ZELO nad podziw dobrze radzi sobie przed mikrofonem (przed kamerą z resztą też). Dobrych kilka dni chodziłam po domu, rycząc najniższym głosem, na jaki mnie stać, „waaaaaaarrior!”. W sumie, do teraz zdarza mi się tak podśpiewywać. No i jeszcze nie można zapomnieć o choreografii. Toż to prawdziwy majstersztyk! Totalnie uwielbiam ten moment, gdy w końcowej scenie ZELO zostaje otoczony przez swoich kolegów z zespołu, rozgląda się nerwowo, podskakując zgodnie z rytmem muzyki, a potem, pada, zastrzelony palcowymi spluwami. Byle tak dalej! Czekam na więcej!

Lee Jun Ki J Style


Że też koreańska cenzura to puściła! Ho-ho, czego to Jun Ki nie obiecuje swoim słuchaczkom, co zrobi z nimi w nocy… Strach się bać, co się teraz dzieje, jak wypuścili go takiego wyposzczonego z wojska. Przestaję się dziwić, dlaczego bilety na spotkanie z nim w dzień zakończenia służby zostały wysprzedane w 60 sekund… Oj, niegrzeczny, niegrzeczny chłopiec z tego Jun Ki…

Rain Rainism

Czy mówienie o niegrzecznych chłopcach miałoby w ogóle jakąś rację bytu, gdyby nie wspomnieć Raina? Toż to jest król bad boysów! Nie mam pojęcia, ile dokładnie jest teledysków w tej tonacji, ale na pewno duuuużo. No i najgorętszy z gorących, najbardziej diaboliczny i przesiąknięty ciemną mocą, czyli „Rainism”.


Jak już jesteśmy przy Rainie. Jakiś czas temu oglądałam na YouTube fragment koncertu, na którym śpiewał i tańczył do „Hip Song”. W choreografii pełno jest niedwuznacznych uderzeń biodrami i kręcenia nimi to w tę to w tamtą (w końcu piosenka biodrowa, jak sam tytuł wskazuje!), ale za każdym razem, gdy Rain podchodził w stronę publiczności, kręcąc bioderkami w ich stronę, kamera jakimś dziwnym trafem pokazywała akurat piosenkarza od tyłu. Albo jakoś tak tylko górną połowę ciała. Albo w ogóle było ujęcie na publikę… Eh, Rain, Ty stary zboczeńcu! Żeby Cię tak musieli ciąć i sprytnie kadrować, co by dzieci nie deprawować! Kocham koreańską troskę o delikatne umysły! ^^

[kliknij tutaj, by zobaczyć, o czym mówię]

  1. jesteśmy tacy hot i w związku z tym zakręcimy kilka razy bioderkiem:
    typowe elementy: kręcenie bioderkami bez celu innego, jak tylko wprowadzenie damskiej części widowni w stan bliski omdleniu, rozrywanie/zdejmowanie z siebie koszulki, kręcenie owym obnażonym torsem (to rzadko, niestety; częściej kręcenie okoszulkowaną klatą), pewne siebie uśmiechy i przeciągłe spojrzenia w kamerę. No i koniecznie, ale koniecznie (!) pocieranie dłonią warg i twarzy (więcej o tym fenomenie tutaj)
    przykłady: Super Junior Sorry, Sorry”, U-Kiss Tick-Tack”, DBSKMirotic”, MBLAQOh, yeah”, JunsuIntixication”, SHINeeLucifer”, „Ring Ding Dong” i cała masa innych. Każdy zespół ma na swoim koncie takie dokonania.

W tej kategorii bezsprzecznymi mistrzami są Super Junior. Chłopcy tak dalece przekonani są, że sama ich obecność wystarczy, by stworzyć najlepszy klip na świecie, że nie martwią się takimi szczegółami jak scenografia, czy fabuła. Po cóż takie zbytki, kiedy mamy przed sobą całą masę przystojnego chłopa! Do wyboru, do koloru. Każdy pląsający, każdy wargi pocierający, każdy gorący, i niczym Adonis urzekający.

[lista wyszukiwania na YouTube. Różnorodność kadrów może uderzyć do głowy]

Nim fanki Super Junior zawiążą tajny spisek, by pomścić moje złośliwości, pozwólcie mi coś dodać. Nie zrozumcie mnie źle, daleka jestem, by narzekać na pląsających i wymachujących bioderkami skośnookich facetów! Co to, to nie?! Boże broń! Moje utyskiwanie związane jest ino z lekką monotonią prezentowanych przez Super Junior teledysków. Ile można umieszczać tych samych chłopaków w zupełnie pustym studio, ubierać ich w jaśniejsze lub ciemniejsze garniaki i kazać im pląsać? Czasem zdarzy się szaleństwo i chłopaki mają na głowach śmieszne, ruskie czapule. Wow… Po prostu stać ich na więcej i wreszcie powinni dostać szansę, by to pokazać. Wspomnijmy chociaż takie stare, dobre czasy, jak „Don’t Don” z 2007. Jak się chce, to można!

[Super Junior i ruskie czapule]


  1. przeżywająco-smutni:
    typowe elementy: wilgotne spojrzenie, obsesyjne obserwowanie podłogi, ból odmalowujący się na licach, łapanie się za ciuchy na klacie, kładzenie dłoni na sercu (własnym), łapanie się za głowę, przesadna gestykulacja podkreślająca ból istnienia
    przykłady: 2AMLike Crazy”, 2PMWithout you”, SE7EN When I can’t sing”, B2STFiction”, Taeyang Wedding dress”, MBLAQCry”, DBSKMy Destiny”, Big BangMy Heaven

    [chłopie, przestań się mazać!
    Kadr z klipu MBLAQ "Cry"]

To nie jest to, co tygryski lubią najbardziej. Jestem dość wrażliwa na muzykę, wiec staram się unikać smętnych pieśni, by nie popadać niepotrzebnie w melancholię. No, chyba, że męczy mnie chandra, to wtedy fajnie jest sobie włączyć coś, co pogłębi stan emocjonalny. Albo jak się uczę/próbuję uczyć, to wybieram wtedy mniej porywający do tańca podkład muzyczny. A co do teledysków tego typu: jak dla mnie są najczęściej straszliwie nudne. Nie ma tańcy, nie ma kręcenia bioderkami (chociaż… zdarzają się miłe wyjątki! ^^), zwykle jest stanie w kącie/na moście/w łazience nad odkręconym kurkiem (co oni mają z tym marnowaniem wody?!), ewentualnie siedzenie gdzieś pod budką telefoniczną/nad brzegiem rzeki/w ciemnym mieszkaniu czy gdzie tam jeszcze i długie sekwencje przeżywania. Zbolałe miny, łzy w oczach, darcie szat (czasem dosłownie! Rain, na Ciebie zawsze można liczyć!) i generalny brak akcji. Zdarzają się ciekawe wyjątki, jak B2STFiction” czy 2PMWithout You”, ale generalnie, szału nie ma.

  1. w romantycznym uniesieniu:
    typowe elementy: pojawia się kobitka, kobitka jest tulona i głaskana po łepku, trafiają się nawet pocałunki (!), klimat jest miły i romantyczny, chociaż nierzadko gdzieś w tle czai się widmo przeżywająco-smutnego klimatu
    przykłady: Jay Park Star”, GD&TOP Baby Good Night”, Rain Love Song”, SeungriOpen the window”, Teen TopCrazy

    [GD i "Baby Good Night"]

Takie klipy nie zdarzają się za często, bo jest pewna rzecz, którą należy wiedzieć o azjatyckich fanach – są namiętni. By nie powiedzieć szaleni. Niektóre fanki latami żyją w wyimaginowanym związku ze swoim idolem i jakąkolwiek panienkę u boku swojego bożyszcza traktują jak śmiertelnego wroga. Nie mówiąc już o tym, że istnienie niebezpieczeństwo, że fanka obrazi się śmiertelnie za zdradę. Co innego, gdy taki teledyskowy romansik pokazany jest jako retrospekcja tragedii, w której owo dziewczątko zginęło, albo zdradziło naszego bożyszcze. Wtedy sprawa wygląda inaczej. Wtedy fanka ma pole do popisu, może przytulić i ukoić złamane serce swojego „chłopaka” (no, przynajmniej w jej imaginacji) i wszyscy są zadowoleni. Aczkolwiek w klipie Jay Parka „Star” albo w „Good Night” duetu GD&TOP widma tragedii i złamanego serca nie ma. Zaskakujące. Ciekawe jak mają się aktorki, występujące w tych teledyskach?

[na miejscu tej pani, wolałabym mieć na głowie papierową torbę. Aczkolwiek miejsce godne pozazdroszczenia :D. Jakby ktoś nie wiedział, to Rain i jego "Love Song"]

Na chwilę obecną to tyle. II część typologii i podział teledysków ze względu na występujące w nich stałe wątki tematyczne znajduje się tutaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...