Pokazywanie postów oznaczonych etykietą homoseksualizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą homoseksualizm. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 grudnia 2014

Seks, przemoc i lesbijki… w k-popie?!

Wow… Nie sądziłam, że dożyję dnia, kiedy TAKI skandal wybuchnie w koreańskim show-biznesie! Nie dość, że seks, to jeszcze przemoc, próby samobójcze i lesbijki! A przecież, jakby wielu chciałoby wierzyć, w Korei nie ma czegoś takiego jak homoseksualizm!


Skandal nie przestawia co prawda jedynej, potencjalnie znanej, homoseksualnej gwiazdeczki k-popu w najlepszym świetle, ale jaki skandal kiedykolwiek poprawił czyjeś notowania? Jak przypuszczać należy, jak długo ktoś wiedzie cnotliwe życie, to jego seksualne preferencje nie znajdują się w centrum powszechnego zainteresowania. No, chyba, że wygląda się jak Kang Ji Hwan, to wtedy dociekliwość na tym tle jest uzasadniona!


Do rzeczy!

Nie wiem, czy ktoś z Was słyszał o Lovelyz, grupie od Woollim Entertainment, która zadebiutowała na początku listopada tego roku. Status k-popowych świeżynek nie przeszkodził im w wejściu na k-popową scenę z przytupem i od razu stały się bohaterkami jednego z największych skandali ostatniego czasu (przynajmniej w moim odczuciu). W kilka dni po opublikowaniu zdjęć grupy, zapowiadających ich debiut, pojawiły się dziwne plotki. Wieść głosi, jakoby to jedna z członkiń zespołu, Seo Ji Soo, zmuszała swoje byłe partnerki do pozowania do zdjęć nago i później rozpowszechniała owe akty bez ich zgody. Z dnia na dzień podobnych wyznań i rewelacji przybywało, a managerowie z Woollim rwali sobie zapewne włosy z głów.

Byłyśmy kochankami i [Seo Ji Soo] zawsze chciała seksu i byśmy robiły zdjęcia w jego trakcie. Mimo że mówiłam, że nie chcę, ona wściekała się na mnie i oskarżała, że jej nie kocham i obrzucała obelgami.

Wyznała jedna z poszkodowanych. Inna stwierdziła, że Seo Ji Soo nagrała potajemnie ich miłosne igraszki i wysłała nagranie do firmy, w której pracowała niczego nieświadoma ofiara. Dziewczyna musiała zrezygnować z pracy i próbowała nawet popełnić samobójstwo!

[Seo Ji Soo]

Co by nie mówić, oskarżenia są grubego kalibru. Woollim zaklina się na wszystkie świętości, że ich podopieczna jest niewinna i że cały świat sprzysiągł się przeciwko niej. Agencja wydała oczywiście oficjalne oświadczenie w sprawie, ale jak to często w przypadku oficjalnych oświadczeń i koreańskich agencji gwiazd bywa, nie ustrzeżono się kwiatków:

Jest to wiadomość od Woollim Entertainment. Odnosząc się do plotek wokół Seo Ji Soon z Lovelyz, [pragniemy stwierdzić, że] są one całkowicie nieprawdziwe.

[…]

Świat wytyka palcami jedną dziewczynę, która miała właśnie zadebiutować, a cały ten incydent został rozdmuchany do stopnia, w którym będzie jej trudno wieść życie nie tylko jako celebrytka, ale również jako istota ludzka. Błagamy was. Prosimy, ujawnijcie się. Jeśli powodem, dla którego pragniecie pozostać w cieniu, jest fakt, że przynależycie do mniejszości seksualnych, nie udawajcie wtedy, że jesteście ofiarami. Jeśli naprawdę sądzicie, że wasza sprawa jest poważna, zgłoście się na policję i współpracujcie z nami.

Mówimy tutaj o życiu dziewczyny. Jeśli Seo Ji Soo popełniła choćby jeden zły czyn, poniesiemy odpowiedzialność prawną.

Odważne stwierdzenie. Jeśli należysz do mniejszości seksualnych, to lepiej nie fikaj, bo cokolwiek by cię na tym tle spotkało, to i tak twoja wina. A trudno się dziwić, że owe biedne lesbijki jakoś nie śpieszą się z wrzeszczeniem na całą Koreę: „miałam seks z Seo Ji Soo, a tu na dowód kilka pikantnych zdjęć!”, bo poziom akceptacji dla ludzi kochających inaczej nie zatrważa swoją wysokością. Dla nich nie jest to tylko sprawa o sprawiedliwość za wyrządzone krzywdy, ale również wyznanie swoich preferencji światu.

[zdjęcie promujące debiut Lovelyz]

Abstrahując już od dyskryminacji (temu to by można było serię artykułów poświęcić!), Woollim konsekwentnie drąży sprawę oficjalnymi drogami i chce dociec prawdy. Policja już wystąpiła do sądu o pozwolenie śledzenia adresów IP osób, które pierwsze zaczęły rozpowiadać owe rewelacje i to tylko kwestia czasu, aż wszystko się wyjaśni.

Jakkolwiek nie chcę wysuwać żadnych wniosków, bo co ja tam wiem o sprawie, sporo jest kontrowersji wokół Seo Ji Soo. Trainee agencji wyznali, że Woollim wiedział o tych plotkach już wcześniej, ale kilka razy powstrzymał Seo Ji Soo przed odejściem z firmy. Dziewczyna jako jedyna miała niemą zgodę agencji na randkowanie ze swoim chłopakiem (o ile to był chłopak), podczas, gdy tajemnicą poliszynela jest, że wszyscy podopieczni agencji mają zakaz angażowania się w romantyczne relacje. Jakby tego było mało, Ji Soo kilka razy donosiła managerom, jakoby inne dziewczyny z zespołu się nad nią znęcały, co za każdym razem okazywało się kłamstwem.

Z tego co ja rozumiem, ktoś z poważnymi koneksjami/pieniędzmi musi stać za tą dziewczyną. W środowisku o tak dużym stopniu rywalizacji niespotykane jest, by zarząd agencji bez żadnej widocznej przyczyny tak faworyzował jednego ze swoich podopiecznych. Miejmy nadzieję, że to tylko jakiś wpływowy tatuś czy inny wujek (prawdziwy wujek!).


Ciekawa jestem, czy te zarzuty są prawdziwe, czy może psotny charakterek Seo Ji Soo przysporzył jej już na progu swojej kariery tylu wrogów. Miejmy nadzieję, że tym razem sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan (jak tu) i już niebawem czegoś się dowiemy. Póki co Ji Soo przebywa ze swoją rodziną, odpoczywając i odzyskując duchową równowagę po załamaniu nerwowym i wizycie w szpitalu.

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 13 lipca 2012

Fenomen AKB48

Drodzy chłopcy z Super Junior. W tym miejscu chciałam Was serdecznie przeprosić za wszystkie moje nieprzystojne żarty pod Waszym adresem. Cofam uszczypliwe komentarze odnośnie liczebności Waszej grupy i te o przeroście formy nad treścią. Podobne uwagi wypływały z mojej niewiedzy i nieznajomości tematu. Biję się w piersi <trzask, trzask> i obiecuję poprawę. 
 

Czy dobrze się czuję? Jak najbardziej! Po prostu całkiem niedawno dowiedziałam się o egzystencji japońskiego girls bandu, który liczy sobie, bagatela, 64 członkinie…

Tia… Pewnie tym stwierdzeniem pozwoliłam właśnie, by moja ignorancja w temacie zobaczyła światło dzienne, bo od kilku lat zespół AKB48* jest niesamowicie popularny w kraju kwitnącej wiśni. Ponad 10 milionów sprzedanych płyt, 200 milionów dolarów rocznego zysku ze sprzedaży krążków tylko w Japonii, czołowe miejsca na listach przebojów… Popularność zespołu jest tak duża, że grupa urosła do rangi społecznego fenomenu i jest całkiem sporo różnego typu badań, analizujących przyczyny jej sukcesu. Na swoją obronę mam tylko tyle, że to wszystko wina koreańskich chłopców! To oni robią, co mogą, by moja uwaga ani na moment nie rozpraszała się na inne kraje. Nieładnie, chłopaki… Doprawdy…

MySpace

Patrząc na dziewczęta z AKB48, sformułowanie „przemysł muzyczny” nabiera zupełnie nowego  znaczenia. Konceptem, który przyświecał założycielowi i producentowi zespołu, Yasushiemu Akimoto, było stworzenie grupy „idoli, których możesz spotkać osobiście”. By tego dokonać, jego zespół nie mógł ograniczać się do standardowych 5-6 osób. Jeśli AKB48 miało być dostępne dla mas, musiało mieć też masową ilość występujących w nim członków. Tylko dzięki armii dziewcząt w zespole, można było urzeczywistnić założenia codziennych występów na żywo oraz odpowiednio promować girls band w mediach. W innym wypadku tak napięty terminarz występów i nagrań wysłałby do grobu z przepracowania standardowy zespół w przeciągu miesiąca. A zamysł jest ambitny. Dziewczyny występują codziennie we własnym teatrze, właśnie po to, by każdy z fanów mógł bez problemu dostać bilet na ich koncert w przystępnej cenie. Obecnie popularność grupy jest tak duża, że bilety muszą być przyznawane na zasadzie losowania, bo mimo codziennych występów i tak ciągle brak jest miejsc dla wszystkich chętnych. Dodatkowo regularnie organizowane są wydarzenia typu: „uściśnij rękę dziewczyn z AKB48”, podczas których panienki stoją w rządku i grzecznie kłaniają się i ściskają dłonie swoich fanów.

[pan Akimoto z kilkoma swoimi podopiecznymi.
Ciekawe czy choć on jest w stanie wymienić imiona wszystkich dziewczyn w zespole... :>]

Co więcej, zespół podzielony jest obecnie na 4 podgrupy (Grupy: A, K, B i 4, które liczą sobie po 16 dziewcząt każda), sprawiając, że zespół może występować w czterech różnych miejscach jednocześnie.
Ilość reklam z udziałem dziewcząt z AKB48 jest zatrważająca. Np. 28. lutego bieżącego roku wyemitowano w Japonii w różnych stacjach telewizyjnych 90 różnych reklam, z udziałem dziewcząt z tej grupy. Jednym słowy, gdzie nie spojrzysz, AKB48! Pewnie jak się wchodzi do japońskiej toalety i otwiera się przed nami klapa (ach, te szpanerskie japońskie kibelki!), to wyskakuje z muszli któraś z dziewczyn.

Ale to nie koniec geniuszu Yasushiego Akimoto! Rola fanów AKB48 nie sprowadza się jedynie do chodzących portfeli, które powinny otwierać się za każdym razem, gdy grupa wypuści na rynek nowy singiel, czy daje koncert w ich mieście. Regularnie odbywają się wybory (nazywane „senbatsu”, czyli wyborami generalnymi), podczas których to fani decydują, które dziewczęta wezmą udział w nagrywaniu następnego singla grupy. By wziąć losy zespołu w swoje ręce wystarczy kupić ostatni singiel, w którym znajduje się specjalny kupon, który umożliwia zarejestrowanie się w internetowym systemie i oddanie głosu na swoją ulubienicę. Te dziewczęta, które dostaną najwięcej głosów, nie tylko dostają prawo nagrania nowej piosenki, ale także będą najbardziej promowanymi członkiniami zespołu i dostąpią zaszczytu występowania w środku układu tanecznego. W ostatnim wydarzeniu tego typu wzięło udział niemal 1,4 miliona fanów.


Wybory te zdają się wzbudzać więcej emocji, niż prawdziwe, polityczne. Szczególnie „gorącym” okresem jest ostatni tydzień głosowania oraz oczywiście ogłoszenie wyników. Dziewczęta dają z tej okazji specjalne występy, a zwyciężczynie głosowania niezmiennie zalewają się łzami i obiecują pracować ciężko, by spełnić pokładane w nich nadzieje.

Przy takiej ilości rywalek, konkurencja wewnątrz grupy oraz panujący w niej zamordyzm muszą być na niezłym poziomie. Zwłaszcza, że same członkinie zespołu otwarcie przyznają, że „nie mają szczególnego talentu”, ale klną się, że dadzą z siebie wszystko, by osiągnąć perfekcję i stać się topowymi piosenkarkami, aktorkami, tancerkami, a w ogóle to najlepiej po ukończeniu przygody z zespołem, rozpocząć solową karierę. Członkiniami grupy mogą być tylko dziewczęta w przedziale 14-26 lat, potem doznają automatycznej „promocji” z grupy (czyli są z niej wywalane na zbity łep). Jakoś żadnej „absolwentce” AKB58 dotychczas nie udało się zabłysnąć na japońskim rynku.


Przy takiej taśmowej produkcji idolek, nie ma co oczekiwać, że poziom tworzonego przez nich przedstawienia jest wysoki. Kryteria doboru nowych dziewcząt też nie są szczególnie wygórowane (przy takim przerobie nie mogą sobie pozwolić na wyśrubowane oczekiwania, bo im się populacja skończy). Byle była szczupła, umiała jako tako tańczyć i śpiewać, resztę się doszlifuje. Urody dziewczęta także nie są wybitnej. Na pewno są słodkie i urocze, ale nie różnią się wiele od dziewczynek, jakie siedzą w ławkach japońskich szkół.

Ich niedoskonałość, też jest jednym z czynników, zapewniających dziewczynom popularność. Wszystkie wydają się być takie zwyczajne, normalne i nie odstraszają od siebie fanów swoim perfekcjonizmem, jak np. idealnie skrojone koreańskie girls bandy. Jeden z tajwańskich fanów grupy, Kao Yi-wen, w taki oto sposób podsumował czar AKB48: „Możesz obserwować, jak dorastają. Na początku może i nie były zbyt dobre, ale z upływem czasu, da się zauważyć ich rozwój, jak rozbłysły na scenie”. Wielu fanów traktuje dziewczęta jak swoje młodsze siostry, albo przyjaciółki, a nie odległe, nieosiągalne gwiazdy, o których tylko można marzyć i do których wzdycha się wieczorową porą, spoglądając na rozgwieżdżone niebo…

Jak pisałam, taki koncept ma też swoje konsekwencje. Dla dobra nauki zapoznałam się pobieżnie z twórczością AKB48 i całe szczęście, że Linkin Park niedawno wydali swój nowy album, bo jak nic dostałabym cukrzycy z nadmiaru słodyczy, jaki wyskakiwał na mnie z każdego, oglądanego przeze mnie klipu. Do teraz aż zgrzyta mi w zębach… Jak nic czuję postępującą próchnicę!

[ujęcie z "Heavy Rotation"]

Moje rockowo-metalowe kubki smakowe już dawno złagodniały i k-pop bardzo służy mojej obecnej diecie, ale AKB48 to już jest krok postawiony za daleko. Muzycznie „Beginner” da się jeszcze strawić, ale kolejny wielki hit grupy, „Heavy Rotation”, zakończył się wielkimi problemami natury gastrycznej. Pomijając tragiczny, cukierkowy bicik i budzące dreszcze przesłodzone głosiki, sam klip tak naszpikowany jest fan-serwisem, że zaczyna przypominać początkowe sceny japońskich pornosów (no, przynajmniej zgaduję, że tak powinny te wstępy wyglądać). Mamy całą armię roznegliżowanych panienek, które widz podgląda przez dziurkę od klucza, mamy ujęcia ze „zboczonej kamery” i zbliżenia na to, co dziewczęta mają pod spódniczkami, mamy słodkie buziaczki w ustka, jedzenie ze wspólnej miski (nie żartuję!) i beztroskie baraszkowanie w łóżku.

Dowody rzeczowe poniżej:

  

Tego typu scenki rodzajowe nieodłącznie towarzyszą występom zespołu, co wzbudza słuszne kontrowersje. Daleko mi od hipokryzji gorszenia się takimi zachowaniami u girls bandów, gdy zupełnie mnie to nie rusza w męskim wykonaniu, ale gdy każe się 14- i 15-latkom wskakiwać w skąpe kostiumy kąpielowe i wyzywającą bieliznę, to już przestaje to być w porządku. Teksty piosenek też bywają mocno dwuznaczne, nie pozostawiając złudzeń, co do charakteru występów.

Szczególnie wspominany przeze mnie teledysk do „Heavy Rotation” był obiektem sporej krytyki. Producentka dzieła, znana i uznana fotograf, wytłumaczyła, iż tworząc to wideo chciała trafić w gusta zarówno męskiej, jak i damskiej widowni. Wiadomym jej było, że AKB48 ostatnimi czasy zyskiwała coraz większą popularność wśród dziewcząt, więc miał to być taki ukłon w ich stronę…

 ["Heavy Rotation" dla odważnych]

Nie wiem jak Wy, kochane czytelniczki, ale wysoko na mojej liście priorytetów każdej zawieranej znajomości znajduje się zajrzenie pod spódniczkę mojej nowej koleżanki… No WTF?! I to jeszcze kobieta będzie nam wpierać, że tego typu klipy są tworzone, żeby zrobić NAM przyjemność?! Całe życie wydawało mi się, że to lesbijki są w mniejszości seksualnej… Może coś przegapiłam?

Głośno też było o reklamie cukierków Puccho, która zaczęła być nadawana od 15 marca 2012 r. Dziewczyny z AKB48, ubrane w szkolne mundurki, podawały sobie owy cukierek ustami. Teoretycznie trzymały go zębami a ich usta się nie dotykały, jednak nie obyło się bez homoseksualnych kontrowersji. Potem, żeby nie wyjść na homofobów, sprostowano, że głównym problemem reklamy jest promowanie „niehigienicznych zachowań”. Afera była tak duża, że nawet pojawiły się o niej wzmianki w polskich mediach. Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami i komentarzami polskich internautów, zapraszam na blog Ajiano eiga.


No ale cóż tam skandale i kontrowersje! Panowie się cieszą, panie śpiewają, karawana idzie dalej i co więcej, chce podbić cały świat! A przynajmniej część Azji. Biznesowe talenta pana Akimoto znów dają o sobie znać, bo obecnie zajmuje się formowaniem zagranicznych „sióstr” zespołu: indonezyjskiej JKT48 (skrót od Jakarty), tajwańskiej TPE48 (od Taipei) i chińskiej SNH48 (od Szanghaju). Ja na razie indonezyjski klon radzi sobie całkiem nieźle. Oby tylko panu Akimoto nie przyszło do głowy zapuszczać macek dalej! 

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

Więcej na temat:


* nazwa zespołu to skrót od nazwy dzielnicy Akihabara (w skrócie Akiba), gdzie mieści się teatr grupy. Początkowo liczba dziewczyn w zespole wynosiła dokładnie 48, stąd cyferki w nazwie.

poniedziałek, 9 lipca 2012

To nie tak, jak myślisz!

Jeśli usłyszysz takie słowa z ust swojego koreańskiego lubego, którego właśnie przyłapałaś na beztroskim obściskiwaniu swojego kumpla, może znaczyć to tylko jedno: na 99% to rzeczywiście nie tak, jak myślisz. A właściwie marna szansa, byś usłyszała takie słowa z jego ust, bo nawet mu przez myśl nie przemknie, że mogłabyś nieopatrznie odczytać jego męską przyjaźń.

 [U-KISS]

Oblicze męskiej przyjaźni w Azji jest zdecydowanie inne, niż to, do jakiego przywykliśmy na naszym kontynencie. Zarówno na wschodzie jak i u nas kobiety mogą się bezkarnie przytulać, chodzić trzymając się za ręce, słać sobie buziaczki i nikt ich nie oskarży o odmienne preferencje seksualne. Panowie zaś… Jeśli nie chcą wysłuchiwać pod swoim adresem różnorodnych insynuacji, lepiej ażeby poprzestali na dziarskim poklepywaniu się po pleckach. Byle niezbyt intensywnym…

Trochę to przykre, bo nie sądzę, by panowie byli ulepieni z innej gliny. Zapewne mają taką samą potrzebę bliskości i dotyku jak kobiety. Ale jak mężczyzna przekroczy wiek lat nastu, to jakby przestał mu się należeć nieseksualny dotyk. Ojciec go za często nie przytuli, bo to niemęskie… Kumpel? Olaboga?! Toż nie są gejami, żeby mieli się obściskiwać! Jak za często tuli się do matki, to usłyszy, że jest maminsynkiem, albo jeszcze lepiej – ma pewnie kompleks Edypa. A jak zacznie się przymilać do koleżanki, to albo dostanie w mordę, albo dziewczyna zacznie oczekiwać czegoś więcej… Nie macie lekkiego życia, panowie!

Dlatego właśnie pierwszy kontakt Europejczyka/Amerykanina z kulturą wschodu, może być nieco… mylący. Na ulicach, zwłaszcza wieczorową porą, można zobaczyć podstarzałych urzędników, którzy lekko rozchwianym krokiem i z rozchełstanymi koszulami, idą dziarsko przed siebie, trzymając się za ręce. W saunach/łaźniach roznegliżowani młodzieńcy z zaciętą miną czyszczą sobie wzajemnie plecki. W telewizji pięknolicy idole obściskują się na scenie, albo grają w nieprzystojne gry, podając sobie kartkę papieru… ustami. Czyżby w Azji nie ostał się już ani jeden heteroseksualny facet?! To jak oni się rozmnażają?!

[SHINee i ich kissing game]

No więc, to nie do końca tak… W Azji niestosowne jest okazywanie sobie publicznie uczuć pomiędzy kobietą i mężczyzną, ponieważ ma to seksualny wydźwięk. Przedstawiciele tej samej płci mogą zaś nieskrępowanie rzucać się sobie w ramiona i chodzić ulicami trzymając się za ręce, gdyż wg nich nie ma to innego podtekstu, jak tylko szczera, aseksualna przyjaźń. W tym aspekcie azjatyckie kultury są dużo bardziej demokratyczne, niż nasza zachodnia cywilizacja. Przytulanie, gładzenie się po buziach i inne formy cielesnego kontaktu między mężczyznami, które możemy nie raz zobaczyć na naszych ekranach, oglądając telewizyjne programy czy koncerty koreańskich gwiazd, nie są zatem niczym zdrożnym i bynajmniej nie świadczą o odmiennych upodobaniach danego celebryty.

 [zięciowo-teściwowo-szwagrowa integracja w saunie.
Nikt nie obiecywał że to będzie łatwa przyjaźń.
Lee Min Ho w dramie "Boys Before Flowers"]

Nie jest też tak, że homoseksualizm w Azji nie istnieje. Występuje zapewne w takim samym natężeniu jak wszędzie indziej, tyle, że tolerancja wobec osób odmiennej orientacji seksualnej jest zdecydowanie inna. Wiele koreańskich babć i dziadków jest święcie przekonanych, że homoseksualizm to choroba, przyniesiona przez białych przybyszy z zachodu (więcej tutaj), a otwarte przyznanie się do bycia gejem lub lesbijką może równać się wyrzuceniem z pracy (czego doświadczył np. Hong Seok-cheon) i znalezieniem się poza marginesem społecznym. Bez wątpienia problem tolerancji wobec homoseksualizmu to jedno z wielkich zdań, przed jakimi stoi koreańskie społeczeństwo. Widać już pierwsze jaskółki zmian, ale wciąż daleko jest do poziomu, w którym geje i lesbijki mogliby bez lęku wyjść z cienia. Mieszkając w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju, łatwo zauważyć, jak skomplikowany i długofalowy jest to proces.

Najbardziej zaskakująca jest w tym wszystkim schizofrenia, jaką możemy obserwować w koreańskiej i japońskiej pop-kulturze. Niby z jednej strony wszyscy artyści to 100% miłośnicy kobiet, ale niemal każdy występ losowego boys bandu ocieka homoseksualnymi podtekstami. Wiele gejów prowadzi przykładne życie męża i ojca, tylko po to, by sąsiedzi nie dowiedzieli się prawdy, a w tym samym czasie panie zaczytują się w mangach yaoi i z wypiekami na policzkach pędzą do kin na filmy typu „Antique Bakery” (tak na marginesie, nie dziwota, bo super film!).

[sama śmietanka koreańskich ciach i yaoistyczne wizje - to misiał być HIT!
"Anitque Bakery"]

Opisywane niedawno przeze mnie przebieranki celebrytów w damskie stroje (tutaj), ponętne rozrywanie koszulek na koncertach (tutaj), seksowne zdjęcia (tutaj) oraz dwuznaczne zachowania panów na scenie, to właśnie osławiony azjatycki fanservice. Pod tym pojęciem kryją się wszystkie zachowania, które czynione są przez idoli wyłącznie ku uciesze fanów. Celebryci (albo ich agencje) doszli do słusznego wniosku, że są tym, kim są, tylko dzięki swoim fanom, więc w ramach podzięki za wsparcie i okazywaną miłość, robią dokładnie to, o czym marzą tłumy. A skoro fanki kochają yaoi, to dlaczego nie mieliby im zaserwować odrobiny live action?

[jak już, to już! Chłopaki z Super Junior się nie rozdrabniają!]

Często zainteresowani nie muszą nawet wiele robić, by stać się obiektem masowej fantazji. Czasem wystarczy przeciągłe spojrzenie, czasem niewinny uścisk, czasem jakiś opiekuńczy gest. Są też specjaliści od homoerotycznego fanservicu, którzy nie pozostawiają wiele miejsca na domysły. Z najbardziej znanych i lubianych par koreańskiego show-biznesu można wymienić: Eunhyuka i Donghae z Super Junior (chociaż tam, to tak na dobrą sprawę każdy z każdym. Sodomia normalnie…), Joon i Mir z MBLAQ i chyba najbardziej znany, aczkolwiek już niestety nieaktualny bromans* Yunho i JaeJoonga ze starego DBSK. Swojego czasu para była tak popularna, że nawet sami chłopcy nagrali parodię własnego „związku” w jednoodcinkowej dramie „Dangerous Love” (dla zainteresowanych, machnęłam kiedyś polskie napisy do tegoż dzieła, które można ściągnąć stąd (uprzedzam ino, że mój styl tłumaczenia jest dość... swobodny ;), a samą dramę można zdobyć tutaj. Tak na marginesie, ta strona to istny ocean szczęśliwości dla wszystkich fanów DBSK :).

[gorące sceny z "Dangerous Love"]

Ech, łezka w oku się kręci, gdy patrzy się na te wszystkie urocze zdjęcia i filmiki YunJae (pary miewają swoje unikatowe nazwy, powstałe z połączenia imion głównych bohaterów. Ten pan, który występuje w nazwie jako pierwszy, jest tym na górze… Jeśli wiecie co mam na myśli ;) i uświadamia sobie, że to już przeszłość. Nigdy nie byłam miłośniczką paringu (czyli zestawiania idol w bardziej lub mniej prawdopodobne męsko-męskie pary), ale ta dwójka wyraźnie się lubiła (bez podtekstów) i miło było popatrzeć na to, jak o siebie dbali i jak się wspierali. Ech… No cóż, pozostaje tylko mieć nadzieję na szczęśliwe zakończenie rodem z koreańskich dram i wzruszające połączenie kochanków któregoś dnia ;)

[JaeJong i Yunho]

Nieodzowną częścią paringu jest radosna i rozkoszna twórczość fanów. Fanki bynajmniej nie ograniczają się do snucia ekscytujących fantazji z udziałem swojej ulubionej pary, ale przelewają swoje pomysły na papier. Ileż jest fanficów (fanowskie opowiadania o idolach), fanartów (dzieł sztuki plastycznej), fanowskich filmów na YouTube, i innych przejawów kreatywnych porywów, tego nawet sam wujek Google nie zliczy!

Cóż takiego pociągającego jest w widoku/wizji dwóch przystojnych chłopców, zatopionych we własnych objęciach? Dokładniej zajmowałam się tym tematem przy okazji artykułu o yaoi, do lektury którego serdecznie zapraszam (tutaj), ale w dużym skrócie sprawa wygląda następująco:
  1. skoro hipotetyczna ja-fanka, nie mogę mieć na wyłączność mojego bożyszcze i szlag by mnie trafił, gdybym zobaczyła go w objęciach innej (o randkowaniu gwiazd tutaj), a jednak by uczynić moje fantazje bardziej realnymi, przydałoby mi się zobaczyć rzeczonego bożyszcze w romantycznej sytuacji – niech to już będzie facet. Serce mniej boli,
  2. dwóch przystojnych panów jest lepszych niż jeden,
  3. zawsze mogę sobie wyobrazić, że ten drugi przystojny pan to moje męskie alter ego, więc mogłabym pozabawiać się z moim bożyszcze, bez uczucia wstydu i lęku, że nie wypada, bo jestem kobietą i inne bla bla…
  
[DBSK]

Jak długo całe te bromanse i inne paringi pozostają w strefie fantazji i udawania, fanki są wniebowzięte. Jeśli jednak pojawia się choćby nikły cień podejrzeń, że czyjaś męska przyjaźń jest czymś więcej niż tylko niewinną przyjaźnią, sprawa nabiera zupełnie innego wymiaru.

Raz po raz pojawiają się plotki o rzekomych homoseksualnych romansach celebrytów i wtedy sami zainteresowani, jak i ich agencje, robią wszystko, by sprostować i wyciszyć podobne rewelacje. Tak jak Hong Seok-cheon nieomal wyleciał z hukiem ze swojej stacji za przyznanie się do bycia gejem, podobny los może spotkać nieheteroseksualnych idoli. Największy koreański portal Naver, który pełni tam rolę naszego poczciwca Google, jest niemal natychmiast przeczesywany przez show-biznesowe giganty i wszelkie nieodpowiednie newsy zostają usunięte. Sami celebryci występując w telewizyjnych programach albo wprost odżegnują się od takich romansów, albo w inny sposób udowadniają swoją 100% męskość (jakby gej nie był facetem…). Doskonałym przykładem jest tutaj Soohyun z U-KISS i jego wyrywne stwierdzenie, że lubi oglądać porno (więcej tutaj).

[Soohyun, niby taki niewinny ;)]

Tyle moich wywodów na dziś. A jak Wy zapatrujcie się na sprawę paringów i fanservicu z podtekstem? Mi właściwie nie przeszkadza, pod warunkiem, że nie jest zbyt nachalny i dosłowny. Mistrzowie bromansów: Super Junior, czasem pokazują jak dla mnie zbyt wiele, ale i tak koreańskie męskie romansiki to jest przedszkole w porównaniu z tym, co się wyrabia na koncertach japońskich zespołów rockowych! Że tam jeszcze prokuratura nie wpadła za deprawowanie młodzieży… Pfiu!

Zainteresowanych tematem odsyłam do świetnego artykułu na blogu SkośnoocyFlower Boys.

Więcej na temat:
Społeczne fenomeny


* bromans (z ang. bromance) to połączenie słów bro(ther) i romance. Pojęcie zostało stworzone przez Brody’ego Jennera i pojawiło się w tytule jego show w MTV „showBromance”. Słowo oznacza intensywną i skomplikowaną przyjaźń heteroseksualnych mężczyzn. Nie da się jednak nie zauważyć prowokacyjnej natury neologizmu, bo skoro użyto słowa „romans”, dwuznaczny fuzelek takiego związku pozostaje…

wtorek, 26 czerwca 2012

Przebieranki

Doskonale pamiętam, jak któregoś pięknego dnia, przeglądając zdjęcia w poszukiwaniu tapetki z G-Dragonem na pulpit, moje oczy po raz pierwszy ujrzały… G-Dragonię… Bardzo nie zszokowało mnie to odkrycie, bo Japończycy już wcześniej przyzwyczaili mnie do tego i owego. Wzruszyłam więc ramionami, stwierdzając, że G-Dragonia urodą nie grzeszy (o moja ignorancji tamtych lat!), po czym powróciłam do swoich poszukiwań.

 [wybacz mi, G-Dragonio! Wtedy jeszcze nie występowałaś w tej niepowtarzalnej 
wersji "Secret Garden"!
No skąd miałam wiedzieć?!]


Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że odkryte przeze mnie zjawisko, bynajmniej nie jest jednostkowym wyskokiem szalonego fashonisty, a obowiązującym trendem w k-popie. Czy jest choć jeden boys band, który nie ma na koncie przeróbki jakiegoś girls bandowego hitu albo sesji w spódniczkach? Super Junior są bezapelacyjnymi mistrzami przebieranek i ich wykonanie hitu SNSDHow Gee” stało się jednym z klasyków w k-popowej historii.


Przebieranie się mężczyzn w damskie stroje nie jest oczywiście niczym nowym ani typowo azjatyckim. W mojej podstawówce dzień wagarowicza uznany byłby za niebyły, jeśli w szkole nie pojawiłby się choć jeden chłopak w pończochach i z wypchanym stanikiem. To samo działo się na karnawałowych balach przebierańców, a z tego co widziałam i w Ameryce nie brak podobnych kostiumów z okazji Halloween. W naszej telewizji nie widzi się jednak zbyt wiele podobnych „wyskoków”, bo słusznie uznawane są za tandetne. Dlaczego więc w Korei przebieranki urosły do rangi k-popowego musu?

Mam nadzieję, że nie zostanę zlinczowana za to, co zaraz powiem, ale spójrzmy prawdzie w oczy: k-pop to nie jest bardzo ambitna dziedzina kultury i ciężko nazywać większość pląsających dziewczyn i chłopców „artystami”. Zdarzają się wyjątki, ale w większości są to po prostu uzdolnieni muzycznie i tanecznie ludzie, których głównym zadaniem jest dostarczanie rozrywki tłumom. I na tym polu nie mają sobie równych, nie ma nawet co dyskutować! Każdy element ich występów jest dokładnie przemyślany i wyćwiczony, a wszystko w trosce o to, byśmy się świetnie bawili (a oni zarobili przy okazji trochę kasy). Boys bandowe covery dziewczyńskich hitów nie mają zapewne innego celu, niż właśnie rozbawienie publiczności. Wystarczy posłuchać reakcji tłumu, gdy chłopcy pojawiają się na scenie z perukami na głowach. Nie będę też przeczyć, że i mnie bawią te przebieranki i przerysowane aegyo. Trudno nie uśmiechnąć się, gdy znani ze swojego buchającego testosteronu chłopcy z 2PM wyskakują nagle z różem na policzkach i kokardami na włosach, większymi niż ich głowy.


Jakkolwiek dla wielu takie przebieranki to niewinna rozrywka, należy zdać sobie sprawę, że istnieje też i ciemniejsza strona medalu. Może dziwić, że w patriarchalnej Korei, gdzie role związane z płcią są ściśle wyznaczone, nikt nie widzi niczego zdrożnego w tym, że idole młodzieży przebierają się w damskie ciuszki. Zwróćmy jednak uwagę na kontekst, w jakim te występy mają miejsce. Gdy panowie zakładają wysokie obcasy i fikuśne peruki, wyginając się figlarnie do kamery, już na pierwszy rzut oka wiemy, że dzieje się tak dla żartu. Wystarczy spojrzeć na rozbaraszkowane miny występujących chłopców, by wiedzieć, że nie podchodzą do tego poważnie i chcą jedynie rozbawić publiczność. Sami często ledwo tłumią śmiech. Tylko dlaczego mężczyzna w damskich strojach, naśladujący choreografię girls bandów jest tak śmieszną postacią? Czyżby jakakolwiek próba wyjścia mężczyzn poza ich kulturowo narzucony wizerunek skazana była na śmieszność? Czy może to stereotypowa kobiecość i przypisywany jej manieryzm jest obiektem kpin?

[Donghoa z U-KISS 
ładniejsza, niż oryginalny Dongho! @__@]

Najłatwiej zauważyć ten fenomen porównując przeróbki „męskich” hitów w wykonaniu girls bandów. Przebieranki nie są bowiem wyłączną domeną panów. Gdy dziewczęta zakładają na siebie garnitury i peruki z krótkimi włosami, ich pojawieniu się na scenie bynajmniej nie towarzyszą salwy śmiechu. Boys bandowe piosenki w ich wykonaniu są dokładnie dopracowane, wykonywane ze skupieniem i poważną miną, a skomplikowane choreografie mają wyćwiczone do perfekcji. Zupełnie, jakby chciały udowodnić, że mimo iż są kobietami, potrafią śpiewać i tańczyć równie dobrze, jak ich koledzy. Takiej powagi i precyzji wykonania próżno szukać w coverach poprzebieranych chłopców.

 [dziewczyny wykonują piosenki boys bandów]

[i chłopcy bawią się grils bandowymi hitami]

Uczciwie trzeba przyznać, że niemal w 99% przypadków choreografie boys bandów są dużo bardziej skomplikowane, niż te tworzone na potrzeby grup dziewczęcych. Tak na szybko przychodzi mi na myśl tylko BoA, której układy taneczne zawsze robią na mnie duże wrażenie. Grupowe tańce reszty pań są miłe dla oka, ale… szału nie robią. Dużo w nich machania nogami (czemu od razu stają mi przed oczyma łydki Sistar?!), przeciągania dłońmi wokół twarzy, kręcenia pupą i wypychania klatki piersiowej. Ktoś mądrzejszy ode mnie (Sonyeo) przeanalizował nawet sposób, w jaki oko kamery pokazuje nam występy na żywo śpiewających chłopców i dziewcząt. Sama wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale gdy na scenie występują chłopcy, mamy dużo więcej zbliżeń na ich twarze i ujęć całej grupy, by lepiej pokazać tanecznych kunszt, niż w przypadku dziewczyn. Gdy na scenie pojawiają się girls bandy, zdecydowanie częściej oko kamery koncentruje się na erogennych częściach ich ciał (biodra, twarz ale od razu z dekoltem w pakiecie). Niezbyt często możemy oglądać je w całej krasie, nie rozczłonkowane przez ciasne kadry. Najwyraźniej dziewczyny jako takie, nie są aż tak interesujące, jak każda z ich idealnych części ciała. Niezbyt skomplikowane układy choreograficzne ułatwiają więc kamerzystom zadanie wychwycenia tych fragmentów, które ich zdaniem, są najciekawsze.

Sądzę, że właśnie z tego powodu girls bandy podejmują się wykonywania „męskich” piosenek, by udowodnić sobie i całemu światu, że też potrafią tańczyć i nieźle śpiewać. Co ciekawe, przy takich występach kamerzyści stosują techniki, jak przy popisach boys bandów.

[Kevinia (z U-KISS)! Twoja uroda mnie onieśmiela! Poważnie! @__@
To nie fair, żeby faceci byli tak ładni!!]

Inna rzecz, że dziewczyny nie mogą sobie pozwolić na wygłupy w męskich strojach, bo przecież naśmiewać się z mężczyzn nie wypada. Działacze stowarzyszenia na rzecz ochrony praw koreańskich mężczyzn jak nic dostaliby ataku apopleksji, gdyby panie ośmieliłby się robić sobie żarty z dostojnych i godnych najwyższego szacunku żywicieli rodzin. Kobieta, okazjonalnie zakładająca na siebie garnitur, nie jest ani trochę zabawna. Taki strój dodaje jej powagi i drapieżności, ma sprawić, by publiczność potraktowała ją bardziej serio.

Członkinie SNSD w 2011 roku wzięły udział w sesji fotograficznej dla Vogue Korea, w której wystąpiły w białych garniturach, przyjmując męskie pozy. Sesja była jednocześnie materiałem promocyjnym Diora, więc możemy być w 100% pewni, że wybór takiej a nie innej stylizacji dla tak uznanej marki nie był przypadkowy. Dziewczyny z SNSD często stawiane są jako ideały damskiej urody w Korei, jednak w tej sesji to nie kobiecość znajduje się w centrum uwagi, a właśnie ich męski pierwiastek. Kobiecość zdaje się być jedynie dodatkiem do męskich póz, które mają wzbudzać szacunek tak dla samych modelek, jak i dla promowanej przez nie marki.


Co ciekawe, z tak pozytywnymi reakcjami na damskie przebieranki spotykamy się tylko w przypadku, gdy są to sporadyczne występy. Fani SNSD pokochali ową sesję w bieli, bo była czymś tak różnym od tradycyjnego wizerunku zespołu. Z podobnym entuzjazmem nie spotyka się już Amber, członkini zespołu f(x), która znana jest ze swojego konsekwentnego, chłopięcego stylu. Nie trudno jest znaleźć w sieci komentarze potępiające jej brak kobiecości. Fanki Amber często nazywają siebie „noonami” (zwrot, jakim posługuje się chłopak w stosunku do starszej siostry/dziewczyny), co tylko podsyca dwuznaczności, krążące wokół tej dziewczyny.

[Amber z f(x)]

Panowie również nie mają w życiu łatwo, bo ci, którzy znani są ze szczególnie częstych występów w damskich strojach, nie raz muszą tłumaczyć się przy okazji różnych wywiadów i variety shows ze swojej orientacji seksualnej. Kim Heechul z Super Junior mógłby zapewne sporo o tym opowiedzieć.

[Heechula w jednym ze swoich występów]

Jak łatwo zatem zauważyć, mężczyźni mogą przebierać się w sukienki pod warunkiem, że nie prokurują przy tym sytuacji, które poddałyby w wątpliwość ich seksualne preferencje. Przy okazji omawiania fenomenu yaoi pisałam, że homoseksualizm wciąż nie jest w Korei akceptowany (tutaj). Może i Koreanki kręci widok obściskujących się dwóch przystojnych panów na ekranie, ale taka sama scena w życiu (a nie daj Bóg, we własnej rodzinie) nie znalazłaby takiego samego poklasku. Heteroseksualni mężczyźni bardzo często uważają gejów za psychicznie chorych (transwestyci bynajmniej nie są traktowani lepiej), dlatego wszelkiego typu żarty pod ich adresem nie są uważane za nietakt. Wielu przedstawicieli starszego pokolenia jest święcie przekonanych, że w Korei w ogóle nie ma takiej „zarazy” jak homoseksualizm, a jeśli już się jakiś przypadek zdarzy, to wirus tego choróbska na pewno został przywieziony przez tych straszliwych obcokrajowców (więcej o postrzeganiu białych ludzi w Korei tutaj)!

Chociaż podobna postawa jest bardzo krzywdząca i powinna oburzać, nie chcę zabrzmieć zbyt ofensywnie w stosunku do Koreańczyków. Byłoby skrajną hipokryzją i ignorancją potępiać koreańskie społeczeństwo i nazywać ich zacofanym ciemnogrodem, bo gdy sami spojrzymy na nasze polskie podwórko, zauważymy, że i u nas wcale nie jest tak różowo. Poza tym należałoby spojrzeć szczerzej na problem i uświadomić sobie, że demokracja oraz wolność słowa jest zupełnie młodym tworem na ziemiach półwyspu. Za jej początek można by mniej więcej uznać czasy prezydentury Roh Tae Woo, który sprawował rządy na początku lat 90-tych. Przez te niespełna 20 lat demokratycznych rządów dokonały się niewyobrażalne zmiany i gwałtowny rozwój kraju. Biedne, wyniszczone wojnami państwo przeobraziło się w gospodarczą potęgę, ale ekonomiczne zmiany nie idą w parze z równie szybkimi przemianami w umyśle i kulturze narodu. Moim zdaniem i tak trzeba doceniać ogrom pracy, jaki włożono na rzecz równouprawnienia kobiet oraz swobód obywatelskich. By zajmować się takimi górnolotnymi tematami jak tolerancja, równouprawnienie i wolność, trzeba mieć najpierw podstawy do godnej egzystencji. Tylko tych, którzy na co dzień nie muszą walczyć o to, by mieć co włożyć do garnka, mogą pozwolić sobie na taki luksus.

[JaeJoonga z JYJ]

A w Korei do dziś nie wypada wyśmiewać się z wielu tematów. Polityka, kultura korporacyjna i możni ich świata to dość śliskie tematy, których rozsądniej jest nie ruszać. Nigdy nie wiadomo z której strony, rzucone słowa krytyki, mogą ugryźć mówiącego w cztery litery… Zawsze znajdzie się jakiś pociotek albo znajomy, który pracuje w rządowym biurze, czy oddziale korporacji X, którym nasze żarty mogą pośrednio zaszkodzić. A honor i zachowanie twarzy to cnoty najwyższe w koreańskim społeczeństwie.

Dlatego łatwiej jest odwołać się do tematów mniej drażliwych, nie czyniących (teoretycznie) nikomu szkody. Bo co złego może być w dziewiątce chłopaków, uśmiechających się słodko i biegających po scenie z umalowanymi żęskami?

Na pocieszenie mogę dodać, że i na tym polu pojawiają się pierwsze jaskółki pozytywnych zmian, których próżno by szukać w niby naszym zachodnim, „postępowym” świecie. Junsu w klipie do „Tarantallegra” pojawia się przez moment wystylizowany na przecudnej urody panienkę (bez żadnej ironii tym razem, serio!), a dziś natknęłam się na te zdjęcia promujące najnowszy singiel Super Junior „Sexy, Free & Single”.

[Siwona z Super Junior (z prawej)]

[Junsa z "Tarantallegry"]

Jak widać, w tych ujęciach nie ma nic z żartu ani kpiny. Powstały one tylko po to, by cieszyć oko, pokazując, że kulturowe role narzucone płciom nie są absolutem, i że mężczyzna w damskich strojach, może być tak samo piękny, jak kobieta w męskim ubraniu.



P.S. Jeśli macie ochotę na większą dawkę poprzebieranych panów, polecam ten post

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 16 marca 2012

Co nas kręci i podnieca w yaoi

Z dedykacją dla Martan :)

Jeśli ktoś siedzi w azjatyckich klimatach i lubi mangi/anime, w któryś momencie swojej fascynacji musi natknąć się na rozpalający namiętności gatunek yaoi. Niektórzy go kochają, inni nienawidzą (zaskakująco, do pierwszej grupy należą głównie kobiety, a do drugiej – mężczyźni), ale rzadko kogo pozostawia on obojętnym. Cóż takiego niezwykłego jest w yaoi?

["Junjou Romantica"]

Zapewne temat. Miłość między dwoma mężczyznami wciąż jest tematem tabu, czymś, do czego lepiej się nie przyznawać i od czego trzymać z daleka. W całej historii koreańskiego show biznesu na palcach jednej ręki można naliczyć przypadki „come outów”, czyli publicznego ujawnienia swoich preferencji. Kiedy aktor i celebryta Hong Seok-cheon w 2000 roku oznajmił, że jest gejem, jeszcze tego samego dnia wyleciał z hukiem ze stacji, dla której pracował. Dopiero po długich prośbach i groźbach ze strony publiczności, zaoferowano mu nowy kontrakt. Do dziś znalazło się zaledwie kilku śmiałków, którzy powtórzyliby wyczyn Seok-cheona. Wydaje się, że w Japonii jest nieco lepiej z akceptacją ludzi o odmiennej orientacji seksualnej, ale to niestety tylko pozory. Większość gejów i lesbijek siedzi cicho, posiadając nawet heteroseksualnych małżonków, byle tylko sąsiedzi nie gadali.

[Hong Seok-cheon]

Dlaczego więc yaoi, gatunek, który zajmuje się wyłącznie romantycznymi (często z łóżkowym finałem) relacjami między dwoma panami, jest tak popularny właśnie w homofobicznej Japonii, Korei i na Tajwanie? Nim do tego dojdziemy, warto rzucić okiem na historię fenomenu.

Skąd w ogóle wzięło się yaoi?

["Kyo Kara Maoh"]

Któregoś pięknego dnia pan Yonezawa Yoshihiro, krytyk, pisarz, miłośnik popularnej kultury wizualnej, doszedł do wniosku, że warto by było dać możliwość młodym, niezależnym twórcom mang zaprezentowania swoich dzieł szerszej publiczności. W Japonii, bombardowanej na każdym kroku przez urocze (i mniej) rysunki wszelkiej maści, takich młodych, kreatywnych nigdy nie brakowało. W liceach lub na uczelniach działały kluby początkujących mangaków* (tak zwane dojinshi), które własnym sumptem powielały swoje dokonania (taką amatorską mangę również zwykło nazywać się dojinshi). W 1975 roku wspomniany wcześniej pan Yonezawa i kilku jego kolegów zorganizowało pierwszy kiermasz niezależnych mang, czyli COMICMARKET. Wydarzenie przyciągnęło wówczas 32 grupy dojinshi i około 600 gości. Obecnie COMICMARKET to trzydniowy event, podczas którego swoje prace prezentuje ponad 35 tysięcy grup dojinshi, a odwiedzający to w ostrożnych szacunkach 420 tysięcy ludzi. Rozrosło się to troszeńkę, nie powiem…

[tak obecnie wyglądają Comiket]

W amatorskiej twórczości występują dwa równorzędne nurty: mangi z wykorzystaniem oryginalnych postaci i fabuł, oraz przeróbki dobrze znanych i lubianych hitów. Zastanawiająco często w owych parodiach i twórczych adaptacjach przewijają się wątki homoseksualne. Zwłaszcza postaci z typowo „męskich” tytułów (tak zwany shōnen, np. „Dragon Ball”, „Naruto”, „Full Metal Alchemist”) wykazują tendencję do posiadania sekretnych romansów ze swoimi zaciekłymi wrogami lub serdecznymi przyjaciółmi. Np. na zlocie w 1986 roku aż 370 z 3900 grup zaprezentowało parodie bardzo popularnego wówczas „Kapitana Tsubasy”. Natomiast w 2002 roku na Tajwanie podobne triumfy święciła para: Harry Potter i Draco Malfoy.

[wybaczcie, nie mogłam się opanować ;)]

Samo określenie yaoi pochodzi z lat 70-tych i stworzyły je artystki z regionu Kanazawa: Sakata Yasuko i Hatsu Rinko. Sakata i jej grupa tworzyli dojinshi z popularnymi bohaterami w roli głównej i dla określenia swojej twórczości zmiksowali trzy pojęcia: yamanashi, ochinashi i imanashi (bez punktu kulminacyjnego, bez sensu, bez znaczenia). Było to ironiczne odniesienie się do tradycyjnej japońskiej struktury narracyjnej, składającej się z wstępu, rozwinięcia, przejścia i zakończenia. Wikipedia podaje jednak alternatywne znaczenie skrótowca (radosna twórczość fanek gatunku), a mianowicie: Yamete, oshiri ga itai, co znaczy ni mniej, ni więcej: „przestań, tyłek mnie (już) boli”.

Obecnie drugie tłumaczenie wydaje się być bardziej na miejscu. Z początku określenie yaoi odnosiło się nie tylko do męsko-męskich romansów, ale do ogólnie wszystkich parodii popularnych tytułów. Z czasem jednak takie przeróbki stawały się coraz bardziej monotematyczne, aż w końcu yaoi stało się synonimem męskiej miłości, a twórcy uwolnili się od parodystycznego nurtu, wymyślając oryginalne historie. Warto zaznaczyć, że w początkowym stadium rozwoju gatunku seks bardzo rzadko był pokazywany, a już na pewno nigdy dosłownie i w detalach.

[manga "Private Magican"]

Yaoi to bynajmniej nie wyłączna domena amatorskiej twórczości. Mori Mari napisała na początku lat 60-tych swoje trzy słynne opowiadania, za które została uhonorowana prestiżową nagrodą Tamury Toshiko (więcej tutaj), do tego od 1978 roku istnieje magazyn „June”, który był pierwszym pismem poświęconym yaoi. Obecnie media podchwyciły chodliwy temat i na morgi produkuje się mangi, anime i czasem nawet filmy z wątkiem shōnen-ai, czyli miłością między chłopcami.

[obecnie najgorętsza para japońskiego anime, czyli L i Kira z "Death Note"
L nie wygląda na zachwyconego po odkryciu ile radosnej twórczości istnieje na jego temat na deviantart.com!]
Ja jednak osobiście bardziej lubię tę parę:

[kawaii! ^^]

Trzeba jednak pamiętać, że yaoi to gatunek tworzony przez kobiety i dla kobiet. Cechuje się wysokim stopniem skomplikowania fabuły, a sami bohaterowie to zazwyczaj chodzące materiały na prace habilitacyjne dla psychologów. Nie bez znaczenia jest tutaj tak zwana „kreska”, czyli poziom graficzny komiksu czy anime. Postaci muszą być zniewalająco piękne, a detale dopracowane. W przeciwieństwie do pornografii, do której yaoi niesłusznie bywa porównywane, estetyka obrazu jest bardzo wysoka i nawet jeśli zdarzają się sceny gwałtu, pokazane są one w stonowany, nie rażący sposób. Bo tak naprawdę, choć dominujący bohater (tak zwany seme) niby bierze biednego i bezbronnego uke siłą, to wszyscy wiedzą, że para się bardzo kocha i nikt nikomu krzywdy nie robi. Jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi, w tym stwierdzeniu ukrywa się jedna z podstawowych prawd yaoi, czyli jest to gatunek czysto fantastyczny. Nie ma tu nic z realnego świata i jest to świadomy zabieg, podczas gdy pornografia dąży do pokazania rzeczywistości w bardzo dosłowny i „konkretny” sposób. Poza tym w yaoi bardzo rzadko zdarzają się dosadne sceny. Choćby nie wiem jakie asany panowie osiągali w łóżku, strategiczne partie ciała pozostają poza wzrokiem widza.

Dlaczego kobiety pokochały yaoi?

["Hyakujitsu no Bara"]

Czytając poważne, naukowe (!) badania na ten temat, sama zaczęłam się zastanawiać, dlaczego od czasu do czasu lubię sobie poczytać yaoi. Nie jestem może jakąś bardzo namiętną fanką, ale przyjemność ze śledzenia męsko-męskich romansów jest niewątpliwa.

["Antique Bakery", zdecydowanie nie jest to film dla ludzi z nadciśnieniem!
O, mamo... @_@]


W opracowaniach, które czytałam, najczęściej padającą odpowiedzią jest, że zawsze to lepiej popatrzeć na dwóch przystojnych skośnookich, niż na jednego. Trudno się nie zgodzić! Do tego, gdy oglądamy heteroseksualne romanse, podświadomie, czy chcemy, czy nie, porównujemy się do głównej bohaterki i zazwyczaj porównania te nie wypadają in plus dla nas. Nie jesteśmy ani w połowie tak ładne, ani mądre, ani odważne, ani pełne poświęceń (niepotrzebne skreślić) jak wybranka serca danego delikwenta. Zbyt dobrze to na kobiecą konstrukcję psychiczną nie działa (zwłaszcza, jeśli jeszcze jest się singielką). Poza tym, oglądając perypetie bohaterki, w ramach kobiecej solidarności zazwyczaj wczuwamy się w jej doznania, martwimy się o nią i współczujemy jej, gdy ktoś ją krzywdzi. Gdy zaś wyeliminujemy kobietę ze scenariusza, nie podchodzimy do fabuły tak osobiście. Możemy rozkoszować się przedstawioną historią bez niepotrzebnych wewnętrznych niepokoi i nerwów. Dlatego też sceny gwałtu aż tak nie rażą. Co więcej, mogą one dać kobiecie pewną satysfakcję, że oto mężczyzna, ten, który zazwyczaj bierze sobie co chce i góruje nad kobietą siłą fizyczną, też może znaleźć się w sytuacji, kiedy to on jest bezbronny i poniżony.
Mimo skomplikowanych, niejasnych fabuł i udziwnionych życiorysów, główne założenia koncepcyjne yaoi są bardzo schematyczne. Dwóch pięknych jak czerwcowy poranek panów, którzy są swoimi dokładnymi przeciwieństwami, zakochuje się w sobie miłością silną, szaloną i nierozerwalną. Jeden z nich, wspomniany wcześniej seme, jest stereotypowym mężczyzną: silny, wysoki i dominujący, zamknięty w sobie, uparty, pewny siebie – jednym słowy – kipiący testosteron. Co mu rzecz jasna nie przeszkadza wyglądać jak młody Adonis. To właśnie on uwodzi swojego (zazwyczaj dużo młodszego) wybranka i wprowadza go w świat cielesnych rozkoszy. Uke, czyli „ten na dole”, posiada większość cech stereotypowo przypisywanych kobiecie. Jest delikatny, niezdecydowany, nieco zagubiony i niedowierzający w swoje możliwości, często dziecinny i uroczo nieporadny.

["Yami no Matusei"]

Przez takie skonstruowanie bohaterów można inaczej spojrzeć na role, które społeczeństwo przypisuje płciom i doznać nagłego olśnienia, że mężczyzna również może być słodki i wrażliwy. Zanurzenie w męskim świecie daje nam też możliwość uwolnienia się spod męskich spojrzeń, w których kobieta jest zawsze obiektem seksualnych fantazji. Tutaj to mężczyzna jest tym, którego się prześladuje, zaczepia i uwodzi. Do tego można go bezkarnie przywiązać do łóżka, rozebrać i zrobić z nim, na co ma się ochotę, wykorzystując do tego męskie ręce głównego bohatera i nie czuć się skrępowaną, że kobiecie przecież tak zachowywać się nie wypada. W krajach azjatyckich, przesiąkniętych filozofią konfucjańską, temat kobiecej seksualności wciąż jest tematem tabu i kobieta właściwie nawet nie powinna interesować się seksem. A co dopiero artykułować swoje fantazje! W Polsce może i jest lepiej, ale nadal zbytnie zainteresowanie sprawami erotycznymi kończy się dla kobiety przyklejeniem etykietki „puszczalskiej” (w najlepszym razie). Czytając lub oglądając yaoi można więc dać upust swoim pragnieniom, uwalniając się tym samym ze swojej społecznej kobiecej roli. Tutaj nie ma mowy o lękach przed niechcianą ciążą, wstydzie czy oporach. Na kilka chwil można stać się mężczyzną, a przy tym nadal kochać mężczyzn.

["Gravitation"]
 
Dlatego też należy postawić grubą krechę między yaoi a realnym homoseksualizmem. Każda z przebadanych przez Sueen Noh i Brenta Wilsona kobiet (więcej info w źródłach) bardzo wyraźnie podkreślała, że yaoi to czysta fantazja i nie ma nic wspólnego ze światem prawdziwych gejów. W yaoi bardzo często można usłyszeć zdanie: „nie urodziłem się taki, kochałbym cię niezależnie, czy jesteś kobietą czy mężczyzną”. Z resztą gołym okiem widać różnicę między kobiecym yaoi, a męskim bara, gatunkiem mang tworzonych przez gejów i dla gejów. W bara nie ma miejsca na subtelności i niedomówienia. Wszystko jest gwałtowne, brutalne i podane na tacy. Mężczyźni są wielcy, napompowani, o topornych rysach i nikt nie trudzi się dbałością o kreskę. Tego typu produkcje to właściwie czysta pornografia, mająca na celu podniecić widza. Sceny w yaoi mają dużo więcej funkcji i zazwyczaj erotyczne rozbudzenie odbiorcy znajduje się gdzieś daleko, daleko na liście priorytetów twórców.

[typowi bohaterowie mang bara]

To smutne, że pomimo takiej miłości Azjatek do wszystkiego związanego z shōnen-ai, tolerancja gejów w realnym świecie wciąż jest tak niska. Szalona popularność yaoi zaczęła się w Korei od ok. 1995 roku, ale jeszcze pięć lat wcześniej jeden z bardziej prestiżowych słowników języka koreańskiego Donga tłumaczył pojęcie homoseksualizmu jako: „anormalny pociąg seksualny odczuwany do osoby tej samej płci”.

[scena z filmu "No Regret"
Pierwszy koreański film (z 2006 roku), który spróbował zmierzyć się z problemem prawdziwego homoseksualizmu i przy okazji pierwszy raz pokazano nagiego mężczyznę na dużym ekranie.]


A przecież yaoi to gatunek bardzo żywy i święcący triumfy zwłaszcza wśród przeciętnych, zwyczajnych dziewcząt. W sieci nie brakuje wszelkiej maści twórczości, w której znani bohaterowie książek, mang, filmów czy nawet postaci z realnego świata, zostają połączeni w pary, które czują do siebie coś więcej niż tylko przyjaźń. Wystarczy wejść np. na stronę deviantart.com i wpisać „yaoi” w ichniejszej wyszukiwarce, by zyskać wyobrażenie o skali problemu. I nie jest to bynajmniej tylko graficzna działalność! Istnieje całe morze fanowskich powieści, w których to piękni i heteroseksualni bohaterowie znani ze szklanego ekranu wpadają sobie nagle w objęcia, wyznając sobie wieczną miłość. Marketingowcy wielkich agencji gwiazd nie pozostali głusi na wolę ludu i obecnie azjatycki show-biznes zalany jest fan-serwisem, czyli dwuznacznym okazywaniem sobie sympatii pomiędzy członkami boys bandów, by podsycić imaginacje damskiej części publiczności. No, ale o fan-serwisie kiedy indziej, bo to kolejny temat rzeka!

UPDATE: O fanservice można poczytać tutaj
 
[Changmin i Yunho chyba się lubią...]

P.S. Nie pisałam otwartym tekstem, jakie są moje ulubione anime/mangi/filmy w tym nurcie, ale zamieszczone w poście zdjęcia są nieprzypadkowe! :D

Jeśli ktoś miałby ochotę jeszcze bardziej wgryźć się w temat, polecam artykuły Martan:
Yaoi kusi, yaoi bawi, yaoi nigdy cię nie zdradzi: część I i część II

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com


* mangaka – rysownik mang
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...