Czyli o Ministerstwie do Spraw (braku) Równouprawnienia i
Rodziny.
Szara eminencja k-popu. Teoretycznie go nie widać, ale
ciągle gdzieś tam jest, szczerząc swoje kły, jak potwór spod łóżka. Artyści i
wytwórnie przed nim drżą, a jego wyroki są niezbadane. Nigdy nie wiadomo za co
i kogo capnie za nogę i wciągnie w ciemność. Jedno jest pewne. Kobiety są
bardziej zagrożone niż płeć teoretycznie brzydsza.
O owym ministerstwie zdarzało mi się już pisać nie raz
(choćby tu) z rozmaitych okazji i
zazwyczaj nie byłam podbudowana jego działalnością. Korea wciąż jest dość
konserwatywnym krajem i rząd uznał, że należy chronić delikatne umysły
obywateli przed treściami dlań nieodpowiednimi. Ogólnie rzecz ujmując, nie mam
nic przeciwko, że są organy, które kontrolują, co pokazuje się w telewizji,
zastrzeżenia można mieć jednak do formy takiej działalności. Nie może być tak,
że jednym wolno śpiewać o zdradach (Teen
Top „No more perfume on you” czy B1A4 „Baby, good night”), a inni dostają „bana”
za wspomnienie o alkoholu i dymie papierosowym (Psy „Right Now” czy 2PM „Hands Up”, chociaż obu piosenkom ministerstwo dało łaskawie drugą
szansę i chcą rozpatrzyć ich przypadek jeszcze raz). Jednym wolno wić się i
taplać w pianie, a inni za bardziej dosłowne ale zdecydowanie zdrowsze
podejście do tematu dostają po głowie. I tak, nie mylicie się. Znów piję do „Ice cream” Hyuny i „Bloom” GaIn (poprzedni artykuł na ten temat tutaj).
[GaIn]
Trudno o bardziej jaskrawy przykład podwójnych standardów, a
do tego ministerstwo zafundowało je niemal w tym samym czasie, więc chyba samo
aż prosi o kilka słów prawdy.
Można by rzec, że nie ma się czego czepiać, bo GaIn poszła
po całości, pokazując akt seksualny dosłownie, gdy HyunA po prostu sobie
tańczy. Z tym że wcześniej ministerstwo dopatrzyło się nieodpowiednich ruchów w
„niewinnym” tańcu, bezlitośnie banując „Change”
i „Bubble Pop” (chociaż to drugie
zostało przyuważone nie przez ministerstwo a przez inną komisję wspomagającą,
tak na marginesie). W „Ice cream”
jednak niczego zdrożnego się nie dopatrzono i piosenka dostała błogosławieństwo
na dalszą drogę. A że cały klip aż ocieka tanim erotyzmem? No cóż… Jak długo
kobieta jest seksualnym obiektem a nie podmiotem i wygina się ku uciesze panów,
nie ma problemu.
[Hyuna "Ice Cream"]
Bo GaIn, jak już wspominałam w poprzednim poście, odważyła się nie tylko schlebiać męskim
spojrzeniom, ale pokazać seksualność z damskiego punktu widzenia. Zmysłowo,
delikatnie i wyzwalająco, a nie wyzywająco. To się już urzędnikom nie
spodobało, bo jak to tak, żeby uczyć młodą generację kobiet, że też mogą mieć
co nie co przyjemności z seksu. BAN!
Podobnymi działaniami ministerstwo już od dłuższego czasu
buduje sobie sporą opozycję. Nawet sami Koreańczycy niejednokrotnie narzekają,
że rząd traktuje ich jak dzieci i odcina od treści, do których, być może,
chcieliby dotrzeć. A mowa tu głównie o pornografii, która w Korei jest
nielegalna. Posiadanie i oglądania filmów dla dorosłych nie jest zbrodnią, ale
ich rozpowszechnianie, sprzedaż i produkcja i owszem. Nim rozpętano
anty-pornograficzną ofensywę w 2004 roku, koreańska strona o tej tematyce Soranet liczyła sobie ponad 600 tysięcy
subskrybentów. Wyraźnie pokazuje to, że zapotrzebowanie na tego typu treści w
konserwatywnej i pruderyjnej Korei jest dość spore.
Zamknięcie lokalnych stron i zablokowanie dostępu do tych
międzynarodowych wcale problemu nie rozwiązuje, bo i tak są sposoby by dotrzeć
do tego, co chce się obejrzeć. Systemu p2p kontrolować już się nie da. Nie
wspominając o tym, że zakazany owoc kusi najbardziej. Zamiast kontroli
znaczniej bardziej przydałaby się edukacja z prawdziwego zdarzenia i danie
obywatelowi wyboru, co i kiedy chce oglądać. W końcu takie są założenia
demokracji, prawda?
Znacznie łatwiej jest jednak zablokować dostęp do wątpliwych
treści, niż spróbować na ich temat porozmawiać i zaproponować system rzetelnej
edukacji młodzieży, by jako dorośli ludzie, sami potrafili osądzić, czy warto
sięgać po pornografię.
Takie działania mają też i polityczny wydźwięk. Dają
złudzenie, że rząd robi coś, by zapobiegać zbrodniom na tle seksualnym, bo
ponoć gwałciciele, nim udają się na łowy swojej ofiary, namiętnie oglądają
filmy dla dorosłych. Opinia publiczna ma zmydlone oczy, a oni nie muszą robić
nic, by faktycznie przeciwdziałać przestępstwom i wszyscy są zadowoleni. Nie
można też pomijać przyczyn religijnych i kulturowych, które każą takie treści
cenzurować. Nie jedna koreańska babcia łapie się przecież za głowę, gdy nie daj
Boże, na ulicy przemknie jakaś para, trzymając się za ręce. A babcie głos w
wyborach też przecież mają.
[nie zaczynaj z nami, synku!]
Naciski na rozluźnienie cenzury będą jednak narastać i to
nie tylko ze strony społeczeństwa, które chciałoby mieć wybór i gwarantowaną
wolność, ale też różnego typu korporacje, które stoją za koreańskim
show-biznesem. Bo nie ma się co oszukiwać, za naszymi ulubionymi k-popowymi
artystami stoją biznesowe molochy! A nadrzędnym celem każdej korporacji jest
zarabiać pieniądze. Duże pieniądze.
A najłatwiej sprzedać jakąś rzecz (czy to najnowsze dziecko
Samsunga czy nową piosenkę), gdy w kampania promocyjna danego produktu wywołuje
w nas uczucie radości. A seks doskonale sprawdza się w tej roli. Nic tak nie
poprawia humoru jak ponętne dziewczę wyginające się kusząco, czy przystojni
panowie zrywający z siebie koszulki. No i jeszcze seks w reklamie czy klipie ma
tę cudowną właściwość, że przyciąga uwagę, czy to starych, czy młodych, czyniąc
z duetu sprzedaż + seks związek doskonały.
[Rania wie jak narobić hałasu
"Mr Feel Good"]
By twórców i sprzedawców fantazja zbytnio nie poniosła, Ministerstwo
do Spraw Równouprawnienia i Rodziny (MdSRiR) wraz z innymi wspierającymi ją
komisjami i urzędami, trzyma rękę na pulsie, sprawdzając, co trafia do środków
masowego przekazu. Do tego momentu idea jest szczytna, bo wystarczy popatrzeć
na nasze media, albo jeszcze lepiej, media zachodnie, by zatęsknić za podobną
cenzurą. Nadrzędnym zadaniem wyżej wymienionych organów jest ochrona dzieci i
młodzieży przed treściami dla nich nieodpowiednimi. Zabronione jest
przedstawianie seksu wprost, więc twórcy reklam i klipów muszą zręcznie
lawirować między niedopowiedzeniem, sugestią i fantazjami.
Czasem jednak sugestie są tak oczywiste, że wyłożenie kawy
na ławę nie jest już właściwie konieczne. I choć wydawałoby się, MdSRiR powinno
przystawić swoją budzącą zgrozę wśród agencji gwiazd pieczątkę, pozwala
przemknąć do ogólnego obiegu „dziełom” co najmniej wątpliwym, a inne tłamsi już
w zarodku. Mężczyźni jak długo wystrzegają się w swoich pieśniach wzmianek o
byciu pijanym i paleniu papierosów, mogą ogólnie rzecz ujmując, robić co im się
podoba. Drzeć koszulki, wymachiwać sugestywnie bioderkami, dyszeć ciężko pod
prysznicem i prać się po pyskach do rozbryzgów krwi. Kobiety powinny być dużo
bardziej ostrożne w swoich występach, chociaż chwyty stosowane przez tzw.
soft-porno, jak filmowanie artystek z poziomu gruntu, tak by zaprezentować ich
ciała w pełnej krasie (i jeszcze zaoferować wgląd pod spódniczkę tudzież luźne
shorty) jest jak najbardziej w porządku.
[Secret "Poison"
klasyka ujęcia na zboczeńca]
Przywołując jeszcze raz osławiony przykład Hyuny i GaIn,
nazwa ministerstwa w tym aspekcie staje się groteskowo nieadekwatna. Ciężko
doszukać się oznak dbania o równouprawnienie, gdy uprzedmiotowienie kobiet wywołuje
aprobatę urzędników, a jedna na milion próba przydania kobiecej seksualności
prawa równego mężczyznom natychmiast opatrywana jest etykietą 19+, gdzięki
czemu jej emisja możliwa jest tylko w późnych godzinach nocnych.
Chyba rząd powinien pomyśleć nad przechrzczeniem swojego
ministerstwa, to skończą się przynajmniej wieczne utyskiwania takich jak ja
malkontentów.
Więcej na temat:
Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com