Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reklamy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 17 października 2015

Siła reklamy: zrób sobie operację plastyczną

Korea Południowa i jej mieszkańcy kochają operacje plastyczne. Coraz popularniejszym prezentem, jakim rodzice obdarowują swoje pociechy z okazji zdania na studia, jest chirurgiczna korekcja oczu czy nosa. W minionym roku na 1000 obywateli Korei (łącznie z dziećmi i dziadkami) aż 13 osób oddało się w ręce chirurgów!  

[w drodze do metra]

Korea okupuje więc niezmiennie pierwsze miejsce w rankingu państw o najwyższym odsetku osób poddającym się operacjom i nic nie zapowiada, by miało się to niebawem zmienić. Koreańscy chirurdzy plastyczni aż zacierają ręce z uciechy!

W 2014 roku koreańska branża chirurgii plastycznej zarobiła aż 5 bilionów dolarów! Stanowi to 24% całego światowego dochodu tej branży.

Skoro jest popyt, jest i konkurencja. A jak jest konkurencja to są reklamy. Podczas mojej nie za długiej wizyty w Korei widziałam mnóstwo plakatów i billboardów zachęcających do wyboru tej, a nie innej kliniki. Zazwyczaj są to po prostu zdjęcia pięknych jak z bajki dziewcząt, zestawionych z ich zdjęciami „przed”. Bywają jednak marketingowe „perełki”, które warto zaprezentować światu.

Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać… Interpretację emocjonalną zaprezentowanych poniżej reklam zostawiam moim Drogim Czytelnikom ^^

6.


Córka: Mamo! Powiedziałaś mi, że stanę się piękniejsza, gdy dorosnę! Co mam teraz zrobić?
Matka: Chodźmy.

5.


Przed i po.

4.


Ostrzeżenie! Twój nadgarstek może zostać nadwerężony przez zbyt częste ciągnięcie za niego w nocnych klubach.
* Posiadanie pięknej twarzy może być męczące, więc proszę się dobrze zastanowić nim nas odwiedzisz.

3.


Matka dała mi życie,
ale to doktor mnie stworzył.

2.


Najprawdopodobniej matka mówi swojej córce:
Nie martw się, teraz będziesz już mogła wyjść za mąż.

1.


Narodź się ponownie.
Doktor Kim, chirurg plastyczny

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

czwartek, 20 grudnia 2012

Potwór spod łóżka


Czyli o Ministerstwie do Spraw (braku) Równouprawnienia i Rodziny.


Szara eminencja k-popu. Teoretycznie go nie widać, ale ciągle gdzieś tam jest, szczerząc swoje kły, jak potwór spod łóżka. Artyści i wytwórnie przed nim drżą, a jego wyroki są niezbadane. Nigdy nie wiadomo za co i kogo capnie za nogę i wciągnie w ciemność. Jedno jest pewne. Kobiety są bardziej zagrożone niż płeć teoretycznie brzydsza.

O owym ministerstwie zdarzało mi się już pisać nie raz (choćby tu) z rozmaitych okazji i zazwyczaj nie byłam podbudowana jego działalnością. Korea wciąż jest dość konserwatywnym krajem i rząd uznał, że należy chronić delikatne umysły obywateli przed treściami dlań nieodpowiednimi. Ogólnie rzecz ujmując, nie mam nic przeciwko, że są organy, które kontrolują, co pokazuje się w telewizji, zastrzeżenia można mieć jednak do formy takiej działalności. Nie może być tak, że jednym wolno śpiewać o zdradach (Teen TopNo more perfume on you” czy B1A4Baby, good night”), a inni dostają „bana” za wspomnienie o alkoholu i dymie papierosowym (PsyRight Now” czy 2PMHands Up”, chociaż obu piosenkom ministerstwo dało łaskawie drugą szansę i chcą rozpatrzyć ich przypadek jeszcze raz). Jednym wolno wić się i taplać w pianie, a inni za bardziej dosłowne ale zdecydowanie zdrowsze podejście do tematu dostają po głowie. I tak, nie mylicie się. Znów piję do „Ice creamHyuny i „BloomGaIn (poprzedni artykuł na ten temat tutaj).

[GaIn]

Trudno o bardziej jaskrawy przykład podwójnych standardów, a do tego ministerstwo zafundowało je niemal w tym samym czasie, więc chyba samo aż prosi o kilka słów prawdy.

Można by rzec, że nie ma się czego czepiać, bo GaIn poszła po całości, pokazując akt seksualny dosłownie, gdy HyunA po prostu sobie tańczy. Z tym że wcześniej ministerstwo dopatrzyło się nieodpowiednich ruchów w „niewinnym” tańcu, bezlitośnie banując „Change” i „Bubble Pop” (chociaż to drugie zostało przyuważone nie przez ministerstwo a przez inną komisję wspomagającą, tak na marginesie). W „Ice cream” jednak niczego zdrożnego się nie dopatrzono i piosenka dostała błogosławieństwo na dalszą drogę. A że cały klip aż ocieka tanim erotyzmem? No cóż… Jak długo kobieta jest seksualnym obiektem a nie podmiotem i wygina się ku uciesze panów, nie ma problemu.

 [Hyuna "Ice Cream"]

Bo GaIn, jak już wspominałam w poprzednim poście, odważyła się nie tylko schlebiać męskim spojrzeniom, ale pokazać seksualność z damskiego punktu widzenia. Zmysłowo, delikatnie i wyzwalająco, a nie wyzywająco. To się już urzędnikom nie spodobało, bo jak to tak, żeby uczyć młodą generację kobiet, że też mogą mieć co nie co przyjemności z seksu. BAN!

 

Podobnymi działaniami ministerstwo już od dłuższego czasu buduje sobie sporą opozycję. Nawet sami Koreańczycy niejednokrotnie narzekają, że rząd traktuje ich jak dzieci i odcina od treści, do których, być może, chcieliby dotrzeć. A mowa tu głównie o pornografii, która w Korei jest nielegalna. Posiadanie i oglądania filmów dla dorosłych nie jest zbrodnią, ale ich rozpowszechnianie, sprzedaż i produkcja i owszem. Nim rozpętano anty-pornograficzną ofensywę w 2004 roku, koreańska strona o tej tematyce Soranet liczyła sobie ponad 600 tysięcy subskrybentów. Wyraźnie pokazuje to, że zapotrzebowanie na tego typu treści w konserwatywnej i pruderyjnej Korei jest dość spore.

Zamknięcie lokalnych stron i zablokowanie dostępu do tych międzynarodowych wcale problemu nie rozwiązuje, bo i tak są sposoby by dotrzeć do tego, co chce się obejrzeć. Systemu p2p kontrolować już się nie da. Nie wspominając o tym, że zakazany owoc kusi najbardziej. Zamiast kontroli znaczniej bardziej przydałaby się edukacja z prawdziwego zdarzenia i danie obywatelowi wyboru, co i kiedy chce oglądać. W końcu takie są założenia demokracji, prawda?

Znacznie łatwiej jest jednak zablokować dostęp do wątpliwych treści, niż spróbować na ich temat porozmawiać i zaproponować system rzetelnej edukacji młodzieży, by jako dorośli ludzie, sami potrafili osądzić, czy warto sięgać po pornografię.

 Takie działania mają też i polityczny wydźwięk. Dają złudzenie, że rząd robi coś, by zapobiegać zbrodniom na tle seksualnym, bo ponoć gwałciciele, nim udają się na łowy swojej ofiary, namiętnie oglądają filmy dla dorosłych. Opinia publiczna ma zmydlone oczy, a oni nie muszą robić nic, by faktycznie przeciwdziałać przestępstwom i wszyscy są zadowoleni. Nie można też pomijać przyczyn religijnych i kulturowych, które każą takie treści cenzurować. Nie jedna koreańska babcia łapie się przecież za głowę, gdy nie daj Boże, na ulicy przemknie jakaś para, trzymając się za ręce. A babcie głos w wyborach też przecież mają.

[nie zaczynaj z nami, synku!]

Naciski na rozluźnienie cenzury będą jednak narastać i to nie tylko ze strony społeczeństwa, które chciałoby mieć wybór i gwarantowaną wolność, ale też różnego typu korporacje, które stoją za koreańskim show-biznesem. Bo nie ma się co oszukiwać, za naszymi ulubionymi k-popowymi artystami stoją biznesowe molochy! A nadrzędnym celem każdej korporacji jest zarabiać pieniądze. Duże pieniądze.

A najłatwiej sprzedać jakąś rzecz (czy to najnowsze dziecko Samsunga czy nową piosenkę), gdy w kampania promocyjna danego produktu wywołuje w nas uczucie radości. A seks doskonale sprawdza się w tej roli. Nic tak nie poprawia humoru jak ponętne dziewczę wyginające się kusząco, czy przystojni panowie zrywający z siebie koszulki. No i jeszcze seks w reklamie czy klipie ma tę cudowną właściwość, że przyciąga uwagę, czy to starych, czy młodych, czyniąc z duetu sprzedaż + seks związek doskonały.

 [Rania wie jak narobić hałasu
"Mr Feel Good"]

By twórców i sprzedawców fantazja zbytnio nie poniosła, Ministerstwo do Spraw Równouprawnienia i Rodziny (MdSRiR) wraz z innymi wspierającymi ją komisjami i urzędami, trzyma rękę na pulsie, sprawdzając, co trafia do środków masowego przekazu. Do tego momentu idea jest szczytna, bo wystarczy popatrzeć na nasze media, albo jeszcze lepiej, media zachodnie, by zatęsknić za podobną cenzurą. Nadrzędnym zadaniem wyżej wymienionych organów jest ochrona dzieci i młodzieży przed treściami dla nich nieodpowiednimi. Zabronione jest przedstawianie seksu wprost, więc twórcy reklam i klipów muszą zręcznie lawirować między niedopowiedzeniem, sugestią i fantazjami.

Czasem jednak sugestie są tak oczywiste, że wyłożenie kawy na ławę nie jest już właściwie konieczne. I choć wydawałoby się, MdSRiR powinno przystawić swoją budzącą zgrozę wśród agencji gwiazd pieczątkę, pozwala przemknąć do ogólnego obiegu „dziełom” co najmniej wątpliwym, a inne tłamsi już w zarodku. Mężczyźni jak długo wystrzegają się w swoich pieśniach wzmianek o byciu pijanym i paleniu papierosów, mogą ogólnie rzecz ujmując, robić co im się podoba. Drzeć koszulki, wymachiwać sugestywnie bioderkami, dyszeć ciężko pod prysznicem i prać się po pyskach do rozbryzgów krwi. Kobiety powinny być dużo bardziej ostrożne w swoich występach, chociaż chwyty stosowane przez tzw. soft-porno, jak filmowanie artystek z poziomu gruntu, tak by zaprezentować ich ciała w pełnej krasie (i jeszcze zaoferować wgląd pod spódniczkę tudzież luźne shorty) jest jak najbardziej w porządku.

 [Secret "Poison"
klasyka ujęcia na zboczeńca]

Przywołując jeszcze raz osławiony przykład Hyuny i GaIn, nazwa ministerstwa w tym aspekcie staje się groteskowo nieadekwatna. Ciężko doszukać się oznak dbania o równouprawnienie, gdy uprzedmiotowienie kobiet wywołuje aprobatę urzędników, a jedna na milion próba przydania kobiecej seksualności prawa równego mężczyznom natychmiast opatrywana jest etykietą 19+, gdzięki czemu jej emisja możliwa jest tylko w późnych godzinach nocnych.

Chyba rząd powinien pomyśleć nad przechrzczeniem swojego ministerstwa, to skończą się przynajmniej wieczne utyskiwania takich jak ja malkontentów.

Więcej na temat:

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

piątek, 13 lipca 2012

Fenomen AKB48

Drodzy chłopcy z Super Junior. W tym miejscu chciałam Was serdecznie przeprosić za wszystkie moje nieprzystojne żarty pod Waszym adresem. Cofam uszczypliwe komentarze odnośnie liczebności Waszej grupy i te o przeroście formy nad treścią. Podobne uwagi wypływały z mojej niewiedzy i nieznajomości tematu. Biję się w piersi <trzask, trzask> i obiecuję poprawę. 
 

Czy dobrze się czuję? Jak najbardziej! Po prostu całkiem niedawno dowiedziałam się o egzystencji japońskiego girls bandu, który liczy sobie, bagatela, 64 członkinie…

Tia… Pewnie tym stwierdzeniem pozwoliłam właśnie, by moja ignorancja w temacie zobaczyła światło dzienne, bo od kilku lat zespół AKB48* jest niesamowicie popularny w kraju kwitnącej wiśni. Ponad 10 milionów sprzedanych płyt, 200 milionów dolarów rocznego zysku ze sprzedaży krążków tylko w Japonii, czołowe miejsca na listach przebojów… Popularność zespołu jest tak duża, że grupa urosła do rangi społecznego fenomenu i jest całkiem sporo różnego typu badań, analizujących przyczyny jej sukcesu. Na swoją obronę mam tylko tyle, że to wszystko wina koreańskich chłopców! To oni robią, co mogą, by moja uwaga ani na moment nie rozpraszała się na inne kraje. Nieładnie, chłopaki… Doprawdy…

MySpace

Patrząc na dziewczęta z AKB48, sformułowanie „przemysł muzyczny” nabiera zupełnie nowego  znaczenia. Konceptem, który przyświecał założycielowi i producentowi zespołu, Yasushiemu Akimoto, było stworzenie grupy „idoli, których możesz spotkać osobiście”. By tego dokonać, jego zespół nie mógł ograniczać się do standardowych 5-6 osób. Jeśli AKB48 miało być dostępne dla mas, musiało mieć też masową ilość występujących w nim członków. Tylko dzięki armii dziewcząt w zespole, można było urzeczywistnić założenia codziennych występów na żywo oraz odpowiednio promować girls band w mediach. W innym wypadku tak napięty terminarz występów i nagrań wysłałby do grobu z przepracowania standardowy zespół w przeciągu miesiąca. A zamysł jest ambitny. Dziewczyny występują codziennie we własnym teatrze, właśnie po to, by każdy z fanów mógł bez problemu dostać bilet na ich koncert w przystępnej cenie. Obecnie popularność grupy jest tak duża, że bilety muszą być przyznawane na zasadzie losowania, bo mimo codziennych występów i tak ciągle brak jest miejsc dla wszystkich chętnych. Dodatkowo regularnie organizowane są wydarzenia typu: „uściśnij rękę dziewczyn z AKB48”, podczas których panienki stoją w rządku i grzecznie kłaniają się i ściskają dłonie swoich fanów.

[pan Akimoto z kilkoma swoimi podopiecznymi.
Ciekawe czy choć on jest w stanie wymienić imiona wszystkich dziewczyn w zespole... :>]

Co więcej, zespół podzielony jest obecnie na 4 podgrupy (Grupy: A, K, B i 4, które liczą sobie po 16 dziewcząt każda), sprawiając, że zespół może występować w czterech różnych miejscach jednocześnie.
Ilość reklam z udziałem dziewcząt z AKB48 jest zatrważająca. Np. 28. lutego bieżącego roku wyemitowano w Japonii w różnych stacjach telewizyjnych 90 różnych reklam, z udziałem dziewcząt z tej grupy. Jednym słowy, gdzie nie spojrzysz, AKB48! Pewnie jak się wchodzi do japońskiej toalety i otwiera się przed nami klapa (ach, te szpanerskie japońskie kibelki!), to wyskakuje z muszli któraś z dziewczyn.

Ale to nie koniec geniuszu Yasushiego Akimoto! Rola fanów AKB48 nie sprowadza się jedynie do chodzących portfeli, które powinny otwierać się za każdym razem, gdy grupa wypuści na rynek nowy singiel, czy daje koncert w ich mieście. Regularnie odbywają się wybory (nazywane „senbatsu”, czyli wyborami generalnymi), podczas których to fani decydują, które dziewczęta wezmą udział w nagrywaniu następnego singla grupy. By wziąć losy zespołu w swoje ręce wystarczy kupić ostatni singiel, w którym znajduje się specjalny kupon, który umożliwia zarejestrowanie się w internetowym systemie i oddanie głosu na swoją ulubienicę. Te dziewczęta, które dostaną najwięcej głosów, nie tylko dostają prawo nagrania nowej piosenki, ale także będą najbardziej promowanymi członkiniami zespołu i dostąpią zaszczytu występowania w środku układu tanecznego. W ostatnim wydarzeniu tego typu wzięło udział niemal 1,4 miliona fanów.


Wybory te zdają się wzbudzać więcej emocji, niż prawdziwe, polityczne. Szczególnie „gorącym” okresem jest ostatni tydzień głosowania oraz oczywiście ogłoszenie wyników. Dziewczęta dają z tej okazji specjalne występy, a zwyciężczynie głosowania niezmiennie zalewają się łzami i obiecują pracować ciężko, by spełnić pokładane w nich nadzieje.

Przy takiej ilości rywalek, konkurencja wewnątrz grupy oraz panujący w niej zamordyzm muszą być na niezłym poziomie. Zwłaszcza, że same członkinie zespołu otwarcie przyznają, że „nie mają szczególnego talentu”, ale klną się, że dadzą z siebie wszystko, by osiągnąć perfekcję i stać się topowymi piosenkarkami, aktorkami, tancerkami, a w ogóle to najlepiej po ukończeniu przygody z zespołem, rozpocząć solową karierę. Członkiniami grupy mogą być tylko dziewczęta w przedziale 14-26 lat, potem doznają automatycznej „promocji” z grupy (czyli są z niej wywalane na zbity łep). Jakoś żadnej „absolwentce” AKB58 dotychczas nie udało się zabłysnąć na japońskim rynku.


Przy takiej taśmowej produkcji idolek, nie ma co oczekiwać, że poziom tworzonego przez nich przedstawienia jest wysoki. Kryteria doboru nowych dziewcząt też nie są szczególnie wygórowane (przy takim przerobie nie mogą sobie pozwolić na wyśrubowane oczekiwania, bo im się populacja skończy). Byle była szczupła, umiała jako tako tańczyć i śpiewać, resztę się doszlifuje. Urody dziewczęta także nie są wybitnej. Na pewno są słodkie i urocze, ale nie różnią się wiele od dziewczynek, jakie siedzą w ławkach japońskich szkół.

Ich niedoskonałość, też jest jednym z czynników, zapewniających dziewczynom popularność. Wszystkie wydają się być takie zwyczajne, normalne i nie odstraszają od siebie fanów swoim perfekcjonizmem, jak np. idealnie skrojone koreańskie girls bandy. Jeden z tajwańskich fanów grupy, Kao Yi-wen, w taki oto sposób podsumował czar AKB48: „Możesz obserwować, jak dorastają. Na początku może i nie były zbyt dobre, ale z upływem czasu, da się zauważyć ich rozwój, jak rozbłysły na scenie”. Wielu fanów traktuje dziewczęta jak swoje młodsze siostry, albo przyjaciółki, a nie odległe, nieosiągalne gwiazdy, o których tylko można marzyć i do których wzdycha się wieczorową porą, spoglądając na rozgwieżdżone niebo…

Jak pisałam, taki koncept ma też swoje konsekwencje. Dla dobra nauki zapoznałam się pobieżnie z twórczością AKB48 i całe szczęście, że Linkin Park niedawno wydali swój nowy album, bo jak nic dostałabym cukrzycy z nadmiaru słodyczy, jaki wyskakiwał na mnie z każdego, oglądanego przeze mnie klipu. Do teraz aż zgrzyta mi w zębach… Jak nic czuję postępującą próchnicę!

[ujęcie z "Heavy Rotation"]

Moje rockowo-metalowe kubki smakowe już dawno złagodniały i k-pop bardzo służy mojej obecnej diecie, ale AKB48 to już jest krok postawiony za daleko. Muzycznie „Beginner” da się jeszcze strawić, ale kolejny wielki hit grupy, „Heavy Rotation”, zakończył się wielkimi problemami natury gastrycznej. Pomijając tragiczny, cukierkowy bicik i budzące dreszcze przesłodzone głosiki, sam klip tak naszpikowany jest fan-serwisem, że zaczyna przypominać początkowe sceny japońskich pornosów (no, przynajmniej zgaduję, że tak powinny te wstępy wyglądać). Mamy całą armię roznegliżowanych panienek, które widz podgląda przez dziurkę od klucza, mamy ujęcia ze „zboczonej kamery” i zbliżenia na to, co dziewczęta mają pod spódniczkami, mamy słodkie buziaczki w ustka, jedzenie ze wspólnej miski (nie żartuję!) i beztroskie baraszkowanie w łóżku.

Dowody rzeczowe poniżej:

  

Tego typu scenki rodzajowe nieodłącznie towarzyszą występom zespołu, co wzbudza słuszne kontrowersje. Daleko mi od hipokryzji gorszenia się takimi zachowaniami u girls bandów, gdy zupełnie mnie to nie rusza w męskim wykonaniu, ale gdy każe się 14- i 15-latkom wskakiwać w skąpe kostiumy kąpielowe i wyzywającą bieliznę, to już przestaje to być w porządku. Teksty piosenek też bywają mocno dwuznaczne, nie pozostawiając złudzeń, co do charakteru występów.

Szczególnie wspominany przeze mnie teledysk do „Heavy Rotation” był obiektem sporej krytyki. Producentka dzieła, znana i uznana fotograf, wytłumaczyła, iż tworząc to wideo chciała trafić w gusta zarówno męskiej, jak i damskiej widowni. Wiadomym jej było, że AKB48 ostatnimi czasy zyskiwała coraz większą popularność wśród dziewcząt, więc miał to być taki ukłon w ich stronę…

 ["Heavy Rotation" dla odważnych]

Nie wiem jak Wy, kochane czytelniczki, ale wysoko na mojej liście priorytetów każdej zawieranej znajomości znajduje się zajrzenie pod spódniczkę mojej nowej koleżanki… No WTF?! I to jeszcze kobieta będzie nam wpierać, że tego typu klipy są tworzone, żeby zrobić NAM przyjemność?! Całe życie wydawało mi się, że to lesbijki są w mniejszości seksualnej… Może coś przegapiłam?

Głośno też było o reklamie cukierków Puccho, która zaczęła być nadawana od 15 marca 2012 r. Dziewczyny z AKB48, ubrane w szkolne mundurki, podawały sobie owy cukierek ustami. Teoretycznie trzymały go zębami a ich usta się nie dotykały, jednak nie obyło się bez homoseksualnych kontrowersji. Potem, żeby nie wyjść na homofobów, sprostowano, że głównym problemem reklamy jest promowanie „niehigienicznych zachowań”. Afera była tak duża, że nawet pojawiły się o niej wzmianki w polskich mediach. Jeśli ktoś jest zainteresowany szczegółami i komentarzami polskich internautów, zapraszam na blog Ajiano eiga.


No ale cóż tam skandale i kontrowersje! Panowie się cieszą, panie śpiewają, karawana idzie dalej i co więcej, chce podbić cały świat! A przynajmniej część Azji. Biznesowe talenta pana Akimoto znów dają o sobie znać, bo obecnie zajmuje się formowaniem zagranicznych „sióstr” zespołu: indonezyjskiej JKT48 (skrót od Jakarty), tajwańskiej TPE48 (od Taipei) i chińskiej SNH48 (od Szanghaju). Ja na razie indonezyjski klon radzi sobie całkiem nieźle. Oby tylko panu Akimoto nie przyszło do głowy zapuszczać macek dalej! 

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

Więcej na temat:


* nazwa zespołu to skrót od nazwy dzielnicy Akihabara (w skrócie Akiba), gdzie mieści się teatr grupy. Początkowo liczba dziewczyn w zespole wynosiła dokładnie 48, stąd cyferki w nazwie.

sobota, 7 lipca 2012

Media a obraz kobiecego ciała

To, że koreańskie reklamy i media kreują negatywny obraz kobiecego ciała, wiedziałam od dawna. Ale tego, jak tragiczne ma to skutki w realnym świecie, dowiedziałam się dopiero wczoraj! A stało się to za sprawą tłumaczenia artykułu „Kontrowersje wokół ciała Son Ye Jin. W czym tkwi problem?” na The Grand Narrative. Najwyraźniej James i jego blog mają monopol na wstrząsanie moim światopoglądem (jak tu)…

 [Son Ye Jin

Photoshop, presja młodości i idealnego ciała, armie szczuplutkich i pięknych dziewcząt pląsających po ekranie to nie tylko domena azjatyckich mediów. U nas jest dokładnie tak samo. Z każdej strony magazynów dla kobiet wyzierają na nas długonogie piękności o nieskazitelnej cerze i pełnych ustach. Na billboardach uśmiechają się wychudzone modelki a w reklamach nawet matki trójki dzieci wyglądają jak boginie.  

Są jednak sporadyczne, bo sporadyczne, ale budujące odstępstwa od tych utartych schematów. Cała kampania Dove zasługuje na słowa uznania. Jakiś czas temu widziałam też reklamę pewnej firmy bieliźniarskiej, na której ponętnie wyginała się pani w rozmiarze grubo większym, niż standardowe XS. Co prawda nie mnie to oceniać, ale z mojego kobiecego punktu widzenia reklama (oraz sama modelka) wyglądała naprawdę apetycznie…

[plakat kampanii reklamowej Dove]

Oprócz budujących reklam, od Koreańczyków odróżnia nas jeszcze jeden istotny szczegół. Podkreślałam go w poście o standardach urody (tutaj) i mianowicie: każdy z nas ma gusta i guściki. Jasne, że media chciałyby wykreować jedyny i słuszny kanon urody i całkiem sporo ludzi mu ulega (stąd te wszystkie anoreksje, bulimie i inne nieszczęścia), wciąż jednak są panowie, którzy lubią bardziej zaokrąglone kształty. Jedni uwielbiają blondynki, inni szaleją za śniadymi pięknościami, jeszcze inni marzą o niepozornej szarej myszce o wielkim sercu. Do tego coraz więcej jest programów typu „Jak się nie ubierać” albo „Jak dobrze wyglądać nago”, które przekonują, że każda kobieta, niezależnie od wagi, wieku i typu sylwetki, może wyglądać pięknie, jeśli tylko uwierzy w siebie. W Korei zaś, tak ceniony przez nas indywidualizm i prawo do podkreślania własnej niepowtarzalności, nie jest najbardziej pożądaną cechą. 

[o czym marzą mężczyźni, czyli Uee z After School]

W społeczeństwie, które ma tendencje nawet do bycia usmarkanym w jedną stronę, bardzo ciężko oprzeć się presji mediów. My możemy sobie wyniośle machnąć ręką na wszelkie dyktaty i z podniesioną głową manifestować własny indywidualizm. Koreańczycy (a już na pewno Koreanki) na taki luksus nie mogą sobie pozwolić. Podobne postawy niemal zawsze skutkują zyskaniem łatki „asocjalnego dziwaka” a w dalszej perspektywie wykluczeniem z grupy. A dla Koreańczyka nie ma koszmaru straszniejszego, niż znalezienie się poza społecznym nawiasem. Może Wam się wydawać, że przesadzam, ale nie bez powodu współczynnik otyłości wśród kobiet w Korei jest najniższy na świecie, a ilość wykonywanych tam operacji plastycznych najwyższa.

Nim przejdziemy dalej, trzeba zaznaczyć, że niemożność przeciwstawienia się oczekiwaniom grupy nie jest zazwyczaj dla Azjatów niczym niepokojącym, ani uwłaczającym. Wiele wieków historii i rozwoju kulturalno-społecznego zaowocowało w Azji przyjęciem poglądu, że dobro ogółu jest najważniejszą wartością. My z kolei uznaliśmy, że dla nas prawa jednostki są najwyższym dobrem. Nie sposób ocenić, czyj system wartości jest właściwszy lub bliższy ideału. My jesteśmy przywiązani do swoich praw i przywilejów, Azjaci zaś pieczołowicie pielęgnują własne ideały.

Pomna wszystkich tych zmiennych, zawsze staram się być ostrożna w swych ocenach. Są jednak sprawy, które mimo mojej spokojnej natury, wywołują u mnie zgoła niepacyfistyczne reakcje. Tak było właśnie w przypadku lektury wspomnianego na początku artykułu, z którego dowiedziałam się, jak kreowane przez koreańskie media wzorce kobiecej urody wpływają na męskie umysły. I nie ma co tu owijać w bawełnę – owy wpływ jest przerażający!

[Ahn Sun Young i Ahn Moon Sook]

Wszystko zaczęło się od kilku programów w koreańskiej telewizji, które zajęły się tematem sylwetek kobiecego ciała. 23 czerwca w programie „World-Changing Quiz Show” nadawanym przez stację MBC zajęto się tematem (i tu tłumaczę dosłownie) „Czy to prawda, że mężczyźni lubią grube kobiety?”. Komik i show-man Lee Hyeok Jae zaczął wówczas dyskusję słowy: „Masz na myśli, grube jak one?”, wskazując na swoje dwie, obecne w studio, koleżanki: Ahn Sun Young i Ahn Moon Sook, z czego pierwsza przy wzroście 168 cm waży 50 kg, a druga nie podaje co prawda nigdzie swojej wagi, ale na grubą, to zdecydowanie NIE wygląda. Potem kolejny elokwentny pan, komik Ji Sang Ryul, stwierdził, że spośród gwiazd show-biznesu Son Ye Jin „mieści się w standardzie”. Niestety, z kontekstu nie wynikało, czy mieści się w standardzie, gdzie jeszcze nie jest spostrzegana jako „gruba”, czy już właśnie owy standard wyznacza… Na koniec uroczego wstępu sytuację poratował Sean Lee, dietetyk i doradca w sprawach zdrowia, wspominając Jo Yeo Jung i Song Hye Kyo, które często nazywane są przez ludzi „grubymi” (olaboga!), jednak on osobiście lubi właśnie takie krągłe kształty…

["krągłe" Jo Yeo Jung (162 cm wzorstu i 42 kg wagi) i Song Hye Kyo (160 cm i 45 kg)]

W innym programie, wyemitowanym 25 czerwca przez stację KBS, można było usłyszeć jeszcze pikantniejsze wieści. Do studio przybyła pewna sfrustrowana żona, by poskarżyć się na męża, który oczekuje od niej ciągłego utrzymywania wagi 46 kg. Wybranek jej serca (faktycznie, ludziom czasem miłość mózg odbiera) już w czasach, gdy umawiali się na randki, lubował się w szczupłych kobietach. By sprostać oczekiwaniom ukochanego, nasza nieszczęśnica zeszła z 75 kg do upragnionych 46. Ciężka praca i trud zostały jej wynagrodzone, gdyż poślubiła swego wybranka. Ten jednak i po słowie wymagał od swojej niewiasty, by ważyła tyle, na ile zgodził się w dniu ślubnej przysięgi. By mieć pewność, że połowica nie ignoruje mężowskich nakazów, codziennie sprawdza w jakim stanie pozostaje jej brzuszek. Podczas trwania programu nieszczęśliwa żona poprosiła męża, by rozluźnił rygor. Cóż odparł owy pan? „Lubię taką budowę ciała, jaką ma Uee z After School. Widzę jednak, że się stajesz się coraz starsza, mogę się więc zgodzić na 48 kg.” Och łaskawco! Jestem niemal wzruszona…

[rzeczony "łaskawy" mąż]

Jeśli nie dość Wam jeszcze wyjątków z koreańskich programów, Martian Virus (program, który pokazuje ludzi oryginalnych i nietypowych, by nie rzec dziwacznych) nadawany przez TvN, 19 czerwca pokazał „żywą mumię”, Kim Yu Jeong, która od 3-4 lat regularnie obwiązuje się 27 bandażami elastycznymi, by zrzucić w ten sposób nieco ciałka. „Udało mi się schudnąć w ten sposób 10 kg (…) Jest to bardzo efektywna metoda, jeśli masz sporą nadwagę.”

[zmumifikowana za życia Kim Yu Jeong]

Moja pierwsza reakcja na te rewelacje? Minuta ciszy. Później jedno wielkie wtf na twarzy. Finalnie fala nieprzystojnych słów galopujących przez głowę. Teraz zaś tkwię w niedowierzaniu i sporym stopniu przerażenia. Co to za świat, gdzie Son Ye Jin jest nazywana „grubą”, a mężowie w akcie łaski pozwalają swojej małżonce przytyć dwa kilo, co i tak nawet nie zbliża ich do 50 kg żywej wagi?!

Zostawiając już wszystkie emocje, szargające mą duszą, te przykłady obrazują bardzo poważny problem, jakim jest oddziaływanie lansowanych przez media wzorców na męską psychikę. Bo to właśnie męskie spojrzenia, w ogniu których niemal nieustająco znajduje się kobieta, określają ją i decydują o sukcesie jej życia. Nie jest to żadna nowa ani unikatowa koncepcja. Od zarania dziejów to kobieta była obiektem męskich fantazji i mężczyzna był tym, który wybierał sobie niewiastę, a ona mogła ewentualnie odrzucić, lub zaakceptować zaloty biegających wokół niej wielbicieli. I dzisiaj uważa się, że poniżej kobiecej godności jest uganiać się za facetami. Takie podejście (jakkolwiek i mi wydaje się słuszne) niesie ze sobą cały szereg konsekwencji. Skoro nie można aktywnie poszukiwać swojej połówki, trzeba zrobić wszystko (jak np. latami owijać się w bandaże, by stracić nieco na wadze), by przyciągnąć do siebie jak najwięcej potencjalnych wybranków, by było w czym przebierać. Dlatego to, w jaki sposób widzą nas mężczyźni, jest sprawą najwyższej wagi. Męskie spojrzenie jest lustrem, które determinuje sposób, w jaki kobieta spostrzega sama siebie. Jeśli widzi w nim podziw i pożądanie, czuje się wartościowa i piękna. Jeśli spojrzenia tylko się po niej prześlizgują, nie zostawiając na twarzy lustrującego żadnego wyrazu, albo nie daj Boże, wykrzywia się w zdegustowanym grymasie, samoocena takiej kobiety roztrzaskuje się o bruk, spychając ją na społeczny margines. Męskie spojrzenie ma więc moc decydowania nie tylko o sposobie spostrzegania się danej niewiasty, ale także decydowania o jej życiowych sukcesach. Zwłaszcza w społeczeństwach, gdzie status kobiety określany jest nie na podstawie jej duchowych przymiotów i profesjonalnych dokonań, a dobrego zamążpójścia, przychylność męskich spojrzeń jest sprawą wagi „być, albo nie być”.


 [koreańska reklama niczego się nie boi, by wyeksponować "boską" S-line]

W Korei właściwe zamążpójście może i nie ma aż takiego znaczenia, jakie miałoby 100 lat temu, wciąż jednak jest sprawą niebagatelną. Pani Ania Sawińska w swojej świetnej książce „W Korei” doskonale opisuje sposób w jaki wielu Koreańczyków patrzy na sprawę małżeństwa. Jest to po prostu kolejny etap w życiu, jak pójście do szkoły, a potem zdobycie dobrej pracy, który trzeba przejść i możliwie najwygodniej się w nim ustawić. Miłość, jakkolwiek pożądana, nie jest warunkiem niezbędnym do zawarcia małżeństwa. Wystarczy, by dziewczyna była piękna (żeby było czym się pochwalić przed kolegami) i umiała zadbać o dom i rodzinę, a mężczyzna by zarabiał dobrze i nie przeszkadzał zbyt wiele w prowadzeniu domu.

Im bogatsza rodzina, tym mniejsze szanse, by małżeństwo zawarte było z miłości. Myślę, że akurat w tym aspekcie dramy nie kłamią, pokazując wieczne problemy spadkobierców korporacyjnych fortun z ich mamusiami, które zawsze mają inną, odpowiedniejszą wybrankę, dla swojego syneczka. Ale w sumie i u nas, w Polsce, nie tak dawno temu tylko biedota mogła sobie pozwolić na luksus poszukiwania miłości, a nie biznesowych i społecznych koneksji.

[Son Ye Jin]

W dalekowschodniej Azji dodatkowym problemem jest kultura wizualna. Wszystko, czym otaczają się tam ludzie, powinno być piękne i idealne. Od ultra-kawaii ołówków i notatników, po wyposażenie wnętrz, na ludziach skończywszy. Nie raz opakowanie darowanego prezentu jest ważniejsze, niż sama jego zawartość. Nie chciałabym w tym miejscu czynić daleko idących analogii kontaktów międzyludzkich, ale czytając o „łaskawym mężu”, który pozwala przytyć żonie dwa kilo, by ta mogła ważyć 48 kg… Jakoś tak porównanie nasuwa się samo…

Sprawa nie jest jednak beznadziejna, bo omawiany artykuł oryginalnie został napisany przez Koreańczyka/Koreankę(?) i jego/jej oburzenie było niemniejsze od mojego. Coraz częściej pojawiające się w koreańskiej prasie podobne głosy wyraźnie świadczą, że sami zainteresowani zauważają problem. Całe szczęście, że nie wszyscy bezkrytycznie przyjmują to, co lansują media i starają się walczyć o zachowanie zdrowego rozsądku. Obawiam się jednak, że jest to walka z wiatrakami i musi upłynąć jeszcze poro czasu, nim torebka Gucciego u boku i idealnie piękna buzia prosto spod skalpela nie będą wyznacznikami wartości koreańskiej kobiety…

Więcej na temat:
Społeczne fenomeny

wtorek, 26 czerwca 2012

Przebieranki

Doskonale pamiętam, jak któregoś pięknego dnia, przeglądając zdjęcia w poszukiwaniu tapetki z G-Dragonem na pulpit, moje oczy po raz pierwszy ujrzały… G-Dragonię… Bardzo nie zszokowało mnie to odkrycie, bo Japończycy już wcześniej przyzwyczaili mnie do tego i owego. Wzruszyłam więc ramionami, stwierdzając, że G-Dragonia urodą nie grzeszy (o moja ignorancji tamtych lat!), po czym powróciłam do swoich poszukiwań.

 [wybacz mi, G-Dragonio! Wtedy jeszcze nie występowałaś w tej niepowtarzalnej 
wersji "Secret Garden"!
No skąd miałam wiedzieć?!]


Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że odkryte przeze mnie zjawisko, bynajmniej nie jest jednostkowym wyskokiem szalonego fashonisty, a obowiązującym trendem w k-popie. Czy jest choć jeden boys band, który nie ma na koncie przeróbki jakiegoś girls bandowego hitu albo sesji w spódniczkach? Super Junior są bezapelacyjnymi mistrzami przebieranek i ich wykonanie hitu SNSDHow Gee” stało się jednym z klasyków w k-popowej historii.


Przebieranie się mężczyzn w damskie stroje nie jest oczywiście niczym nowym ani typowo azjatyckim. W mojej podstawówce dzień wagarowicza uznany byłby za niebyły, jeśli w szkole nie pojawiłby się choć jeden chłopak w pończochach i z wypchanym stanikiem. To samo działo się na karnawałowych balach przebierańców, a z tego co widziałam i w Ameryce nie brak podobnych kostiumów z okazji Halloween. W naszej telewizji nie widzi się jednak zbyt wiele podobnych „wyskoków”, bo słusznie uznawane są za tandetne. Dlaczego więc w Korei przebieranki urosły do rangi k-popowego musu?

Mam nadzieję, że nie zostanę zlinczowana za to, co zaraz powiem, ale spójrzmy prawdzie w oczy: k-pop to nie jest bardzo ambitna dziedzina kultury i ciężko nazywać większość pląsających dziewczyn i chłopców „artystami”. Zdarzają się wyjątki, ale w większości są to po prostu uzdolnieni muzycznie i tanecznie ludzie, których głównym zadaniem jest dostarczanie rozrywki tłumom. I na tym polu nie mają sobie równych, nie ma nawet co dyskutować! Każdy element ich występów jest dokładnie przemyślany i wyćwiczony, a wszystko w trosce o to, byśmy się świetnie bawili (a oni zarobili przy okazji trochę kasy). Boys bandowe covery dziewczyńskich hitów nie mają zapewne innego celu, niż właśnie rozbawienie publiczności. Wystarczy posłuchać reakcji tłumu, gdy chłopcy pojawiają się na scenie z perukami na głowach. Nie będę też przeczyć, że i mnie bawią te przebieranki i przerysowane aegyo. Trudno nie uśmiechnąć się, gdy znani ze swojego buchającego testosteronu chłopcy z 2PM wyskakują nagle z różem na policzkach i kokardami na włosach, większymi niż ich głowy.


Jakkolwiek dla wielu takie przebieranki to niewinna rozrywka, należy zdać sobie sprawę, że istnieje też i ciemniejsza strona medalu. Może dziwić, że w patriarchalnej Korei, gdzie role związane z płcią są ściśle wyznaczone, nikt nie widzi niczego zdrożnego w tym, że idole młodzieży przebierają się w damskie ciuszki. Zwróćmy jednak uwagę na kontekst, w jakim te występy mają miejsce. Gdy panowie zakładają wysokie obcasy i fikuśne peruki, wyginając się figlarnie do kamery, już na pierwszy rzut oka wiemy, że dzieje się tak dla żartu. Wystarczy spojrzeć na rozbaraszkowane miny występujących chłopców, by wiedzieć, że nie podchodzą do tego poważnie i chcą jedynie rozbawić publiczność. Sami często ledwo tłumią śmiech. Tylko dlaczego mężczyzna w damskich strojach, naśladujący choreografię girls bandów jest tak śmieszną postacią? Czyżby jakakolwiek próba wyjścia mężczyzn poza ich kulturowo narzucony wizerunek skazana była na śmieszność? Czy może to stereotypowa kobiecość i przypisywany jej manieryzm jest obiektem kpin?

[Donghoa z U-KISS 
ładniejsza, niż oryginalny Dongho! @__@]

Najłatwiej zauważyć ten fenomen porównując przeróbki „męskich” hitów w wykonaniu girls bandów. Przebieranki nie są bowiem wyłączną domeną panów. Gdy dziewczęta zakładają na siebie garnitury i peruki z krótkimi włosami, ich pojawieniu się na scenie bynajmniej nie towarzyszą salwy śmiechu. Boys bandowe piosenki w ich wykonaniu są dokładnie dopracowane, wykonywane ze skupieniem i poważną miną, a skomplikowane choreografie mają wyćwiczone do perfekcji. Zupełnie, jakby chciały udowodnić, że mimo iż są kobietami, potrafią śpiewać i tańczyć równie dobrze, jak ich koledzy. Takiej powagi i precyzji wykonania próżno szukać w coverach poprzebieranych chłopców.

 [dziewczyny wykonują piosenki boys bandów]

[i chłopcy bawią się grils bandowymi hitami]

Uczciwie trzeba przyznać, że niemal w 99% przypadków choreografie boys bandów są dużo bardziej skomplikowane, niż te tworzone na potrzeby grup dziewczęcych. Tak na szybko przychodzi mi na myśl tylko BoA, której układy taneczne zawsze robią na mnie duże wrażenie. Grupowe tańce reszty pań są miłe dla oka, ale… szału nie robią. Dużo w nich machania nogami (czemu od razu stają mi przed oczyma łydki Sistar?!), przeciągania dłońmi wokół twarzy, kręcenia pupą i wypychania klatki piersiowej. Ktoś mądrzejszy ode mnie (Sonyeo) przeanalizował nawet sposób, w jaki oko kamery pokazuje nam występy na żywo śpiewających chłopców i dziewcząt. Sama wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale gdy na scenie występują chłopcy, mamy dużo więcej zbliżeń na ich twarze i ujęć całej grupy, by lepiej pokazać tanecznych kunszt, niż w przypadku dziewczyn. Gdy na scenie pojawiają się girls bandy, zdecydowanie częściej oko kamery koncentruje się na erogennych częściach ich ciał (biodra, twarz ale od razu z dekoltem w pakiecie). Niezbyt często możemy oglądać je w całej krasie, nie rozczłonkowane przez ciasne kadry. Najwyraźniej dziewczyny jako takie, nie są aż tak interesujące, jak każda z ich idealnych części ciała. Niezbyt skomplikowane układy choreograficzne ułatwiają więc kamerzystom zadanie wychwycenia tych fragmentów, które ich zdaniem, są najciekawsze.

Sądzę, że właśnie z tego powodu girls bandy podejmują się wykonywania „męskich” piosenek, by udowodnić sobie i całemu światu, że też potrafią tańczyć i nieźle śpiewać. Co ciekawe, przy takich występach kamerzyści stosują techniki, jak przy popisach boys bandów.

[Kevinia (z U-KISS)! Twoja uroda mnie onieśmiela! Poważnie! @__@
To nie fair, żeby faceci byli tak ładni!!]

Inna rzecz, że dziewczyny nie mogą sobie pozwolić na wygłupy w męskich strojach, bo przecież naśmiewać się z mężczyzn nie wypada. Działacze stowarzyszenia na rzecz ochrony praw koreańskich mężczyzn jak nic dostaliby ataku apopleksji, gdyby panie ośmieliłby się robić sobie żarty z dostojnych i godnych najwyższego szacunku żywicieli rodzin. Kobieta, okazjonalnie zakładająca na siebie garnitur, nie jest ani trochę zabawna. Taki strój dodaje jej powagi i drapieżności, ma sprawić, by publiczność potraktowała ją bardziej serio.

Członkinie SNSD w 2011 roku wzięły udział w sesji fotograficznej dla Vogue Korea, w której wystąpiły w białych garniturach, przyjmując męskie pozy. Sesja była jednocześnie materiałem promocyjnym Diora, więc możemy być w 100% pewni, że wybór takiej a nie innej stylizacji dla tak uznanej marki nie był przypadkowy. Dziewczyny z SNSD często stawiane są jako ideały damskiej urody w Korei, jednak w tej sesji to nie kobiecość znajduje się w centrum uwagi, a właśnie ich męski pierwiastek. Kobiecość zdaje się być jedynie dodatkiem do męskich póz, które mają wzbudzać szacunek tak dla samych modelek, jak i dla promowanej przez nie marki.


Co ciekawe, z tak pozytywnymi reakcjami na damskie przebieranki spotykamy się tylko w przypadku, gdy są to sporadyczne występy. Fani SNSD pokochali ową sesję w bieli, bo była czymś tak różnym od tradycyjnego wizerunku zespołu. Z podobnym entuzjazmem nie spotyka się już Amber, członkini zespołu f(x), która znana jest ze swojego konsekwentnego, chłopięcego stylu. Nie trudno jest znaleźć w sieci komentarze potępiające jej brak kobiecości. Fanki Amber często nazywają siebie „noonami” (zwrot, jakim posługuje się chłopak w stosunku do starszej siostry/dziewczyny), co tylko podsyca dwuznaczności, krążące wokół tej dziewczyny.

[Amber z f(x)]

Panowie również nie mają w życiu łatwo, bo ci, którzy znani są ze szczególnie częstych występów w damskich strojach, nie raz muszą tłumaczyć się przy okazji różnych wywiadów i variety shows ze swojej orientacji seksualnej. Kim Heechul z Super Junior mógłby zapewne sporo o tym opowiedzieć.

[Heechula w jednym ze swoich występów]

Jak łatwo zatem zauważyć, mężczyźni mogą przebierać się w sukienki pod warunkiem, że nie prokurują przy tym sytuacji, które poddałyby w wątpliwość ich seksualne preferencje. Przy okazji omawiania fenomenu yaoi pisałam, że homoseksualizm wciąż nie jest w Korei akceptowany (tutaj). Może i Koreanki kręci widok obściskujących się dwóch przystojnych panów na ekranie, ale taka sama scena w życiu (a nie daj Bóg, we własnej rodzinie) nie znalazłaby takiego samego poklasku. Heteroseksualni mężczyźni bardzo często uważają gejów za psychicznie chorych (transwestyci bynajmniej nie są traktowani lepiej), dlatego wszelkiego typu żarty pod ich adresem nie są uważane za nietakt. Wielu przedstawicieli starszego pokolenia jest święcie przekonanych, że w Korei w ogóle nie ma takiej „zarazy” jak homoseksualizm, a jeśli już się jakiś przypadek zdarzy, to wirus tego choróbska na pewno został przywieziony przez tych straszliwych obcokrajowców (więcej o postrzeganiu białych ludzi w Korei tutaj)!

Chociaż podobna postawa jest bardzo krzywdząca i powinna oburzać, nie chcę zabrzmieć zbyt ofensywnie w stosunku do Koreańczyków. Byłoby skrajną hipokryzją i ignorancją potępiać koreańskie społeczeństwo i nazywać ich zacofanym ciemnogrodem, bo gdy sami spojrzymy na nasze polskie podwórko, zauważymy, że i u nas wcale nie jest tak różowo. Poza tym należałoby spojrzeć szczerzej na problem i uświadomić sobie, że demokracja oraz wolność słowa jest zupełnie młodym tworem na ziemiach półwyspu. Za jej początek można by mniej więcej uznać czasy prezydentury Roh Tae Woo, który sprawował rządy na początku lat 90-tych. Przez te niespełna 20 lat demokratycznych rządów dokonały się niewyobrażalne zmiany i gwałtowny rozwój kraju. Biedne, wyniszczone wojnami państwo przeobraziło się w gospodarczą potęgę, ale ekonomiczne zmiany nie idą w parze z równie szybkimi przemianami w umyśle i kulturze narodu. Moim zdaniem i tak trzeba doceniać ogrom pracy, jaki włożono na rzecz równouprawnienia kobiet oraz swobód obywatelskich. By zajmować się takimi górnolotnymi tematami jak tolerancja, równouprawnienie i wolność, trzeba mieć najpierw podstawy do godnej egzystencji. Tylko tych, którzy na co dzień nie muszą walczyć o to, by mieć co włożyć do garnka, mogą pozwolić sobie na taki luksus.

[JaeJoonga z JYJ]

A w Korei do dziś nie wypada wyśmiewać się z wielu tematów. Polityka, kultura korporacyjna i możni ich świata to dość śliskie tematy, których rozsądniej jest nie ruszać. Nigdy nie wiadomo z której strony, rzucone słowa krytyki, mogą ugryźć mówiącego w cztery litery… Zawsze znajdzie się jakiś pociotek albo znajomy, który pracuje w rządowym biurze, czy oddziale korporacji X, którym nasze żarty mogą pośrednio zaszkodzić. A honor i zachowanie twarzy to cnoty najwyższe w koreańskim społeczeństwie.

Dlatego łatwiej jest odwołać się do tematów mniej drażliwych, nie czyniących (teoretycznie) nikomu szkody. Bo co złego może być w dziewiątce chłopaków, uśmiechających się słodko i biegających po scenie z umalowanymi żęskami?

Na pocieszenie mogę dodać, że i na tym polu pojawiają się pierwsze jaskółki pozytywnych zmian, których próżno by szukać w niby naszym zachodnim, „postępowym” świecie. Junsu w klipie do „Tarantallegra” pojawia się przez moment wystylizowany na przecudnej urody panienkę (bez żadnej ironii tym razem, serio!), a dziś natknęłam się na te zdjęcia promujące najnowszy singiel Super Junior „Sexy, Free & Single”.

[Siwona z Super Junior (z prawej)]

[Junsa z "Tarantallegry"]

Jak widać, w tych ujęciach nie ma nic z żartu ani kpiny. Powstały one tylko po to, by cieszyć oko, pokazując, że kulturowe role narzucone płciom nie są absolutem, i że mężczyzna w damskich strojach, może być tak samo piękny, jak kobieta w męskim ubraniu.



P.S. Jeśli macie ochotę na większą dawkę poprzebieranych panów, polecam ten post

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

wtorek, 15 maja 2012

Blade twarze

Czyli o tym, jak prezentowani są przedstawiciele kultury zachodu w koreańskich mediach.


Widzieliście nowy teledysk Junsu „Tarantallegra”? Nie powiem, podoba mi się. Lubię takie lekko szalone klimaty i obsesyjną, „gorącą” muzykę, jeśli wiecie, co mam na myśli. Eh, ja i te moje muzyczne opisy… -__-`

Oprócz szaleństwa w oczach Junsu i jego zmieniających się jak w kalejdoskopie wcieleń, jest jeszcze coś, czego nie można przeoczyć. Główny wykonawca to jedyny Azjata, jakiego możemy zobaczyć przez 4 minuty 34 sekundy trwania piosenki. I tak, singiel adresowany jest głównie na rynek koreański.

Junsu to nie jedyny artysta, który lansuje się u boku bladych twarzy. Niemal w połowie teledysków Big Bang można zobaczyć białą kobietę (Cleo pokusiła się nawet o zestawienie takich klipów tutaj), ale żeby wymienić dla przykładu, zobaczcie choćby „Beautiful Hangover” czy „Blue”. W najnowszej piosence CN BlueHey you” także nie uraczy się innych Azjatów poza samym zespołem, U-KISS też lubi się powyżywać na białych panienkach (a właściwie białej panience) w sławetnym „Shut up”, 2PM w „Hands up” z kolei przekonują, że co to za impreza bez białych, wijących się dziewcząt (GD&T.O.P. w „High High” są absolutnie tego samego zdania). Kim Hyun Joong w piosence „Break Down” swój bladolicy haremik trzyma w osiatkowanej klatce, w jakiejś podejrzanej spelunie. Te nieszczęśnice, które mogą pląsać na wolności, podrygują smętnie z lewej strony parkietu, albo wiją się wokół oparcia fotela, na którym siedzi kumpel Hyun Joonga, raper Double K. Mam wymieniać dalej?


Zastanawiający jest fakt, że ten nawał białych twarzy pojawia się głównie w klipach boys bandów (jeśli ktoś zna jakiś przykład, gdzie pojawia się biały facet w mv grupy dziewczęcej, niech mnie oświeci!), albo generalnie śpiewających mężczyzn i sposób, w jakim przedstawia się w nich bladolice panie, wprawia mnie w stan daleki od entuzjazmu. Zazwyczaj:
  • ubrane są bardziej niż skromnie (i mam tu na myśli skromność ilości użytego materiału na ich stroje, a nie skromność jako taką!),
  • wiją się wokół głównego wykonawcy,
  • wiją się wokół pobocznych wykonawców,
  • wiją się między sobą.

[wyjątek z "Taratallegra" Junsu]

Z resztą k-popowe klipy to nie jedyne miejsce, gdzie pojawiają się przedstawiciele naszej, kaukaskiej rasy. Koreańskie reklamy i zdjęcia w magazynach dla kobiet są wręcz zasypane białymi modelkami. Ktoś pokusił się o zestawienie w 2005 roku, z którego wynika, że aż w 30% koreańskich reklam pojawiły się białe panie, podczas gdy w USA odsetek Azjatek w ichniejszych reklamach to ledwo 1,9%. Inni naukowcy przejrzeli magazyny dla kobiet z lat 2002-2003 i okazało się, że stosunek białych modelek do Azjatek wyniósł odpowiednio 57% do 43%! Pewnie nie będzie wielkim zaskoczeniem, jeśli napiszę, że w Stanach niezachwiany monopol posiadają blade twarze, rozmaślając konkurencję wynikiem 84,9%. Istnieją też koreańskie domy mody, które swoje stroje prezentują tylko i wyłącznie na białych modelkach (np. Beanpole i Hazzys).
 
[screen ze strony Beanpole]

Skąd ta miłość do ludzi zachodu? Jakieś postkolonialne ciągoty? Kompleksy własne? Chęć nadania międzynarodowego charakteru danej firmie? Pewnie wszystko po trochu, plus jeszcze parę innych czynników, którym przyjrzymy się już za moment.

Należałoby zacząć od tego, jakie stereotypy odnośnie białych ludzi zakorzenione są w koreańskich (często też ogólnie azjatyckich) umysłach. Blada cera i okrągłe oczy to właściwie synonimy pewności siebie, silnego charakteru, posiadania zdania na każdy temat i siły przebicia. Szczególnie białe kobiety postrzegane są jako wyzwanie i zdobycie takiej egzotycznej piękności to potwierdzenie męstwa skośnookiego pana i chwała dla jego ojczyzny. Co ciekawe, taki mariaż w drugą stronę, a więc kobieta Koreanka i zagraniczny mężczyzna, bynajmniej nie jest witany z entuzjazmem. Utarło się mniemanie, że jeśli Koreanka umawia się z obcokrajowcem, to na pewno robi to dla jego kasy, albo usiłuje prostszym sposobem dorobić się zielonej karty. Współbracia patrzą więc na taką niewiastę jak na zdrajczynię, która nie tylko jest łatwa i powierzchowna, ale jeszcze słaba i godna pogardy.

[Ahn Jung Hwan i jego haremik]

Jak widać, pozycja kobiet w Azji wciąż daleka jest od ideałów. Szanująca się koreańska dziewczyna powinna prowadzić się przyzwoicie, trzymać się z daleka od źródeł obcych plemników i generalnie przyprawiać z mamą kimchi w kuchni, a nie rozglądać się za facetami.

Obraz białej kobiety jest tak diametralnie różny, że aż czasem trąca absurdem. Wszystkie stereotypy krążące wokół naszej rasy są w mediach używane w ekstremalnym natężeniu, tworząc niemal alternatywną rzeczywistość. Wielu Azjatów jest święcie, ale to święcie przekonanych, że wszyscy Amerykanie i na pewno duża część Europejczyków całuje się już na pierwszej randce i zapewne też ląduje w łóżku tego samego wieczoru. W klubach zaś nie tańczymy się inaczej, jak tylko tak, jak pokazują nam chłopcy z F.CUZ w teaserze do „Midnight Sun”.

 
Na taki stan rzeczy składa się wiele czynników, ale po części sami jesteśmy sobie winni (my – jako rasa), bo amerykańskie i europejskie filmy i seriale dobitnie przekonują, że jesteśmy owładniętymi żądzami istotami, które nie potrafią utrzymać rąk przy sobie. Faktem jednak jest, że mamy zazwyczaj mniejsze opory, przed prezentowaniem swoich wdzięków światu i wyginaniem się w odważnych pozach na zdjęciach (przynajmniej białe modelki nie mają). Warto wiedzieć, że do roku 1994 w Korei obowiązywał zapis prawny, który w znacznym stopniu ograniczał możliwość zatrudniania zagranicznych modelek w rodzimych reklamach. Jako, że sprawy okołoseksualne były (i właściwie nadal są) tematem tabu, w owych czasach znalezienie modelki, która zgodziłaby się reklamować bieliznę, było zadaniem iście karkołomnym. No, ale petunia non olet i te sprawy… Znalazła się i rada! Przez długi czas zachwalaniem bielizny zajmowały się gwiazdy porno, tworząc ciemną aurę wokół tej gałęzi modelingu. Jeśli jakaś koreańska gwiazda zdecydowała się wziąć udział w bieliźnianej sesji, nie przyzwała się do tego głośno i pozowała w ten sposób, by nie można jej było na zdjęciach rozpoznać. Gdy zniesiono zakaz o zatrudnianiu obcokrajowców, miejsce gwiazdek porno zajęły bladolice piękności, podsycając dodatkowo utarte przekonania o naszej rozbuchanej seksualności.


Obecnie koreańskie gwiazdy próbują walczyć ze stygmą bieliźnianych zdjęć, jak na przykład Yoon Eun Hye w głośnej sesji dla magazynu Dazed and Confused.

[Yoon Eun Hye]

Jej wysiłki to jednak  wciąż kropla w morzu białości. Sami Koreańczycy zaś, wybór białych modelek, bardzo często tłumaczą w pozbawiony seksistowskich podtekstów sposób. Zdaniem speców od marketingu rasa kaukaska „po prostu wygląda lepiej bez ubrań” (nie wymyślam tego, tłumaczę ino za The Grand Narrative!), w przeciwieństwie do Koreańczyków, którzy mają kompleks krótkich nóg i twierdzą, że wyglądają one jak „rzodkiewy”. Mężczyźni z kolei są bardziej męscy i wyglądają bardziej naturalnie bez podkoszulków. Hmmm…

Z innych ciekawych newsów, moje kochane i zdeprawowane ziomki, w 2009 roku władze planowały zorganizować plażę dla nudystów na wyspie Jeju, by przyciągnąć zagranicznych turystów. Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie taka informacja jest równoznaczna z kupieniem biletu do Korei i zrzuceniem stanika już w kolejce do wejścia do samolotu… Dar przekonywania, to jest to! Wieść głosi, że taki pomysł przyszedł lokalnym włodarzom do głów po tym, jak zepsute białasy, niepomne koreańskiej obyczajności, rozbierały się na potęgę na ichniejszych plażach. Ile w tym prawdy? Pewnie ten i ów faktycznie zrzucił o jedną część garderoby za dużo, ale śmiem jakoś wątpić, by Jeju opanowały hordy nagusów, straszących koreańskie babcie.


James Turnbull przypuszcza, (a czy ja śmiałabym się z nim kiedyś nie zgodzić?), że ta rozbuchana seksualność, o którą oskarża się naszą rasę, to wynik knowań właśnie tych przerażonych koreańskich babć i dziadków. Przypisując nam zepsucie wszelakie, mają na kogo zwalić winę za karygodne prowadzenie się współczesnej młodzieży. Widzicie, jaki my i nasza kultura mamy zgubny wpływ na delikatne koreańskie umysły? Żeby było zabawniej, bardzo często słyszy się komentarze pod adresem par, które na ulicy okazują sobie więcej czułości, niż by wypadało, że na pewno jedno z nich to Japończyk…

Wracając zaś do punktu wyjścia, czyli do k-popowych teledysków, nie powinno już zatem dziwić, że gwiazdy tak kochają znajdować się w centrum wijących się białolicych panienek. O ironio, śmiem też przypuszczać, że zmasowana ilość białych twarzy w ich klipach, to ukłon w naszą, zachodnią, stronę. Big Bang, który musi mieć świadomość swojego międzynarodowego statusu, nie bez przyczyny w co drugi klip (a ostatnio to w każdy) pakuje jakichś białych ludzi. Wydaje mi się, że w ten sposób chłopcy chcą pokazać nam, że potrafią się odnaleźć w towarzystwie ludzi z innych kontynentów, że też podobają im się białe kobiety, no i że generalnie są tacy wyluzowani i cool. A to, że się mimochodem przyłączają do ugruntowywania stereotypów… Myślę, że oni nawet nie zauważają, że w sposobie pokazywania białych ludzi jest coś niepokojącego i niewłaściwego. Dla nich na pewno sam fakt występowania w tym samym klipie z przedstawicielami innych nacji jest swoistą nobilitacją, wyrazem tego, jak są otwarci i wspaniali.

 [T.O.P. i impreza w "High High"]

A niestety są ciemne strony takiego przedstawiania białych kobiet w mediach. Wiele dziewcząt, które na dłużej zatrzymały się w Korei, przyznaje, że stało się ofiarami werbalnych lub fizycznych napaści i molestowania, tylko dlatego, że były białe. Bo skoro białe, to na pewno łatwe i nie będzie im przeszkadzać, jeśli się je dotknie to tu, to tam. Wszechobecny ścisk i zmowa milczenia obserwatorów zdarzenia ułatwiają zadanie różnorodnym zwyrodnialcom i tak naprawdę kobieta niewiele może zrobić w takiej sytuacji. Dodatkowo w obiegowym slangu „Rosjanka” znaczy tyle co prostytutka, bo koreańskie domy publiczne pełne są siły roboczej z okolic Kaukazu. To wytworzyło u niektórych skrót myślowy biała=Rosjanka=prostytutka. Martina z eatyourkimchi.com doświadczyła podobnej „pomyłki” ze strony jakiegoś podstarzałego zboczeńca, który uparcie twierdził, że dziewczyna na pewno jest „Rosjanką”…


Mam nadzieję, że w świetle nowych faktów, moja lakoniczna przestroga rzucona w artykule o randkowaniu z Koreańczykami (tutaj), wydaje się być bardziej uzasadniona. Na szczęście nie wszyscy Koreańczycy są tak ograniczeni, by wierzyć bezkrytycznie we wszystko, co pokazuje się w telewizji, tak samo jak nie każdy Polak myśli, że Azjaci to kurduple, które żywią się wyłącznie psami i ryżem. Pozostaje nam życzyć sobie i naszym skośnookim braciom, by na przyszłość wykazywali się większą interkulturową czułością i nie powielali krzywdzących schematów.

Więcej na temat:

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...