Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2NE1. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2NE1. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 grudnia 2014

Przeżyjmy to jeszcze raz: k-pop w 2014 roku. Część I

Tragiczne wypadki, rozstania, kłótnie i pozwy… Spocone torsy, mleko kapiące z brody i nieprzystojne pląsy. Tak można by w skrócie podsumować rok 2014 w k-popie. Zapewne nie był to najbardziej udany rok dla naszych gładkolicych ulubieńców, ale bez wątpienia rok 2014-ty dał nam kilka muzycznych perełek oraz zapoczątkował procesy, które choć bolesne, powinny dobrze przysłużyć się całej branży.


Bez dodatkowych wstępów zapraszam w małą podróż w czasie, gdzie przypomnimy sobie, co wydarzyło się w mijającym roku!





Początek roku nijak nie zapowiadał obfitości wydarzeń, jaka czekała nas w nadchodzących miesiącach. Muzycznie było dość ciekawie i obiecująco. K-popowe legendy cieszyły ucho i oko swoimi powrotami. Do najbardziej udanych można zaliczyć comeback Raina z 30 sexy” i DBSKSomething”. Jednak to GaIn jest bezsprzeczną bohaterką początku roku i jej poruszająca piosenka „FxxkU” wyznaczyła nowy poziom w k-popie, któremu trudno było sprostać innym wykonawcom. GaIn często porusza temat seksualności w swoich piosenkach (więcej tutaj), ale w jej wykonaniu nie ogranicza się to tylko do sugestywnych pocierań i niewybrednego machania pupą. „Fxxk U” to opowieść o gwałcie i przemocy w związku. Klip oraz słowa mogą szokować, ale był to zamierzony efekt, mający na celu zwrócenie uwagi na przemoc, jakiej doświadcza w domu wiele kobiet. Przemoc domowa jest w Korei dużym problemem, gdyż istnieje na nią swoiste przyzwolenie. Jest to zagadnienie, o którym się nie mówi, traktując je jako osobiste sprawy danej rodziny.


Najbardziej wyrazistym przykładem takiego rozumowania była przerażająca historia z 2012 roku. 28-letnia kobieta zadzwoniła na policję, błagając o pomoc, bo została porwana i oprawca usiłuje ją zgwałcić. Dziewczyna dość dokładnie podała swoją lokalizację, ale policjanci ani drgnęli ze swojego posterunku. W trakcie rozmowy napastnik przyłapał ją na próbie wezwania pomocy. Kobieta nie odłożyła słuchawki, gdy mężczyzna bił ją i katował. Po 8-minutach wysłuchiwania krzyków i odgłosów uderzeń, policjanci wzruszyli ramionami i stwierdzili, że to zwykła sprzeczka między małżonkami. Sąsiedzi mężczyzny również słyszeli krzyki, ale nikt nie zainteresował się losem torturowanej dziewczyny, gdyż oni również orzekli, że to na pewno małżeńska kłótnia. W 13-godzin później policja znalazła ciało dziewczyny, poćwiartowane i zapakowane do 14-tu foliowych toreb.


W tym kontekście odważne „Pier** się” GaIn rzucone w twarz swojemu kochankowi, który kwituje sprzeciwy swojej partnerki: „Nienawidzę tego robić w ten sposób”, stwierdzeniem „Ja tak nie uważam”, nie wydaje się być przesadzone. Koreańczycy są dość ospałym narodem, jeśli chodzi o debatę publiczną i zadzierzgnięcie kulturowych zmian, więc potrzeba mocnego uderzenia, by wywołać jakiś odzew.
 [Bumkey]

Co ciekawe, partnerujący GaIn Bumkey, okazał się być czarnym charakterem nie tylko na ekranie. W październiku tego roku został przyłapany na handlowaniu tabletkami Ecstasy i metamfetaminą w jednym z seulskich klubów. Z tego co ustaliła policja, handel narkotykami był biznesem, którym raper zajmował się od kilku lat. Biorąc pod uwagę to, że w Korei nawet posiadanie jednego skręta może skończyć się odsiadką w więzieniu, zapewne nie prędko zobaczymy Bumkey na wolności… (więcej o gwiazdach i narkotykach tutaj)





Muzycznie k-pop wciąż pląsa i ma się nienajgorzej. Kolejne gwiazdy powracają na scenę: 2NE1 z „Come back home”, MBLAQ z dwoma smętami singlami „Our relationship” i „Be a man”. Czymże byłby rok bez Hyuny pocierającej się tu i ówdzie, więc i 4Minute wróciło z „Whatchs Doin’ Today”. Żadnen z owych comebacków nie rzucił mnie jednak na kolana. Zawiodłam się szczególnie na 2NE1, po których spodziewałam się więcej. Sytuację uratował za to chwytliwy przebój Girls’ GenerationMr Mr” i przeurocza „Catallena” od Orange Caramel.






Kwiecień bez wątpienia należał do Akdong Musician! Rodzeństwo, które zawładnęło sercami jury i publiczności w drugiej edycji programu K-pop Star, wydało swój pierwszy mini album i niemal natychmiast stało się sensacją k-popowej sceny. Promujący album singiel „Melted” jest godnym konkurentem „Fxxk U” GaIn w walce o tytuł najlepszego utworu 2014 roku. Jak dobrze wiecie, moja miłość do ballad jest ograniczona, ale ta piosenka jest tak piękna i poruszająca, że trudno jej nie pokochać.


Muzyka, słowa oraz towarzyszący im klip tworzą przepiękną, dopełniającą się całość i aż trudno uwierzyć, że utwór napisany i wyprodukowany został przez niespełna 18-letniego Lee ChanHyuka i zaśpiewany przez 15-letnią Lee SuHyun. Akdong Musician oraz młoda i utalentowana reżyser, Dee Shin, poruszają problem emocjonalnego zobojętnienia dorosłych na cudzą krzywdę. Pojawia się też wątek różnic kulturowych, niezrozumienia i uprzedzeń rasowych.

Nie twierdzę, że muzyka powinna zawsze zajmować się poważnymi tematami, ale dobrze, gdy raz po raz pojawiają się utwory, które mają ambicje większe niż tylko stać się hitem, bezmyślnie nuconym pod nosem przez tłumy.


Dosłownie w dwa dni po ukazaniu się „Melted”, Korea pogrążyła się w smutku po katastrofie promu Sewon. Najprawdopodobniej w wyniku gwałtownego manewru, ładunek przesunął się na pokładzie, pozbawiając prom stateczności. Kapitan i załoga ewakuowali się jako pierwsi z pokładu, prosząc pozostałych na jednostce pasażerów o zachowanie spokoju. W wyniku katastrofy zginęło 304 ludzi, większość z nich to uczniowie szkoły średniej, którzy wybrali się na wycieczkę szkolną na wyspę Jeju. Haniebne zachowanie załogi i kapitana odnalazło swoje echo w słowach „Melted”:

Dlaczego lód (dorośli) jest (są) tak zimny (nieczuli)?”





Nie łatwo było Koreańczykom otrząsnąć się po tej tragedii. Cały k-popowy światek zamilkł na długie tygodnie, odwołano wiele koncertów i opóźniono daty planowanych powrotów i debiutów. W maju miłośników k-popu czekał kolejny cios: Kris odszedł z EXO i pozwał swoją agencję, zarzucając jej, że jest niesprawiedliwie traktowany, a podpisany przez niego kontrakt stoi w jawnej sprzeczności z podstawowymi prawami człowieka i pracownika (więcej tutaj). Wtedy nikt nie wiedział jeszcze, że Kris swoim wystąpieniem zapoczątkuje lawinę pozwów i rozstań z matkami agencjami. W kilka miesięcy później w jego śladu pójdzie Luhan (więcej tutaj), BAP (więcej w części II przeglądu), a Thunder i Joon z MBLAQ przedłożą własne interesy ponad wierność wytwórni.

[Kris]

Wiadomo, że fanowskie serce cierpi, gdy z ukochanego zespołu odchodzi ulubiony członek, ale mnie cieszy coraz częstszy sprzeciw gwiazd wobec wykorzystywania ich przez agencje. Może wreszcie te molochy zrozumieją, że ich firma nie są fabrykami produkującymi tańczące lalki, tylko miejscem, gdzie pracuje się z żywymi ludźmi, którzy mają takie same potrzeby i bolączki jak każdy z nas. Obawiam się, że owa „trzecia generacja” idoli będzie musiała stoczyć tę nieprzyjemną walkę z bezdusznymi agencjami, by kolejne pokolenie gwiazd mogło pracować i tworzyć w godziwych warunkach. Trzymajmy zatem kciuki za naszych odważnych ulubieńców!

 



Jak wszyscy doskonale wiedzą, czerwiec to miesiąc moich urodzin, więc i tym razem k-popowy świat przygotował dla mnie miły prezent. Taeyang tylko dla niepoznaki wydał swoją balladę „Eyes, Nose, Lips” w przeddzień moich urodzin, by szalone fanki nie skojarzyły faktów. 

 [mam nadzieję, że nie znienawidzicie mnie za to, żem ja przyczyną tej zbolałej miny!]

Doceniam starania, drogi Taeyangu. Wiem, że trudno Ci się pogodzić, że moje serce należy do innego, ale wierz mi, zawsze będziesz dla mnie kimś wyjątkowym! Jako, że Taeyang doskonale wie, że balladki to nie jest mój żywioł, szybko dogadał się z Tablo i machnęli przecudny cover piosenki, który słucham nałogowo do dziś!

[Tablo! <3]

I tym urodzinowym akcentem pozwolę sobie zakończyć dzisiejszy przegląd wydarzeń roku 2014. Do zobaczenia w części drugiej, którą można przeczytać TUTAJ!

P.S. Nie zapomnijcie sprawdzić playlisty z moimi ulubionymi k-popowymi hitami 2014 roku! TUTAJ

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

środa, 11 lipca 2012

Za co kocham k-pop (na tę chwilę) ep.3

W tym tygodniu moje k-popowe radości nie będą zbyt odkrywcze, ale co tam. W końcu pop ma to do siebie, że jest popularny i wszyscy go znają. A przynajmniej większości się chociaż o uszy obił…


Chyba pierwszy raz napiszę pod adresem Super Junior coś, co nie spowoduje nagłej chęci ukamienowania mnie przez fanki tegoż zespołu! I nie czynię tak, bo się zlękłam poprzedniej fali krytyki! Pfff… Co to, to nie! Nie takie rzeczy w życiu się przeszło, bym miała się ulęknąć kilku rozentuzjazmowanych dziewcząt! Bo to też nie tak, że nie lubię Super Junior. „Sorry Sorry” to jest klasa sama w sobie i k-pop bez tej piosenki (oraz towarzyszącemu jej albumu) nie byłby taki sam! Wszystkie następne pieśni jednak… Ekhm… Miałam poważne wrażenie, że są to bardziej lub mniej udane remiksy tegoż hitu. Z podkreśleniem tego drugiego. „Mr Simple” przechylił czarę goryczy i obawiałam się, że niczego dobrego z tego zespołu już nie będzie.

Jakże miłe było moje rozczarowanie gdy usłyszałam najnowszy singiel „Sexy, Free & Single”. Refren może mnie nie porywa (chociaż to „I’m ready to bingo!” rządzi! I wiem, że teoretycznie w tekście jest „Sexy, free & singe, I’m ready too. Bingo!”, ale nie oszukujmy się, kto słuchając tej piosenki bez spojrzenia na tekst, usłyszałby coś innego, niż to, że chłopcy są gotowi na „bingo” MySpace), ale reszta piosenki, zwłaszcza ten temat muzyczny z początku, sprawiają, że mam ochotę się poderwać z podłogi i śpiewać i pląsać razem z chłopakami.


Do klipu też się nawet ten i ów przyłożył. Już nie ma chłopców tańczących w jednym, pustym studio. Są aż cztery puste studia! Wooow! Progres! Jedno jest nawet co nie co zdewastowane… Taniec jak zawsze na 5+, Siwon-ssi powinien ino był przed występem w TV iść sobie głowę opłukać, bo najwyraźniej mocno się przykurzył chłopina, przy ustawianiu tej zdemolowanej scenografii. No i najwyższy czas, by reżyserzy k-popowych klipów odłożyli na półkę swoją ukochaną zabaweczkę, bo wciskanie ujęć z kamery slow-motion gdzie się da i się nie da, jakoś bardzo wyrazowi artystycznemu nie służy… Czemu nagle chłopcy w znaleźli się w stanie nieważkości z minami godnymi Spartan? Zapewne pozostanie to jedną z wielu zagadek uniwersum…

[This is Sparta? :>]

Wszystkim tym, którzy znają angielski, szczerze polecam obejrzenie recenzji tej piosenki w wykonaniu niezawodnych Simona i Martiny z Eat Your Kimchi. Gwarantuję, że się uśmiejecie!

Ale to nie wszystko, co w tym tygodniu raduje me serce! 2NE1 wydało wreszcie nowy singiel i miesiące oczekiwania zdecydowanie nie były straconymi. Piosenka jest rewelacyjna! Już po pierwszym przesłuchaniu wiedziałam, że to będzie mój hit na nadchodzący czas, bo to lekko zawodzące „I love youuuuuu” jest w wysokim stopniu uzależniające.


Jak zapewne można było się już wcześniej zorientować, 2NE1 jest zdecydowanie moim ulubionym girls bandem. I właściwie przez długi czas trwał na tej prestiżowej pozycji samotnie, bo zbyt natężona dawka aegyo serwowana przez resztę zespołów skutecznie mnie od siebie odstręczała. Ostatnimi czasy ich monopol w udało się przełamać Wonder Girls ze świetnym albumem „Wonder Party”, ale nie zmienia to jednak faktu, że 2NE1 ze swoją muzyką, stylem i osobowościami nie są w stanie spaść z wybudowanego im prze mnie piedestału.


Klip jak zawsze miło się ogląda. Kocham te intensywne i doskonale zgrane kolory, które towarzyszą niemal każdemu teledyskowi grupy. Jedyne na co można narzekać, to na Bom, co do której mam coraz silniejsze podejrzenia, że nie jest człowiekiem. Nie mogę patrzeć na tę jej wypraną z jakichkolwiek emocji twarz. Może to jakiś jej autorski program przeciwdziałania powstawaniu zmarszczek? Jeśli nie będzie używać mięśni twarzy, to nie dorobi się zmarszczek mimicznych. Sprytne, nie powiem… Aż mam ochotę wyskoczyć na nią zza krzaków z teatralnym „BUU!”, żeby sprawdzić, czy jeszcze potrafi wyrazić twarzą ludzkie reakcje…

[ojej... gdzie ja jestem?]

No, tyle radosnych pisków na dziś. Jak Wam podobają się najnowsze single koreańskich gigantów? Co tym razem przykuło Waszą uwagę? Warto jeszcze rzucić uchem na solowe dokonania Jo Kwona z 2AM („I’m da one”) i Jang Woo Younga z 2PM („Sexy Lady”).

I jeszcze małe ogłoszenie parafialne.

Mam niestety tendencję do emocjonowania się moimi różnymi skośnookimi odkryciami i przy okazji dzielenia się tym ze światem. Jak już wcześniej pisałam, nie chciałabym aby ten blog przeobraził się w ciąg moich entuzjastycznych pisków, więc postanowiłam iść z duchem czasu i założyłam blogowe konto na FaceBooku. Planuję swoje fascynacje uzewnętrzniać właśnie tam, a tutaj od czasu do czasu zamieścić miesięczne podsumowanie najciekawszych pisków ;) Jeśli więc chcecie być na bieżąco z tym, co interesującego pojawiło się na koreańskim rynku, serdecznie zapraszam do polubienia


Pozdrowienia i uściski dla wszystkich!



Za co kochałam k-pop w innych terminach?
Odcinek I (z udziałem Cross Gene)
Odcinek II  (z udziałem Clazziego)

czwartek, 21 czerwca 2012

Zakazana miłość

z dedykacją dla Anulak

Czyli kolejna garść powodów, dla których nie chcielibyście być gwiazdami koreańskiego show-biznesu.


Nigdy nie podejrzewałam Piotra Szczepanika o tak daleko posuniętą świadomość kulturową i znajomość koreańskiego show-biznesu, ale widać chłopak miał nieźle rozwinięty zmysł prekognicji, gdy śpiewał słowa swojego wielkiego hitu sprzed lat. „Kochać, jak to łatwo powiedzieć.” Czy można lepiej ująć sytuację koreańskich celebrytów i ich sprawy sercowe? Pewnie sam pan Piotr nie wie, jak bardzo ma rację!

Raz na jakiś czas na plotkarskich serwisach typu allkpop.com czy soompi.com pojawiają się szokujące newsy typu: X spojrzał przeciągle na Y podczas nagrywania variety show „Z”, to na pewno romans! A był widziany razem z B, gdy wychodził z restauracji C, to na pewno romans! Dramowy pocałunek D i E był zadziwiająco udany i realistyczny, na pewno mają romans! Pomijając jednak te głupkowate ploty, usłyszeć o jakimś prawdziwym romansie w świecie k-popu, to prawdziwa rzadkość! Czyżby wszyscy byli tacy tajemniczy i ukrywali swoje połówki lepiej, niż Templariusze pochowali swoje skarby? Czy może w natłoku zajęć w grafiku, nie mają czasu na takie zbytki jak związki?

W obu stwierdzeniach kryje się ziarenko prawdy. W zeszłym roku głośna była historia małżeństwa Seo Taiji (legendarnego ojca k-popu) i aktorki Lee Ji Ah (znanej np. z dramy „Me Too, Flower!”), które wyszło na jaw przy okazji… ich rozwodu. Żeby dodać pikanterii całej sprawie, byli sobie poślubieni od 14-tu (!) lat i podobno doczekali się dwójki dzieci (są głosy, że to tylko plotki). Oboje powinni pracować w jakichś tajnych służbach, a nie w show-biznesie! Ich konspiracyjne talenta zdecydowanie się marnują!

[Seo Taiji i Lee Ji Ah]

A to, że gwiazdy są zapracowane, wiadomo nie od dziś i rzeczywiście jest tak, że grafiki celebrytów wypchane są do granic absurdu i managerowie (jeśli są łaskawi) zostawiają swoim podopiecznym zaledwie po kilka godzin wolnego na sen. Dlatego nie ma co się dziwić, że w profilach wielu gwiazd, w tabelce „hobby” nie znajdziemy niczego kreatywnego. Śpiew, taniec, wyciskanie na siłowni, w porywach oglądanie filmów i słuchanie muzyki, ot czemu poświęcaj się gwiazdy w „wolnych chwilach”. Ich życie w większości sprowadza się do występów (czy to na scenie, czy to w TV), długich godzin ćwiczeń, wywiadów i sesji fotograficznych, a każdą wolną chwilę, jaką tylko uda im się wygospodarować pomiędzy jednym nagraniem a drugim, poświęcają na to, czego im najbardziej trzeba, czyli sen.

 
[biedne chłopaki z Infinite, nawet śpią synchronicznie!]

Nie ma się co oszukiwać, pomimo szalonego stylu życia, na takie rzeczy jak miłość zawsze znajdzie się czas. Szefowie agencji gwiazd doskonale o tym wiedzą i bynajmniej ich ta wiedza nie cieszy. Zakochany celebryta, to same problemy, dlatego też wymyślili sobie sprytnie, jak uregulować i tę kwestię! Młodzi ludzie skłonni są zgodzić się na wszystko, byle tylko spełnić swoje marzenia, co show-biznesowe molochy skrzętnie wykorzystują. W cyrografie kontrakcie bardzo często znajduje się zapis, iż przyszły piosenkarz/aktor na określony czas zobowiązuje się nie angażować w żadne miłosne perypetie. I zazwyczaj jest to punkt, który nie podlega negocjacjom. Albo podpisujesz i wstępujesz do zakonu zespołu, albo spadaj, bo jest tysiąc innych na twoje miejsce, którzy marudzić nie będą.

Czemu agencjom tak zależy, by ich gwiazdy pozostawały w stanie wolnym? Po pierwsze, singlom łatwiej jest się skupić na swojej pracy i oddać jej bez pamięci. Nie rozpraszają ich zmartwienia po ostatniej kłótni z partnerem, ani nie irytują się, gdy przedłuża się wywiad, bo i tak nikt na nich nie czeka (okrutne, acz prawdziwe). Całą swoją kreatywność i energię wkładają w wykonywaną pracę i nie marzą o tym, gdzie by tu uszczknąć odrobinkę czasu na potajemną schadzkę.

Po drugie, samotnego celebrytę łatwiej jest sprzedać. Wszystkim zakochanym bez pamięci fanom zdecydowanie łatwiej jest kochać swoje bożyszcze, gdy ten/ta nie ma u swego boku jakiegoś niepożądanego dodatku w postaci chłopaka czy dziewczyny. A jak wiemy (a jak nie wiemy, to możemy się doedukować tutaj i tutaj), fani bywają różniści… Nie mam aż tak dużego doświadczenia z fanami k-popu płci męskiej, więc ciężko mi się wypowiadać, ale dziewczęta bardzo często żyją w wyimaginowanym związku ze swoim idolem, a sieć zasłana jest wyznaniami miłości do własnego „męża”, jak się pieszczotliwie zwykło nazywać swoich ulubieńców. Co prawda w świecie miłośników k-popu bigamia jest jak najbardziej legalna i oczywista, to jednak wieść o tym, że „mąż” śmiał sobie przygruchać jakąś panienkę, jest jak policzek dla fanki! Mam wrażenie, że fani płci obojga ubzdurali sobie, że celebryci zostali poślubieni swoim fanom i każda plotka o ewentualnym związku odbierana jest jak zdrada. A zdradzony i rozgoryczony fan potrafi wiele! Oj, wiele! Od „cichych dni” poczynając, czyli bojkotowania występów swojego ulubieńca, a na fizycznych i słownych atakach na nieszczęsną połowicę kończąc.

Tak było w przypadku głośnego romansu Jonghyuna (SHINee) i aktorki Shin Se-kyung w październiku 2010 roku. Fani poczuli się, delikatnie mówiąc, oszukani i obrazili się śmiertelnie na Jonghyuna, a Se-kyung musiała znosić fale nienawiści i strugi jadu plujące na nią z każdej strony. Związek w końcu się rozpadł, ale miłośniczki Jonghyuna pewnie do dziś wypominają mu skok w bok.

 [Shin Se-kyung i Jonghyun]

Lekkiego życia nie miała też dziewczyna Se7en, Park Han Byul, która dopiero od niedawna może spokojniej przemierzać ulice, nie obawiając się, że zza rogu wyskoczy jakaś rozsierdzona fanka jej wybranka. Oboje długo ukrywali ten związek, ale gdy ich wspólne zdjęcie wyciekło do prasy, postanowili potwierdzić, że są razem. Reakcja fanów nie była zbyt budująca, gdyż z tego powodu z fan-klubu Se7en wypisało się aż 100 tysięcy osób!

[Se7en i Park Han Byul

W całej tej nagonce aż ciężko uwierzyć, że program „We Got Married” cieszy się niesłabnącą popularnością. Jest to variety show, w którym gwiazdy show-biznesu zostają złączone w pary, by sprawdzić, jak poradziłyby sobie w życiu, gdyby zostały sobie poślubione. Widzowie (oraz komentatorzy w studio) śledzą losy pary od pierwszego dnia, gdy się poznają, kibicują im przy wykonywaniu różnych zadań i słuchają spostrzeżeń oraz uczuć „małżonków” po dniu pełnym wrażeń. 


Choć przez program przewinęły się naprawdę znane twarze, jak np. Nichkhun z 2PM i Victoria z f(x), Jung Yong Hwa (CN Blue) i Seohyun (SNSD), to żaden fan tudzież fanka nie ruszyli do stacji MBC z krucyfiksem, wyciągać swojego ukochanego z łap ich ekranowych partnerów. Myślę, że mają na to wpływ dwie rzeczy: wszyscy doskonale wiedzą, że program jest wyreżyserowany i związek dwóch celebrytów nie jest prawdziwy. Ot, taka bardziej zaawansowana gra dla gwiazd. Można więc ją oglądać jak zwyczajną dramę w TV, z tą przewagą, że reakcje oglądanego ulubieńca są dużo bardziej autentyczne. Można więc śledzić, jak dana osoba zachowywałaby się w związku, marząc sobie skrycie, że my jesteśmy w skórze jej partnera.

[Seohyun i Jung Yong Hwa]  

W celach edukacyjnych obejrzałam jeden odcinek i powiem, że mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony z rozrzewnieniem ogląda się pierwsze próby zaprzyjaźnienia się dwóch obcych sobie osób (oglądałam parę Jung Yong Hwa i Seohyun), z drugiej zaś… Czułam się jak jakiś zboczeniec podglądacz,  który włazi ludziom w ich prywatne sprawy. Osoby, siedzący w studio i komentujące każdy krok bohaterów, nadawały całemu programowi jakiejś takiej… perwersyjnej nuty. Ale może ja się nie znam. W końcu mam ten swój spaczony, zachodni rozumek. Nigdy nie kręciły mnie produkcje typu „Big Brother”, więc pewnie nie rozumiem idei zagadnienia.

W tym kontekście randkowy zakaz, jaki nakładają na swoje gwiazdy agencje, oraz dziecinne reakcje fanów wydają się być straszną hipokryzją. Całkiem niedawno dziewczyny z 2NE1 narzekały, że szef YG Entertainment miał uwolnić je w maju tego roku od owego zakazu (tym bardziej, że Park Bom ma już 28 a Dara 27 lat, co dla Korei jest wiekiem bardziej niż odpowiednim do zamążpójścia), ale zmienił zdanie, uznając najwyraźniej, że pozycja dziewczyn na rynku muzycznym nie jest jeszcze wystarczająco silna, by stawić czoła ewentualnym następstwom związków dziewczyn. NH Media dla kontrastu uznało, że chłopcy z U-KISS pracowali wystarczająco ciężko, by zasłużyć na nagrodę w postaci randkowej wolności (dziewczyny, bilety do Korei już kupione?). Może nie mi porównywać popularność obu grup, bo U-KISS ma dużo silniejszy fan-klub poza granicami Korei, niż w kraju, ale dotychczas żyłam w błogim przeświadczeniu, że 2NE1 jest jednym z czołowych girls bandów półwyspu. No cóż, widać dla YG uznało, że to za mało…

[chłopaki z U-KISS mają powody do radości!]

Jest jednak światełko w tunelu, gdyż można zauważyć zmieniające się nastawienie samych fanów do „sparowanych” gwiazd. Zaskakująco dobrze został przyjęty romans Junhyunga (B2ST) i Goo Hara (KARA). Fani od samego początku bardzo wspierali parę i byli zmartwieni, gdy pojawiły się doniesienia o ich rozstaniu (które okazały się być plotką, bo para nadal jest razem. Przyznajmniej na dziś: 30.07.12). Tak samo obyło się bez dantejskich scen, gdy Lee Min Ho ogłosił światu swój związek z koleżanką z planu „City Huntera”, Park Min Young. Z kolei Sunye z Wonder Girls dokumentnie roztopiła męskie serca wyznaniem, iż umawia się ze zwyczajnym chłopakiem (z plebsu, aż chciało by się powiedzieć :P).

[Junhyunga (B2ST) i Goo Hara (KARA)]

Może jest więc nadzieja, że z biegiem czasu koreańskie gwiazdy będą mogły zakochiwać i odkochiwać się zgodnie z tym, co czują, a nie z tym, na co i kiedy pozwala im ich agencja? Może wtedy nieco bardziej wiarygodnie brzmiałyby w ich ustach wszystkie te romantyczne pieśni, które z takim przejęciem wykonują. Często mam wrażenie, że biedacy, nie mają nawet pojęcia, o czym śpiewają…

Więcej na temat:
                                                                                                                    
Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

środa, 6 czerwca 2012

K-pop w walce ze stereotypami

Zdaję sobie sprawę, że w świetle tego, co napisałam już na łamach bloga, powyższy tytuł może brzmieć przewrotnie. Szczególnie w odniesieniu do postu o bladych twarzach czy sposobie kreacji girls bandów. Co więcej, nie zamierzam ani wycofywać się z wcześniejszych stwierdzeń, ani napisać, że tytuł to kolejny osobliwy żarcik w moim wykonaniu. Jest pole, na którym zdanie o walce ze stereotypami jest w 100% prawdziwe.

[oto, co ukazuje się oczom, gdy w google images wpisze się "asian"
P.S. Jest nadzieja! Polski internet zdecydowanie bardziej zna się na rzeczy! :D]

W Polce problem stereotypów na temat mieszkańców Azji nie jest zbyt nasilony ze względu na stosunkową homogeniczność naszego narodu i już na pewno bardziej niż ograniczony kontakt z „żywymi” Azjatami. Czasem gdzieś przewinie się jakiś Wietnamczyk, z rzadka Chińczyk ale już spotkanie Japończyk czy Koreańczyka to prawdziwy wyczyn. W naszej kulturowej świadomości stereotypowy Azjata gdzieś tam sobie egzystuje, ale nie poświęcamy mu zbyt wiele uwagi. Owszem, przebijają się przez kłęby podświadomości szczątkowe informacje o rzekomym spokojnym/uległym usposobieniu, zdolnościach matematycznych i niezbyt imponującym wzroście. Ci bardziej światli obywatele przytoczą nawet imię Konfucjusza, a co bardziej pragmatyczni: Toyoty i Samsunga. No, to by było na tyle.

[no dobra, przystojniacha z tego Konfucjusza to nie była...]

W Stanach, w Australii czy w każdym innym miejscu, gdzie Azjatów jest na pęczki, sprawa wygląda już inaczej. Tak jak my na bezdechu możemy wymienić całą litanię ludowych mądrości a propos Niemców, tak samo Amerykanie poinformują nas, że Azjata to:
  • kujon,
  • introwertyk,
  • geniusz matematyczny,
  • brzydal,
  • ledwo odrośnięty od ziemi knypek, o masie mięśniowej zbliżonej do tej, jaką może pochwalić się ameba (w przypadku dziewczyn: kształty bardzo dosłownie przypominające deskę, z obu stron),
  • doskonały materiał na trybik w jakiejś korporacji, gdzie będzie mógł sobie dzióbać godzinami swoje cyferki,
  • chłopacy to chodząca porażka w dziedzinie podrywu (tak swoją drogą są też jeszcze inne stereotypy dotyczące azjatyckich mężczyzn, których nie przytoczę ze względu na dobro młodocianej publiczności, a które zostawiam Waszej wyobraźni),
  • dziewczęta z kolei to uległe, ciche i płochliwe łanie, seksualna fantazja sporej części męskiej populacji,
  • generalnie sierota, dobry materiał na chłopca/dziewczynkę do bicia.

Tak sobie czytałam owe „mądrości narodów” a przed oczyma galopowały mi te wszystkie Mihonki (Lee Min Ho, dla niewtajemniczonych), Gongi Yoo (a propos, widział ktoś już pierwszy odcinek „Big”? OMO! @_@), JaeJoongi, Lee Joony i inne Kang Ji Hwany. Pewnie powinnam była w tym momencie dojść do jakichś odkrywczych wniosków, ale niestety. Nie doszłam. Jakkolwiek to brzmi. Ale co sobie popatrzyłam, to moje! :D

[wspomniany wcześniej Gong Yoo i "Big".
Indeed, chciałoby się rzec ;)]

Ekhm… Wracając. Przebłysk, by napisać ten post pojawił się w mojej głowie po obejrzeniu filmiku Kevina Wu, Amerykanina chińsko-tajwańskiego pochodzenia. Kevin nie może przeboleć, że bohater jego dzieciństwa, Goku z anime Dragon Ball, w hollywoodzkiej ekranizacji przybrał postać Justina Chatwina, białego gościa, który nawet moim niezaznajomionym z tym kultowym dziełem okiem, niezbyt przypomina głównego bohatera… Jaki cel przyświecał twórcom filmu, obsadzając w roli Goku białego chłopaka a nie Azjatę? Konkluzja Kevina jest prosta: po prostu Azjaci nie są wystarczająco cool. Przeanalizujcie w myślach wszystkie amerykańskie filmy, jakie widzieliście i pomyślcie o grających w nich Azjatach. (Niemal) zawsze są to:
a)      łaaaa-szast-prast-ninja
b)      kujony i inne siermięgi

[Justin Chatwin jako Goku w filmie "Dragon Ball Evolution"]

Jeden z odcinków „Kids React” (coś à la nasze „Dzieci wiedzą lepiej”) poświęcony jest reakcjom dzieci na k-popowe klipy i śmiem twierdzić, że ich szczere wypowiedzi doskonale podsumowują amerykański sposób patrzenia na sprawę:


Ale świat, czy chce czy nie, zmuszony jest coraz intensywniej rewidować swoje poglądy i coraz częściej pojawiają się ku temu sposobności. Całkiem niedawno wstrząsem dla Amerykanów stała się postać koszykarza Jeremiego Lina, który mimo iż jest Azjatą (konkretniej, jego rodzice przybyli z Tajwanu), mierzy 191 cm wzrostu (to w przyrodzie takie rzeczy bywają?! Olaboga!) i dostał się do NBA, jako jeden z bardzo nielicznych Azjatów w historii tej organizacji. Światopogląd naszych zaoceanicznych braci uległ rozchwianiu, gdyż nie wyobrażali sobie, by któryś z tych pokurczy-Azjatów mógłby dostać się do NBA! Zdarzało im się może widywać jakieś małe skośnookie ludki przy stole do ping-ponga, ale koszykówka?! Olaboga! Najwyraźniej umknął im ten szczegół, że swojego czasu najwyższym człowiekiem na świecie był Chińczyk (obecnie zdetronizował go Turek, mierzący, bagatela, 251 cm)…

[Bao Xishun szczęśliwy mąż i ojciec, mierzący 236 cm]

Koreańska pop-kultura, poniekąd nieświadomie, również przyłączył się do tej nierównej walki ze stereotypami. Już sam fakt istnienia takich postaci, jak Won Bin, czy Siwon z Super Junior, co nie co powinien dać do myślenia. Dziewczęta z 2NE1 również pokazują, że azjatyckie kobiety nie zawsze są synonimem niewinności i uległości. Oglądając co drugi ich teledysk mam wrażenie, że lepiej ich nie irytować.

[2NE1 "I'm the best". Nie śmiem wątpić, dziewczęta!]

Nie można zapomnieć również o całej armii programów typu variety-show, które pokazują idoli takimi, jacy naprawdę są (no, przynajmniej w teorii). Obejrzawszy zaledwie jeden odcinek losowego programu można zauważyć kolejną zaskakującą rzecz: nie wszyscy Azjaci są tacy sami! Wow… Dla przykładu wykorzystajmy chłopców z Big Bang (ach, ten język polski i jego wieloznaczność! ^^). Owszem, mamy cichego i opanowanego T.O.P., ale przy tym posiadającego jakiś taki tajemniczy magnetyzm i nieodparty mroczy urok. Dla kontrastu, Daesung to sama radość na dwóch nogach, wiecznie uśmiechnięta postać, robiąca sobie żarty z siebie samego i wszystkiego wokół. Dalej drobniutki lider G-Dragon. Owszem – geniusz, ale bynajmniej nie matematyczny. Taeyang z kolei to pogodny facet, którego nie bez przyczyny częściej można spotkać bez koszulki, niż w. I na koniec najmłodsza latorośl zespołu: Seungri, przepojony aegyo pogromca niewieścich serc (zwłaszcza tych posuniętych już nieco w latach).


Zostawmy kwestię szczerości przybranych przez chłopców ról. Nie da się zaprzeczyć, że prezentują w skali mini wielorakość ludzkich charakterów i pokazują niedowiarkom, że Azjaci, tak samo jak wszyscy inni homo sapiens na ziemi, są różni. Jedni są zamknięci w sobie, inni lgną do ludzi jak muchy do lepu. Jedni są utalentowani matematycznie, a inni to artystyczne dusze. Nic odkrywczego, a jednak kilka amerykańskich serwisów poświęconych k-popowi zamieściło na swoich stronach podobne artykuły.

Inna sprawa, że wystarczy nieco głębsze zanurzenie w świecie k-popu, by uświadomić sobie, jak bardzo jest on schematyczny. Zdarzają się postaci, które przeczą wszystkim konwenansom (na myśl od razu przychodzi mi GD), ale jest to zjawisko tak częste, jak trzęsienia ziemi w Polsce. Mimo iż jest całkiem sporo piosenek wykonywanych przez girls bandy, które lubię, to szczerze mówiąc, z punktu widzenia osoby, która nie jest obezwładniona na wstępie walorami urody dziewcząt (nie, żeby były brzydkie! Broń Boże! Po prostu, że się tak wyrażę, chemia nie ta :>), ciężko mi jest zauważyć różnice pomiędzy jednym zespołem a drugim. Cała armia pięknych, długonogich dziewcząt, które na przemian są słodkie jak cukierek i seksowne jak marzenie i tylko zmieniająca się ilość wykonawców każe mi się zreflektować, że to chyba już inny zespół. Tak, wiem. Co nie co przekoloryzowałam. Na szczęście jest 2NE1, które ratują kobiecy honor i SPICA, które zaczęły w całkiem przyzwoitym stylu.

 [SPICA]

Boys Bandy wcale nie są lepsze i mimo całej mojej miłości do Big Bang, nie są oni bardzo oryginalni w kwestii kreowania zespołu. A może to inni wzorują się na nich? Kto wie. Tak jak wypunktowałam w skrócie cechy członków Big Bang, pod wyżej wymienione kryteria można odpowiednio podstawić, np. chłopców z SHINee. Odpowiednikiem T.O.P. jest Minho, GD (w modowym aspekcie) → Key, Daesung → Onew, Taeyang → Jonghyun i Seungri → Taemin. Idąc tym tropem, można by również pokusić się o wpasowanie w te ramy innych zespołów jak B2ST, czy dawne DBSK

[SHINee]

Cóż, najwyraźniej taka konwencja jest najbardziej efektywna, dlatego jest kultywowana. Nie śledzę aż tak bardzo poczynań nowych zespołów, jak np. B.A.P. czy EXO, więc ciężko mi się wypowiadać, czy i tutaj schematy są zachowane, śmiem przypuszczać, że tak. Pewnie wypadałoby pomarudzić, że dobrze by było rozszerzyć gamę tych k-popowych archetypów (o których np. można poczytać na How-gee), ale szczerze… Niewiele mnie to obchodzi, bo niemal w ogóle nie oglądam variety-shows, a w k-popie koncentruję się na muzyce i aktorskich dokonaniach. Moim jedynym życzeniem byłoby to, by k-popowi artyści mieli możliwość swobodnego wyrażania siebie. W jakiejkolwiek formie. A do tego jeszcze długa droga.

Więcej na temat:
Muzyka/Idole

wtorek, 1 maja 2012

WTF (Wielce To Frapujące) Momenty w k-popie powracają!

Tak jak pisałam w części I mojego frapującego zestawienia, k-popowe teledyski to nigdy niekończący się temat kreatywnych interpretacji, nadinterpretacji i całkiem uzasadnionych wniosków. Twórcy dbają o to, bym miała co pisać w moim sławetnym cyklu WFT Moments, czyli Wielce To Frapujących Momentów. Tym razem skromniej, bo tylko sześć klipów znajdzie się na tapecie, ale z tego połowa to zupełne świeżynki, wydane w przeciągu minionego tygodnia. Wooo! To się nazywa wysyp WTF!

[B.A.P. "Power"]

Na pierwszy ogień rzucimy klip, na który czekałam dość długo, starając się przy tym okiełznać mój fan girl mode. B.A.P. powrócili! Jeeeeeej! Znów jest muzyka z przytupem, ryczące wokale, energiczne tańce ze sprayem! Eeee… Ze sprayem? Odnoszę wrażenie, że osoba odpowiedzialna za scenografię w "Power" przegapiła w tym momencie coś bardzo istotnego. Jak na przykład postawienie ściany przed chłopakami, by mieli na czym sprayować… Z mojego doświadczenia życiowego wynika, że powietrze nie jest najbardziej trwałym nośnikiem farby, więc jeśli chłopaki chciały machnąć graffiti, znalezienie jakiegokolwiek muru byłoby na miejscu. No, chyba, że to nie jest farba, tylko odświeżacz powietrza. Poniekąd mogę zrozumieć, że w takim małym pomieszczeniu bez okien może panować zaduch. Tylko dlaczego odświeżają też powietrze na zewnątrz? Aż tak przeszkadza im mały, postapokaliptyczny smrodek? Niby taki mają power i takie z nich waaaaaarrior, a tu co? Nawet jeśli byłaby to woda w sprayu, którą chcieli nawilżyć sobie swoje śliczne buźki, a spudłowali, nadal nie stawia ich to w najlepszym świetle. Zapatrzenie się na demoniczną mamę z Secret Garden w bezbłędnym wykonaniu Daesunga też ich nie tłumaczy!

[Mmm, smell! i najlepsze wykonanie Secret Garden dostępne tutaj: część I i część II]

Istnieje jeszcze trzecia opcja, bardziej pasująca do klimatu piosenki i zaczepnych min chłopaków. Tajemniczy spray to zabójczy gaz bojowy (albo chociaż gaz pieprzowy)! Ale i w tym wypadku rozpylanie go w tak beztroski sposób, nie jest najmądrzejszym pomysłem, jaki im wpadł kiedykolwiek do głowy…

[mina Zelo bardzo przypomina mi ekspresję mojej 15-miesięcznej siostrzeniczki, gdy odkrywa zastosowanie nowych dla niej rzeczy. Szczególnie, gdy z zachwytem obserwuje trajektorię lotu baniek mydlanych.]

F.CUZ również dopiero co wypuścił na rynek swój najnowszy singiel "No. 1" i przyznaję, całkiem nieźle wpisuje się w moje klimaty. Żadnych tam smętów i zawodzenia! Jest wesoło, energicznie i demonicznie. Do tego nie opychamy zmurszałych stereotypów, gdzie rycerz w lśniącej zbroi wyrywa bezbronną białogłową z paszczy smoka. Tym razem to dziewczyna ratuje chłopaków z opresji! Wow! Dobra robota! Jest tylko małe „ale”. Jeśli jeszcze dwóch pierwszych delikwentów faktycznie wyglądało na takich, którzy potrzebowali pomocy, to dwóch kolejnych, to bez wątpienia pozoranci! Spójrzcie tylko na te okucia, które ich więżą! Moja głowa by tam niemal przelazła, a co dopiero szczupły, azjatycki nadgarstek?! Ładnie to tak, panowie, narażać kobietę na niebezpieczeństwa dla własnego widzi-mi-się? Nie łaska była wyjąć stamtąd łapy i samemu otrzaskać mordy oprawcom?

[nawet byś nie udawał, chłopie! Nie możesz niby z tego wyjąć ręki? Niezła naiwniaczka z tej dziewczyny, skoro dała się tak łatwo nabrać...]

[następny symulant...]

 [a kobieta się tak dla nich poświęca... Nieładnie, F.CUZ, nieładnie!]

Kolejnym wielce to frapującym elementem tego klipu są bez dwóch zdań stroje. Mam nadzieję, że stali czytelnicy (których serdecznie z tego miejsca pozdrawiam i mentalnie ściskam!) zdążyli się już zorientować, że moja tolerancja modowych ekstrawagancji jest bardzo duża. Jestem zdania, że kto jak kto, ale celebryci i artyści mają święte prawo i obowiązek ubierać się oryginalnie i lansować nowe trendy. Kto, jak nie oni? Stąd uwielbiam wszystkie modowe szaleństwa G-Dragona (nawet po dłuższych wahaniach zaakceptowałam jego miniony już, co prawda, męski zwis elegancki -> dla tych, co nie wiedzą, o czym mówię, klik! tutaj), wbrew temu, co się pisze, uważam, że Jang Geun Suk również posiada swój ciekawy, niepowtarzalny styl, lubię nawet kolorowe szaleństwo w wykonaniu chłopaków z SHINee, nie wspominając już nawet o takiej ikonie jak Kang Dong Won (więcej o koreańskiej modzie tutaj: męskiej i damskiej). Są jednak pewne granice, których przekraczać nie należy. A te błyszczące, obcisłe pory w kolorze surowego filetu z piersi kurczaka, wersja metalic to zdecydowanie kilka kroków za daleko!


[takim portkom mówimy zdecydowane NIE!]

A skoro już mówimy o modzie. J.Y. Park kilka dni temu wydał swój, nie wiem już który w karierze, mini-album „Spring – 5 Songs for a New Love”, bardzo przyjemny tak na marginesie. Promująca go piosenka „You’re the one” jest równie ujmująca i wpadająca w ucho, ale to, co J.Y. Park w niej popełnił, napawa mnie zgrozą większą, niż myśl o tym, że muszę w tym tygodniu dokończyć moją pracę dyplomową! J.Y., mimo całej mojej sympatii, którą Cię darzę, kocham te Twoje wygłupy w „Itaewon Freedom”, do porządku dziennego mogę nawet przejść nad tym namiętnym szeptem, oznajmiającym całemu światu, że dana piosenka powstała w Twojej wytwórni… Wszystko mogę zrozumieć, ale te pantalony?!


Nawet różowy garniaczek by przeszedł, ale te białe podkolanówki?! Ustalmy sobie jedno. Jedynym facetem, który dobrze wygląda w takich pantalonach, to T.O.P. A zestawienie: różowa całość i białe buciczki/kozaczki zarezerwowane są dla polskich, słitaśnych dziuń. Idź, J.Y. Park, i nie grzesz więcej!

Teraz sięgnijmy do nieco starszych produkcji, ale wciąż nie porzucając modowego tematu. Myśleliście, że dziewczęta z SNSD są niewinne i słodkie jak ten otrzymany od babci cukiereczek? Może i uśmiechają się uroczo, a aegyo kipi i przelewa się z ich teledysków, ale wprawne oko znajdzie elementy dywersji! Zauważyliście, co jedna z dziewcząt nosi na szyi w klipie „Into the new world”? Nie? Ministerstwo do spraw rodziny i równouprawnienia chyba też nie, bo nikt piosenki z anteny nie zdjął! No ładnie, SNSD, mission completed! Palcie ziele, moi przyjaciele!



Czas na poważniejsze tematy. Jakkolwiek nie przepadam za balladami, to debiutancki singiel IU zdecydowanie do mnie przemówił i był czas, że słuchałam „Lost Child” maniakalnie. Teledysk zaś… Hmm… Powinien być za pewne przerażający i niepokojący, lecz z każdą sekundą oglądania, moja brew uniosła się coraz wyżej. Rozumiem analogię, „zagubione dziecko we mgle” itp., ale zabójcza spostrzegawczość głównej gieroinii może powalić. Tego nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć!

 [ktoś mnie miźnął po nodze? Nieeee... To na pewno ta gałąź, co to tam powiewa...]

 No i najlepsze. Jeśli Wy zabłąkalibyście się w takim przerażającym lesie, gdzie zewsząd wypełzają dziwaczni ludzie w beżowych gaciach, śmiem przypuszczać, że wialibyście szybciej, niż Wasze nogi mogłyby za Wami nadążyć. Ja również nie podejrzewam się, bym była w tej materii wyjątkiem. A co robi IU? Siedzi sobie wśród wijących się ludzi, jak gdyby nigdy nic, podśpiewując rzewnie i rozglądając się ze znudzeniem.

 
[tralalala... Czym ja się mam tu przejmować?]

Niby ma przebłysk, że jednak należałoby wiać, skoro jest przerażona. Gdy chce uciec, goni ją jeden ze strasznistych mężczyzn, łapie ją, powala na ziemię i… co? Podnosi się i zaczyna tańczyć! WFT?!

[muahahaha! Mam cię!]


[a teraz popatrz, jak ładnie tańczę! No, nie będź taka! Załatw mi robotę w balecie, a cię wypuszczę!]

I na koniec coś, co zauważyła Cleo, ale w swojej wspaniałomyślności pozwoliła mi tę informację wykorzystać! Dzięki Ci, słońce!

Dziewczęta, lubicie bad boysów? To zastanówcie się, czy to aby na pewno dobry pomysł się z takim wiązać. Może i jest męski i podniecający, ale jego męska siła może urwać Wam głowę, gdy gościu się zirytuje. Taki los nieomal spotkał biedną CL z 2NE1. W piosence „Go Away” dziewczyna miała nieszczęście zakochać się w kipiącym testosteronem facecie i gdy zrobiła mu awanturę za to, że ją zostawił i zaraz po tym (albo i przed tym, kto wie?) przygruchał sobie inną panienkę, chłopak odrobinę się zeźlił. Uderzył ją trzy razy w prawy policzek, ale siła, z jaką to zrobił, sprawiła, że siniec wykwitł jej na policzku lewym! To się nazywa walnięcie, dziewczęta! CL przestrzega – dwa razy się zastanów, nim wpakujesz się w związek z „niegrzecznym chłopcem”.


[Zaskakująca siła impetu]

To by było na tyle Wielce To Frapujących Momentów na ten miesiąc. Zobaczymy, co nowego twórcy teledysków zafundują nam w kolejnym! Niewiele jest rzeczy pewnych na tym świecie, ale to, że WTF Moments powróci, macie jak w banku!

Pozostałe WTF Moments:
Special Edition (z udziałem nazw zespołów)
Więcej na temat:
„Ju dzium dzium maj halt lajk e laket”, czyli o angielskim w k-popie
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...