środa, 28 grudnia 2011

k-fashion (część I)

~ moda męska ~
________________
[czołowy koreański fashionista - G-Dragon]

Jak to stwierdził Rafał Tomański w swojej książce „Tatami kontra krzesła”, Japończycy na wszystko mają syndrom. Może dlatego też tak łatwo jest znaleźć informacje na wszelki temat. Wszystko musi być nazwane, skatalogowane i opisane. Obejmuje to naprawdę wszystko – od syndromu męża na emeryturze, poprzez syndrom „wąchacza” (czyli miłośnika „zapachu kobiety”) poprzez najnowsze style w świecie mody. Skoro już jesteśmy przy modzie. Koreańczycy najwyraźniej nie cierpią na to schorzenie i trzeba nieźle się naszukać, by odnaleźć jakiekolwiek wzmianki o trendach, które obowiązują w ojczyźnie kimchi. O czymś takim, jak lista obowiązujących styli nie śmiem nawet marzyć. Ale jako, że od urodzenia jestem osobą ambitną i lubiącą wyzwania, podjęłam się tego karkołomnego zadania. Wierzcie mi, łatwo nie było!
Po nie wiem ilu godzinach spędzonych na grzebaniu w sieci, po tysiącach obejrzanych zdjęć i odwiedzeniu kilkunastu sklepów on-line, wydaje mi się nieskromnie, że jestem w stanie ugryźć temat. Ale to tylko maleńki kawałeczek, ot skubnięcie chomiczka. Nigdy specjalnie nie interesowałam się modą, więc tym bardziej ciężko mi było odnaleźć się w gąszczu różnorodnych trendów. Zadanie trudnością dorównuje próbie skatalogowania wszystkich styli obowiązujących na Zachodzie. Może ktoś już tego dokonał, nie wiem, ale życzę miłej zabawy wszystkim, którzy się za to biorą. Ja nawet nie śmiem tego tykać!


Zacznę od mody męskiej, bo to łatwiej jest uchwycić. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, iż istnieją trzy podstawowe style. Rzecz jasna zróżnicowanie wewnątrz tych grup jest duże i zapewne można by iść dalej w podziałach, lecz na nasze potrzeby skoncentrujemy się na ogółach. Nazwy to moja inwencja twórcza, więc jeśli ktoś wie jakie noszą oficjalne nazwy, będę bardziej niż zobowiązana za uzupełnienie mojej wiedzy.

swobodny casual
Sklep on-line: http://www.beganji.com/


Wydaje się, że ten styl preferowany jest głównie przez młodych mężczyzn i chłopców, którzy nie spełnili jeszcze swojego obowiązku wobec państwa ani tym bardziej nie dorobili się żony i gromadki dzieci. Chociaż pewnie znajdą się i starsi miłośnicy tego stylu.

Generalne zasady to luz, swoboda i zabawa. Dozwolone są wszelkiego typu eksperymenty z kolorami i wzorami. Całość ma wyglądać na niewymuszoną grę strojem, pozorną niedbałość i przypadkowość połączeń. Ot, chłopak złapał kilka pierwszych rzeczy, które wisiały w jego szafie i wyszedł na miasto. Rzecz jasna to tylko pozory, bo wszystkie elementy stroju doskonale współgrają ze sobą i tworzą nonszalancką całość.


Cechy „swobodnego casualu” to:

  • warstwowość (im więcej warstw wystających jedna spod drugiej, tym lepiej)
  • wygoda
  • sportowe buty
  • łączenie stylu eleganckiego ze sportowym (np. elegancka marynarka zarzucona na bluzę i wytarte dżinsy)
  • sprane, podarte dżinsy
  • ciepłe czapki à la robione na drutach lub czapki uszanki
  • duży, ciepły, wełniany szalik omotany wokół szyi
  • królują stonowane odcienie, a strój utrzymany jest w jednej tonacji kolorystycznej (unikanie pstrokacizny)
  • ciężkie, wysokie i wiązane buty typu militarnego zakładane na spodnie (nawet takie w kant i od garnituru)
  • miękkie bluzy i ciepłe, duże swetry (często w norweski wzór)
  • puchowe kurtki w stonowanych kolorach z futerkiem na kapturze
  • dobrze widziany plecak przewieszony przez ramię

Który facet u nas odważyłby się wyskoczyć w takich portkach?

O takich nawet nie wspominając...

K-popowe bandy bardzo często odwołują się do tego stylu, lub raczej same nadają mu ton swoimi stylizacjami. Nie od dziś wiadomo, że azjatyccy fani niemal dosłownie kopiują wszystko co robią i co noszą ich idole, więc modowe wybory chłopców z boys bandów nie przechodzą bez echa. Panownie z DBSK jeszcze w komplecie za dobrych, dawnych lat, nie stronili od popularnego ulicznego stylu.


Jedną z ciekawszych podgrup tego stylu jest bohemian style, czyli styl koreańskiej bohemy. Występują tutaj wszystkie wyżej wymienione cechy, ale w maksymalnym natężeniu. To jakby połączony styl rockmana z paryskim kloszardem. Osobiście bardzo go lubię. Co go wyróżnia?

[Jak dla mnie ikona bohemian style,
czyli Jang Geun Suk w dramie "Mary stayed out all night"]

  • obowiązkowe spodnie rurki (najlepiej czarne)
  • dużo warstw, które zawadiacko wystają jedna spod drugiej, np. dwie rozpięte koszule, nałożone na siebie, okrywające T-shirt z nadrukiem i na to jeszcze krótka skórzana kurtka
  • przydługie rękawy
  • rękawiczki bez palcy
  • rockowa stórzana kurtka z dużą ilością nitów, pasków i klamer
  • dominacja ciemnych kolorów
  • z wzorów mile widziane kratki
  • długie, rozpinane swetry
  • wysokie, militarne buciory (najlepiej nie do końca zawiązane i mocno znoszone)
  • długie, zwisające szaliki (niekoniecznie tylko jeden na raz)
  • sporo ozdób i akcesoriów: rockowe, skórzane bransolety, długie wisiory i łańcuszki/-chy
  • w dobrym guście jest jakiś ciekawy kapelusz
  • ekstrawagancja o nonszalanckiej nucie



Sklep on-line: http://www.hiphopstore.co.kr/


Ten styl bez wątpienia inspirowany jest amerykańską ulicą tudzież polskim blokowiskiem. Nie ma tu nic wysublimowanego czy bardzo oryginalnego. Wszyscy dobrze znamy workowate, ogromne portki, kolorowe bejsbolówki i przepastne bluzy. Jedyne, co wydaje mi się nieco odmienne od amerykańskich wzorców, to wszechobecność kolorów i niebanalnych wzorów, choćby jak na tej kurtce poniżej.


Niekwestionowaną ikoną tego stylu jest G-Dragon, który swoim innowacyjnym podejściem do tematu, wyznacza nowe trendy. W jego wydaniu hip-hopowy styl zyskuje dystans, który pozwala mu na zabawę strojem. Zdecydowanie nie są to ciuchy smutaskiego rapera, który to wychodzi na scenę z mikrofonem w ręku, by pomarudzić, jakie to okropne jest życie i gdzie ma wszystkie zasady dotyczące schludnego stroju. Od ferii barw i lawiny dodatków, które nosi na sobie GD, można dostać zawrotu głowy, lecz nigdy nie można stwierdzić, że jego strój jest nudny i przewidywalny. Z resztą hip-hopowy styl to nie jedyne na co stać GD. Nie bez przyczyny rok rocznie pojawia się na czołowych miejscach list koreańskich fashionistów.


męski styl glamour
Sklep on-line: http://www.dandynara.com/


Jak to kiedyś stwierdził Kim Bum w jednym z odcinków „Boys before flowers” – mężczyźni stworzeni są do garniturów, dlatego też nie ma powodu, by nie nosić go codziennie. Miłośnicy stylu na wysoki połysk zdają się zgadzać z Bumem w całej rozciągłości i w ich garderobie dobry garnitur to podstawa. Motywami przewodnimi tego stylu są: elegancja, jeszcze raz elegancja i doskonała jakość odzieży. W związku z tym odpowiednia cena danego produktu. Znani projektanci i astronomiczne ceny schowane za metkami światowych marek, ot co wywołuje rumieńce ekscytacji na twarzach przedstawicieli tego stylu. Nawet jeśli taki mężczyzna założy na siebie coś innego, niż marynarkę od garnituru i tak pozostaje elegancki i szykowny. Nie wiem dlaczego, ale gdy myślę o tym stylu, od razu staje mi przed oczyma Hyun Bin i jego niezapomniany dres z „Secret Garden”…


Oto, co charakteryzuje ubrania na wysoki połysk:

  • niekwestionowana jakość
  • znane marki
  • garnitur, garnitur i jeszcze raz garnitur
  • za modny i szykowny garnitur uznaje się w Korei ten uszyty z pobłyskującego materiału
  • garnitur nie musi być wcale nudny – wszelkiego rodzaju mniejsze lub większe rzuciki są w cenie
  • jeśli nie koszula – dopasowany, cienki sweterek z dekoltem w serek (może być nawet dość głęboki)
  • w wersji super modnej – nieodłączne, wielkie okulary przeciwsłoneczne (ewentualnie grube, czarne oprawki zwykłych okularów, tzw. „nerdy”)
  • by przełamać rutynę – duży szalik (można nawet zaszaleć z kolorem)
  • nieodłączna, męska torebka
  • skórzane rękawiczki
  • skórzane, eleganckie buty


w wersji „na luzie” może być:
  • puchata kurtka z futerkiem (krótka i dopasowana), lepiej jednak elegancki płaszcz z kożuszkiem na kołnierzu
  • rozpinany sweterek na dopasowany, cienki golf lub bluzkę
  • jeśli sweter – to w stonowanych barwach, żadnych głupawych, dziecinnych wzorów jak jelonki i śnieżynki, najlepiej gładki i dopasowany
  • eleganckie mokasyny z zamszu w różnych kolorach


Gdzieś pomiędzy stylem ulicznym a wysokim połyskiem plasuje się styl pastelowego szaleństwa, któremu z lubością ulegają k-popowe gwiazdy. Z resztą nie tylko one. Kang Dong Won również ma na koncie takie popisy, jak z resztą trzy czwarte koreańskich celebrytów. Czym się cechuje pastelowe szaleństwo?

[Kang Dong Won i jego pastelowy skok w bok]

  • jasnymi, pastelowymi kolorkami w ubiorze. Nie brak bieli i pudrowego różu, sporo też niewinnych błękitów i subtelnych zieleni
  • doskonałą jakością ubrań, które widać już na pierwszy rzut oka

[i żeby nie było wątpliwości - ten styl wcale nie jest zarezerwowany dla gejów!]

Wydaje mi się, że to taka faza poczwarki między wspomnianymi wyżej stylami, gdy dany pan po woli robi się już zbyt „stary” (w modowym pojęciu) na styl uliczny, a wciąż czuje się za młody na wysoki połysk. Oczywiście wiek nie jest jedynym wyznacznikiem przynależności do danego stylu, są młodzi chłopacy, którzy kochają garnitury i za nic w świecie nie założą na siebie kilku warstw T-shirtów czy kraciastych koszul, lecz są też tacy, którzy pewnie całe życie chcieliby uchodzić za nastolatków. Na pastelowe szaleństwo z pewnością chorują członkowie SHINee, lub (bardziej prawdopodobne) ich styliści.

[szaleństwo kolorowych portek, czyli SHINee i ich klip do "Replay"]

Na chwilę obecną to tyle, jeśli chodzi o k-fashion w wydaniu męskim. Będę jednak pewnie jeszcze nie raz uzupełniać ten wpis, bo temat trudno uznać za wyczerpany. W kolejnych częściach cyklu będę pisać o trendach w modzie dla pań oraz przejrzę szafy znanych koreańskich celebrytów. Tak więc, ciąg dalszy nastąpi!
E
DIT: część II (moda damska)

Na podstawie wieeeeelu źródeł.

piątek, 23 grudnia 2011

Znajdź różnice

Raz na jakiś czas spotyka mnie coś takiego. Gdy pierwszy szok poznawczy minie, dopadają mnie wątpliwości, czy aby moja osławiona umiejętność rozróżniania twarzy Azjatów jest czymś więcej, niż tylko czczymi przechwałkami. No ale bez kitu, czy tylko ja nie widzę tu żadnego podobieństwa?!


A jednak to ten sam facet. Kim Nam Gil. Dziś obejrzałam głośny film z 2006 roku „No regret” właśnie z jego udziałem. Gra tam geja, syna z dobrej, szanowanej rodziny, który prowadzi się poprawnie, słucha rodziców i na tę okoliczność ma nawet narzeczoną. Na swoje nieszczęście pewnego dnia spotyka biednego sierotę, w którym zakochuje się bez pamięci. Film jest głośny, gdyż porusza mocno kontrowersyjny temat homoseksualizmu i prostytucji (ukochany głównego bohatera zarabia na życie w barze „karaoke”, jeśli wiecie co mam na myśli). Ale nie oszukujmy się, to nie główna przyczyna jego popularności. Jest to pierwszy film, w którym pokazano nagiego mężczyznę. A właściwie nawet więcej niż jednego… Sceny faktycznie są, aczkolwiek każda z nich ma swój sens i celem każdej z nich jest coś więcej, niż tylko pobłyskanie nagim pośladkiem.

No, ale wróćmy do głównego tematu tego wpisu, jakim jest rozróżnianie Azjatów. Gdy spodoba mi się jakiś nowy (dla mnie) aktor, zwykle sprawdzam na MySoju.com jak się nazywa i w czym jeszcze grał. Czasem zdarzało mi się w ten sposób skojarzyć fakty i doznawałam nagłego olśnienia, że rzeczywiście, ten czy inny grał w tym i w tamtym i puzzle jakoś składają się w mojej głowie. Ale w przypadku Kim Nam Gila patrzę sobie na listę filmów i dram i widzę „Bad Guy”, serial, który nawet nie tak strasznie dawno oglądałam. Myślę i myślę, gdzie niby tam Nam Gil występował… i nic. Dałam więc za wygraną, myśląc sobie, że najwyraźniej była to jakaś epizodyczna rola i tyle. Następnym krokiem w zbieraniu informacji o nowym skośnookim panu jest wpisanie w wyszukiwarkę obrazków Google jego nazwiska i to był właśnie owy moment, kiedy mnie przymurowało. Kim Nam Gil wcale nie grał jakiejś drugorzędnej roli w „Bad Guy”. Była to główna rola i do tego oglądałam go przez całe 17 (godzinnych!) odcinków. Jak to możliwe, że w ogóle nie skojarzyłam tych faktów? Też chciałabym wiedzieć. Ale powiedzcie, że ta metamorfoza, dokonana przez zaledwie 4 lata, jest powalająca, prawda?

[znajdź różnice]

Teraz, gdy już jestem pewna oraz po napatrzeniu się na setki innych zdjęć, mogę faktycznie powiedzieć, że to ten sam facet. Przeglądając zdjęcie po zdjęciu poniżej, sami też możecie dojść do tych wniosków.


Fakt pozostaje jednak niezmienny, że metamorfozy skośnookich panów czasem są tak drastyczne, a niewprawione europejskie oko tak mylące, że można zwątpić. Wyznam szczerze, że całkiem niedawno podobnego „zonka” zafundował mi Kim Hyun Joong. Już dużo wcześniej zdarzyło mi się obejrzeć jakiś klip SS501, potem nawet pisałam (sic!) o jego zbanowanej piosence „Please, na koniec obejrzałam sobie 25 odcinków „Boys Before Flowers”… i nic. Całkiem niedawno coś mnie tknęło, żeby jeszcze raz obejrzeć klip do „Please”, bo mi się kojarzyło, że to ładna piosenka, a nie miałam jej na dysku i tak sobie patrzę i patrzę… i myślę… Skąd ja cię znam, chłopaczku? Jak zawsze niezastąpione google images przyszły z pomocą i „jebs!” ręką w czoło. Olśnienie… Ale czy i tutaj, tylko moje europejskie oczy są winne? No, bądźmy szczerzy…

Zdarzyło Wam się kiedyś przeżyć coś podobnego?

Aktualizacja


Nigdy nie twierdziłam, że jestem ekspertem w dziedzinie Koreańskiej i Japońskiej pop-kultury. Wszystko co wiem, to efekty moich różnorakich poszukiwań, własnych przemyśleń i obserwacji, a przede wszystkim nigdy nie kończącej się lektury książek i artykułów. Stąd też moje teksty mogą być (i zapewne są) powierzchowne, nie obejmujące całości problemu lub też w ten czy inny sposób wymagające aktualizacji. Dlatego też, gdy natrafię na coś, czym warto by uzupełnić napisany już przeze mnie post, będę dodawać aktualizacje do tematu w danym poście. Byście nie zagubili się w gąszczy przyrastających artykułów (moim postanowieniem jest dodawać co najmniej jeden post tygodniowo) i byli na bieżąco, będę informować Was o aktualizacjach do istniejących już tekstów.

Dotychczas uzupełniłam dwa posty:

What the f**k?! (czyli o cenzurze w k-popie)
Big Brother z Junsu, JaeJoongiem i Yoochunem w roli głównej?

sobota, 17 grudnia 2011

Magic stick

Nie mniej gorąca, niż ta z piosenki Raina*, nie mniej czarodziejska, niż ta używana przez samego Harrego Pottera. I ta skromna i najzwyklejsza i ta najbardziej udziwniona i kolorowa. Każda tak samo apetyczna i uwielbiana przez tłumy. Przed Wami koreańska magiczna różdżka, czyli Pepero!

Idea jest banalnie prosta. Coś a’la nasz paluszek, ino że bez soli, a za to oblany czekoladą. Słodka przekąska została zainspirowana japońskimi Pocky produkowanymi przez firmę Glico, ale lepiej nie mówić tego głośno w towarzystwie Koreańczyków, bo może skończyć się awanturą. Pepero są rdzennie koreańskie, przepyszne i najlepsze i o żadnych porównaniach z Japończykami mowy być nie może!

Dlaczego ciasteczkowy patyczek zanurzony w czekoladzie zrobił tak zawrotną karierę na półwyspie? No cóż… Bo po prostu jest przepyszny! Do tego jest niewielkich rozmiarów, przez co nie zawiera dużo kalorii i jego smakiem mogą cieszyć się wszystkie owe dbające o figurę koreańskie panienki. Kształt również pozostawia pole do popisu w kwestii kreatywnego wykorzystania słodkich patyczków. Za każdym razem gdy jem Pepero w towarzystwie (może nie zdarza się za często ze względu na to, że ciężko u nas je dostać) to mam chęć stoczyć szybki pojedynek ma Pepero, wymachując nimi jak kataną…

Jakkolwiek, drodzy czytelnicy, pewnie uśmiechacie się z politowaniem w tym miejscu, ale wcale nie jestem osamotniona w moich fantazjach! Koreańczycy tak bardzo lubią Pepero, że 11. listopada świętują Dzień Pepero. Wybrano właśnie ten dzień, ponieważ cztery jedynki w dacie (11.11.) kojarzą się właśnie z czekoladowymi patyczkami. Krążą słuchy, że podobno to główny producent Pepero, firma Lotte, jest odpowiedzialny za wypromowanie święta, by zwiększyć obroty ze sprzedaży. Lotte zarzeka się jednak, iż od dłuższego czasu obserwowali wzrost zainteresowania Pepero 11.11., więc tylko odpowiedzieli na spontaniczny ruch społeczeństwa i zaczęli promować Dzień Pepero.
Za moment powstania święta uznaje się rok 1994. Wszystko zaczęło się podobno od licealistek z Busan, które to obdarowywały się wzajemnie paczuszkami Pepero i życzyły sobie, by były tak wysokie i szczupłe jak czekoladowe patyczki.


A jak się świętuje taki dzień? Rzecz jasna zajadając się aż do zemdlenia Pepero, prowadząc pojedynki na ciasteczkowo-czekoladowe miecze (a nie mówiłam!) i obdarowując swoją drugą połówkę słodkościami. Można powiedzieć, że Dzień Pepero przypomina Walentynki, kiedy to zakochani wymieniają się prezentami i czekoladkami. Jest z czego wybierać. Nie wiem jak to wygląda obecnie, ale w 2007 roku Lotte oferowało aż dziesięć różnych smaków Pepero:

  • tradycyjny, ciasteczko oblane ciemną czekoladą
  • o smaku truskawkowym
  • z kawałkami migdałów (moje ulubione! ^^)
  • „nagie” (z ciasteczkiem na zewnątrz i czekoladą w środku)
  • „nagie” o smaku sera i cytryny (nie pytać @_@)
  • kakaowe
  • serowe
  • „Kobieta w bieli” i „Mężczyzna w czerni” (opisywane są jako odmiany, które mają odrobinę więcej "klasy" a ich czekoladowa polewa dodatkowo obtoczona jest w kawałkach pokruszonych ciasteczek czekoladowych)
  • topic (jak „nagie” Pepero, tylko, że wypełnienia mogą mieć różne smaki)
Warto wiedzieć, że poniekąd jesteśmy spokrewnieni ze sławnym Pepero. Produkująca je firma Lotte jest siostrą naszego Wedla, po tym jak koncern Kraft przejął Lotte w 2010 roku.
Miło by było, gdyby rodzeństwo się jakoś wzajemnie zainspirowało i na naszym rynku pojawiły się moje ukochane zielone paczuszki… Eh… Na razie pozostaje mi mieć tylko ufność w przyszłości i miłych paczkach z zagranicy.

Źródła:
doznania własne

* Mowa, rzecz jasna, o piosence „Rainism” i pamiętnej zwrotce:
떨리는 안에 돌고 있는
나의 magic stick 이상 넘어갈 없는
한계를 느낀 body shake
co w wolnym tłumaczeniu można ująć następująco: „Widzisz, zaraz zmienię pozycję, chodź i weź moją magiczną różdżkę, zabiorę cię na przejażdżkę, bądź pewna, że twoje ciało zadrży…”

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Jak to jest być koreańskim celebrytą?

Uwielbienie tłumu, oszałamiające pieniądze, uznanie, spełnienie marzeń, popularność, występy w telewizji i propozycje współpracy od najlepszych. Brzmi wspaniale, ale czy aby na pewno tak wygląda praca w azjatyckim show biznesie?


Pamiętacie G-Dragona, o którym zdarzyło mi się pisać kilka miesięcy temu? Kuracja grafomańska podziałała i fascynacja mi przeszła. Pozostała standardowa sympatia i okazjonalne zainteresowanie ploteczkami na jego temat. Jakoś przeoczyłam październikowy skandal z jego udziałem, kiedy to przyłapano go na paleniu trawki. Wczoraj za to natrafiłam na artykuł na www.soompi.com, w którym informowano o koncercie z okazji 15-lecia wytwórni YG Family, na którym wystąpił właśnie G-Dragon. Cóż takiego niezwykłego jest w tym, że popularny muzyk uświetnił swoją osobą koncert własnej wytwórni? Właśnie to, że ośmielił się pokazać publicznie w niecałe trzy miesiące po trawkowym skandalu.

[G-Dragon]

Co to za problem? No cóż, po raz kolejny musimy sobie uświadomić, Korea to nie Ameryka, czy nawet Europa. U nas do rangi wydarzenia na skalę światową urastają przypadki gwiazd, które w swojej biografii nie miałyby ani jednego dzikiego wyskoku po pijaku, czy doświadczeń z czymś więcej, niż tylko wymiętym skrętem. Będąc artystą (niezależnie od tego, której muzie się oddając) niejako automatycznie zdobywa się społeczne przyzwolenie na wykraczanie poza normy. Do tego ciągły stres, presja, paparazzi co i rusz wyskakujący zza krzaków, szalony tryb życia, praca wymagająca nieustannej kreatywności… Nie ma zatem co się dziwić, że ten i ów sięgnie po kieliszek lub coś jeszcze mocniejszego, by rozładować swoje frustracje. W Korei jednak nie ma tak dobrze. Tam nikt nie patrzy przez palce na wyskoki młodocianych celebrytów. Opinia publiczna, wydatnie wspierana przez Ministerstwo do spraw równouprawnienia i rodziny, bardzo poważnie podchodzi do kwestii bycia idolem i wzorców, jakie owy idol swoim zachowaniem propaguje.

[Psy]

Używanie lub posiadanie jakichkolwiek narkotyków to duża sprawa w Korei. Rzecz jasna już wcześniej zdarzały się przypadki narkotykowych skandali z udziałem gwiazd i w większości uwikłanym w nie osobom udawało się po jakimś czasie powrócić do świata show biznesu. Czas odgrywał w tym procesie kluczową rolę. Artysta powinien zniknąć ze sceny i swoją nieobecnością odpokutować wszystkie winy. Zwykle trwało to rok lub nawet kilka lat. Zaledwie jednemu raperowi Psy (podopiecznemu YG Entertainment, o ironio) udało się powrócić do branży muzycznej z hitem „Champion” zaledwie po półrocznej nieobecności. Inni na swój comeback musieli poczekać znacznie dłużej.

[Joo Ji Hoon]

Joo Ji Hoon, aktor znany z popularnej serii „Goong”, w 2006 roku został skazany na rok więzienia za posiadanie narkotyków. Po odbyciu kary od razu wcielono go do wojska, by odbył obowiązkową dwuletnią służbę i dopiero po tym czasie zdecydował się na próbę powrotu do aktorstwa. Jeśli jesteś kobietą, sprawa wygląda jeszcze gorzej. Aktorka i miss Korea z 1994 roku – Sung Hyun Ah czekała długie cztery i pół roku na możliwość powrotu do zawodu. Zatrzymana za używanie tabletek ecstasy, spędziła w więzieniu półtora roku, a kolejne trzy na szukaniu drogi powrotu na szczyt. Jej cierpliwość została nagrodzona i widzowie najwyraźniej wybaczyli jej błędy młodości. Zagrała w kilku serialach, a filmy w których wystąpiła, zostały zauważone przez krytykę i zaprowadziły ją nawet na czerwony dywan Festiwalu w Cannes.

[Sung Hyun Ah]

Jednym z najbardziej szokujących skandali z narkotykami w tle, był ten z udziałem Hwang Soo Jung, bardzo popularnej i lubianej aktorki późnych lat 90-tych. Soo Jung zagrała min. w serialach „Hae Bing” i „Heo Jun” i kojarzona była z kobietą pełną wdzięku i klasy, która stała się wzorcem do naśladowania dla wielu Koreanek. Gdy w 2001 roku została aresztowana za branie metaamfetaminy, mieszkańcy półwyspu z oniemieniem przecierali oczy. To wydarzenie zostało później uznane za nr 2 na liście najbardziej szokujących wydarzeń 2001 roku, zaraz za atakami 11-tego września w Nowym Yorku. Aktorka próbowała powrócić do show biznesu w 2004 roku z filmem „White”, później jeszcze w dwóch innych obrazach z 2008 i 2009 roku, lecz nie odniosła wielkiego komercyjnego sukcesu.

[Hwang Soo Jung]

Oburzenie Koreańczyków względem tak szybkiego powrotu G-Dragona na scenę, nie powinno zatem aż tak bardzo dziwić. Nawet fani, którzy zwykle wierniejsi są niż niejeden współmałżonek, tym razem nie są zgodni w ocenie decyzji piosenkarza i wytwórni. Na forach aż roi się od komentarzy typu: „Twierdzisz, że dwa miesiące to wystarczająco dużo czasu, by pokazać swoją skruchę?” lub „Nawet nie wiem, czy [G-Dragon] żałuje swoich błędów”. Dyskusja jest namiętna i zażarta i ciężko orzec, jaki będzie finał kariery utalentowanego 23-latka. Być może fani wybaczą mu wspaniałomyślnie chwile słabości, jak zrobili to względem JaeJoonga, gdy ten został złapany na jeździe po pijanemu. Nie ulega jednak wątpliwości, że sprawa jest dużo poważniejsza, niż nam, Europejczykom, mogłoby się zdawać.

Koreański celebryta, jako bożyszcz nastolatek, nie może dawać złego przykładu uwielbiającej go młodzieży. Tutaj nie ma miejsca na szalone noce z łatwymi panienkami ani wesołe libacje po zakończeniu zdjęć do nowego klipu. Gdyby przyjrzeć się biografiom koreańskich gwiazd, natrafilibyśmy na same nudne i zwyczaje historie o pilnych chłopcach i grzecznych dziewczynkach, którzy pracowali ciężko, by znaleźć się w tym miejscu, w którym są teraz (o owej ciężkiej pracy będzie osobny artykuł) i którzy posiadają wszystkie możliwe cnoty przynależne osobie w ich wieku. Czasem znajdzie się wyciskającą łzy wzruszenia historię o tym, jak chłopczyk z biednej rodziny wyruszył samotnie do stolicy, zarabiając na zupkę instant sprzedając gumy do żucia na ulicy, byle tylko móc realizować swoje marzenia (czyt. Kim JaeJoong). Patrząc zatem na ową wesołą, roztańczoną i skromną zarazem celebrycką brać, ma się wrażenie, że to sami kryształowi ludzie, ułożeni i grzeczni, pracowici i dobroduszni. Obce są im wszelkie niskie porywy oraz pokusy tego świata. Jakiekolwiek odstępstwo od tej idyllicznej wizji jest niemal równoznaczne z końcem kariery. A przynajmniej z poważnym jej zagrożeniem. Czy znaczy to zatem, że by zostać koreańską gwiazdą, trzeba być nie tylko ogromnie utalentowanym, ale również być posiadaczem złotego serca? Jakoś śmiem wątpić.


Nieuchronnie rodzi się smutna refleksja, że świat koreańskich gwiazd to strasznie zakłamane i schizofreniczne miejsce. Miejsce, gdzie trzeba z pensjonarskim zawstydzeniem odpowiadać na najdziwaczniejsze pytania prowadzącego program, gdzie nie wypada podnieść głosu na wścibskiego paparazzi i gdzie nie przyznaje się prawa do posiadania ani jednej słabości. Rzecz jasna nie każdy z piosenkarzy czy aktorów to wyrachowany gracz, który zaczyna uroczo chichotać za każdym razem, gdy tylko poczuje na sobie oko obiektywu. Wielu z nich na pewno jest z natury przemiłymi ludźmi, którzy doskonale radzą sobie z presją bycia na świeczniku. Okrutne wydaje mi się jednak to, że media i fani zapominają, że celebryci, to także zwykli ludzie, którzy mają prawo do posiadania własnych wad i gorszych dni. A także do popełniania błędów i szansy ich naprawienia.

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...