środa, 21 marca 2012

Koreańskie kino vs. koreańskie dramy

Oglądając koreańskie produkcje filmowe i telewizyjne można dojść do bardzo prostego wniosku: ci Koreańczycy, to mają nieźle narąbane w głowach! W serialach coś takiego jak ludzka seksualność właściwie nie istnieje, a „wybuchy namiętności” przejawiają się w sławetnych wall-kissach. Z kolei oglądając filmy, niejednokrotnie można spłonąć słusznym rumieńcem, tudzież zakryć oczy z przerażenia, gdy z ekranu wylewa się kolejny hektolitr krwi. Czy ktoś ma tam schizofrenię, czy o co to chodzi?

["Protect the Boss" vs. "Oldboy"]

Przyznaję, że pomimo całej mojej miłości do Azji, Korei i Japonii w szczególności, filmów, dram i co tam tylko jeszcze, uwzględniając dodatkowo mój światopogląd oparty na otwartości, tolerancji i jako takie pojęcie o kulturze obszaru… Nawet mi przeszła przez głowę taka myśl. A wywołał ją familijny seans filmu „Oldboy” w reżyserii Parka Chan Wooka. Naoglądawszy się wcześniej sporej ilości dram i kilku filmów, postanowiłam podzielić się z rodziną moją nową pasją. Poszukałam zestawienia „the best Korean movies ever” i cała zadowolona ściągnęłam pozycję nr 1, rzeczonego „Oldboya”. Zadowolona byłam tym bardziej, że wedle opisu miał to być film akcji, a mój ulubiony szwagier, z którym to między innymi miałam film oglądać, jest miłośnikiem gatunku. No, myślę sobie, przekabacę familię na właściwą stronę mocy, będzie z kim o nowych odkryciach pogadać. Tia… Do dziś mój ulubiony szwagier wypomina mi „super koreański film” a ja wciąż leczę się z traumy powstałej po jego obejrzeniu. Mimo moich dalszych wysiłków, kolejnych (już bardziej przemyślanych i wcześniej samodzielnie obejrzanych) seansów, obawiam się, że magia „super koreańskiego filmu” już do końca dni moich będzie pokutować w naszej rodzinie…


Cały czas zastanawiam się, dlaczego „Oldboy” nieustająco znajduje się w czołówce koreańskich filmów. Owszem, pomysł był oryginalny, wykonanie mistrzowskie, reżyseria poza wszelką oceną, ale… Może ja się nie znam, ale ciężko było mi pod tą kilometrową warstwą brutalności, cierpienia i znęcania się nad innymi znaleźć głęboki sens ukryty. No, ale ja tam nigdy nie upierałam się, że mam monopol na rację. To zdecydowanie nie moje kino, nie mnie więc oceniać jego podniosłość.

Ową rozbudowaną dygresją chciałam zarysować skalę problemu. Pewnie nie ja pierwsza i nie ostatnia, która dała się zwieść eterycznym i uroczym telewizyjnym produkcjom, by dotkliwie zderzyć się z kinową rzeczywistością. Czy znaczy to, że Koreańczycy cierpią na zbiorową schizofrenię i w telewizji udają, że są wcieleniem niewinności i cnót wszelakich, podczas gdy w kinie dają upust swoim zwierzęcym żądzom? Niekoniecznie…

[sceny z filmu "Frozen Flower"]

Jest jedna rzecz, której należy być światłym – koreańska telewizja nie może pokazywać wszystkiego, co jej się zamarzy, gdyż na ręce nieustannie patrzy jej Koreańska Komisja do Spraw Standardów Komunikacji oraz Ministerstwa do Spraw Równouprawnienia i Rodziny. Istnieją konkretne prawa zakazujące rozpowszechniania pewnych treści i dany program, jeśli nie chce stracić koncesji, musi się do nich stosować. Seksualność to nadal duże tabu w Korei, zwłaszcza wśród osób starszych, którym zgodnie z konfucjańską filozofią należy się najwyższy szacunek, przez co mają ogromny wpływ na tworzenie (również medialnej) rzeczywistości.

Jednak młodość nie byłaby sobą, gdyby nie znalazła sposobów obejścia skostniałych praw i tradycji. W dobie internetu i globalizacji nie ma możliwości uchronić młodzież przed skonfrontowaniem światopoglądu panującego w ich kraju z resztą świata. Zakazane przez wyżej wymienione komisje i urzędników teledyski koreańskich gwiazd popu z powodu nieodpowiednich tekstów, bądź choreografii (jak np. „Buble PopHyuny; więcej o cenzurze w k-popie tutaj) krążą w swojej niezmienionej wersji po sieci i bez problemu można je tam znaleźć. Nie mówiąc już o buchających erotyzmem zachodnich klipach, na widok których koreańskie babcie jak nic dostałyby wylewu. Z jednej strony więc młodzież doskonale wie „o tych sprawach”, bo wychowała się na zagranicznych filmach i muzyce, z drugiej zaś rodzima telewizja karmi ich wyidealizowanym i odrealnionym modelem świata, gdzie beznamiętne zetknięcie warg jest najwyższym przejawem uczuć. Taka przepaść między jednym a drugim światem musi rodzić frustrację, która znajduje swoje ujście w kinowych hitach.

[żeby tylko z tych emocji tchu nam w piersiach nie zaparło...
"Playful Kiss"]

 
Wydaje mi się, że tutaj działa następująca zasada: by iść na film do kina, ktoś musi nam sprzedać bilet, przez co można kontrolować wiek widowni. Jeśli produkcja została oznaczona znaczkiem 13+, nie wpuszcza się dzieci i tyle. Z kolei telewizja jest bardzo łatwo dostępna dla każdego. Nawet moja 13-miesięczna siostrzeniczka wie, jak włączyć TV. No, przynajmniej czasem jej się uda, jak już dopadnie pilota ;) W trosce o młodociane umysły nałożono więc pewne ograniczenia, co wolno pokazać na antenie, a co nie. Szczególnie w weekendowych serialach, albo takich puszczanych przed 21:00 nie ma co spodziewać się rozbryzgów krwi i seksualnych podtekstów. Dla nas, nieco starszych widzów, bywa to czasem frustrujące, że świetna historia pozbawiona jest tego błysku uczucia i realizmu i zmuszeni jesteśmy zadowolić się sceną noszenia głównej bohaterki na plecach, jako substytutu fizycznej bliskości, ale z drugiej, czy nie byłoby to miłe uczucie, móc włączyć telewizor i nie martwić się, że zaraz zaatakuje nas wyskakując z szafy, roznegliżowany trup?

Jeśli komuś brakuje silnych doznań, zawsze może sięgnąć po filmy, w których twórcy sobie niczego nie żałują. Nie oglądałam za dużo thrillerów, a już na pewno nie horrorów, bo to nie na moje nerwy, ale z tego co mi wiadomo (a po „Oldboyu” nie śmiem wątpić), są to naprawdę mocne i warte obejrzenia rzeczy, które w oryginalny i ciekawy sposób podchodzą do tematu i dają dużo emocji. W filmach obyczajowych albo romansach nasi znani ze szklanego ekranu panowie udowadniają niedowiarkom, że jednak znają się na rzeczy i całują tak, że aż można się zarumienić z wrażenia… Twórcy nie unikają też trudnych i niewygodnych tematów, pokazując, że w Korei wcale nie jest tak różowo… Po ulicach nie przechadzają się tylko i wyłączni przystojni i zadbani spadkobiercy wielkich fortun, który tylko czekają, by wyrwać z mieszkania na dachu swojego biednego Kopciuszka.

[dobrym manewrem jest też omdlenie w ramiona wyżej wspomnianego właściciela wielkiej fortuny. W końcu szczęściu trzeba pomagać. Kadr z "Lie to me"]
Z ciekawych, aczkolwiek na pewno nie łatwych i przyjemnych, filmów mogę polecić „No Regret”, który bez upiększeń przedstawia świat gejów. Film był o tyle głośny, że po raz pierwszy zajęto się na poważnie tą tematyką, a twórcy nie podarowali sobie sportretowania mocnych scen… Z innych tytułów wartych obejrzenia jest „The Moonlight of Seul”, który pokazuje nam inną stronę sławetnych host clubów. „The Peter Pan Formula” to bardzo przygnębiający, ale dający wiele do myślenia obraz ludzkiego nieszczęścia, bezduszności (między innymi koreańskiego systemu zdrowia) i bezradności. Myślę, że każdy miłośnik koreańskiej kinematografii powinien zobaczyć „Wiosnę, lato, jesień, zimę i wiosnę”, liryczną opowieść o ludzkiej naturze w reżyserii Kim Ki Duka. No i jeśli koś jeszcze po tym wszystkim śmiałby wątpić, że Koreańczycy nie wiedzą co to namiętność, polecam „Frozen Flower”. Jest to przejmująca historia o zakazanej miłości, poświęceniu, lojalności, poddaństwie i posłuszeństwie. Nie brak w niej „scen”, ale między innymi za to lubię koreańskie kino, że jeśli już ktoś zdecyduje się na pokazanie seksu, to zawsze ma to swoje uzasadnienie. Nie są to sceny dla samych scen, byle tylko ponieść oglądalność.

[„Wiosna, lato, jesień, zima i wiosna”]

Świat telewizji i kina nie są rzecz jasna światami równoległymi i oddziałują na siebie w dużym stopniu. Społeczeństwo koreańskie jest jednym z najdynamiczniej zmieniających się na świecie, więc i w telewizji co raz częściej poruszane są nowe i odważne tematy. Jakkolwiek niepopularnie i niepoprawnie politycznie może to zabrzmieć, myślę, że to dobrze, że ktoś trzyma pieczę nad tym, co pokazuje się na szklanym ekranie. Kwestia jednak tego, czego się zakazuje i jak to się robi, to już zupełnie oddzielny temat. Drama „Dream High” dostała np. ostrzeżenie od wspomnianej wcześniej Koreańska Komisja do Spraw Standardów Komunikacji, gdyż w swoim scenariuszu zawierała sceny porwań, szantażu, molestowania i innych przestępstw, a została wyemitowana w czasie dużej oglądalności przez młodzież. Nie oglądałam co prawda „Dream High”, ale jakoś tak śmiem wątpić, by serial miał wielce destrukcyjny wpływ na młodzieżowe morale… No, ale kto wie…

[strzeżcie się! "Dream High" atakuje!]

Edit: Czytając Wasze komentarze pod postem uświadomiłam sobie, że z mojego artykułu wynika, że nie ma lekkich, miłych, łatwych i przyjemnych koreańskich filmów! Oczywiście, że są! Cała masa! Żeby nazwać tu chociaż „Hello Schoolgirl”, „Virgin Snow”, „Too Beautiful to Lie” czy “Baby and I”. Nie należy tracić wiary w koreańskie kino! Trzeba być tylko nieco bardziej uważnym przy wybieraniu wieczornego seansu :)

Więcej na temat:
Film/Telewizja

25 komentarzy:

  1. Ja już od pewnego czasu odnoszę wrażenie że dramy i filmy koreańskie to typowy ying yang. Ciemna i jasna strona mocy. Skoro dramy posiadają nierzadko tą delikatną ,niewinną stronę, ktoś musiał wziąć na siebie ciężar tej drugiej strony ,nie zawsze niestety czystej i bezpiecznej. Wiadomo tez ,że czasami trzeba przejaskrawić jakieś zjawisko aby naświetlić sam problem. Zabieg wykorzystywany bardzo często bo się sprawdza.Stąd też hektolitry krwi i sceny wywołujące w najlepszym razie stan zbliżony do obłędu :) Myślę że ich filmografia jest jak sam naród- bazująca na skrajnościach.Mogę się mylić ale takie moje prawo :) jak zawsze niezawodna, świetny post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na szczęście miłe i przyjemne filmy też się zdarzają! :D Ino trzeba być bardziej ostrożnym przy wyborze filmu na wieczór, bo to już takie pewne nie jest jak z dramami ;)

      Usuń
  2. a ja tam z rozrzewnieniem wspominam seans z Oldboyem :p i Twoją minę ;p;p;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno była bezcenna :>
      cieszę się, że chociaż ktoś ma dobre wspomnienia ;p

      Usuń
  3. Bardzo trafne uwagi :) chociaż oczywiście, w tym miejscu wypada też wspomnieć, że są również filmy lekkie, łatwe i przyjemne, po które mogą sięgać osoby w różnym wieku.
    Jeśli chodzi o cenzurę to muszę przyznać, że dla mnie jest to miła odmiana. Zazwyczaj jak pytali się mnie, dlaczego to oglądam, to jednym z argumentów było właśnie to, że miałam dość nadmiernego i w wielu przypadkach zupełnie niepotrzebnego epatowania seksem w amerykańskich i europejskich produkcjach, dlatego z przyjemnością zaczęłam oglądać dramy, gdzie skupiają się na uczuciach, a przyjaciółki bohaterek nie zadają im pytań w stylu: to jak, przespałaś się już z nim?
    Zdaję sobie sprawę, że większość opowieści jest wyidealizowana i zupełnie nieprawdopodobna, ale oglądanie tych historii sprawia nam wiele przyjemności, na którą w pełni zasługujemy :D (chociaż też często zdarza mi się sięgnąć po te tzw. trudne filmy, jak np. Rough Cut, chociaż on jeszcze był w miarę light'owy)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z jednej strony taka grzeczność w dramach jest dobra. Na pewno jest to przyjemna odmiana po tych epatujących seksem amerykańskich seriali, gdzie oś fabuły kręci się głównie wokół tego, kto się z nim przespał [ przyznam z bólem serca, że nawet mój ulubiony amerykański serial taki jest]. Główni bohaterowie zazwyczaj całują się już pod koniec pierwszego odcinka, by przy najgorszych wiatrach do łóżka iść dopiero w piątym.
    Ale z drugiej strony, kiedy po iluś tam odcinkach, gdzie bohaterowie zwalczają wszelakie przeciwności losu, a na koniec jedynie odstawią takiego wall-kissa, człowiek czuje się już tym znużony. Dlatego ja najbardziej z azjatyckich dram lubię oglądać romanse tajwańskie. Bo tam jest wszystko, czego brakuje mi w produkcjach koreańskich i japońskich.

    Ah, kiedyś też próbowałam obejrzeć "Oldboya", skuszona pozytywnymi opiniami i wysoką pozycją w rankingach. Film wyłączyłam po jakiś dwudziestych minutach, stwierdzając, że to jednak nie na moją psychikę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja przewrotnie napiszę, że jednak kocham tą naiwność w dramach koreańskich. I chyba właśnie to że są prawie pozbawione scen erotycznych. Okazuje się że spojrzenia, westchnienia, romantyczne noszenie na pleckach, mają dla mnie swój niezaprzeczalny urok i wywołuje czasami więcej emocji niż "skakanie" po łóżku.

    A to że Azjaci wprost są mistrzami skrajności, to święta prawda. Naiwność i dziecinne podejście do niektórych spraw z drugiej strony brutalność i otwartość w wyrażaniu i pokazywaniu scen który są na granicy obrzydliwości.

    Może właśnie dlatego musi istnieć ta przeciwwaga- kino i telewizja. Dobrze że chociaż kino nie jest ograniczane. Dla każdego coś miłego.
    Ja jednak wybieram naiwne dramy dla 15-latków :D

    Jak to powiada moja koleżanka jak się pojawia misiek z balonikiem, spuszczam stres z całego dnia i przenoszę się w inny świat, odrealniony ale mi niezwykle potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Everyle: zazdroszczę! Ja chciałam wyłączyć film po 15-tu min, ale mi szwagier i siostra nie dali. Chociaż i tak właściwie bardziej słuchałam niż oglądałam ten film :P Od czasu do czasu wyglądałam tylko ostrożnie zza palcy ;)

    @Martan: Nie ujęłabym tego lepiej! Zgadzam się w 1000%!!
    Gdyby tak nie było nie oglądałabym namiętnie koreańskich i japońskich (czasem tajwańskich) produkcji od niemal 3 lat non stop ;) Chociaż, jak widać, początki były ciężkie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a kto się ślinił do tego złego? ja??

      Usuń
    2. zaraz ślinił... trzeba po prostu w każdej sytuacji pozytywy wiedzieć, a ja stwierdziłam tylko, że przystojna mężczyzna i tyle. Zdecydowanie bardziej podobał mi się w "Hello Schoolgirl" :P

      Usuń
    3. a ja tam lubię mocne, dobre, pokręcone filmy, które zapadają w pamięć :D
      mnie się podobało :P
      arigato! za poszerzanie horyzontów

      Usuń
    4. czasem mnie przerażasz... :>

      Usuń
  7. Ależ Oldboy to był znakomity film... mroczny, przewrotny, ze świetnie poprowadzonym wątkiem zbrodni, kary i zemsty. Ogromnie mi się podobał i do dziś pozostaje jednym z moich ulubionych filmów. Polecam także pozostałe części Trylogii Zemsty, zwłaszcza Sympathy for Lady Vengeance.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jednak podziękuję :P
      to nie jest kino na moją wrażliwą psychikę. Ale nie twierdziłam, że film jest zły. Znam takich, którym też się podobał :>

      Usuń
    2. Każdemu wedle potrzeb jego :) Mam rozległe upodobania i właśnie tu trafiłam na coś nowego dla mnie - dramy. Zaczęłam od City Hunter, wspomnianego we wpisie dot. przepisu na idealną dramę - musiałam, po prostu musiałam zobaczyć tę scenę pod prysznicem (trzy razy pod rząd puszczałam sobie, ale to szczegół) i jestem przyjemnie zaskoczona: wątek sensacyjny płynnie przeplata się ze śmieszno-łzawym wątkiem miłosnym. Szkoda, że u nas takich seriali się nie robi. Albo miłość od początku do końca, albo sensacja z całym brudem życia na planie pierwszym i cieniem miłości gdzieś w tle.
      (Znalazłam w City Hunter pocałunek nawet całkiem namiętny - może i nie z badaniem migdałków na wzór zachodni, ale i nie wall kiss! oh oh jaki cudny był!)

      Usuń
    3. skoro lubisz tego typu kino, to mogę Ci jeszcze dyfinitywnie polecić wychodzącą obecnie "Bridal Mask"
      ta drama jest w najwyższyms topniu uzależniająca, a grający tam Joo Won porwał i zagrabił moje serce! *___*

      Hong Gil Dong też jest niezły. Ale chusteczki trzeba na drugą część serii przygotować.
      I słyszałam też, że "Fugative Plan B" z Rainem też jest niezłe. Jeszcze nie miałam czasu, ale zabieram się to :)

      Usuń
    4. Na razie lubię Lee Min Ho...

      Usuń
  8. Ja polecam ''Boys over flower ''( Lee Min Ho i Koo Hye Sun) ,''Coffee prince'' (Yoon Eun Hye, która grała również z dramie '' Goong'' ) ''You're beautiful'', ''Oh my Lady'' '' City Hunter'' ( Tam również gra Lee Min Ho) Wiele osób zachwala również ;; Secret Garden'' i ,, Playful kiss''. Ja przyznam ze mnie nie urzekły.

    OdpowiedzUsuń
  9. Koreańskie dramy faktycznie są miłą odmianą dla filmów gdzie każdy z każdym był, całował się (conajmniej raz) i spał. Są dobrą odskocznią od codziennego życia, wsystko jest tam "dobre" i pięknę, a ci źli zmieniają pod koniec przechodą cudowną metamorfozę (choć nie zawsze).

    A co do filmów...OMG! Kompletnie ich nie rozumiem, są jakieś dziwne, następujące po sobie sceny w filmach jakieś takie niespójne, klimat przerażający. Muszę przyznać, że podchodziłam do paru filmów, ale nie wytrymałam przed monitorem zbyt długo. Poprostu jest w nich coś odpychającego, coś czego nawet nie potrafię nazwać O.o

    OdpowiedzUsuń
  10. Dream High = najlepszy serial muzyczny w Korei jak dla mnie :) Warty obejrzenia

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja tak właśnie nie dawno zakończyłam oglądać Dream High i tak troszkę po przeczytaniu tego o tej dramie jestem zdziwiona. Większość z tego co wymieniłaś pokazana jednak została mniej więcej w taki sposób, że jednak trzeba było się niekiedy domyślić, ale jednak to oni są bardziej wyczuleni ode mnie jeśli chodzi o te tematy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moją pierwszą koreańską dramą było Autum Tale( Won Bin ukradł moje serce i już nie oddał :). zakochałam się w Korei, Koreańczykach, koreańskim i tak dalej i przyznaję się jestem uzależniona:)tak jak każde uzależnienie to również zaczęło się niewinnie, a teraz wszystko co azjatyckie wywołuje u mnie dziwne podniecenie i banana na twarzy, a w porównaniu wszystko co europejskie vel polskie straciło na znaczeniu i jest takie nijakie.oczywiście zero zrozumienia ze strony otoczenia. najgorsze jest to, że nie jestem już nieopierzoną nastolatką tylko panią w rozsądnym wieku, a postanowiłam przewartościować swoje życie i związać je z Azją, bo już inaczej nie potrafię.gratuluję bloga, kawał dobrej roboty, dopiero na niego trafiłam.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć,szukałam fajnego bloga gdzie mogłabym podzielic się swoją pasją dla kina koreańskiego, obejrzałam dużo filmów (ponad 40) ale cały czas brakuje mi wiedzy o tym kręgu kulturowym. Możesz polecić jakies artykuły? CWbrew temu co piszesz wiele filmów jest w stylu dram, gdzie para ani razu sie nie całuje, a jesli już to własnie na wall-kiss. Oczywiście jest wiele filmów, które zawieraja takie sceny łóżkowe, żę "Nagi instykt" mógłby się schować. Fajnie gdyby umieli jakoś to wyważyć, a nie albo zero "fizyczności" albo film erotyczno-dramowy

    OdpowiedzUsuń
  14. Akurat wszystkie koreańskie filmy z rodzaju tych 'łatwych i przyjemnych', które wymieniłaś, już oglądałam ^^ rzeczywiście, są naprawdę świetne, ale chyba zabiorę się też za te 'mocniejsze'. Też kiedyś zauważyłam tą różnicę i zastanawiałam się nad tym, dlatego tym bardziej cieszy mnie ta notka ^3^

    OdpowiedzUsuń
  15. Może jestem jakaś dziwna ale na mnie koreańskie dramy działają mocniej niż np. American Pie XD Cała magia jest w tym, że nie potrzeba pokazywać nie wiadomo jak wyuzdanych scen aby zbudować intymność i ten cały proces kiedy trwa to wszystko tak wolno jest niezwykle fascynujący dla mnie dlatego ten pocałunek w ostatnich odcinkach wywołuje u mnie największe emocje bo taki wyczekany ehhh

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...