piątek, 24 października 2014

Kultura przemocy: armia koreańska i jej wpływ na życie codzienne

Nie jest łatwo być Koreańczykiem. Surowi rodzice, wyścig szczurów w szkole (więcej tutaj), wyścig szczurów w korporacjach, wieczna presja wyników, zarobków, doskonałego wyglądu (więcej tutaj i tutaj) i spełniania oczekiwań. Na dokładkę panowie muszą jeszcze oddać ponad 2 lata ze swojego życiorysu matce Korei, odbywając obowiązkowe szkolenie w armii. Tak jak i poprzednie lata nauki i pracy, ten czas również nie jest usłany różami.


Obowiązkowa służba wojskowa to duma i wyznacznik męskości dla większości Koreańczyków. Wymigiwanie się od patriotycznego obowiązku nie tylko jest źle widziane, ale również może skończyć się społecznym ostracyzmem: problemami ze znalezieniem pracy i utratą przyjaciół. Wiele tysięcy młodych mężczyzn idzie więc w kamasze, odpowiadając na wołanie kraju, który wciąż znajduje się oficjalnie w stanie wojny z Koreą Północą (zawieszenie broni trwa od 60 lat).

Służba nie jest łatwa. Rygor i wysiłek, jakiemu muszą sprostać w większości młodzi chłopcy, jest przeogromny, a pobytu na pewno nie umila fakt, że możliwości kontaktu z rodziną i przyjaciółmi są bardzo ograniczone a telefony komórkowe skonfiskowane. Stłoczeni w wojskowych barakach, zmuszeni do przebywania ze sobą 24h na dobę, poddani wojskowemu drylowi i wyczerpującym ćwiczeniom, koreańscy chłopcy przeżywają trudne chwile. Jest jeszcze jeden aspekt, który wiąże się ze służbą w wojsku, o którym sami żołnierze i oficerowie nie mówią chętnie: znęcanie się i „kocenie” pierwszoroczniaków przez żołnierzy odbywających drugi rok służby.


Statystyki mówią, że w przeciągu ostatniej dekady niemal 800 żołnierzy popełniło samobójstwo w czasie trwania swojej służby. W dużej mierze odpowiedzialni za te śmierci są koledzy z baraku, którzy z tych czy innych przyczyn postanowili zamienić życie przypadkowych chłopców w koszmar.

Głośny był przypadek 22-letniego Yoona, który zmarł w kwietniu tego roku po tym, jak koledzy z kompanii uderzyli go w klatkę piersiową. Oficjalna wersja armii brzmi, że chłopak akurat coś jadł i w wyniku uderzenia kawałek jedzenia dostał się do tchawicy i Yoon się udusił. Wszystko wskazuje jednak na to, że koledzy wpychali mu do gardła jedzenie przemocą, okładając go przy tym po torsie. Po przewiezieniu chłopaka do szpitala i dokonaniu autopsji okazało się, że Yoon musiał przez długi czas znosić podobne ataki i znęcanie się, gdyż jego ciało pokryte było siniakami. W trakcie śledztwa na jaw zaczęły wychodzić coraz obrzydliwsze i potworniejsze szczegóły tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami wojskowych baraków.

[tutaj możecie znaleźć zdjęcie ze szpitala, do którego trafuł Yoon.
Naprawdę drastyczne, dlatego zamieszczam tylko link.]

Koszmar młodego poborowego trwał ponad miesiąc. Przez ten czas koledzy regularnie go bili, nie pozwalali spać do 3 nad razem, raz zmusili go stania w pozycji konnego jeźdźca przez 3 godziny, czy zlizywania z podłogi plwocin. 6-ciu głównych oskarżonych usłyszało również zarzut molestowania seksualnego swojej ofiary. Co zaskakujące, jeden z oprawców, noszący nazwisko Lee, również był ofiarą podobnych ataków w czasie swojego pierwszego roku służby. Koledzy zmusili go np. do połknięcia całej zawartości tubki pasty do zębów albo lali mu wodę na głowę, gdy leżał na podłodze. Te doświadczenia najwyraźniej nie nauczyły Lee współczucia dla ofiar podobnych ataków i by ulżyć swoim frustracjom, postanowił zemścić się na rasie ludzkiej, nękając kolejnego, bogu ducha winnego chłopca.


Szokująca w całej tej sprawie jest reakcja armii koreańskiej, która dopiero w sierpniu przyznała, że zdarzenie miało miejsce, po tym jak informacja wyciekła do prasy z Wojskowego Centrum Ochrony Praw Człowieka.

A podobnych zajść tylko w tym roku było mnóstwo! We wrześniu dwóch żołnierzy zmarło po tym, jak ich koledzy postanowili zabawić się ich kosztem. Przywiązali obu do krzeseł i obwiązali im głowy szmatami, doprowadzając ich tym do uduszenia. W okresie od lipca do września kolejnych 3 mężczyzn popełniło samobójstwa, a jeden, doprowadzony do ostateczności, chwycił broń i otworzył ogień, mordując 5 swoich oprawców, raniąc kilka innych osób i ostatecznie próbując (bez powodzenia) popełnić samobójstwo.

Po tych rewelacjach armia uderzyła się w piersi i zarzeka się, że wprowadzi zmiany, by życie młodych poborowych było lżejsze. Mają poprawić stan baraków, umożliwić częstsze kontakty z rodziną, zatrudniono wielu nowych psychologów, by pomóc ofiarom ewentualnych ataków.

Problem jednak tkwi w tym, że żadna z ofiar znęcania się ani słowem nie wspomniała nikomu o swoim losie. Rodziny niezmiennie pozostawały zszokowane, że ich syn przechodził przez taką gehennę. Koledzy związani byli zmową milczenia, a przełożeni udawali, że niczego nie widzą. Pisałam już o wielu problemach nękających koreańskie społeczeństwo i znamienny wydaje się być we wszystkich przypadkach fakt, że ofiary z pochyloną głową przyjmują swój los. Czy to molestowanie i nadużycia w koreańskich firmach (konkretnie pisałam o agencjach gwiazd), czy presja i znęcanie się w szkole (więcej tutaj), nikt nie prosi o pomoc, mało kto zwierza się ze swoich problemów. Reszta udaje, że niczego nie widzi, bo przez pomoc ofierze, sami mogą stać się kolejnym celem ataków. To przerażające, jak wielki wpływ na ich umysły ma poczucie hierarchii i obowiązek podporządkowania się stojącym wyżej na społecznej/profesjonalnej drabinie.


Coś też jest z akceptacją przemocy w Korei, bo nawet dziecięce gry, zawierają w sobie sporą dawkę brutalności. Moi koreańscy znajomi nauczyli mnie kilku gierek dla zabicia czasu i celem niemal wszystkich było wymierzenie drugiej osobie kilku razy. Jasne, że to było tylko dla zabawy i nie czyniło wielkich zniszczeń, ale sam fakt, że już dzieci z upodobaniem wymierzają sobie wzajemnie uderzenia dwoma palcami w przedramię, czy biją się po rękach, jest zastanawiający. Może ja żyłam w jakiejś bańce mydlanej, gdzie z koleżankami ładnie bawiłyśmy się klockami albo czesałyśmy lalki Barbie, ale nie pamiętam takich brutalnych gier. Oświećcie mnie, jeśli się mylę. Jedyna przemoc, jakiej byłam w równej mierze sprawcą i ofiarą, były kłótnie z moją siostrą :P

Wielu nauczycieli swoją postawą zakorzenia w uczniach przekonanie, że tylko dyscyplina i posłuszeństwo są wyznacznikiem wartości człowieka. Słuchałam kiedyś wywiadu, gdzie 20-kilku-letni Koreańczyk powiedział, że jego nauczyciel z upodobaniem powtarzał, że wykonywanie poleceń jest czymś, co wyróżnia nas jako rasę ludzką. Nie wiem skąd mu się to wzięło, bo z tego co wiem, psy całkiem nieźle reagują na polecenia, nawet chomika można przyuczyć do tego i owego. Będąc wychowanym w takim duchu, nie trudno więc stać się milczącą ofiarą kilku wyrostków, którym wydaje się, że wszystko im wolno.

Na studiach też nie jest wiele lepiej. Pierwszoroczniacy muszą oficjalnie „przedstawić się” swoim starszym kolegom i koleżankom podczas inauguracyjnego wieczoru. Jeśli nie wykrzyczą swojego imienia wystarczająco głośno i szybko, narażą się później na kpiny i karne picie, które bardzo często kończy się zjazdem pod stół niedoświadczonego studenta. Musi być jakaś przyjemność w zmuszaniu niżej postawionych do picia do nieprzytomności, bo z upodobaniem praktykują to nie tylko studenci na swoich imprezach, ale także przełożeni w firmach, podczas obowiązkowych, integracyjnych libacji.

[bo bez picia nie ma życia!]

Rygor, hierarchia i ślepe podporządkowanie, tak wszechobecne w armii, przekłada się również na kulturę pracy w wielkich korporacjach. Wszyscy pracujący tam panowie (a ich jest zazwyczaj znaczna większość) przeszli wojskowe szkolenie i dobrze odnajdują się w wojskowym drylu. Przełożeni mogą więc cieszyć się niemal władzą absolutną a młodzi zrobią wszystko, byle tylko utrzymać swoją posadkę.

Jest w Korei kilku śmiałków, którzy ośmielili się wystąpić przeciwko skostniałym zasadom i zwyczajnej głupocie. Aktywista na rzecz praw gejów, Lim Tae Hoon, podjął w parlamencie dyskusję na temat kondycji armii, ale zaraz został zgromiony przez swoich kolegów. Jakim prawem Lim śmie mówić na temat armii, skoro sam w niej nie był!? Lim, w proteście przeciw dyskryminacji gejów w wojsku, postanowił dobrowolnie odsiedzieć kilkanaście miesięcy w więzieniu, by nie musieć odbyć służby. Niewypełnienie patriotycznego obowiązku z miejsca skreśla Lima w oczach wszystkich poprawnie myślących mężczyzn i odbiera mu prawo do dyskusji w temacie. Idąc tym torem rozumowania, nie wiem czemu wszyscy owi panowie biorą się za stanowienie prawa, skoro wielu z nich nigdy nie miało nawet losowego kodeksu w ręku. Tak czy owak, opinie na ten temat wydają się zabetonowane, a sami oficerowie przyznają, że odrobina przemocy i terroru wzmaga gotowość bojową. Wielu oskarżonych o znęcanie się żołnierzy stwierdziło prostodusznie, że robili to, by poprawić karność w swojej drużynie.

Ile jeszcze podobnych Yoonowi ofiar potrzeba, by coś drgnęło w skostniałym wojskowym systemie? Do lat 80-tych Korea była pod dyktaturą wojska, które miało ogromne znaczenie w kontekście zagrożenia ze strony Korei Północnej. Wielu starych generałów wciąż mentalnie tkwi w tym okresie i bynajmniej nie zamierza reformować swojego spojrzenia na sprawę. Ich mało obchodzi cierpienie jakichś tam kilku szeregowych. Jak długo, oczywiście, prasa za dużo o tym nie jazgocze…

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

12 komentarzy:

  1. Matko święta!!! co to ma być? takie okrucieństwo nie powinno wogóle mieć prawa bytu! Ech...

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest okropne...ale i tak uważam, że takie coś nie jest aktualne tylko dla Korei. Przemoc zawsze była, jest i będzie wśród ludzi, w większości wypadków to jest przemilczane...co się dzieje w szkołach i wgl.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... Na początku mojej przygody z Azja wszystko wydawało się kolorowe wręcz cukierkowe... Na szczęście przysłowiowe klapki z oczu opadły... Społeczeństwo w Korei mnie przeraża coraz bardziej .... Przecież tam nikogo nie obchodzi że człowiekowi który żyję obok mnie dzieje się krzywda. Jakaś totalna znieczulica rozumiem że taka kultura że tak wychowani sa ci ludzie ale oni naprawdę mają to wszytko gdzieś ?! Normalnie krew zalewa jak się czyta o takich sprawach ... Ich to naprawdę nie rusza że ktoś jest katowany?! Normalnie mam ochotę potrząsnąć nimi wszystkimi. Ale co zrobisz świata nie zmienisz o tego jacy sa Azjaci też nie :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tego co opowiadał mi tata, który był w wojsku w latach 80 (ale miał farta i z niego jakiegoś kaprala zrobili, więc go te "przyjemności" ominęły) to było dość podobnie i też znęcano się nad młodymi. podobno mówiono na to "fala"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadza się. Mój tata był oficerem armii i szkolił tych młodych, to się od kolegów różnych rzeczy nasłuchał. Chociaż on akurat twierdzi, że jeśli wśród oficerów nie ma zgody na takie zachowania, to i fali nie będzie. Skłaniam się ku tej tezie, bo tak jak nauczyciel w szkole widzi, z kogo jest potencjalna szumowina i dręczy innych, tak samo i w drużynie to wcześniej czy później wyjdzie.

      Zgadzam się, że przemoc jest wszędzie, jedyne co mnie martwi to cicha zgoda ofiar i obojętność otoczenia. Piszę bloga o Azji to i o Azji było, ale nigdy bue twierdzę, że opisywane tu zdarzenia nie mają przełożenia i na nasz podwórek.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Oczywiście, moim komentarzem nie miałam zamiaru powiedzieć, że twierdzisz, że takie rzeczy to tylko w Azji ;) Przepraszam, jeśli to tak zabrzmiało ;)

      Usuń
    3. łe nieeeeeeeee... nie ma za co przepraszać :)
      Tak tylko dodałam, dla janości.
      Złe rzeczy dzieją się na całym świecie i w każdym zakątku trzebe to wytknąć i spróbować naprawić, prawda?

      Usuń
  5. w Polsce też występowała taka fala znęcania się gdy jeszcze było obowiązkowa służka więc do niedawna, nie wiem czy teraz też tak jest skoro jest armia zawodowa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem, ze w polsce tez cos takiego bylo. ale czy bylo to az tak okrutne? Czy tez siebie samych i nawzajem zabijali? bo okay, napewno sie znecali, ale czy doprowadzalo to do smierci? i to tak okrutnej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto to wie, ile było po takiej ( i w czasie takiej) służbie samobójstw, tych prawdziwych i tych niekoniecznie prawdziwych. Co tu dużo mówić- gromada sfrustrowanych samców w sile wieku, niewyżytych seksualnie (przeciętnie 2 lata służby chyba?), prawie bez kontaktu ze światem zewnętrznym, stłoczeni jak te nieszczęsne kurczaki w klatkach (takie mam skojarzenie po tym zdjęciu powyżej)..Czy to się może inaczej skończyć? U nas było podobnie, był przecież nawet taki film na ten temat..Myślę,że na pewno znacznie poprawiłoby sytuację skrócenie czasu służby do 1 roku (albo nawet krócej), bo po prostu nie byłoby starszych roczników, które by się znęcały nad młodszymi. Pewnie by się zdarzały jakieś sytuacje między sobą, ale byłoby ich mniej. No i wiadomo, kategoryczny sprzeciw u góry.. Ale raczej nie ma szans na to:(

      Usuń
  7. Jakieś 12-15 lat temu w Polskim wojsku dochodziło do kocenia i znęcania się nad świeżakami. To nie jest tylko problem Korei. Najgorsze, że rząd w swoim zaściankowym rozumowaniu nie ma zamiaru nic z tym zrobić i ignoruje problem.
    Najbardziej przerażające, że ludzie posłusznie znoszą te nadużycia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli to kogoś interesuje, odsyłam na YT. Znajdziecie tam cykl filmów pokazujących perypetie grupy celebrytów koreańskich( z Henrym Lau - SUJU) w armii.Pozdrawiam !
    http://youtu.be/c0SHl-id674

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...