…bo nauka to potęgi klucz.
Hm… Zapewne tak jest, jednak sama wiedza bez umiejętności krytycznego i samodzielnego myślenia na niewiele się zda. W Korei niewiele kładzie się nacisku na uczenie umiejętności, to co ważne, to ilość punktów na egzaminie. W praktyce przekłada się to na wielogodzinne sesje wkuwania faktów i regułek oraz niekończące się rozwiązywanie testów. Taki system edukacji nie brzmi zupełnie obco, prawda? Niewiele się to różni od naszej matury. Miałam (nie)przyjemność robić za doświadczalną świnkę i jako pierwszy rocznik podejść do nowej matury. Pewnie nie zdziwi Was to mocno, że nie najlepiej poszedł mi polski, bo moja interpretacja tekstu nie pokryła się z tym, co sobie umyślił egzaminator. Lajf.
Tak jak w Polsce średnio zdana matura to jeszcze nie koniec świata, rodzina nas nie wyklnie i nie wydziedziczy, a sprytny umysł zawsze coś tam wymyśli, tak w Korei… Przypadki bywają ekstremalne, z odebraniem sobie życia przez nieszczęśliwych uczniów włącznie. Dlaczego nieodpowiedni wynik na egzaminie popycha tak młodych ludzi do skrajnych rozwiązań? Szkoła to jeszcze nie wszystko, można by rzec. No cóż… Nie wszyscy tak uważają. Sytuacja jak zawsze jest złożona.
Przede wszystkim, Korea to niewielkie państwo z ogromnym zagęszczeniem ludzi na swoim obszarze. Za najlepsze fuchy uważa się posady w korporacjach, gdzie konkurencja jest tak duża, że same statystki ilości chętnych na jedno miejsce onieśmielają. By w ogóle myśleć o takiej pracy nie wystarczy tylko skończyć jakieś tam studia. To musi być jeden z czołowych uniwersytetów w kraju, najlepiej jeden z top 3. Rodzicom z oczywistych względów dobro dziecka leży na sercu i chcą dla swojej pociechy jak najlepiej, jednak wielu z nich ma też jeszcze inne pobudki. Tradycyjnie, to najstarsza latorośl powinna zaopiekować się starzejącymi się rodzicami i zagwarantować im spokojne, dostatnie życie na emeryturze. Tak więc dopilnowanie, by dzieci miały dobrze płatne posady, jak najbardziej leży w interesie rodziców.
Przy takiej ilości chętnych, kryteria przyjęć na najbardziej renomowane uniwersytety są wyśrubowane do granic absurdu i tylko najlepsi z najlepszych i najbardziej zdeterminowani mogą marzyć, by zobaczyć swoje nazwisko na liście studentów. W koreańskich umysłach bardzo silnie jest zakodowany etos pracy i poświęcenia sprawie, więc rodzice nie mają litości w gnaniu swoich pociech do nauki. 8 godzin w szkole, potem 2-3 godziny w specjalnych, prywatnych szkołach przygotowujących do egzaminów, potem 1-2 godziny na rozwiązanie zadań domowych ze szkoły, kolejna godzina na rozwiązanie zadań z dodatkowych zajęć, równa się 12-14h nauki dziennie! W weekendy bardzo często młodzież z ostatnich lat w liceum biega na kolejne dodatkowe lekcje, ma korepetycje z angielskiego z nativami i kto wie, jakie jeszcze inne lekcje gry na pianinie czy innym flecie bocznym. Jak nie trudno się domyślić, młodzi ludzie nie mają czasu na nic poza spaniem i nauką, przez co szkoła i dostanie się na wymarzony uniwersytet stają się całym ich światem. Gdy dodać do tego jeszcze wiecznie zrzędzącą i nie zadowoloną z wyników matkę, nie trudno o depresję. Wiele mam, niestety, w imię „optymalnej stymulacji” swojej pociechy, nieustannie narzeka, że czynione postępy nie są wystarczające, a każda minuta poświęcona czemuś innemu, niż wkuwanie, jest minutą straconą.
Przypadkiem natknęłam się na tekst jednej z korepetytorek, która zebrała kilka uwag i próśb matek dzieci, które przychodzą do niej na dodatkowe zajęcia z angielskiego. Kobieta twierdzi, że w żadnym wypadku nie są to odosobnione, ani tym bardziej skrajne przypadki. Jest to coś, co stanowi jej chleb powszedni. Oto kilka przykładów opatrzonych błyskotliwymi komentarzami pani korepetytor:
- Moje dziecko jest zupełnie pasywne, nie potrafi się wysłowić (po koreańsku), nie potrafi logicznie myśleć i zupełnie niczym się nie interesuje. Czy mogłaby pani, proszę, jakoś temu zaradzić?
Jasne, toż to jest zupełnie możliwe, widząc się dwie godziny tygodniowo. Może twoje dziecko nie potrzebuję lekcji z angielskiego, a psychoterapii!
- Wiem, że zrzędzenie w niczym nie pomaga i nie jest dobre dla mojego dziecka, ale po prostu nie mogę się opanować.
Jeśli nie jesteś w stanie osiągnąć choćby tego minimum samokontroli, czemu w ogóle postanowiłaś mieć dzieci?
- Moje starsze dziecko zdaje się nie mieć dużego potencjału akademickiego. Czy powinnam po prostu darować sobie dalsze wysiłki i w zamian zainwestować w moje młodsze dziecko?
Czy rzeczywiście trzeba „darować sobie dalsze wysiłki”, jeśli ktoś nie jest dobry w nauce?
- Cokolwiek by się nie działo, proszę ZAWSZE dawać mojemu dziecku DUŻO zadań domowych!
Jeśli dzieciaki mają mnóstwo zadań domowych ze szkoły I DO TEGO zadania z korepetycji, kiedy mają niby spać? I jak niby mają w ogóle przetworzyć w umysłach to, czego się uczą?
- Proszę się nie powstrzymywać i okazywać złość i niezadowolenie wobec mojego dziecka, może pani być tak surowa, jak sobie pani życzy. Nie mam nic przeciwko temu!
Czy to na pewno twoje dziecko? Wyobraź sobie, że to on powie kiedyś dokładnie to samo do pracowników domu starców, w którym cię któregoś dnia umieści.
- Wcale nie zmuszam mojego dziecka do ciężkiej pracy, tak jak robią to inne matki! To przecież tylko dwie godziny dziennie w prywatnej szkole po zajęciach!
Więc przeliczmy szybko: 8h szkoły + 2h prywatnych zajęć + 1h na zadania domowe ze szkoły + 1h na zadania z prywatnych zajęć = 12h nauki dziennie. Czy ty byłabyś w stanie to wytrzymać codziennie, tylko przez jeden tydzień?
- Proszę nie uczyć mojego dziecka w „zabawowy” sposób, ma się uczyć pilnie i starannie.
Co do diaska ma niby znaczyć „pilnie i starannie”? Twierdzisz, że nauka nie powinna być przyjemna?
- Moje dziecko jest za grube!
Spróbuj siedzieć przy biurku 12h dziennie, nie jedząc przy tym zdrowych posiłków i zobaczymy jak ty dasz sobie radę. Poza tym, jak w ogóle można rozpowiadać wokoło takie rzeczy o własnym dziecku?
- Czy możemy umówić się na kilka dodatkowych lekcji? Nie mogę znieść widoku mojego dziecka, po prostu wypoczywającego w domu.
- Oj, wakacje są okropne. Nie mogę się doczekać pierwszego dnia szkoły.
Napewno nie jest. Na mojej ojczystej Litwie rodzice i dzieciaki wciąż narzekają, że system edukacji jest absurdalny. Zgodzę się z tym, bo sama też przeżyłam nową maturę ustaloną, prawdopodobnie ludźmi, którzy nie mają dzieci...Ludzie najpierw powinni się zapoznać z sytuacją w innych krajach, dopiero potem narzekać.
OdpowiedzUsuńTaka sytuacja w Korei to oczywistość, mój ex narzeczony miał strasznie przerypane u kochanej teściowej. Niestety nie zmienimy tego..
OdpowiedzUsuńPo prostu porażka.
OdpowiedzUsuńNauka nauką, ale żeby się dostać na jeden z lepszych uniwersytetów w Korei, trzeba mieć odpowiednie zameldowanie, (czyt. w bogatej dzielnicy). Oczywiście dbają o to rodzice, którzy również ciężko pracują, np. w owych korporacjach, o których wspomniałaś. Pracują, więc wszyscy duzi i mali. My widzimy to z naszej perspektywy. To nasz 'europejski pkt widzenia. My inaczej bedziemy wychowywać nasze dzieci, ok. Inni robią to inaczej. I chyba nie nam to oceniać.
OdpowiedzUsuńto co powiedziałaś przypomniało mi program Martyny Wojciechowskiej "Kobieta na krańcu świata", gdy była w Chinach. Gościła tam w szkole, w której już małe dzieci dosłownie całe dnie uczyły się sztuk walki. I też powiedziała, że przecież nie możemy wiedzieć jaki sposób wychowania jest właściwy. nasz czy chiński, koreański czy jakikolwiek inny, to zależy od tego jak nas wychowano. a chyba żadną tajemnicą nie jest, że między azją a europą jest ogromna różnica kulturowa. pozdrawiam;)) truskawka
UsuńNie nam jest oceniać jaki system edukacyjny i wychowawczy jest lepszy, ale
Usuńodwróćmy sytuacje. Przeciętny polski nastolatek jedzie do Korei i przeciętny koreański nastolatek jedzie do Polski. Nie nam jest oceniać więc pomine który uczeń jak zareaguje. Polak na opisany wcześniej koreański system czy Koreańczyk na polski system czyli 6-7h nauki, sporo czasu na rozwijanie własnych zainteresowań, rodzice pracujący na własną emeryturę, brak presji społeczeństwa na bycie "kimś", brak dyktatury co do wyboru uczelni i zawodu. To zostawia bez komentarza, każdy niech dokona tego w myślach.
Kto ma 6-7h nauki, czas na rozwijanie własnych zainteresowan, brak dyktatury co do wyboru uczelni i zawodu, ten ma, nie każda szkoła w Polsce jest taka wspaniała, tak jak i nie każdy rodzic. Te z najwyższych miejsc w rankinach to istna gra o przetrwanie.
UsuńW Polsce nie jest tak źle...ale do dobrze też nie jest. Przynajmniej jeśli chodzi o naukę.Właśnie jestem w 3 gimnazjum ze średnią 3.3,i nie wiem gdzie mam dalej iść,bo boję się że nie dostane się. Wyobrażam sobie jaką muszą czuć presję w Korei i współczuję Y.Y
OdpowiedzUsuńEee usprawiedliwianie czegoś złego tym, że inni mają gorzej to nie jest dobra praktyka, a niestety często u nas spotykana. Jeśli ty zrobiłeś coś źle, ale ktoś inny gorzej to znaczy że nie musisz się rozwijać i polepszać? Bardzo wygodne. I chore, to błędne koło. Strasznie denerwuje mnie takie zachowanie, bo edukacja to bardzo ważna rzecz, czas poświęcony nauce w szkołach to okres dzieciństwa i dojrzewania, dwa bardzo istotne okresy w życiu. I jeśli coś w systemie edukacji nawala to nie można tego zbywać takim "inni mają gorzej". Tak, inni mają gorzej, i dlatego właśnie mają też jeden z najwyższych współczynników samobójstw na świecie. Ciekawe, czy kiedy u nas też dzieciaki zaczną rzucać się na tory metra to też będziemy powtarzać święte "inni mają gorzej".
OdpowiedzUsuńpod tory metra to nieprędko raczej ;P
UsuńZ ciekawosci pytam. A kto wedlug ciebie usprawiedliwia ZLO, tym ze inni maja gorzej? Spoko blog. Krzysiek
UsuńWiem że nieprędko xd to może jest sprytny plan rządu, żeby uniemożliwiać część samobójstw niebudowaniem metra? Omo przebiegli ci politycy! Wszystko dla społeczeństwa!
UsuńTo wynika z komentarzy wyżej
OdpowiedzUsuńŁo, matko, współczuje z całego serca. Właśnie zaczęłam naukę w pierwszej klasie LO i po 3 tygodniach mam dość i nie wiem jak sobie poradzę. Mam wrażenie, że nauki jest po prostu za dużo i to z każdego przedmiotu. Nie wyobrażam sobie takiego życia jakie maja te biedne dzieciaki i to przez lata, a przecież potem nie jest lepiej - czy taka harówa w korporacji się dużo od szkoły różni?
OdpowiedzUsuńNie mówiąc o presji, na prawdę się tym samobójstwom nie dziwię, doskonale sobie wyobrażam jak musi się czuć ktoś kto sobie nie radzi.
Szczerze mówiąc, koreański system nauczania jest dla mnie motywujący - nie pod względem tego, że "sama chciałabym tak mieć", bo zdecydowanie nie, ale wiedząc, że na drugim końcu świata młodzież nie ma czasu na przyjemności, czuję wręcz obowiązek poświęcenia chociaż godziny dziennie na naukę czy lekcje.
OdpowiedzUsuńMy mamy sielankę w porównaniu do nich.Jeśli ja bym usłyszała,ze ktoś narzeka jak to ma ciężko w w szkole to to pokazałabym mu,jak jest właśnie w Korei.Przy czym nie tylko teoretycznie,ale także praktycznie.Wkurza mnie to narzekanie u nas.Kurde u nas to mają istny raj.
OdpowiedzUsuńMadzia.