czwartek, 19 lipca 2012

Bo w kupie siła!

Czyli co nieco o koreańskich fanklubach.

 [Kang Ji Hwan i jego miłośniczki.
I nie, nie znajdziecie mnie tam :>]


Przyznaję szczerze, że zjawisko fanizmu (moje kreatywne tłumaczenie angielskiego słowa „fandom”) jest tematem, który mnie niezmiennie fascynuje. Pewnie w dużej mierze dlatego, że odkryłam jego złożoność dopiero kilka lat temu, gdy zaczęłam interesować się k-popem. W światku miłośników rocka i metalu (do którego jeszcze nie tak dawno należałam, w sumie do dziś pozostaję w nim jedną nogą) zjawisko istnieje, ale daleko mu do intensywności tego, co wyrabia się w popie.

Nie miałam co prawda nigdy takich pomysłów, ale naiwnie wydawało mi się, że jeśli kiedyś zechciałabym przyłączyć się do czyjegoś oficjalnego fanklubu, wszyscy przywitaliby mnie z otwartymi ramionami. Władze klubu, bo przybywa im kolejna dusza, z której można ściągać składkę członkowską, sam zainteresowany, bo w końcu ze mnie i mnie podobnych żyje, inni fani, bo ich ukochanego idola wspiera i docenia coraz więcej ludzi… Ta… Jakam stara, takam niedzisiejsza. Obserwując działalność fanklubów czołowych koreańskich idoli, można dość do wniosku, że takie żuczki jak hipotetyczna ja najmniej ich interesują. Jak na mój gust, więcej mają wspólnego z klikami dla wtajemniczonych albo klubami dla wybrańców. A jeden fan drugiego najchętniej utopiłby w łyżce wody… Aż chce się przyłączyć! ^^

[bezbłędna scena z "You're Beautiful"]

Należy zacząć od tego, że oficjalne fankluby to sprawnie działające (niemałe!) firmy. Mają własne nazwy, własne kolory i gadgety (zainteresowanych odsyłam do listy fanklubów i ich insygniów na How Gee). Niektóre wciąż chętnie przyjmują nowy narybek, inne z kolei lubią przydać sobie nimbu ekskluzywności i łaskawie ogłaszają nabór na nowych członków raz na jakiś czas (np. raz do roku). By przyłączyć się do fanklubu nie wystarczą dobre chęci. Czasem wystarczy tylko wpłacić składkę członkowską, czasem trzeba zdać egzamin prawdziwego fana (czyli poprawnie wypełnić test wiedzy dotyczącej danego sławnego delikwenta), czasem być szybszym niż rozpędzony shinkansen, czasem mieć więcej szczęścia niż rozumu. Fanklub Super JuniorE.L.F. otwiera swoje podwoje raz do roku i inkasuje 43 dolce od zagranicznego łepka. Jeśli jesteś Koreańczykiem, wpisowe wynosi tylko 15$ (ach, to równouprawnienie!). Na dziś ceny mogą być inne, bo są to zeszłoroczne dane, a np. w roku 2009 wpisowe wynosiło tylko 8$. Poza zasobnym portfelem, trzeba też mieć nielichy refleks, bo SM Entertainment i JYP mają to do siebie, że lubią zamykać rejestrację nowych członków fanklubu, gdy maksymalna liczebność klubu zostanie osiągnięta. Żeby wejść w szeregi Wonderfulsów (fanklubu Wonder Girls) trzeba zarejestrować się na portalu cafe.daum.net i modlić się żarliwie do J.Y.Parka, żeby to właśnie Ciebie zaliczono do grona wybrańców. Bo łatwo dostać się nie jest. W 2010 rejestracja była otwarta tylko przez tydzień i przyjęto zaledwie tysiąc nowych osób. A jeśli nie udało Ci się załapać, no cóż… Aigoo*… :>

No dobrze, kończę już wyzłośliwianie się, bo poniekąd rozumiem politykę fanklubów. Nie mogą w nieskończoność przyjmować nowych członków, ponieważ członkostwo oznacza w Korei coś więcej, niż tylko satysfakcję fana, że jest rejestrowany. Figurowanie na liście oficjalnego fanklubu danego zespołu, piosenkarza czy aktora łączy się z niesamowitymi przywilejami. Członkowie dostają wiadomości o planowanych koncertach, spotkaniach i innych ważnych wydarzeniach jeszcze przed wypuszczeniem informacji do mediów. Tylko zarejestrowani fani mogą wziąć udział w fan meetingu i mieć szansę bliżej poznać obiekt swoich westchnień (może nawet osobiście zadać pytanie i obowiązkowo zdobyć autograf). Mogą zakupić limitowane edycje albumów i innych gadgetów, które niedostępne są zwykłym śmiertelnikom, a czasem nawet dostać się za kulisy nagrań i koncertów. To brzmi już bardziej zachęcająco, prawda?

[a tak się bawi Cha Tae Hyun ze swoimi fanami,
świętując 10-lecie klubu]

Jednak posiadanie upragnionego członkostwa w fanklubie to nie sam cud, miód i orzeszki. Bycie oficjalnym fanem zobowiązuje! Od teraz będzie się od Ciebie oczekiwać pełnego poświęceń wsparcia dla danego bożyszcze i jakiekolwiek skoki w bok traktowane są jako zdrada najwyższego stopnia. W czasie, gdy bożyszcze występuje i promuje np. nowy album, absolutnie nie wypada biegać z entuzjazmem na koncert jakiejkolwiek innej grupy (bez entuzjazmu też nie wypada). Choćby z tej samej wytwórni! Co z tego, że kochasz miłością namiętną SHINee i Super Junior. Skoro przyłączyłeś/-aś się do E.L.F.ów, to nie ma że boli, zapominasz o istnieniu uroczego Taemina i boskiego Jonghyuna i poświęcasz się dopingowaniu SuJu. No, chyba, że obecnie SuJu ma przerwę w występach i odbębnił już swój „good-bye stage”, wtedy bez wyrzutów sumienia można się pocieszyć w ramionach innych skośnookich panów.


Jeśli kiedyś przyszłoby Wam znaleźć się w Korei i czekać przed studio nagraniowym do programów muzycznych jak Music Bank czy Inkigayo, musicie wiedzieć, że koniecznie trzeba uprzednio i dokładnie się zastanowić, którą gwiazdę chcecie zobaczyć najbardziej. Przed budynkiem stoją bowiem tabliczki z nazwami poszczególnych grup, wokół których zbierają się fani owych zespołów. Nagłe zmiany frontów, bo np. tuż obok pojawiły się nieoczekiwanie dziewczęta z 2NE1, a Wy czekaliście na 4minute, są zapierającym dech w piersiach faux pas! Jeśli nie chcecie zginąć z ręki zranionych fanów obu grup, lepiej niech nie kuszą Was podobne manewry!


Czasem nie trzeba nawet nic zrobić, by fan innej grupy przetrzepał nam portki. Tak jak z kibolami, sam fakt, że nie jesteś z nami, jest już wystarczający, by dać Ci w zęby. A otwarte wspieranie innego zespołu to już jawne szukanie zaczepki. Pisałam więcej o tym w poście o anty-fanach (tutaj), ale dla przypomnienia, najjaskrawszym przykładem takiej postawy był Dream Concert w Seulu w 2008 roku. Dwunastu fanów trafiło do szpitala po tym, jak zawzięcie tłumaczyli sobie, kto największą gwiazdą koreańskiego show-biznesu jest! Gromy nisko latały głównie na linii fanów Super Junior (znowu! Niezbyt ładną sobie wystawiacie wizytówkę, E.L.F.iki) i Girls’ Generation (SNSD). Sone (miłośnicy SNSD) podarli banner trzymany przez fanów SuJu i co nie co ich porozpychali po kątach, na co w odpowiedzi E.L.F.y ostentacyjnie wyłączyły nieodzowne na k-popowych koncertach świecące pałeczki i wygwizdały dziewczyny z SNSD, występujące na scenie.

[ciemność, ciemność widzę!]

Pocieszające jest, że incydenty jak ten z 2008 roku, albo w ogóle fizyczne napaści anty-fanów na idoli stają się zjawiskiem naprawdę marginalnym. Pewnie po doświadczeniach pierwszej generacji idoli, jak V.O.X czy H.O.T., ochrona współczesnych celebrytów jest dużo bardziej ścisła i byle kto nie może już podbiec do swojego bożyszcze i zdzielić go w twarz. Choć i to ma czasem miejsce… (więcej tutaj).

Żeby nie było, że znów smęcę, na koniec chciałam dodać, że opisane przeze mnie fakty, to w większości tylko margines. Fani to w przeważającej części wspaniali ludzie, którzy lubią bezinteresownie okazywać swoje uznanie i miłość wobec podziwianej osoby. Czasem wyślą drugie śniadanko swojemu idolowi (więcej tutaj), czasem kilka ton ryżu (a co się będą rozdrabniać!)… Jednym z uroczych przykładów takiego wsparcia jest stary już, bo stary, ale piękny gest zagranicznych fanów Lee Jun Ki, którzy w przeddzień premiery jego dramy „Hero”, przesłali mu 30 tysięcy żurawi origami. W kulturze Azji żurawie mają szczególne znaczenie. Wykonanie i podarowanie stu takich ptaków ma moc spełniania życzeń, a także może być swoistym wyznaniem uczuć. Im więcej setek papierowych żurawi, tym większe prawdopodobieństwo spełnienia życzenia, a szczerość uczucia silniejsza. Nie ma więc co się dziwić, że Jun Ki był tak rozanielony prezentem.

[uradowany Jun Ki]

No i nie oszukujmy się, gdybym i ja nie była zadeklarowaną fanką k-popu i skośnookich panów, czy mordowałabym się tyle czasu z wyszukiwaniem informacji i wpisywaniem postów po głuchej nocy? Może i moje dokonania nie są jakoś szczególnie doniosłe, ale mam przynajmniej tę osobistą satysfakcję, że przyczyniłam się choć w minimalnym stopniu do tego, by koreańska pop-kultura stała się u nas bardziej znana. A nóż jakiś koreański potentat show-biznesowy dostrzeże te moje heroiczne wysiłki i odpali bilet na koncert Big Bang? Nie tracę nadziei! :D

Więcej na temat:
Społeczne fenomeny

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

* aigoo w wolnym tłumaczeniu z koreańskiego „ojoj…”

17 komentarzy:

  1. bycie oficjalnym fanem wydaje się być bardzo czasochłonne, kosztowne i emocjonalnie powalające, zwłaszcza kiedy jest się tak niestałym w uczuciach jak ja i co jakiś czas zmienia się obiekt westchnień... chyba nie zdecydowałabym się, żeby się zapisać do takiego fanclubu zwłaszcza, że tyle ciekawych rzeczy co i rusz się dzieje i jak dla mnie osobiście nie jest możliwe skupienie się tylko na jednym wykonawcy/grupie kiedy w tym samym czasie pojawia się kilka fajnych piosenek
    chyba nie jestem aż tak chciwa jeśli chodzi o bonusy związane z członkostwem

    OdpowiedzUsuń
  2. zgadzam się z przedmówczynią - taka zabawa to nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak inni ale ja od Ciebie na prawdę wiele się dowiedziałam o k-popie. Czekam na następne posty! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. YG, słyszycie?! :D
      a tak na poważnie, to bardzo się cieszę, że cała ta pisanina nie służy tylko mojej własnej grafomańskiej przyjemności ^^
      dzięki :*

      Usuń
  4. Skrajność to chyba inna nazwa Korei Południowej. Jak inaczej nazwac państwo, w którym takie zatrzęsienie świetnych artystów?Artystów których chciałoby się być fanem. Jak wybrac jednego?? JEDNEGO!!!! Albo namnożyć sobie tożsamości wtórnych i drugiego sporego majatku ( innego wyjścia nie widzę) albo niestety obejść się smakiem :P

    OdpowiedzUsuń
  5. też się zgadzam. moje serce nie wytrzymałoby takiego rozdarcia... poza tym, mi zawsze było pod górkę z kolektywizmem (zabawne, że mówi to osoba, która się fascynuje Azją, ale może przeciwieństwa się przyciągają?), więc bycie fanem rejestrowanym mnie nie nęci. nie ma to jak wolność i swoboda (i haremik! ^^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem zdecydowanie za haremikiem!!!! Najlepiej męskim :P

      Usuń
  6. Dokładnie haremik , to jest to!!! Wszelkie ograniczenia precz. Chociaż nie miałabym problemu ze wskazaniem do jakiego fanklubu chciałabym należeć, to tak naprawdę nie czuję żadnej potrzeby przyłączenia się tam. Mogę mieć wszelkie infa z opóźnieniem, nie umrę jeśli nie będę pierwsza i jedyna która o tym wie i tak dalej. Obowiązków wszelkich, także tych fanowskich staram się narzucać tyle ile jestem w stanie dźwignąć. A przy haremach jest to niezła gimnastyka :D

    Mnie nieustająco fascynuje to na co zwracasz uwagę w swoich postach, intensywność działania takich organizacji. Tak naprawdę wpływ jaki mają na życie fanów. Bo znaczenie ma już nie tylko co robi idol, ale w jaki sposób ta informacja zostanie przekazana.
    I naprawdę dopóki z bliska nie zaczęłam przyglądać się zjawisku i współodczuwać te emocje, nigdy bym nie pomyślała że to taki ma wpływ na naszą podświadomość. I tak naprawdę nieustająco choć miło nie ukrywam, jesteśmy manipulowani.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja kocham prawie każdy kpopowy zespół (jednych mocniej, innych mniej), dlatego to całe "mój zespół jest lepszy od twojego! Jest jedyny, wspaniały, a każdy kto go zdradzi jest be" mnie nie bawi. Oczywiście, mam swoich ukochanych żółtków, ale z czasem dodaję nowych do "kolekcji" xD Fakt, że nie muszę wysłuchiwać, że należę do innego fandomu i jestem be, to chyba jedyna zaleta mieszkania poza granicami Koreii, a w szczególności w Europie. Bo po co się bić, jak można wspierać każdego po trochu? Trzeba się kochać ! <3 xDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Z jednej strony bardzo fajne jest to, że inni faktycznie angażują się w twórczość i życie danego artysty, jednak... bez przesady... Trzeba być kimś w rodzaju fanatyka, a nie fana, w moim mniemaniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie blog! To już jest fan-mania jeśli chodzi o Koreę. Jakby mogli to by człowiekowi do mieszkania weszli xd. Wydaje mi się, że bycie fanem to jest większa wytrwałość niż bycie samą gwiazdą. A z resztą artyślci bez fanów nie zaistnieją ;)

    Zasubskrybowałam twojego bloga bo fajnie piszesz. Mogę prosić o rewanż? (^_^)
    http://moekyuna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Należenie do fanklubu wydaje się zajmować dużo czasu... gdzieś wcześniej czytałam że w Korei są bardzo oddani fani ale nie wiedziałam że są aż tak "zwariowani". Kiedy oglądałam "You're Beautiful" myślałam, że te sceny z fankami są trochę przerysowane ale jak widać się myliłam....


    Z drugiej strony to musi być wspaniałe uczucie mieć tak oddanych fanów...

    Spodobały mi się twoje posty... subskrybuję i będę wpadał tu częściej... ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Ejj to szowinizm normalnie. No i wredne to strasznie. Ja tam funclubów nie zakładam - zapisałam się na last.fm ale do takiego oficjalnego jakoś nie myślałam nad tym. Bo w sumie co mi po funclubie? Jak kogoś znam kto lubi k-op to gadamy. Ehh jak dla mnie można kilka grup lubić. Ja wolę natomiast tylko i wyłącznie ich muzykę. Nigdy jakoś mnie zespoły nie interesowały co za ludziki tam śpiewają. W więcej niż ponad połowie nie znam członków, nie wiem kto co lubi. Mnie to po prosu może interesuje ale nie mam czasu na szukanie info. Straciłam dość dużo na uwielbienie w gimnazjum. Mój wp-kowy blog jest dosłownie usiany wiadomościami ściśle tajnymi o danej osobowości. Ale zdarzają się mi pomyłki - muszę Shinee poprawić bo lidera pomyliłam ^.T a to zdarza się nawet wielkim fanom. Ale też bym nie zdała bo aż takich możliwości nie mam. Non stop odkręcanie części do kompa i instalowanie tygodniami, rodzeństwo też chce skorzystać i to dużo zajmuje napisanie tłumaczenia i poprawianie błędów.
    A fani nawet potrafią być też wzruszający :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakiej muzyki metalowej słuchasz? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie taki rockow-(nu)-metalowy mainstrem ;p
      mam swoje ukochane stare płytki i młócę raz na jakiś czas. Np. pierwsze płyty HIMa <3, Linkin Park, Limp Bizkit, Metallica rzecz jasna, z polskich to Hunter i Coma. Nine Inch Nails to też jeden z moich ukochanych zespołów, ale to się chyba pod etykietkę "metal" nie łapie :/

      Ty też lubisz? ^^
      Co nas przywiało do tego k-popu, nie? :P

      Usuń
    2. Ooo, ja dużo mocniej! Ale miło jest znaleźć w sieci kogoś kto lubi podobne brzmienia. Ja Therion, Opeth, Nile, Pantera, na koncercie Metallici byłam w Chorzowie w 2008. Ale nie samym metalem człek żyje - słucham też oper ^^

      A z k-pop to było tak: w sylwestra koleżanka odpaliła 2ne1 Can't nobody i zaniemówiłam na tyle, że nast.dnia przesłuchałam wszystkie ich hity i kilka zassałam na telefon. Zajedwabiste są te babki! Poszukując info o nich nadziałam się na Ciebie i czytam intensywnie. Ogólnie jestem już za stara na boys i girls bandy, ale jest to ciekawe zjawisko muzyczne. Inspirują mnie czasem kolorowe stroje albo makijaże, niektóre piosenki są naprawdę spoko, np Day by day, chyba SNSD śpiewa. Najbardziej wiesz co lubię w tej muzyce? To, że nie rozumiem o czym śpiewają:) teksty są płytkie jak małe bajorko, ale muza robi nastrój.

      Pozdrawiam serdecznie w nowym r. ^^

      Usuń
  13. mam pytanie: z tego co tu zrozumiałam to aby pójść na fanmeeting trza należeć do oficjalnego clubu, tak? O.o czy ja coś skiepściłam?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...