Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lee Joon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lee Joon. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 listopada 2014

Garść ploteczek z Korei

Jakiś czas temu był przegląd tego, co w trawie piszczy w Japonii (tutaj), czas więc rzucić okiem na to, co w ostatnim czasie wyskoczyło z buszu w Korei. A działo się, działo! Tyle się działo, że czasem trudno nadążyć… Wykrusza się Chiński narybek EXO (nieco więcej tutaj i będzie też o tym za chwilę), Jessica rozstała się z Girls’ Generation (więcej tutaj), zespoły się rozpadają, idole randkują, ojcowie odnajdują po latach i pozywają uzurpatorów, zupełnie jak w dramach… Nudno nie jest!


B.A.P. idą na ulop

Zasłużony! Chłopaki pracowali bez przerwy od momenty swojego debiutu, czyli od stycznia 2012 roku, a wiadomo, że i przed debiutem się nie obijali. Przez niecałe 3 lata w Korei wydali 14 singli, 3 mini albumy i jeden long play, w Japonii kolejne 4 single, sumując 18 klipów, nie mówiąc już o ciągłych nagraniach w stacjach telewizyjnych, talk- i variety shows, koncertach i dodatkowych wydarzeniach promocyjnych. Ufff… Grafik wydaje się być dość napięty. Ciekawe kiedy mieli czas iść siku, o spaniu nie wspominając.

TS Entertainment, agencja chłopaków, wydała oficjalne ogłoszenie, w którym stwierdza, że tymczasowe wycofanie się B.A.P w cień spowodowane jest troską firmy o zdrowie swoich podopiecznych. Znając wyrozumiałość koreańskich agencji gwiazd, tłumacząc stwierdzenie na ludzki język, oznacza to mniej więcej tyle, że chłopcy znaleźli się na skraju fizycznego i psychicznego wycieńczenia i nie ma już żadnej możliwości wydusić z nich więcej. Anulowano więc ich trasę koncertową w Ameryce Południowej i wysłano na krótkie (jak się zarzeka TS) wakacje.

Wypoczywajcie chłopaki!

Sulli jako pomiot Szatana

[Sulli]

Trudno mi orzec, dlaczego tylu ludzi w Korei nie lubi Sulli z f(x), ale trzeba przyznać, że jej anty-fani są bardzo kreatywni. Nie tylko zdołali wygonić dziewczynę na urlop od show-biznesu (więcej tutaj), ale również przekuć ten fakt na kolejny powód do obrzucania jej błotem.

Tym razem Sulli winna jest tego, że jej koleżanka z zespołu – Krystal – zasłabła 18-tego października podczas koncertu w Szanghaju. Czyżby Sulli posiadała sukkubie zdolności wysysania życiowej energii podczas snu swoich niewinnych ofiar? A może para się innym woo-doo? Otóż nie! Po prostu wstrętnie się obija na urlopie, zmuszając w ten sposób swoje koleżanki do zdwojonej pracy! Oj, paskudna… Co gorsza, Sulli na swoim urlopie nie przywdziała (jak nakazywałaby przyzwoitość) włosiennicy i nie umartwia się 24h na dobę, tylko bezwstydnie umawia się na spotkania z przyjaciółmi, chodzi na basen i czasem do klubu potańczyć! Zgroza i rozpasanie!

[Krystal]

Anty-fanom umyka jakoś fakt, że to oni sami, swoim ciągłym pluciem jadem, zmusili dziewczynę do wycofania się ze sceny, a tym, kto bezwzględnie wykorzystuje swoich podopiecznych i wyciska z nich ostatnie poty jest nikt inny a SM Entertainment. Pomimo napiętego grafiku Krystal (dziewczyna występuje obecnie w dramie My lovable Girl) agencja wysłała ją do Chin, by tam pląsała przed szanghaijską publicznością. Obecni na widowni fani zauważyli, że dziewczyna zemdlała, gdy zespół schodził ze sceny. Agencja zapewniła, że jej zdrowiu nic nie zagraża i zapewniono jej solidny odpoczynek. Ciekawe tylko kiedy (chyba w samolocie do Seulu), bo następnego dnia bez żadnych ceregieli wysłali ją na plan dramy.

I kto jest tutaj pomiotem Szatana?

Chińska rewolta w EXO


Po donośnym trzaśnięciu drzwiami przez Krisa (więcej tutaj), Luhan postanowił wziąć przykład ze swojego ziomka i również opuścił pokład EXO. Pozew, jaki wpłynął na biurko SM Entertainment, jest dokładnie taki sam, jaki odstali już od Krisa, nawet biuro prawnicze jest to samo, różne są tylko nazwiska skarżących się. SM oczywiście uderzyło w ten sam ton, że Luhan jest „zdrajcą”, który zyskał popularność dzięki EXO a teraz chce porzucić swoją matkę-agencję i rozpocząć pracę na własny rachunek. Nawet jeśli wersja SM jest prawdziwa, to nie rozumiem skąd całe to zdziwienie. Toż przecież metoda wyciskania ze swoich podopiecznych wszystkiego co możliwe, by maksymalizować własny zysk wpisana jest w statut SM. Kris i Luhan są po prostu spostrzegawczy i szybko się uczą. Nie jest jednak miło być przedmiotem własnych praktyk, co?

Tym razem reakcja chłopców z EXO była dużo bardziej stonowana. Ciężko powiedzieć, czy ich zrozumienie dla kolegów wzrosło, czy po prostu nauczyli się na własnych błędach (czego o matce-agencji powiedzieć nie można), że nie warto publicznie obrzucać się błotem. Tak czy owak, wszyscy pożyczyli sobie dobrze na przyszłość i rozstali się w pokoju.

G-Dragon jednak nie jest gejem!


Hm, wygląda na to, że wysnuta przez nas (Anulaczkę i Martan) dawno temu teoria, że GD jest gejem, legła w gruzach. Chyba, że ta urocza Japoneczka to tylko przykrywka, wszystko możliwe! Tak czy inaczej, GD umawia się z mieszkanką Kraju Kwitnącej Wiśni – Kiko Mizuhara. YG nie wydało jeszcze oficjalnego potwierdzenia, sami zainteresowani też milczą jak zaklęci, ale raczej mało jest już tu do dodania.



Ciocia Walerianka błogosławi i życzy wielu uroczych, skośnookich dzieci!

MBLAQ się rozpada!

No dobra, nie rozpada się. Jeszcze. Chyba.
Tyle jest niewiadomych i mocno frapujących momentów w całej tej historii, że szczerze śmiem wątpić, by coś się jeszcze urodziło z tej piątki.

[Joon i Thunder]

Nie stawiam jednak jeszcze krzyżyka. Wszystko zaczęło się od tego, że podpisane przez chłopców kontrakty na początku ich kariery właśnie wygasły i J.Tune Camp negocjuje z nimi nowe warunki umów. Lee Joon i Thunder odmówili odnowienia kontraktu z agencją, co stawia pod znakiem zapytania przyszłość MBLAQ. Joon chce się podobno skoncentrować na swojej karierze aktorskiej, a Thunder? Hm, kto wie. Widać ma jakiś pomysł na życie.

Nie trudno się dziwić, że w oficjalnym fanklubie MBLAQ wybuchła panika. J.Tune Camp wydało w związku z tym oficjalne oświadczenie, w którym uspokaja, iż wciąż trwają rozmowy z dwoma panami nad kształtem dalszej współpracy i nawet jeśli chłopcy oddadzą się pod inne skrzydła, agencja jest gotowa koordynować działania zespołu jako piątki.

Coś jednak musi być na rzeczy. Sporo zainteresowania i emocji wzbudziła zapowiedź planowanego przez MBLAQ koncertu na 29-30 listopada. Nie tyle sam koncert jest interesujący, co promocyjny plakat zamieszczony na oficjalnym Instagramie przez dyrektora twórczego koncertu (nie mam pojęcia, czy aby tak się nazywa ta fucha, ale coś mniej więcej), Randyego Noh. Umieszczony pod zdjęciem podpis głosi:


Wydaje się, jakby to było wczoraj, kiedy zobaczyłem MBLAQ drżących przed ich debiutanckim występem 5 lat temu, a teraz szykują się do pójścia do wojska. Zastanawiam się, czy będą w stanie porządnie przygotować się do koncertu […].

Agencja milczy na temat możliwych wcieleń. Mir uspokajał na oficjalnej stronie fanklubu zespołu, że nie ma powodów do zmartwień, ale osobiście wydaje mi się, że wzmianka o wojsku w tak napiętym okresie nie jest zbiegiem okoliczności. Czas pokaże, jaka będzie przyszłość MBLAQ… Szykowałabym się jednak na najgorsze.

Z dramy do życia: Cha Seung Won


Historia Cha Seung Wona bez problemu mogłaby stanowić trzon jakiejś koreańskiej dramy. W 1992 roku ożenił z kobietą, w której zakochał się bez pamięci i która miała już dziecko z poprzedniego małżeństwa – trzyletniego wówczas Cha No Ah. Para zadecydowała, że skoro biologiczny ojciec nie za bardzo interesuje się swoim potomkiem, najlepiej będzie, jeśli nie będą wspominać synowi o jego prawdziwym tatusiu. Seung Won stał się więc z dnia na dzień ojcem.

Cha No Ah niestety nie wyrósł na wcieleniem cnót wszelakich i wielokrotnie był zatrzymywany przez policję za palenie marihuany, raz nawet został oskarżony o molestowanie seksualne nieletniej. Sprawa została umorzona z powodu braku dowodów a strony konfliktu „wyjaśniły sobie nieporozumienie” i wszystko dobrze się skończyło. Przez cały ten czas Seung Won niezmiennie stał u boku swego syna, przepraszając za to, że nie potrafił wychować swojego dziecka na porządnego obywatela i prosząc o wybaczenie w jego imieniu.

[Cha No Ah]

Gdy prasa ogłosiła, że 5-tego października aktor został pozwany przez pana (nazwijmy go) A za podszywanie się za ojca jego syna, mało kto mógł uwierzyć w podobne rewelacje. Pan A doznawał „mentalnych cierpień” z powodu kłamstw rozsiewanych w mediach przez Seung Wona, udając, że Cha No Ah jest jego synem. Jako zadośćuczynienie mężczyzna zażądał 100 milionów wonów (grubo ponad 300 tys. zł), bo i o co przecież mogło chodzić, skoro gościu wyskoczył jak Filip z konopi po 22 latach nie interesowania się losami swojego dziecka.

Cha Seung Won znów przeprosił swoich fanów za nie wyjawienie całej prawdy o swojej rodzinie ale wyraził również nadzieję, że ludzie rozumieją jego decyzję, jako że pragnął jedynie chronić swojego syna, No Ah. Przyznaję, że aktor zaimponował mi swoją dojrzałą reakcją i podejściem do całej sprawy. Nie ma tutaj skomlenia o przebaczenie i łzawych historyjek o ciężkim życiu. Seung Won przyznał, jak wygląda prawda i nie żałuje swoich decyzji, bo dobro jego rodziny stoi dla niego zdecydowanie wyżej w hierarchii ważności, niż służalcze wyflaczanie się przed swoimi fanami.


Pan A ostatecznie wycofał się ze swoich żądań (przeraził się pewnie hejtu, jaki się mu na głowę posypał po podobnym wyskoku) i pojednawczo stwierdził, że nie chciał nikomu wyrządzić krzywdy (a to dobre!). W całej tej historii najgorsze jest to, że dorosły już syn aktora w taki właśnie sposób dowiedział się, że ma innego tatusia. Może dzięki temu nieco bardziej doceni starania Seung Wona, który stworzył mu dom.

To by było na tyle ploteczek i skandali. Rok 2014 obfituje w różniste wydarzenia w k-popie, więc zapewne niebawem znów będę mieć o czym pisać. Mam nadzieję, że jednak będą to bardziej wesołe doniesienia, bo biedni k-popowi fani nie mogą spokojnie spać po nocach, drżąc o los swoich ulubieńców!

Źródła:
rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

poniedziałek, 9 lipca 2012

To nie tak, jak myślisz!

Jeśli usłyszysz takie słowa z ust swojego koreańskiego lubego, którego właśnie przyłapałaś na beztroskim obściskiwaniu swojego kumpla, może znaczyć to tylko jedno: na 99% to rzeczywiście nie tak, jak myślisz. A właściwie marna szansa, byś usłyszała takie słowa z jego ust, bo nawet mu przez myśl nie przemknie, że mogłabyś nieopatrznie odczytać jego męską przyjaźń.

 [U-KISS]

Oblicze męskiej przyjaźni w Azji jest zdecydowanie inne, niż to, do jakiego przywykliśmy na naszym kontynencie. Zarówno na wschodzie jak i u nas kobiety mogą się bezkarnie przytulać, chodzić trzymając się za ręce, słać sobie buziaczki i nikt ich nie oskarży o odmienne preferencje seksualne. Panowie zaś… Jeśli nie chcą wysłuchiwać pod swoim adresem różnorodnych insynuacji, lepiej ażeby poprzestali na dziarskim poklepywaniu się po pleckach. Byle niezbyt intensywnym…

Trochę to przykre, bo nie sądzę, by panowie byli ulepieni z innej gliny. Zapewne mają taką samą potrzebę bliskości i dotyku jak kobiety. Ale jak mężczyzna przekroczy wiek lat nastu, to jakby przestał mu się należeć nieseksualny dotyk. Ojciec go za często nie przytuli, bo to niemęskie… Kumpel? Olaboga?! Toż nie są gejami, żeby mieli się obściskiwać! Jak za często tuli się do matki, to usłyszy, że jest maminsynkiem, albo jeszcze lepiej – ma pewnie kompleks Edypa. A jak zacznie się przymilać do koleżanki, to albo dostanie w mordę, albo dziewczyna zacznie oczekiwać czegoś więcej… Nie macie lekkiego życia, panowie!

Dlatego właśnie pierwszy kontakt Europejczyka/Amerykanina z kulturą wschodu, może być nieco… mylący. Na ulicach, zwłaszcza wieczorową porą, można zobaczyć podstarzałych urzędników, którzy lekko rozchwianym krokiem i z rozchełstanymi koszulami, idą dziarsko przed siebie, trzymając się za ręce. W saunach/łaźniach roznegliżowani młodzieńcy z zaciętą miną czyszczą sobie wzajemnie plecki. W telewizji pięknolicy idole obściskują się na scenie, albo grają w nieprzystojne gry, podając sobie kartkę papieru… ustami. Czyżby w Azji nie ostał się już ani jeden heteroseksualny facet?! To jak oni się rozmnażają?!

[SHINee i ich kissing game]

No więc, to nie do końca tak… W Azji niestosowne jest okazywanie sobie publicznie uczuć pomiędzy kobietą i mężczyzną, ponieważ ma to seksualny wydźwięk. Przedstawiciele tej samej płci mogą zaś nieskrępowanie rzucać się sobie w ramiona i chodzić ulicami trzymając się za ręce, gdyż wg nich nie ma to innego podtekstu, jak tylko szczera, aseksualna przyjaźń. W tym aspekcie azjatyckie kultury są dużo bardziej demokratyczne, niż nasza zachodnia cywilizacja. Przytulanie, gładzenie się po buziach i inne formy cielesnego kontaktu między mężczyznami, które możemy nie raz zobaczyć na naszych ekranach, oglądając telewizyjne programy czy koncerty koreańskich gwiazd, nie są zatem niczym zdrożnym i bynajmniej nie świadczą o odmiennych upodobaniach danego celebryty.

 [zięciowo-teściwowo-szwagrowa integracja w saunie.
Nikt nie obiecywał że to będzie łatwa przyjaźń.
Lee Min Ho w dramie "Boys Before Flowers"]

Nie jest też tak, że homoseksualizm w Azji nie istnieje. Występuje zapewne w takim samym natężeniu jak wszędzie indziej, tyle, że tolerancja wobec osób odmiennej orientacji seksualnej jest zdecydowanie inna. Wiele koreańskich babć i dziadków jest święcie przekonanych, że homoseksualizm to choroba, przyniesiona przez białych przybyszy z zachodu (więcej tutaj), a otwarte przyznanie się do bycia gejem lub lesbijką może równać się wyrzuceniem z pracy (czego doświadczył np. Hong Seok-cheon) i znalezieniem się poza marginesem społecznym. Bez wątpienia problem tolerancji wobec homoseksualizmu to jedno z wielkich zdań, przed jakimi stoi koreańskie społeczeństwo. Widać już pierwsze jaskółki zmian, ale wciąż daleko jest do poziomu, w którym geje i lesbijki mogliby bez lęku wyjść z cienia. Mieszkając w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju, łatwo zauważyć, jak skomplikowany i długofalowy jest to proces.

Najbardziej zaskakująca jest w tym wszystkim schizofrenia, jaką możemy obserwować w koreańskiej i japońskiej pop-kulturze. Niby z jednej strony wszyscy artyści to 100% miłośnicy kobiet, ale niemal każdy występ losowego boys bandu ocieka homoseksualnymi podtekstami. Wiele gejów prowadzi przykładne życie męża i ojca, tylko po to, by sąsiedzi nie dowiedzieli się prawdy, a w tym samym czasie panie zaczytują się w mangach yaoi i z wypiekami na policzkach pędzą do kin na filmy typu „Antique Bakery” (tak na marginesie, nie dziwota, bo super film!).

[sama śmietanka koreańskich ciach i yaoistyczne wizje - to misiał być HIT!
"Anitque Bakery"]

Opisywane niedawno przeze mnie przebieranki celebrytów w damskie stroje (tutaj), ponętne rozrywanie koszulek na koncertach (tutaj), seksowne zdjęcia (tutaj) oraz dwuznaczne zachowania panów na scenie, to właśnie osławiony azjatycki fanservice. Pod tym pojęciem kryją się wszystkie zachowania, które czynione są przez idoli wyłącznie ku uciesze fanów. Celebryci (albo ich agencje) doszli do słusznego wniosku, że są tym, kim są, tylko dzięki swoim fanom, więc w ramach podzięki za wsparcie i okazywaną miłość, robią dokładnie to, o czym marzą tłumy. A skoro fanki kochają yaoi, to dlaczego nie mieliby im zaserwować odrobiny live action?

[jak już, to już! Chłopaki z Super Junior się nie rozdrabniają!]

Często zainteresowani nie muszą nawet wiele robić, by stać się obiektem masowej fantazji. Czasem wystarczy przeciągłe spojrzenie, czasem niewinny uścisk, czasem jakiś opiekuńczy gest. Są też specjaliści od homoerotycznego fanservicu, którzy nie pozostawiają wiele miejsca na domysły. Z najbardziej znanych i lubianych par koreańskiego show-biznesu można wymienić: Eunhyuka i Donghae z Super Junior (chociaż tam, to tak na dobrą sprawę każdy z każdym. Sodomia normalnie…), Joon i Mir z MBLAQ i chyba najbardziej znany, aczkolwiek już niestety nieaktualny bromans* Yunho i JaeJoonga ze starego DBSK. Swojego czasu para była tak popularna, że nawet sami chłopcy nagrali parodię własnego „związku” w jednoodcinkowej dramie „Dangerous Love” (dla zainteresowanych, machnęłam kiedyś polskie napisy do tegoż dzieła, które można ściągnąć stąd (uprzedzam ino, że mój styl tłumaczenia jest dość... swobodny ;), a samą dramę można zdobyć tutaj. Tak na marginesie, ta strona to istny ocean szczęśliwości dla wszystkich fanów DBSK :).

[gorące sceny z "Dangerous Love"]

Ech, łezka w oku się kręci, gdy patrzy się na te wszystkie urocze zdjęcia i filmiki YunJae (pary miewają swoje unikatowe nazwy, powstałe z połączenia imion głównych bohaterów. Ten pan, który występuje w nazwie jako pierwszy, jest tym na górze… Jeśli wiecie co mam na myśli ;) i uświadamia sobie, że to już przeszłość. Nigdy nie byłam miłośniczką paringu (czyli zestawiania idol w bardziej lub mniej prawdopodobne męsko-męskie pary), ale ta dwójka wyraźnie się lubiła (bez podtekstów) i miło było popatrzeć na to, jak o siebie dbali i jak się wspierali. Ech… No cóż, pozostaje tylko mieć nadzieję na szczęśliwe zakończenie rodem z koreańskich dram i wzruszające połączenie kochanków któregoś dnia ;)

[JaeJong i Yunho]

Nieodzowną częścią paringu jest radosna i rozkoszna twórczość fanów. Fanki bynajmniej nie ograniczają się do snucia ekscytujących fantazji z udziałem swojej ulubionej pary, ale przelewają swoje pomysły na papier. Ileż jest fanficów (fanowskie opowiadania o idolach), fanartów (dzieł sztuki plastycznej), fanowskich filmów na YouTube, i innych przejawów kreatywnych porywów, tego nawet sam wujek Google nie zliczy!

Cóż takiego pociągającego jest w widoku/wizji dwóch przystojnych chłopców, zatopionych we własnych objęciach? Dokładniej zajmowałam się tym tematem przy okazji artykułu o yaoi, do lektury którego serdecznie zapraszam (tutaj), ale w dużym skrócie sprawa wygląda następująco:
  1. skoro hipotetyczna ja-fanka, nie mogę mieć na wyłączność mojego bożyszcze i szlag by mnie trafił, gdybym zobaczyła go w objęciach innej (o randkowaniu gwiazd tutaj), a jednak by uczynić moje fantazje bardziej realnymi, przydałoby mi się zobaczyć rzeczonego bożyszcze w romantycznej sytuacji – niech to już będzie facet. Serce mniej boli,
  2. dwóch przystojnych panów jest lepszych niż jeden,
  3. zawsze mogę sobie wyobrazić, że ten drugi przystojny pan to moje męskie alter ego, więc mogłabym pozabawiać się z moim bożyszcze, bez uczucia wstydu i lęku, że nie wypada, bo jestem kobietą i inne bla bla…
  
[DBSK]

Jak długo całe te bromanse i inne paringi pozostają w strefie fantazji i udawania, fanki są wniebowzięte. Jeśli jednak pojawia się choćby nikły cień podejrzeń, że czyjaś męska przyjaźń jest czymś więcej niż tylko niewinną przyjaźnią, sprawa nabiera zupełnie innego wymiaru.

Raz po raz pojawiają się plotki o rzekomych homoseksualnych romansach celebrytów i wtedy sami zainteresowani, jak i ich agencje, robią wszystko, by sprostować i wyciszyć podobne rewelacje. Tak jak Hong Seok-cheon nieomal wyleciał z hukiem ze swojej stacji za przyznanie się do bycia gejem, podobny los może spotkać nieheteroseksualnych idoli. Największy koreański portal Naver, który pełni tam rolę naszego poczciwca Google, jest niemal natychmiast przeczesywany przez show-biznesowe giganty i wszelkie nieodpowiednie newsy zostają usunięte. Sami celebryci występując w telewizyjnych programach albo wprost odżegnują się od takich romansów, albo w inny sposób udowadniają swoją 100% męskość (jakby gej nie był facetem…). Doskonałym przykładem jest tutaj Soohyun z U-KISS i jego wyrywne stwierdzenie, że lubi oglądać porno (więcej tutaj).

[Soohyun, niby taki niewinny ;)]

Tyle moich wywodów na dziś. A jak Wy zapatrujcie się na sprawę paringów i fanservicu z podtekstem? Mi właściwie nie przeszkadza, pod warunkiem, że nie jest zbyt nachalny i dosłowny. Mistrzowie bromansów: Super Junior, czasem pokazują jak dla mnie zbyt wiele, ale i tak koreańskie męskie romansiki to jest przedszkole w porównaniu z tym, co się wyrabia na koncertach japońskich zespołów rockowych! Że tam jeszcze prokuratura nie wpadła za deprawowanie młodzieży… Pfiu!

Zainteresowanych tematem odsyłam do świetnego artykułu na blogu SkośnoocyFlower Boys.

Więcej na temat:
Społeczne fenomeny


* bromans (z ang. bromance) to połączenie słów bro(ther) i romance. Pojęcie zostało stworzone przez Brody’ego Jennera i pojawiło się w tytule jego show w MTV „showBromance”. Słowo oznacza intensywną i skomplikowaną przyjaźń heteroseksualnych mężczyzn. Nie da się jednak nie zauważyć prowokacyjnej natury neologizmu, bo skoro użyto słowa „romans”, dwuznaczny fuzelek takiego związku pozostaje…

poniedziałek, 26 marca 2012

Weź to na klatę!

Czyli o świeceniu torsem w koreańskich mediach.

[jedna z piękniejszych sesji, jakie moje oczęta kiedykolwiek widziały.
BDSK w starym składzie]

Rzućcie okiem na tę starą reklamę Mercedesa Benz z 2006 roku.


Czy użycie kobiecych piersi jako analogii do bezpieczeństwa, jakie daje zamontowanie ośmiu poduszek powietrznych w samochodzie, nie jest niesmaczne? Nie wiem jak Wy, ale ja mam już dość seksistowskich reklam i uprzedmiotowienia kobiet, tudzież najróżniejszych części ich ciała. A teraz inna reklama, też poduszki powietrzne, też samochód (tym razem Hyundai) ino model inny…

[a tutaj cała reklama, jeśli ktoś jest zainteresowany]

Wstyd się przyznać, ale jakoś tutaj podobna analogia wcale mi nie przeszkadzała. Co więcej, pomyślałam sobie, że fajnie by było, gdyby podobnych reklam było więcej. A jest! Choćby te trzy poniżej:

[Lee Byung Hun]

[a tutaj panie zastnawiają się, czy "czekoladowy kaloryferek" chłopców z 2PM jest prawdziwy...]

[ciekawa reklama z J.Y.Parkiem, niestety nie udało mi się jej znaleźć na YouTube.com, więc zapraszam tutaj]

Czy w związku z tym jestem seksistką i hołduję podwójnym standardom? Gdy kobieta błyska swoim ciałem, by zachęcić do kupna jakiegoś produktu, to źle, a gdy to samo robi mężczyzna, to nie widzę przeciwwskazań? Chcę wierzyć, że nie, ale lektura artykułów Jamesa Tumbulla każe mi zrewidować moje poglądy. Dzięki, James, za zasianie ziarnka niepokoju pod adresem moich własnych morali!

[Siwon-ssi z Super Junior]

Na swoją (i pewnie nie tylko moją) obronę, pragnę zaznaczyć, że podobne uprzedmiotowienie mężczyzn i ich ciała jest zjawiskiem stosunkowo nowym, podczas gdy kobiety od dawien dawna przedstawiane są w ten sposób. I nie chodzi mi tu wyłącznie o reklamy. Już w antycznych eposach rola kobiet sprowadzała się do bycia obiektem męskiego pożądania. Taka Europa czy piękna Helena, oprócz tego, żeby były urodziwe i bogowie, tudzież możni tamtego świata tracili dla nich głowy, nie miały właściwie nic do powiedzenia. Później nie było wiele lepiej. Kobieta była tylko ładnymi dodatkiem do mężczyzny i jej zadaniem było czekać wiernie i wychowywać dzieci, podczas gdy faceci umierali za ojczyznę, czy dokonywali innych heroicznych czynów. To mężczyzna był tym, który wybierał panią swego serca, a niewiasta mogła jedynie przyjąć zaloty, lub je odrzucić. Kobieca inicjatywa w tej materii do dziś uważana jest za coś nieodpowiedniego i przyznaję, że sama jestem zdania, że latanie za facetem jest poniżej kobiecej godności.

[Jeden z photobooków chłopców z 2PM pełen jest takich (a nawet jeszcze ciekawszych) ujęć... Można sobie pooglądać tutaj: część 1, 2, 3, 4]

Do tego wszystkiego dochodzi przekonanie, że przyzwoitej i kulturalnej kobiecie nie wypada zaprzątać sobie głowy seksem. To mężczyźni mają dziewięć razy na sekundę o tym myśleć, my powinnyśmy być ponad takimi przyziemnymi sprawami. W kulturze zachodu akurat ten mit mocno się już nadwerężył i seriale jak „Przyjaciele” czy „Seks w wielkim mieście” dokonały swego rodzaju społecznej rewolucji, ale na wschodzie sprawa wciąż jest mocno aktualna. Pokazanie męskiego ciała jako obiektu, który ma oddziaływać na damskie zmysły, jest zjawiskiem przełomowym. Bo nie oszukujmy się. Można zasłaniać się, że podziwianie nagiego, męskiego torsu jest jedną z form afirmacji piękna (czym ja się osobiście uwielbiam wykręcać), jednak taka kontemplacja dostarcza doznań zgoła innych, niż studium nad liliami wodnymi Moneta…

["Lilie wodne" kontra... inne kwiatki...]

Wszystko to pokazuje, że nie zdążyliśmy się oswoić z uprzedmiotowianiem mężczyzn, przez co nie zauważamy niepokojących sygnałów, płynących z mediów. A tych, rzeczywiście, z roku na rok jest coraz więcej. Ze względu na tematykę bloga nie będę się zagłębiać w nasze media, skoncentruję się na tych koreańskich.

Nic nie bierze się z powietrza i tendencja do błyskania nagim torsem ma swoje silne powiązania z emancypacją kobiet i powstaniem nowego modelu męskości w osobie kkotminam (o genezie i zjawisku jako takim tutaj i tutaj). Szczególnej eksploatacji podlega tak zwany „kaloryfer”, tudzież „sześciopak”, czyli ładnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. W Korei, kochającej nazywać wszystko po imieniu, przyjęło się określenie „chocolate abs”, czyli w wolnym tłumaczeniu „czekoladowy kaloryferek”. Pierwszymi, którzy postanowili podzielić się ze światem swoją muskulaturą, byli chłopcy z boys bandów początku epoki hallyu, takich jak H.O.T., Y2K, czy Shinhwa (tak na marginesie, ci ostatni się właśnie reaktywowali i wydali nowy album "The Return"!). To oni jako pierwsi zaczęli stosować makijaż, nosić całą masę dodatków i biżuterii, ubierać się w kolorowe stroje, no i przede wszystkim, zrywać koszulki na koncertach. Takie działania pokazały, że męskie ciało jest takim samym obiektem seksualnym, jak ciało kobiety.

[Jay Park i jego "czekoladowy kaloryferek"]

Współczesnym misterem świecenia „czekoladowym kaloryferkiem” jest bez dwóch zdań Rain (zaraz za nim jest Taeyang z Big Bang). Czy jest choć jeden klip, w którym nie pokazałby swojego nagiego torsu? Nie ważne, czy piosenka jest szybka i pełna wigoru (jak „I’m coming”), czy liryczna i smutna (jak „Love Song”), nie ważne, czy jest jakiś sens w błyskaniu gołą klatą, czy też go zupełnie nie ma, Rain w wersji topless musi przewinąć się przez scenę. Nie, żeby mi było źle… Ekhm…

["Love Song"]

Co więcej, Rain szerzy swoją rozbieraną filozofię dalej! Lee Joon z MBLAQ, którego producentem jest właśnie Rain, wyznał na antenie stacji SBS, że jego szef „zawsze sprawdza moje ciało. (…) Powiedział mi też, że zamiast tańczenia na scenie, zdjęcie koszulki daje zdecydowanie większy efekt.” Prawda li to? Coś w tym pewnie musi być, skoro Joon za każdym razem w niedwuznacznie cudowny sposób podnosi swoją koszulkę przy wykonywaniu „Oh, yeah!”, tudzież ją z siebie zdziera przy innych, nadarzających się okazjach. Ciekawe, czy Rain odebrał już naręcza kwiatów od fanek Joona?

[Rain, czy ja Ci już kiedyś wspominałam, jak bardzo Cię lubię?
Lee Joon
z MBLAQ]

Zastanawiające jest, że koreańskie media, które tak dbają o przyzwoitość i kondycję młodych umysłów, nie widzą niczego złego w błyskaniu kaloryferem. Popularne telewizyjne programy muzyczne wprowadziły różne restrykcje odnośnie strojów, w jakim grupy mogą występować na scenie. W Inkagayo, na przykład, damskie zespoły mają zakaz występowania w strojach odsłaniających brzuchy bądź plecy, ale boys bandy nadal mogą zrywać z siebie ciuchy i nikt ani myśli ich przed tym powstrzymywać.

[stare, dobre czasy, czyli DBSK w komplecie]

Zgrzeszyłabym mówiąc, że inwazja umięśnionych, męskich torsów w koreańskich mediach mi przeszkadza. Trzeba jednak przyznać, że tendencja robi się nagminna, a wykorzystanie motywu czasem posunięte jest do absurdu. Widzieliście klip Changmina z 2AM i Lee Hyuna z 8Eight do piosenki „I was able to eat well”? Nie? To zapraszam do obejrzenia, bo dzieło jest tego warte:


Myślę, że ten teledysk dobitnie obrazuje, co się dzieje, gdy producenci przedobrzą z chęcią przypodobania się publice. Nie wiem jak Wam, ale mi te sceny w łazience, a potem na parkingu kojarzą się z gejowskim pornolem, a nie wiem, czy to aby na pewno jest efekt, o jaki twórcom chodziło.

[a tutaj kolejna, lekko przesadzona stylizacja Changminam z 2AM, tym razem reklama kawy. Ciekawe co mu ta kawusia robi, że zastygł w takiej pozie... :>]

Podsumowując, wygląda na to, że współczesnym mężczyznom przyjdzie wreszcie zmierzyć się z presją piękna i perfekcyjnego, odrealnionego wzorca urody, jaki nam, kobietom, narzucili przez media. Tylko co nam z tego przyjdzie, że panowie będą cierpieć razem z nami na dietach i katować się ćwiczeniami na siłowni, a my będziemy wzdychać do ekranowych, podkoloryzowanych w PhotoShopie „czekoladowych kaloryferków”? Bo na to, że dzięki temu zakończy się era nacisków na płeć piękną, nie ma co liczyć. No cóż, najwyżej będziemy wzajemnie wypłakiwać się sobie w rękaw, marudząc na przemian na wiotkie ramiona i cellulit na udach.

[Song Joong Ki, nic się nie martw, słonko! Chętnie użyczę Ci mojego rękawa!]

I na koniec mały bonusik dla grzecznych czytelników ;) - Cukierek dla oka

Więcej na temat:
Społeczne fenomeny

Źródła:

rzecz jasna, nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego, tylko opierałam się na wiarygodnych, anglojęzycznych źródłach. Niestety, w związku z inteligentna inaczej polityką Google, nie mogę zamieścić linków, skąd dokładnie pochodzą przedstawione w artykule informacje. Zainteresowanych zgłębianiem wiedzy proszę o kontakt mailowy! waleriankaa@gmail.com

środa, 11 stycznia 2012

Jak robić sobie zdjęcia. Joon przedstawia

Każdy chce na zdjęciu wyglądać jak najlepiej. Człowiek stoi, pręży się, suszy uzębienie i nic… Fotka, jak fotka. Szału nie ma. Jak to jest, że Azjaci zawsze wyglądają tak fajnie na zdjęciach? Czy wystarczy tylko pokazać charakterystyczny znak zwycięstwa i już?

[tak przy okazji, jestem niemal na 100% pewna,
że Japonka w kimonie po lewej jest Japończykiem]

O nie, moi drodzy! Znak „V” to tylko początek! Ale bez stresu, Joon z MBLAQ nauczy nas, jak to się robi!

Według strony asianposes.com typowych azjatyckich póz jest aż 28. Nie szalejmy jednak na pierwszej lekcji, Joon-sensei wybrał dla nas najbardziej typowe z typowych, że tak powiem „bazę” dla początkujących. A więc do dzieła! Aparaty w dłoń i pstryk!

1. Znak „V”

Klasyk i absolutne minimum. Jeśli tego nie opanuje się dobrze, nie ma sensu iść dalej.
Wyciągamy dwa palce, rozkładając je w charakterystyczny kształt „V”, przysuwamy dłoń jak najbliżej twarzy (najlepiej dotknąć grzbietem palca wskazującego policzka) i uśmiechamy się słodko.
A teraz przypatrzmy się, jak to robi mistrz:


A tutaj kilka impresji na temat znaku „V”

[Jang Geun Sook: studium wariacji na temat znaku "V"
(a to pierwsze to była chyba rozgrzewka palcy ;)]

[Jonghyun z SHINeeprzesyła pozdrowienia]

[Yoona z SNSD też]

[Jak i chłopaki z JYJ]

[a G-Dragon nawet ze sceny]

2. Chomiczki

Żadna szanująca się Azjatka nie może przejść przez życie, nie robiąc sobie zdjęcia z nadmuchanymi policzkami (Boże, jak to brzmi!). Z resztą i nie jeden Azjata nie poczuje w życiu pełni bez takiego zdjęcia w albumie. Jak to zrobić? Po prostu zamknąć usta i wpuścić nieco powietrza z płuc do jamy ustnej. Nie uśmiechać się, bo powietrze uleci i będzie się wyglądać jak ćwierćinteligent!
Same chomiki to zbyt mało! Jest to doskonała baza do kombinowania z innymi wystudiowanymi pozami. Joon-sensei na poniższej prezentacji przedstawia nam chomiczki w połączeniu z pozą „nyan-nyan*” (aczkolwiek tylko połowiczną, by nie rozpraszać zbytnio adeptów szkoły azjatyckiego modelingu).

Wyrównaj do środka
A tutaj inne propozycje chomiczków oraz prezentacja klasycznej pozy „nyan-nyan”

[klasyczny chomiczek]

[sławny chomiczek - JaeJoong z JYJ]

[klasyczne "nyan-nyan"]

["nyan-nyan" połowiczny połączony z chomiczkiem,
czyli nauka Joona-sensei nie idzie w las!]

3. Nie pokazuj łapą…

W tym jednak przypadku nic mówić nie będziemy (tylko się ładnie uśmiechać), więc wskazywanie palcami jest jak najbardziej dozwolone. Że tak pozwolę sobie zanucić przebój Marka Grechuty „Ty, ty i tylko ty…”

Powtarzajmy za mistrzem!

I tradycyjnie kilka innych przykładów:

[tak to robi Yunho z DBSK]\

[a tak koreańska panienka]

[a tak T.O.P. z Big Bang (tak przy okazji, to są kluczyki od samochodu, czy pierścionek?)]

[G-Dragon z Big Bang nie chce czuć się gorszym]

[tu już moim zdaniem wygląda to tak, jakby się z kogos naśmiewały]

[i chciałbym i się wstydzę. Jang Geun Suk nie może się zdecydować,
na kogo powinien wskazać paluchem]

4. Łezki

Czy by wyglądać uroczo należy się ciągle uśmiechać? Oczywiście, że nie! Joon-sensei najlepiej przekonuje o tym, że i smutna minka może sprawić, byśmy wyglądali przesłodko. Czy ktoś oprze się pokusie przytulenia takiego smutnego szczeniaczka?

Jak to zrobić? Zmarszczyć brwi, wydąć dolną wargę (opcjonalnie ściągnąć buzię „w ciup” + chomiczki), przyłożyć palce wskazujące do policzków (imitują skapujące łezki), wyglądać jak przesłodkie siedem nieszczęść.


5. V-line

Pamiętacie post o literkach w kobiecym ciele? Nie? Uuu, to nie dobrze! Możecie go sobie odświeżyć tutaj. V-line bynajmniej nie jest zarezerwowana dla kobiet (no, przynajmniej ta, która dotyczy twarzy) i każdy może ją sobie na zdjęciu wyczarować, niezależnie, czy ma twarz pociągłą jak koń, kwadratową jak kuchenny stół, czy też okrągłą jak słonko. Wystarczy rozprostować dłonie, złączyć je nadgarstkami i odgiąć palce ku ziemi pod kątem 450, po czym przysunąć dłonie do twarzy, umiejscawiając brodę pomiędzy nimi.

Fachowa prezentacja poniżej:

Lekcję pierwszą możemy uznać za skończoną. Życzę przyjemnych ćwiczeń i owocnych prób! Pamiętajcie, że Joon-sensei zawsze tu dla Was jest i służy pomocą!
Naśladownictwo wyżej przedstawionych póz czynione jest na własną odpowiedzialność!
Całe szczęście, że współczesne aparaty nie mają już klisz…

P.S. Czy to szaleństwo w oczach Joona nie jest urocze?

Źródła:
skąd pochodzą gify z Joonem? Sama chciałabym wiedzieć. Nie pamiętam już, gdzie je znalazłam.

* nyan-nyan – to dźwięk, jaki wydają z siebie japońskie koty (tłum. miał-miał)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...